Część I, rozdział IV

Następną do odstrzału  była osoba która zajmowała się  organizacją życia kulturalnego w Domu. Była też redaktorem naczelnym naszego Głosu. Przed zaplanowanym zwolnieniem tej pani do akcji wkroczyła Ela, która miała za zadanie zatruwanie życia danej osobie. Robiła to w bezwzględny i perfidny sposób. Po latach poznałam ten sposób na własnej skórze. Ela, to osoba do zadań specjalnych. Pani dyrektor nie wypadało podkładać komuś świnię, (przepraszam świnki), Ela robiła to natychmiast. Wszyscy wiedzieli, że Ela ma nie równo pod sufitem a takiej to wszystko uchodzi. Ela to wyjątkowa ciekawostka biologiczna – wybitnie zdolna w wielu dziedzinach ale z zaburzeniami psychicznymi.  To bardzo zdolny muzyk prowadzący muzykoterapię i organizujący wszelkie występy artystyczne.

Przedstawię pokrótce jak wyglądała misternie utkana pajęczyna, sieć w którą wpadali wszyscy kandydaci do odstrzału.  – Prawą ręką pani dyrektor była  pani kierownik działu socjalnego, pierwsza swołocz w Domu Opieki.  To jej podlegała Ela. Ela miała swoje osoby do zadań specjalnych, to kilka chórzystek które spełniały polecenia Eli – rozumiały się bez słów. Nimi kierowała największa swołocz wśród mieszkańców i pierwsza śpiewaczka chóru. Chór został stworzony po to żeby wszędzie jeździć za panią dyrektor i wychwalać ją pod niebiosa a na miejscu gnoić ludzi.  W zamian za swoje usługi  panie z chóru korzystały pełnymi garściami z funduszu socjalno – rehabilitacyjnego. Były ubierane od stóp do głów na koszt domu opieki i w razie potrzeby miały zawsze do dyspozycji samochód służbowy. Do tej sieci wciągnięte były  również pielęgniarki. Ponieważ były trudności do manipulowania siostrą oddziałową to się ją zwolniło a na jej miejsce przyszła taka, która nawet sama sypała propozycjami wykańczania ludzi a była  od lat powiązana układami zawodowymi  z panią dyrektor. Wszystkie pielęgniarki które choć raz podniosły głowę do buntu już nie pracują. Wszyscy pracownicy Domu Opieki albo współdziałają albo cicho siedzą.

Po odsianiu  „plewów” do pracy zostaje przyjęty terapeuta  do organizacji życia mieszkańcom – Pan Karol – człowiek wręcz uwielbiany przez wszystkich i mieszkańców i większości pracowników od pierwszego momentu. Człowiek który sypał pomysłami na organizację życia w naszym domu wprost  nieprawdopodobnie. I realizował te pomysły. (To dzięki niemu piszę dzisiaj ten pamiętnik bo to on nauczył mnie pisania na komputerze ). Każdy mieszkaniec czuł, że jest pod jego opiekuńczymi skrzydłami . Swojego czasu nie liczył w ogóle. Uzdolniony pod każdym względem . Dla każdego znalazł sposób na samorealizację. A i sprawy administracyjne miał w małym palcu. Kogoś takiego, wydawałoby się trzeba nosić na rękach, – wydawałoby się. Nie wiem komu i czym naraził się Karol ale machina oblężnicza ruszyła i miażdżyła Jego  psychikę. To od niego dowiedziałam się, że jeśli w pobliżu jest jakaś chórzystka to trzeba mieć oczy dookoła głowy bo jakieś świństwo jest gwarantowane.  Czasem myślę, że to te jego zdolności doprowadziły do niszczenia go bo wszyscy inni pracownicy poczuli się gorsi. Ale on pomagał wszystkim. Ela miała tej pomocy najwięcej a mimo to kierowała machiną. Układ jest taki, jeśli nie podoba się jakaś osoba  którejkolwiek z osób wybranych do robienia świństw, nie  pytamy o nic  tylko pracujemy wspólnie nad jej nękaniem. Odpowiadamy jeden za wszystkich wszyscy za jednego. To nie ważne, że Dom ponosi stratę, ważne jest udowodnienie, że  barachło Domu Opieki  tworzy nierozerwalną całość. Większych świństw w życiu nie widziałam.  Jak już pisałam Karol pomagał Eli we wszystkim, w organizacji imprez, w dźwiganiu i obsługiwaniu sprzętu. Jeśli potrzebny był głos męski w chórze Karol śpiewał swoim przepięknym barytonem. Nawalił kierowca (zwykła to nawalał synuś pani dyrektor) Karol bez problemu jechał z zespołem gdzie trzeba i nawet na kilka dni. Ela była chora to Karol poza swoimi obowiązkami, prowadził próbę chóru.. Potrzebne były jakieś wioski do Unii Europejskiej napisał je dla każdego i w każdej sprawie.  Mieszkańców Domu woził, po za swoimi godzinami pracy, na różne występy do miasta, do kina, a nawet na spacer po starówce.  Z mężczyznami potrafił pojechać na  nocne połowy ryb. Jego domem stał się Dom Opieki a rodziną mieszkańcy tego domu. To dzięki  takim ludziom jak Karol zamarzyło mi się zamieszkanie w tym domu.

[whohit]Część I, rozdział IV[/whohit]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.