Czyżby to była zima ?

Po miesiącu znów spadł śnieg, dokładnie 15 lutego o godzinie 8 rano, a więc wróciła zima, przynajmniej tak to wyglądało jak patrzyłam przez okno. Jak wychodziłam do atrium o godzinie 6. 20 śniegu nie było, było nawet w miarę ciepło. Wróciłam do pokoju o godzinie 7. 10 śniegu nie było, nie próbował nawet prószyć a o godzinie 8 zrobiło się biało, niestety już po 40 minutach przestał padać. No ale troszeczkę wybielił krajobraz, taką cieniutką warstewką ale jest.

Chociaż tyle radości, bo tak w ogóle to jestem przerażona tym co dzieje się na świecie i podejściem mocarstw na te wydarzenia. Mam wrażenie, że Tramp i Putin mają w perspektywie plany podziału świata między siebie, na razie zostawią w spokoju kraje azjatyckie ale jeśli po nich do rządów dojdą tacy jak oni sami to nic nie wiadomo. Wiadomo, że tego typu polityka zapowiada nie kończące się walki maluczkich o istnienie. Cóż może Ukraina bez pomocy Stanów Zjednoczonych, nic. może co najwyżej doprowadzić siebie do samozagłady, Jak zginie Ukraina to pierwszymi do rozszarpania przez Sowietów będziemy my – Polska, naród znienawidzony przez ruskich od wieków. A to wszystko przez wysokiej klasy politykę – tego nie wolno, tamtego nie wypada bo nie jesteśmy tacy jak oni. Rusek może przysyłać szpiegów, podpalać zakłady produkcyjne, zabijać ludzi, a nam nie wypada bo jesteśmy ponadto. My jako Unia, umiemy tylko pięknie mówić i to latami na jeden temat. A czas leci. Wydajemy ogromne sumy na zbrojenia, czyli, że tracimy grube pieniądze, Ukraina traci swoją piękną żyzną ziemię karmicielkę a nasi politycy pięknie ubrani, przy pięknie udekorowanych stołach, pięknie przelewają z pustego w próżne.

A u nas — W miniony czwartek obejrzeliśmy spektakl pt. – Kopciuszek inaczej -w reżyserii Natalki i Dorotki a w wykonaniu naszych mieszkańców. Jeśli umiałabym patrzeć wyłącznie jako widz na kompletnych amatorów i na dodatek staruszków, to powiedziałabym : brawo było pięknie. Ale niestety jak ja coś oglądam to widzę braki i one mnie rażą. Chociaż przyznam, że tym razem więcej było podziwu niż uwag. Był nawet zachwyt, nad panią która odegrała rolę macochy. Coś nadzwyczajnego. Dykcja super, siła głosu taka jaką wymagała i rola i miejsce występu, a interpretacja tekstu zachwycająca. Na spektakle do teatru kiedyś chodziło się dla danego aktora i tu u nas Pani Basia będzie taką aktorką na której występy będzie się chodziło. Szkoda, że tylko ona prezentuje taki wysoki poziom. Reszta to klasa średnia nauczona czytać tekst. Jasiu musiałby jeszcze nauczyć się wymowy scenicznej a Wiesia powinna przestać bać się mikrofonu, ma zbyt cichy głos żeby odwracać się od niego. No i te nieszczęsne, szeleszczące przy odwracaniu kartki z tekstem. Moja sugestia – konieczny stół ( dwa wąskie stoły z ogródka ) przykryty papierowym obrusem na którym każdy aktor miałby wypisany swój tekst. Albo tekst zwinięty w rulon leżący na stole, który odpowiednio można by było rozwijać, tak delikatnie żeby nie zwracało to uwagi widza. Ale co bym nie wymyślała czepiając się to warto było pójść na ten spektakl.

I to wszystko — NARA!!

Dzień świstaka

… to wierzenia Amerykanów w przepowiednie. Mają takiego swojego wybranka, nie wiem jak długo wysługują się nim, nadali mu imię Phil, wyciągają biedaka z nory czy mu się to podoba czy nie i obserwują czy świstak zobaczy swój cień. Robią to od dwudziestu lat. Przepowiednia sprawdza się w 35% tylko, a mimo to wierzą w nią. W tym roku biedaka wyciągnęli z nory 2 lutego i komisyjnie stwierdzili, że według przepowiedni Phila zima będzie trwała jeszcze 6 tygodni. Pewnie ta przepowiednia sprawdzi się jak nasze prognozy pogody, zwłaszcza te długoterminowe. Ale to już nie dotyczy nas – inny kontynent. U nich w tym roku zima popisała się na całego a u nas jeszcze nie. Wprawdzie 4 stycznia spadł śnieg i kilka dni poleżał, ale kiedy to było. Dzisiaj wyglądam przez okno a tam tak pięknie słoneczko świeci i zachęca do wyjścia na ” wiosenny ” spacer. To słońce z za szyby wygląda jak majowe nie lutowe. Mam już 84 lata to trochę pamiętam jak powinien wyglądać styczeń i luty. W swoich wierszykach bardzo lubiłam opisywać pogodę, one nie miały tytułów tylko opatrzone były datami. A styczeń z 2006 r. Wyglądał tak:

Tęgim mrozem styczeń ścisnął, takim groźnym aż złowieszczym i nie tylko pod nogami ale wszystko wokół trzeszczy, i t d.

Ten siarczysty mróz miał się dobrze jeszcze i w lutym i marzec był jeszcze skuty lodem. Taka prawdziwa zima i śnieżna i mroźna była w 2022r. i w 2024. Choć nie uwieczniłam jej w wierszyku jednak upamiętniłam już na swoim blogu. Rok 2007 nie miał się czym chwalić w te zimowe miesiące. Styczeń był taki jak i w tym roku – ni to jesień ni to wiosna. W styczniu nawet kwiatki zakwitły a w lutym były tylko zimowe incydenty. Tak pisałam o lutym 2007 r. : Różnie w tym roku w lutym bywało, było szaro i biało, było słońce i deszcz. Wszystko było, co tylko chcesz. Zimowe incydenty nas tylko straszyły – raz były, raz nie były. Niestety z pięknego słońca nie korzystałam ani w styczniu ani w lutym tego roku, a to ze względu na to nieszczęsne kolano. Wprawdzie od tygodnia już mnie nie boli, ale to jest kolano, pochodzę trochę dłużej i znów zacznie boleć. Jak tylko przypomnę jak można być udręczonym przez ból to wolę nigdzie nie chodzić i nie cierpieć. Utrwalam w ten sposób mój stan bezbolesny.

A u nas : słyszę na korytarzu przeraźliwy krzyk kobiety wołającej o pomoc. To woła Zosia, moje sąsiadka. Kto by pomyślał, że ma taką siłę w głosie ? Na korytarzu robi się rwetes. Opiekunka przerażona biegnie do Zosi, a tam jakiś pan bije jakąś panią, w telewizji i Zosia woła o pomoc ale dla tej biednej pani z jakiegoś serialu.

Przed zajęciami z logopedii skarży się do nas Ela – Nikt mi nie wierzy a ja cierpię. Te wstrętne pielęgniarki znów dają mi po 10 tabletek na raz a ja wiem, że tak nie można. Dzisiaj przyszły w nocy. Danusia powiedz czy można podawać leki w nocy – pyta Ela. Nie wiem z jakiego powodu i jakie leki przyjmujesz, także co do nocy to się nie wypowiem, ale jeśli chodzi o ilość tabletek to wierzę ci, przeprowadziłam wywiad i kilka osób ma ten sam problem. Tylko, psia mać, nie ma z tym problemu nasza służba zdrowia. Tym razem jedna z terapeutek obiecała Eli, że w jej sprawie zwróci się do Rzecznika Praw Pacjenta.

W piątek byłam na kolejnym zastrzyku w oko i w tym miejscu chcę pochwalić podejście pani doktor do nas czekających na zastrzyk. Jak przyszła moja kolej na pierwsze badanie ( są trzy badania przed zastrzykiem ) spytałam czy mogę trochę ponarzekać na ostatni zastrzyk, w odpowiedzi usłyszałam – może pani. Więc mówię, że był wyjątkowo bolesny i każdy kto wychodził po zastrzyku uskarżał się na to. Musiałam zostać ukłuta nie w to miejsce gdzie trzeba bo widziałam jak chlusnęła krew w oku. Później ta krew się skrzepła i ten skrzep męczył mnie przez tydzień. Dobrze, odpowiada pani doktor, podamy pani podwójne znieczulenie. Broń Boże, wówczas będę bardzo cierpiała w domu, jak znieczulenie będzie odchodziło, miałam tak po pierwszym zastrzyku. Co pani proponuje – pyta pani doktor – Więc odpowiadam – parę minut przed zastrzykiem podać znieczulenie i poczekać aż zacznie działać. Moja młodziutka pani doktor nie powiedziała nic tylko zaczęła mnie badać. Siedzimy już wszyscy przed salą operacyjną czekając kiedy zaczną nas kłuć, raptem wychodzi moja pani doktor i wszystkim 20 stu osobom podaje znieczulenie, na korytarzu. To miał być mój już dziesiąty zastrzyk i nigdy w ten sposób nie podawano znieczulenia. Jedna z pacjentek mówi na głos – kiedyś przyjmował nas pan doktor to padał nam znieczulenie w ten sposób. No i proszę, naszej młodziutkiej pani doktor korona z głowy nie spadła po cierpliwym wysłuchaniu pacjentki i zmiany w podejściu do nas.

I to już wszystko – NARA !!

Logopedia

Logopedia, na którą chodzę systematycznie, to moje pierwsze zajęcia stałe poza wszelkimi zajęciami sportowymi sprzed laty. Są to zajęcia na których muszę być skoncentrowana przez cały czas zajęć jeśli chcę osiągnąć oczekiwany efekt, czyli powstrzymanie szarych komórek przed degradacją. Czasem się to komuś udaje, czasem nie ale na pewno w jakimś stopniu proces starzenia się szarych komórek jest opóźniany. Pomimo, że jesteśmy skoncentrowani na sobie to widzimy starania w zapamiętywaniu u innych osób. Na jednych z zajęć wszyscy zwrócili uwagę na zachowanie Eli, uczestniczki zajęć. Ela ma problemy z wymową, i z zapamiętywaniem, ale jest logiczna. Ciężko jej jest tą logikę wykazać ale ona ją ma. Nagle zwróciła się do Natalki – osoby prowadzącej zajęcia – przepytaj mnie szybciej, póki jeszcze te cholerne leki nie działają bo jak zaczną działać to ja mam całkowity odlot, a mnie zaczyna brać ta farmacja. Za chwilę Ela zaczęła odlatywać. To był straszny widok, zrobiła się blada, oczy zaczęły wpadać w oczodoły i zaczęła się przewracać. Natalka szybko przerwała zajęcia i zajęła się Elą. Wcześniej jeszcze Ela powiedziała nam, że ona dostaje za dużo leków na raz, chyba z dziesięć, a szczególnie jeden lek jej wyraźnie szkodzi i poprosiła Natalkę żeby ona coś zrobiła z tymi jej lekami. Pomogłam Natalce wyprowadzić Elę z zajęć. Nawet nie wiedziałam, że Natalka natychmiast zajęła się sprawą Eli. Idę korytarzem zatroskana widokiem Eli i spotykam Kasię inną terapeutkę. Opowiadam jej o przeżyciach Eli a Kasia na to- to są skutki podawania dużej ilości leków na raz. Każdy medyk wie, że tak robić nie można. Między przyjęciem każdego leku musi być odpowiedni odstęp czasowy. Miałam taki przypadek na swoich zajęciach – mówi Kasia. I co zrobiłaś? A co ja mogę, my nie możemy wtrącać się do pracy innych działów. ( pewnie, przełożona nie pozwoliła wtrącać się w jej zakres obowiązków, bo widać jak na dłoni, że jest źle zarządzany jej resort, nie widzi tego tylko p. dyrektor, po za tym każdy). Na drugi dzień, na zajęciach z logopedii Ela jest pełna życia. Tylko weszłam i powiedziałam dzień dobry, ona na cały głos krzyknęła – Danusiu chodź tu do mnie muszę cię uściskać, ( Ela jest osobą bardzo słabo widzącą ). Tak więc uściskałyśmy się i z wielkim zainteresowaniem zaczęłam obserwować Elę. Brała czynny udział w zajęciach, była w miarę skoncentrowana; to była nie ta Ela co wczoraj. Pytam Natalkę, czy coś zrobiła z tą ordynacją leków Eli, bo to jest zupełnie inny człowiek? Natalka odpowiedziała krótko – tak, porozmawiałam z kim trzeba. Czyli, że można wtrącić się w pracę innych działów; a moim zdaniem to nawet trzeba. Na każdych zajęciach trzeba bacznie obserwować zachowania nas wszystkich i pomagać. Żeby Natalka nie zainteresowała się Elą bardzo szybko byłaby z niej roślinka. Mieszkańcy to widzą, że osoby przeniesione na oddział z chorobami starczymi szybko stają się roślinkami. Moim zdaniem to dlatego, że nikt nie interesuje się jak na poszczególny organizm działają leki. Lekarz zaordynował to musisz je brać. Jeśli przesypiasz pół dnia to i dobrze przynajmniej jest święty spokój. Służba zdrowia nie będzie przecież co 15 minut biegała do pacjenta bo on ma dużo leków do przyjęcia, przyjmie na raz wszystkie i jest święty spokój. I tak dla świętego spokoju zatruwa się podopiecznych, niszczy się żołądek, jelita. Jeden lek niweluje działanie drugiego, nasilają się skutki uboczne, następuje zaostrzenie choroby i hamowanie metabolizmu. Umysły tępieją i my najchętniej byśmy spali bo i tak nie wiemy co się dzieje w okół nas. Zamiast ganiać po pokojach nie wiadomo po co, nasza służba zdrowia powinna znaleźć czas na obserwację chorego po zaordynowaniu nowych leków. Zobaczyć jak leki są tolerowane przez organizm. Sprawdzić czy oby na pewno podawane są te leki które lekarz przepisał; a to dlatego, że i apteka stosuje samowolkę w zamiennikach. Jestem tego żywym przykładem. Po stosowaniu zamienników bez uzgodnienia z pacjentem natychmiast poznaję, że została zamieniona apteka. Pilnuję wszystkiego sama, dlatego póki mogę to muszę stać na straży każdej mojej szarej komórki i do tego potrzebna mi jest logopedia. Logopedia to najlepsze zajęcia dla powstrzymania resztek naszego rozumu. Przez całą godzinę jesteśmy wszyscy skoncentrowani, nastawieni na intensywne myślenie z zapamiętywaniem tego co mówią inni, bo wiemy, że za chwilę będziemy musieli powtórzyć to co inni mówili. Tę koncentrację przerywają co jakiś czas salwy śmiechu, wybuchy śmiechu takiego spod serca. Są to najlepsze zajęcia na wszelkie dolegliwości umysłowe i na naszą sfatygowaną logikę i na stany depresyjne.

I to wszystko NARA !!

Burza komentarzy,

które zawsze mnie cieszą nawet jeśli wyrażają się o mnie źle. Komentarze dotyczą poprzedniego wpisu. Napisał do mnie ktoś z wierchuszki naszego DPSu, nawet ośmielając się podpisać jako Dps. Skąd wiem? A no stąd, że tego kogoś zabolało tylko jedno słowo w moim wpisie. – won. W sumie pewnie nie zabolało ale dało możliwość popsioczenia na mnie. Czyli, że osoba ta czytała bez zrozumienia albo była współtwórcą tego absurdalnego zarządzenia. Na temat tego wpisu miałam 18 komentarzy i wszystkich przeraziło zarządzenie dyrekcji a nie jedno słowo nawet najgorsze, nękanej przez trzy noce staruszki. Inni zauważyli, że przeprosiłam i rozumieli moją wściekłość, a ten ktoś najchętniej pozbyłby się mnie z tego Domu, ze względu na brak klasy. Nigdy nie pretendowałam do osoby z klasą, raczej w drugą stronę. W tym Domu są już tylko trzy osoby które chętnie pozbyłyby się mnie. Proponuję sprawdzenie swojej klasy kiedy ułoży się pani do snu, nie podczas dyżuru tylko na odpoczynek, a ktoś uparcie będzie budził panią co półtorej godziny. Nie budziły się tylko osoby którym aplikujecie końskie dawki tabletek na sen. A może to była nieudana próba powrotu do starych ” dobrych czasów ” kiedy to nocny ” patrol ” w osobach trzech zaufanych pielęgniarek sprawdzał siłę działania tabletek a potem okradał. (Opisywałam to na blogu ). Na szczęście z tych trzech pielęgniarek została już tylko jedna uniżenie posłuszna przełożonej.

A oto treść komentarza o którym mowa – cytuję: Cóż za brak klasy, widać jak nie ma pani szacunku do ludzi ( do ciężko pracujących ludzi to wy nie macie szacunku ). Co oni są winni żeby krzyczeć do nich won? ( faktycznie to won powinno być skierowane do kogoś innego )Może niech pani zrobi won z Dpsu jak tak pani nie pasuje. Koniec cytatu. Zdania w nawiasie są ode mnie. Osoba pisząca ten komentarz pewnie od lat marzy żeby się mnie pozbyć, dopiero byłby raj. Jak przeczytałam ten komentarz innym to usłyszałam wręcz kabaretową odzywkę – no popatrz nie poznała się na twojej znajomości języków obcych. A to won to samoobrona ubezwłasnowolnionej przez was kobiety. Tak jak ja wściekłych ludzi w tym czasie były dziesiątki ale tylko ja wyraziłam swoją wściekłość na piśmie inni stawali oko w oko, a jeszcze inni nie mieli odwagi albo możliwości wypowiedzenia się. Najrozsądniej postąpiła Basia – zaraz po pierwszym przebudzeniu ruszyła trzy piętra wyżej i zażyczyła opisania swojej wściekłości w raporcie dyżurów i miała święty spokój. Nikt z dyżurujących w tych nieszczęsnych nocach nie miał pretensji do wściekłych podopiecznych, wręcz odwrotnie wiedzieli, że ta wściekłość zmusi kierownictwo do zmiany stanowiska. Może wreszcie wierchuszka zrozumie, iż podjęcie każdej decyzji wymaga przemyślenia. Kobiety ,wy naprawdę musicie swoje myślenie podsunąć do przemyśleń mądrzejszym np. do rozważenia przez Samorząd Mieszkańców. Boicie się tego Samorządu jak diabeł święconej wody, a wasza praca wymaga nadzoru. Popełniacie za dużo błędów.

I to już wszystko – NARA !!

Szanownej odbiło !

W ubiegły czwartek, jak zwykle położyłam się spać o godzinie 21,30. Ponieważ robię tak niezmiennie od lat to mój organizm jest przyzwyczajony do spania zawsze w tych samych godzinach i do budzenia się w tym samym czasie, dlatego wstaję radosna i cieszy mnie wszystko zwłaszcza jak wyjdę o świcie z domu. Ten mój radosny rytuał ośmielili się popsuć pracownicy nocnej zmiany naszego DPSu budząc mnie co dwie godziny przez całą noc. W sumie nie budząc bo jak raz i drugi zostałam rozbudzona to już za trzecim razem nawet nie zdążyłam usnąć. Najpierw myślałam, że to pewnie nowi pracownicy i mylą im się pokoje. Nasz labirynt korytarzy każdej nowej osobie przysparza kłopoty. Później przyszło mi do głowy, że to jakaś złośliwość, widać było, że to celowe działanie, tak więc jak po raz trzeci ktoś wtargnął do mojego pokoju ( osoby nigdy nie widziałam bo zawsze byłam odwrócona do ściany ) to już nie byłam miła, tylko wrzasnęłam – won !! Teraz przepraszam ale jak widzicie staruchów budzić w nocy nie można. Przecież to była godzina 2 w nocy. Jak po raz czwarty ktoś wszedł i jeszcze bezczelnie spytał mnie o samopoczucie o godzinie 3,30 w nocy to posłałam ostrą wiązankę. Jakbym miała tę osobę na widoku w linii prostej to cisnęłabym w nią czym by się dało. Czułam się jak więźniarka pod ścisłym nadzorem, do której celi klawisz wchodzi co 2 godziny. w ramach tortur. Rano usiłowałam życie swoje postawić na właściwe tory, czyli wstać jak zwykle o godzinie 4,30 i robić wszystko jak zwykle. Robiłam , ale bez życia. Ledwie się ruszałam, w głowie mi się kręciło, każdy ruch sprawiał mi ból. W tym dniu zrezygnowałam z gimnastyki, nie miałam siły. Zrezygnowałam z zajęć wszelkich. Byłam nie miła do każdego. Wyprosiłam księdza ze swojego pokoju; nie wiedziałam po co on do mnie przyszedł – a to była Kolęda. Pół przytomna dotrwałam do godziny 11 i padłam. Zasnęłam. Po przebudzeniu i rozmowie z pracownikami dowiedziałam się, że to nachodzenie mnie w nocy to zarządzenie p. dyrektor. Tak podobno ma być każdej nocy i u wszystkich. Zarządzenie osoby udającej na każdym kroku, że jest pełna empatii, że najbardziej zależy jej na dobru jej podopiecznych. Pierwsza moja myśl – to ” starej” odbiło. Sama nie może spać to i nam nie daje. Coś jej się poprzestawiało w głowie. Jak można ludziom, swoim podopiecznym przewrócić życie do góry nogami.Niech sama zacznie spać w dzień a pracować w nocy. To zarządzenie to ogołocenie nas z resztek godności – ona jest dyrektorem i ona może wszystko. Jak trochę się uspokoiłam to pomyślałam sobie, że na pewno wystarczy przykleić kartkę do drzwi z prośbą o nie wchodzenie do mojego pokoju w nocy i będzie po sprawie. Napisałam – w godzinach od 21.30 do 4.30 usiłuję spać proszę więc nie zakłócać mi spokoju składaniem wizyt. Wizytowanie nas co 2 godziny w nocy to zwykłe nękanie. Byłam pewna, że noc będę miała spokojną. Niestety łaziki bezustannie łaziły po pokojach. Co im to daje? Jeśli sprawdzają czy żyjemy to mogą to zrobić w bardziej przyzwoitym czasie nie gnębiąc żywych. Jeśli będziemy potrzebowali pomocy to o nią poprosimy, wystarczy, żeby zawsze ktoś był w pokoju gdzie odzywają się dzwonki alarmowe. A może moja prośba była napisana zbyt okrężnie, napiszę kategorycznie i wprost na pewno poskutkuje. Niestety nie poskutkowało. Poczułam się jak osoba ubezwłasnowolniona – mogę sobie prosić do woli a oni zrobią ze mną co zechcą. W naszym Domu od zawsze ludzie czują się ubezwłasnowolnieni. Na każdym kroku robi się z nas durniów, Dziwię się, że po trzech nocach bezsenności nikogo nie pobiłam, widocznie jeszcze jakaś ogłada we mnie jest. W niedzielę rano jak opiekunka zobaczyła mnie taką wyplutą, postanowiła zadziałać i moje żądania opisała w raporcie dziennym. Poskutkowało ! Spałam spokojnie i w dzień i w nocy. W poniedziałek samopoczucie cudne, wróciłam do żywych. Tak więc jak poszłam do p. dyrektor to już nie w bojowym nastroju. Powiedziałam tylko, że przyszłam ze skargą na pani Zarządzenie dotyczące wizytowania nas nocą. Pani dyrektor winę zwaliła na osoby dyżurujące w nocy, na zasadzie, że nie zrozumiały intencji. Zrobiła to bardzo miło. To była taka zwyczajowa kpina, zawsze wszystkie nasze skargi są po prostu lekceważone. Pomyślałam sobie – no pewnie, że nie przyznasz się do błędu, dyrektorzy się nie mylą i zawsze mają kogoś do bicia. Tak się składa, że znam osoby z nocnej zmiany to inteligentni ludzie a tym razem posłużyli pani dyrektor jako worki treningowe. Kto inny wydał bezmyślne zarządzenie a kto inny obrywa cięgi ze wszystkich stron.

Jak się tak ludzi przeczołga to normalność zaczyna cieszyć. Mnie w tej chwili cieszy fakt, że mogę spokojnie spać w nocy, że gestapo nie chodzi. Wczoraj na korytarzu spotykam pokojową pchającą nasz wielki, obładowany posiłkami wózek barowy, mówię do niej – współczuję, taki ciężar, a ona na to – pani Danusiu ale jest winda. Czyli, że po za pchaniem wózka już odpadło zdejmowanie wszystkich gorących garów w połowie drogi, po to żeby je znów ustawiać na wózku. No i czyż nie radość. Niestety nie ma w naszej dyrekcji mądrej i odpowiedzialnej osoby. Jedna wyda bezmyślne zarządzenie a reszta kierownictwa nie ośmieli się powiedzieć, że tak nie można, to jest bezrozumne zarządzenie. Ludzie więcej odwagi może wytykając błędy wyprostujecie rozum. Niestety ja na każdym kroku widzę bezmyślne zarządzanie naszym Domem.

P.S. Bardzo dziękuję Ani za wpis na blogu. Po napisaniu określeń jakich ja używam w stosunku do ciebie to już wiem o kogo chodzi. Tak więc ściskam cię serdecznie ( tak, że aż czuję twój piękny zapach ) dziękując za pamięć. Ale coś długo już ciebie nie widziałam. Co się dzieje?

To już wszystko – NARA !!

Ogałacanie…

to słowo usłyszałam w bardzo ładnym kontekście, wypowiedziane przez babcię mieszkającą na plebanii u Ojca Mateusza, oczywiście w serialu telewizyjnym. Powiedziała ona mniej więcej – starość, to życie ogołocone z jakiejkolwiek dramaturgii .Człowiek w podeszłym wieku jest z czegoś ogałacany codziennie i sukcesywnie. Życie go ogałaca ale i on sam siebie również ogałaca z dramaturgii życia przesypiając pół dnia tak jak ja teraz i nie tylko ja, z kimkolwiek z naszych mieszkańców porozmawiam każdy co najmniej kilka godzin dziennych przesypia. Po przebudzeniu długo nie wiesz o co chodzi jesteś wyzuty z wszelkich zainteresowań, coś tam zrobisz od niechcenia albo z przymusu i znów zasypiasz. Jak do tej pory kurczowo trzymam się tylko jednej rzeczy – swojej porannej rozgrzewki skoro świt. Słyszę dookoła – zazdroszczę ci tego samozaparcia. Fakt, mam w sobie taką potężną poranną siłę która mnie goni do wyjścia z domu. Tak jak kiedyś do pracy tak teraz na soją gimnastykę. Poranki u mnie zawsze były leniwe dlatego wstaję bardzo wcześnie żeby się nie spieszyć. O godzinie 4,30 już ćwiczę w łóżku nogi, żeby się ruszały jak już wstanę. Do 5,30 to to ,to tamto i prysznic, kawka i wyjście z domu. Jak tylko znajdę się na świeżym powietrzu ogarnia mnie nieprawdopodobne szczęście. Cieszę się wszystkim co widzę i słyszę i z radością najpierw rozmawiam z Bozią a później ćwiczę cała szczęśliwa. Wracam do domu i jak przystało na kobietę ( jeszcze ) biorę w ręce lustro. Nie wiem po co ale idąc na śniadanie lubię ładnie wyglądać. Z reszty dnia jestem już ogołocona. Nie tylko ogołociłam się z chęci do czegokolwiek ale i z szarych komórek. Dzisiaj bardzo wyraźnie dał mi się we znaki Alzheimer . Leżąc na łóżku, tak pół na pół drzemiąc i oglądając telewizję usłyszałam słowo – wielbłąd, trochę czasu upłynęło zanim skojarzyłam, ze to jest zwierzę ale wyobrazić go sobie nie mogłam. Nie wiedziałam jak wygląda wielbłąd. Szczerze się przeraziłam i postanowiłam zmierzyć się z panem Alzheimerem i ze swoim lenistwem również. U lekarza poprosiłam o zabiegi na wzmocnienie kręgosłupa a u pań terapeutek o możliwość korzystania z logopedii. Ratuj się kto może, bo tak jak jest to być nie może.

W piątek 3 stycznia byłam w szpitalu na okulistyce. Czekając na zastrzyk siedzimy tam kilka godzin przerywanych różnymi badaniami. Na przeciw mnie siedział pan, który bez przerwy usypiał. Na wezwanie lekarza wstał, podreptał na badanie, wrócił i spał. Wszyscy się ożywiają jak już wchodzimy do pomieszczenia przed salą operacyjną; przebieramy się i rozmawiamy. Wchodzimy do tego pomieszczenia trójkami, byłam właśnie razem z owym panem więc zaczęłam go wypytywać o to i owo; myślałam, że jak spytam ile ma lat to usłyszę wiek około setki a on jest ode mnie starszy zaledwie o półtora roku. Zobaczyłam siebie taką za półtora roku i struchlałam – muszę przestać się ogołacać sama z siebie. Człowiek ogołocony ze wszystkiego jest straszny, to połamany we wszystkie strony korpus, zasypiający gdzie się da. Pomyślałam sobie – jeśli możesz coś z tym zrobić to rób póki nie jest za późno. Ćwiczyć kręgosłup będę do skutku aż odstawię chodzik, myślę, że się uda, a od dnia babci – to taka symbolika – odstawię całkowicie słodycze; muszę zrzucić parę kilogramów inaczej jeszcze trochę i nie uniosę siebie.

Na logopedii byłam już trzy razy, bardzo mi się te zajęcia podobają. Sądziłam, że na tego typu zajęcia chodzą ludzie którzy mają złą wymowę a okazuje się, że są to ćwiczenia na logiczne myślenie, skojarzenia i zapamiętywanie, a że jest na nich wesoło to chodzę i będę chodziła z przyjemnością aż będę pewna, że przygoda z wielbłądem to był incydent. Trochę bieganiny teraz mam to i mniej śpię. Po logopedii, która jest codziennie, mam indywidualne ćwiczenia kręgosłupa a po nich zabiegi na fizykoterapii również na wzmocnienie kręgosłupa. Mam nadzieję, że z wiosną zacznę znów sama wychodzić do miasta. Żeby tak jeszcze to cholerne kolano dało mi żyć.

PS. po moich wpisach o złym zakwaterowywaniu pensjonariuszy przez siostrę przełożoną, znów błąd został naprawiony, i druga pani o której pisałam, została przeniesiona a do nas przyszła już trzecia osoba na ten nieszczęsny pokój. Jeszcze nie wiem kto to taki, nie widziałam, ale już poszła plotka, że na tą panią również narzekam. Nie prawda, tej pani jak dotąd jeszcze nie widziałam i nie słyszałam, a plotkary już rozsyłają wici, że to niby narzekam na jej krzyki. Trochę to dziwne bo już po raz drugi dowiedziałam się, że plotkary autoryzują swoje plotki mówiąc, że słyszały to ode mnie, czy jestem dla nich autorytetem czy chcą podkopać moją wiarygodność? Jak dowiem się kto rozsiewa te plotki to nie podkopię a nakopię i to ostro.

I to byłoby na tyle, za tydzień napiszę o beznadziejnym zarządzeniu naszej p. dyrektor, które świadczy, że szanowna ma nas za nic udając troskę. NARA !!

Mamy nową windę !

To najlepszy prezent świąteczno – noworoczny jaki mogliśmy dostać i mieszkańcy i pracownicy. Wszystkim nam ulżyło w codzienności. Ja ze swoim chorym kolanem musiałam robić kilometry i to tylko na terenie budynku; teraz nowiutka, luksusowa winda jest bliziutko mojego pokoju i automatycznie mam teraz wszędzie blisko. Po za windą mieliśmy i inne upominki, wprawdzie skromniutkie ale takie od Mikołaja. W Sylwestra wystąpił dla nas chór APASJONATA , jest to zespół znany nam, występował u nas wielokrotnie i zawsze słuchamy go z zachwytem. Głosy piękne, czyste, dźwięczne i śpiewanie bardzo żywiołowe a to dzięki Pani Dyrygent która mnie zadziwia swoją energią. Nie wiem czy chórzyści zaśpiewali by tak porywająco pod inną batutą. Mogliby dodać do swojego repertuaru kilka piosenek z repertuaru sylwestrowego, czyli utworów do tańca, no ale trudno było to co było i to naprawdę pięknie wykonane.

A po za tym muszę zaznaczyć, że uwagi jakie poruszam na swoim blogu dotyczące pracy w naszym DPSie są brane pod uwagę i wcześniej czy później błędy są naprawiane. Tak stało się z moją sąsiadką, która według mnie powinna była być zakwaterowana na ” medyku ” ze względu na swoją chorobę i owa Pani już tam mieszka. Nie wiem czy pisząc o tym automatycznie włączam myślenie siostry przełożonej, czy zmuszam ją do myślenia, ale sprawa jest załatwiona i to jest ważne. Powyższe zdania pisałam wczoraj, dzisiaj miałam okazję poznać nową panią która wprowadziła się do nas – niestety zamiana nieudana. Po pierwszej rozmowie już wiedziałam, że będą jeszcze większe kłopoty niż z poprzednią mieszkanką. Otóż, wychodzę o godzinie 6, 20 do atrium na swoją codzienną gimnastykę i na korytarzu spotykam naszą nową sąsiadkę, witam ją i się przedstawiam pytając dokąd tak z samego rana, a ona odpowiada, że idzie do domu i niesie dla swojej mamusi byty, żeby mogła wyjść z domu. W ręce trzyma obuwie. Moje tłumaczenia nic nie pomogły, a nawet zirytowały panią. Wyszła z pokoju druga pani i mówi mi, że też próbowała tłumaczyć i nic to nie daje. Ostrzegam, będą problemy typu – zginęło mi, bo ona wynosząc z pokoju swoje rzeczy wyrzuca je do kosza. Tak więc siostra przełożona nie pofatygowała się żeby z tą osobą porozmawiać, zorientować się co i jak tylko na ślepo przydzieliła pokój. Droga siostro przełożona ty już nie pracujesz tylko odwalasz lipę za którą bierzesz grube pieniądze.

Ludzie do mnie piszą, a wśród dziesiątek komentarzy, reklam i życzeń znalazły się życzenia od Ani, za które bardzo dziękuję i życzę również : zdrówka, miłości, dostatku i radości. Napisałam, że te życzenia znalazły się to dlatego, że przez dziesiątki komentarzy przekopuję się codziennie i uważam żeby nie przeoczyć wpisu w języku polskim. Każdy wpis w języku polskim sprawia mi radość, ale tak się złożyło, że przeoczyłam jeden z wpisów tym razem z gratulacjami, które przeczytałam i niestety z rozpędu wrzuciłam do kosza a kosz jak zwykle natychmiast opróżniam. Treść zapamiętałam a nadawcy niestety nie. Wiem tylko, że był to przystojny pan około czterdziestki – to wywnioskowałam ze zdjęcia. Dziękuję bardzo za miłe słowa i życzę radości w życiu.

Kończę i natychmiast opublikuję, czyli w czwartek, ponieważ w piątek od rana muszę być w szpitalu na zastrzyku w oko, a w sobotę będę taka trochę niepewna. Tak więc do miłego – NARA !!

Radości wigilijne…

Było mi bardzo miło jak idąc do stołówki usłyszałam od jednej z pań, że chciałaby przy stole wigilijnym siedzieć obok mnie; tak więc pan Karol który wiózł ową panią na wózku zatroszczył się żebyśmy siedziały obok siebie zgodnie z jej życzeniem. Siadając już na swoje miejsce od innej pani usłyszałam – jak się cieszę, że mam panią obok siebie. Pewnie dziwi was, że o tym piszę. Kochani ja przez ponad 10 lat byłam gnębiona w tym Domu, były też maltretowane psychicznie osoby które ze mną zamieniły choćby słowo. Ludzie uciekali przede mną bo chcieli żyć normalnie. Współczuli mi i przepraszali za swoje zachowanie się ale chcieli mieć święty spokój. Już od dawna mam spokój psychiczny ale dopiero teraz w Wigilię 2024 r. odczułam radość z tego powodu. Z zasady dzień Wigilii to powinny być same radości – stołówka pięknie udekorowana, stoły zastawione, ludzie piękni jak żadnego dnia w roku – i wyobraźcie sobie tę radość psuje ksiądz; zaczyna swoje słowo wigilijne od historii Narodzenia Pańskiego a kończy modlitwą za zmarłych – Wieczny odpoczynek. Konkretnie prosi o tę modlitwę za swoją mamusię. Szanowna mamusia zmarła dwa tygodnie temu, nikt tej mamusi nie widział na oczy, kościół przez kilkadziesiąt niedziel modlił się za jej zdrowie przed operacją, w czasie trwania operacji, po operacji o powrót do zdrowia, modlił się również i po śmierci mamusi. Dodam jeszcze, że modliliśmy się podczas mszy i za brata księdza i za ciocię. Nic nie pomogło. Jestem pewna, że Pan Bóg ma po dziurki w nosie tę żebraninę naszego księdza. Ile można zmuszać swoich wiernych o modlitwy za swoje osobiste sprawy. Ksiądz oczywiście powie, że nie zmuszał tylko prosił. Niestety ksiądz ukształtował już myślenie swoich wiernych, dla których księdza prośba jest wręcz rozkazem. Przy naszym stole znalazła się osoba która uważała, że cokolwiek ksiądz powie to już jest święte, a przecież dzisiaj są z nami sami wierzący – dokończyła. Powiedziałam, że się z tym nie zgadzam; na kolacji wigilijnej są po prostu wszyscy mieszkańcy naszego Domu i nie należałoby zaburzać porządku narodzin ze śmiercią. Jeśli ktoś jest niewierzący to nie powinno go być tutaj – krzyknęła Felicja. Moim zdaniem ksiądz jest niewierzący, bo jeśli by wierzył to cieszyłby się, że jego ukochana mamusia jest już pod opieką wszystkich świętych. Księdza rodzina to powinien być Kościół. Według ciebie Fela to nasi mieszkańcy ci niewierzący mają mieć głodówkę bo dzisiaj ucztują tylko chrześcijanie? Wstydź się, ty nie reprezentujesz chrześcijan tylko kołtunerię. I o dziwo za chwilę zapanowała zgoda. Podszedł do nas sam ksiądz i zaczął swoje ” gorzkie żale „. Powiedziałam mu, że jest po prostu maminsynkiem. Nie chciałam przedłużać tej rozmowy ale dla mnie ciągły płacz po mamusi to jest brak wiary. Ksiądz powinien z radością i ufnością oddać swoją miłość Bogu a nie ciągle opłakiwać stratę . W końcu wszystko co ksiądz ma powinien ofiarować Bogu i to z radością. Moim zdaniem – wyszło szydło z worka, wcale nie wiara tylko dostatnie życie zachęca młodych do założenia sutanny. Kler co innego głosi a co innego robi, dlatego na ogół ludzie mówią, że owszem w Boga wierzą ale nie w księży. Dlatego mimo wiary do kościoła nie chodzą.

Na pewno nikt nie zwrócił uwagi księdzu, że ten „wieczny odpoczynek” był nie na miejscu. Wytykanie błędów to moja specjalność. Wszyscy, jak jeden mąż tylko chwalą wszystko i wszystkich, ale to tylko w oczy, po za nie to już gorzej. Wytknę jeszcze jeden błąd – brak jakiejkolwiek informacji o Wieczerzy Wigilijnej. Jak mnie ludzie zaczęli wypytywać – o której Wigilia? Już chciałam odpowiedzieć, że jak zwykle w porze obiadowej, ale się zreflektowałam, że może być różnie a na tablicy ogłoszeń powinno być zaproszenie w postaci afisza informującego. A zatem brak dokładności w wykonywaniu obowiązków to specjalność pracowników naszego Domu, nadzorowi tychże pracowników również brakuje staranności w wykonywaniu prac.

Za trzy dni Nowy Rok a więc wszystkiego co dla was najlepsze życzy prababcia – NARA !!

Odpowiedź na komentarz.

Napisała do mnie osoba podpisująca się ” Ja ” pisząc, cytuję – za te pieniądze które oferuje DPS pracownikom to nikt chcący się zaangażować nie przyjdzie do pracy. Na pewno mowa tu jest o najtrudniejszych zawodach w Domach Opieki czyli o opiekunach i pokojowych, ponieważ ci ludzie ściśle współpracują ze sobą i pomagają sobie na wzajem. Ja jako ja prababcia mieszkająca od lat w DPSie zaobserwowałam coś wręcz odwrotnego. Nie mogę się nadziwić, że do tak ciężkiej i niewdzięcznej pracy przychodzą młodzi piękni ludzie i oddają się tej pracy bez reszty. Sama poranna toaleta dla kilkudziesięciu osób to jest coś niewyobrażalnego : zmienić pampersy, a często i całą pościel, umyć a nawet wykąpać podopiecznego, uczesać, ostrzyc, obciąć paznokcie, posprzątać po tym wszystkim i jechać po śniadanie. Śniadanie rozwieźć, podać a często i nakarmić. Pozbierać naczynia i zawieźć do kuchni. Następnie zająć się podopiecznymi zawożąc ich na różne zajęcia, na zabiegi czy ćwiczenia. Jedni pracownicy zawożą i odwożą z zajęć i inni jadą z podopiecznymi na konsultacje do lekarzy specjalistów. Z tym wszystkim trzeba się uporać do godziny 12 bo po tej godzinie trzeba brać się za rozwiezienie i podanie obiadu i ewentualnie karmienie. Po zjedzeniu obiadu przez podopiecznego, trzeba ogarnąć jego pokój żeby zostawić dla drugiej zmiany jako taki porządek, pozbierać z całego rewiru naczynia i odwieźć do kuchni. Podopiecznych którzy jeżdżą na wózkach i korzystają ze stołówki trzeba zawieźć i przywieźć do stołówki i to na każdy posiłek. Jak są jakieś imprezy to nie kto inny jak opiekunowie i pokojowe zawożą i przywożą całe tłumy podopiecznych. I to wszystko jakoś im wychodzi jak są czynne windy, jak którakolwiek z wind jest zepsuta to zaczyna się istny koszmar. Mam ten koszmar nagrany i opisałam go we wpisie – Zaduszki akapit drugi zaczynający się od słów -a co słychać u nas. Mam też ten koszmar sfilmowany z innego dnia. Ten kołowrotek zaczynają punkt 6 rano a kończą o 14, oo O godzinie 14 wchodzi w ten kołowrotek druga zmiana, która nie ma aż tyle zajęć ale i jest ich o połowę mniej. Ci ludzie na nasze słowa współczucia tylko się uśmiechają, żadna z tych osób nie narzeka. 50 % z nich pracuje u nas po 20 i 30 lat. Czasem wydaje mi się, że ci ludzie są z innej gliny, dlatego powinno się ich szanować i podziwiać za ich oddanie. Zwłaszcza powinni być doceniani przez Dyrekcję. Pani dyrektor powinna się troszczyć o ich wynagrodzenia za pracę a siostra przełożona powinna myśleć przy podziale obowiązków dla tych ludzi. Czasami myślę, że ci ludzie nie mają zakresu obowiązków tylko są takimi koszami do których wszystko się wrzuca bez przeanalizowania czy jeszcze i to udźwigną. Nie wiem skąd oni biorą czas, np. teraz przed świętami udekorowali 150 drzwi i ze 20 choinek. Pracą osób o których mowa zarządza siostra przełożona a ona jak zwykle myśli wyłącznie o sobie. Oto przykład z innej beczki – niedawno chwaliłam, że wreszcie mamy tanią aptekę. Czy ktoś myślący o podopiecznych zmieniałby aptekę na droższą – NIE, takie rzeczy robi tylko nasza siostra przełożona . Dlaczego to robi nie muszę nikomu tłumaczyć – przychodząc do apteki z propozycją korzystania z niej z tak liczną i chorą klientelą oferent zostaje obsypany prezentami. Chyba gra jest warta świeczki skoro apteki są tak często zmieniane. Z tym problemem będę musiała się udać do Wydziału Zdrowia i Opieki Społecznej żeby zajęto się problemem aptek we wszystkich DPSach. Mam nadzieję, że już skończyły się niechlubne znajomości naszej siostry. Teraźniejsze znajomości i znajomości z czasów mojej młodości to niebo i ziemia. Obecne znajomości polegają na śmiałym dawaniu ” prezentów ” w zamian za załatwienie sprawy; a za moich czasów nikt nawet nie pomyślał, że to ma być coś za coś.

Dzisiaj już bolą mi ręce, musiałam ponad 300 komentarzy wrzucić do kosza, każdy komentarz osobno bo może wśród nich być komentarz napisany w języku polskim. Nie mogę zrozumieć po co wysyłają do mnie różne reklamy, skoro ani jednej nie umieściłam na blogu. Po co zapraszają mnie do Stanów Zjednoczonych czy Rosji, skoro wiedzą, że jestem staruszką w Domu Opieki. Tym wszystkim zajmują się chyba automaty nie ludzie.

Tylko patrzeć i już będą święta a zatem – niechaj Gwiazda Betlejemska radość w sercach wzbudzi. Niech strzeże miłości, dostatku i zdrowia. Niech blaskiem swym grzeje, nadzieją niech łudzi i niesie życzliwość od ludzi do ludzi.

Z życzliwością i miłością Prababcia 102 NARA !!

Dostojna obojętność…

… takich słów użył Radosław Sikorski – szef MSZ odpowiadając na pytanie dziennikarzy – jak przyjął wiadomość o zamknięciu Polskiego Konsulatu w Petersburgu. Spodziewaliśmy się tego i przyjęliśmy tę wiadomość z dostojną obojętnością – powiedział. Pięknie wybrzmiały te słowa w ustach Ministra Sikorskiego. Tylko prawdziwy dyplomata mógł użyć takich pięknych połączeń. Te słowa podkreśliły wyższość naszej dyplomacji i podniesienie do wyższej rangi naszego narodu. Po tych słowach nawet ja poczułam się dostojnie.

Nawiązując do powyższych słów, przypomniał mi się gest Kozakiewicza, to dlatego, że właśnie oglądałam film o naszym mistrzu. Napisałam o naszym, choć pod koniec kariery już nie był nasz. Władysław Kozakiewicz – lekkoatleta, tyczkarz, wieloboista. Złoty medalista olimpijski w skoku o tyczce – Moskwa 1980 r. To legenda polskiego sportu. Gest Kozakiewicza to obraźliwy gest przesłany ruskim za ich zachowanie się na stadionie wobec naszego idola sportu. Stadion pełen ruskich kibiców, przyzwyczajony, że zawsze na każdych zawodach wygrywają Rosjanie, nie mógł pogodzić się, że każdy skok Polaka to skok mistrzowski, gwizdom nie było końca, a nasz mistrz pomimo to skakał coraz wyżej, a ostatni trzeci skok zakończył gestem – chcecie żebym przegrał, a takiego wała jak Polska cała. Ambasador rosyjski domagał się odebrania medalu i dożywotniej dyskwalifikacji , za obrazę narodu radzieckiego. To Rosjanie, każdym swoim gestem obrażali wszystkie narody tak zwanego obozu socjalistycznego. Pomimo, że gest Kozakiewicza różnił się od słów Sikorskiego to jednak i słowa i gest wyraziły naszą wyższość i godność. Mnie z charakterem jest znacznie bliżej do Kozakiewicza, dlatego z wielkim bólem przyjęłam przyjęcie przez niego obywatelstwa niemieckiego; jednak w tym bólu było 100% zrozumienia. To był również gest Kozakiewicza pokazany ówczesnym włodarzom sportu polskiego i naszego Rządu uniżonego wobec Związku Radzieckiego. Za sukcesy sportowe i odwagę wyrażoną słynnym gestem, Polacy nosili Go na rękach i okrzyknęli Bohaterem Narodowym. To był przecież pamiętny rok 1980.

Pojechałam trochę po ruskich a oni stanowią 60 % osób piszących do mnie, na 100 wpisów dziennie 60 a nawet 70 to wpisy w języku rosyjskim. Oczywiście jak wszystkie wpisy obcojęzyczne wędrują do kosza. Jeden z piszących, podpisujący się Hippopotamus użył w swoim wpisie tytułu określającego mój wpis – Sukces i szczęście, to po to żeby mnie skusić do kliknięcia do niego. Nic z tego, nie tylko nie chcę odpisywać na wpisy nie polskie ale i nie umiem. Tak więc jeśli umiesz mnie przeczytać ze zrozumieniem to i napisz tak żebym zrozumiała a ja odpiszę wyłącznie na łamach bloga.

A u nas – znów popsioczę na siostrę przełożoną, która odpowiada za nasze zdrowie, za nasz spokój i warunki w jakich mieszkamy. Siostrzyczko – nie umie pani poradzić z problemami chorych to przekaż pałeczkę młodym. Na naszym korytarzu zamieszkała osoba chora na demencję, która dla świętego spokoju jest zamykana na klucz; żeby nie wychodziła z pokoju, bo po pierwsze może sobie coś zrobić, po drugie może się zgubić a przecież nie sposób ciągle ją szukać. W dzień to z nią mają problem opiekunki, ponieważ muszą bezustannie jej szukać, natomiast wieczorem około godz. 21 zaczynają mieć problem mieszkańcy, czyli wasi podopieczni. Owa pani zaczyna bombardować drzwi; wali w drzwi czym popadnie i robi to bardzo głośno i bardzo długo. O spaniu mowy nie ma. To walenie w drzwi jest coraz głośniejsze i coraz dłużej trwa – koszmar.

Pani dyrektor, ma pani pretensje do mnie, że piszę źle o pracy w naszym DPSie, tak więc proszę zrobić coś żebym nie miała tematu. Wyrzuci Pani z roboty leni, nierobów, bo to oni psują opinię naszemu domowi nie ja. Na pierwszy ogień należałoby się pożegnać z siostrą przełożoną, na samych znajomościach daleko się nie zajedzie, a przecież ona nie robi nic dla polepszenia warunków swoich podopiecznych i podległego jej personelu. Ona sama z pracy nie odejdzie nigdy, bo gdzie jej będzie lepiej – emeryturka, pensja, spacerki po lesie w czasie pracy i nic nie robienie. Żyć nie umierać, ale za to wszystko płaci pani swoją reputacją i odpowiedzialnością.

Z poważaniem Prababcia 102 – NARA !!