Nasze sprawy codzienne

Chyba powinnam pisanie o naszych sprawach zacząć od opatrzenia strony datą, ponieważ różne sprawy spotykają nas w różnych okresach. Tak więc zaczynam od tego, że 6 października 2o19r. czyli w niedzielę, po raz pierwszy podczas mszy prowadzonej przez nowego księdza nie było mowy o środkach materialnych. Ten ksiądz jest już u nas ze dwa miesiące i za każdym razem kazania były poświęcane mamonie i dzieleniu się nią. Tak więc tym razem poczułam się jak w Kościele, zwłaszcza, że to kazanie było ładne. Słuchało się z przyjemnością. Ksiądz nie powtarzał w kółko, że musimy być oddani w 100% Bogu i tylko Bogu. Nawet prawie święty ksiądz nie powinien być oddany w 100% Bogu, bo jakiś procent musi być dla ludzi. Ja na przykład w 100% oddaję się życiu normalnego człowieka. To nawoływanie do stuprocentowego oddawania się Bogu, nie wiem jak innych ale mnie zniechęcało do Kościoła, zwłaszcza, że księża niewielki procent siebie oddają Bogu.

W poniedziałek usłyszałam awanturę na moim korytarzu. Zaciekawiło mnie to ponieważ nasz korytarz jest cichutki, co najwyżej Zygmunt walnie drzwiami od czasu do czasu. A teraz słyszę krzyk Jadzi – odczepcie się ode mnie, do żadnego kardiologa nie pojadę. Po co ? Kardiolog opisze moją chorobę, wypisze leki i wszelkie zalecenia a wy tego nie przestrzegacie. Wczoraj wieczorem miała przyjść pielęgniarka z lekami i co, nie ma jej do dziś. To po co wizyty u kardiologa. Biedna opiekunka tłumaczyła się za nie swoje zaniedbania. Niestety, wszelkie zaniedbania to chleb powszedni w naszym Domu.

W środę przyszła do mnie Józia z uzasadnionymi uwagami. Otóż, Józia została pobita przez sąsiadkę ze swojego korytarza i to tak, że trafiła do szpitala, w prawdzie tylko po opatrunek ale mimo wszystko. Dyrekcja, na skargę Józi, odwróciła kota ogonem ( to stała metoda, wyuczona na blachę – wszystko co złe to z winy skarżącego ) – pani Józiu, z takimi jak Basia trzeba delikatnie a pani do niej zbyt ostro. No ludzie trzymajcie mnie – Baśka nocami chodzi po pokojach żądając papierosów ale my musimy do niej delikatnie. Nie jestem pierwsza poturbowana przez Baśkę – mówi Józia – Irena od spotkania z Baśką jeździ na wózku, a chodziła na własnych nogach. Dyrekcja nie wie jak postępować z psycholami a nas uczy. Po za tym, po powrocie ze szpitala zauważyłam u nas wiele niedociągnięć. W naszych pokojach, jak korytarze długie, wszędzie zapalone światła, w pokoju, w przedpokoju i w łazienkach. A ludzie śpią. Natomiast przed budynkiem ciemna noc. Przywieziono mnie karetką do DPSu – mówi Józia, przed budynkiem ciemno, nie ma wózków do przewiezienia chorych. Personel z karetki szukał wózka żeby mnie przewieźć niestety na darmo. Na korytarzu czekał na mnie mój syn oparty o poręcz i zasapany, a w okół ani jednego krzesła żeby usiąść. Pouczać innych potrafią a zorganizować porządnie pracę to już gorzej, umiejętności brak.

Dzień jak co dzień, zwykły dzień jak co dzień Drzwi trzasnęły, zamiauczał kot w ogrodzie … itd