Jak miło mi słyszeć, że pracownicy naszego domu czytają mojego bloga i pytają dlaczego przez kilka dni nic nie pisałam. Kochani ja informowałam, że teraz będę pisała raz w tygodniu, w wyjątkowych sytuacjach dwa razy w tygodniu. Przecież żebym miała co pisać to musi się coś dziać. Nie będę pisała, że tablica informacyjna obwieszona jest kartkami informującymi, że jest wyjazd do Gietrzwałdu, do Fromborka czy na wystawę kwiatów do Kortowa. To są wyjazdy dla kilku osób, góra dla pięciu i jak widać z chętnymi jest problem bo informacje wiszą już od kilkunastu dni. Od dawna było wiadomo, że wrzesień będzie deszczowy a deszcz nie sprzyja wycieczkom. Akurat na wyjazd do Kortowa pogoda dopisała i pewnie ci co byli są zadowoleni. Ja nigdzie nie jadę ponieważ na ostatnim spacerze po parku bardzo przewiało mi głowę i po prostu panicznie boję się przeciągów. Niestety wrzesień i to nad zalewem albo nad jeziorem to już nie dla mnie i tak chodzę ciągle z obwiązaną głową bez wiatrów z nad wody. Okazało się, że Frombork nie wypalił. Już tłumaczę dlaczego. Do tej pory był bardzo brzydki zwyczaj zachęcania do wszelkich wyjazdów mówiąc na ucho. Kochani tym samym obraziłyście wiele ludzi. Ludzie jak zobaczą kartki na tablicy informujące o wyjeździe to mówią wprost – nie pomagają poufne zaproszenia? To może ktokolwiek? Pojadą tylko ludzie bez ambicji.
Ciągle leży mi na sercu fakt, że jak dotąd nie pochwaliłam naszej pralni, a to przecież bardzo istotna część naszej egzystencji. Panie które w niej pracują są bardzo miłe, zawsze do usług i spełniające każdą prośbę. No i przede wszystkim pięknie piorą i prasują. To jest bardzo ważne, że jak coś zakładasz to to coś aż błyszczy od czystości. Niestety jedną z pań musicie kochani przeszkolić po swojemu bo już się zaczyna, że jak ona ma dyżur to mieszkańcy którzy sami przynoszą swoje rzeczy w danym tygodniu nie przynoszą. Kiedyś była taka jedna pani i na jej miejsce przyszła taka sama, nie zbyt dbająca o nas. Coś trzeba z tym fantem zrobić bo przez takie osoby porządni pracownicy mają więcej pracy.
8 września, w stołówce, woła mnie Zygmunt – Danusia, a Anetka płakała. Więc pytam – czy ktoś jej zrobił przykrość, czy płacze z tęsknoty. Z tęsknoty, a wszyscy mówią, że na to nikt nic nie poradzi a ty na pewno poradzisz. No i mam zagwozdkę muszę zaradzić coś na tęsknotę. Muszę dać szczyptę nadziei dla obu tęskniących. Nadzieja wiąże się z radością. Mówię więc Zygmuntowi żeby porozmawiał z bratem i poprosił go o zawiezienie któregoś dnia do Anetki, to tylko godzina jazdy samochodem. Jaka radość buchnęła z Zygmunta, ogromna radość, która na pewno udzieli się i Anetce jak dowie się, że mogą się spotkać. Pytam – a brat przystanie na twoją prośbę. Brat tak, mówi Zygmunt, brat tak, siostra to chyba nie. Ale będę prosił brata. No i pięknie, teraz jest radosne oczekiwanie najpierw na przyjazd brata a później na spotkanie z ukochaną. Cieszę się razem z nimi. Nie wiem czy dojdzie do spotkania ale wchodzi w grę czas a on leczy rany. Jednak ciągle myślę o jednym, że ci co ich rozłączyli to nie wiedzą co to miłość i nie mają w sobie ani za grosz empatii.
