Wspomnienia mojej mamy o domu rodzinnym

Moja mama urodziła się w 1909 r. i miała czterech braci – Jan, który w przyszłości został zawodowym wojskowym. Stefan był krawcem. Karol, zawodowy wojskowy i Sylwester muzyk w orkiestrze wojskowej. To nie przypadek, że aż trzech braci mamy byli zawodowymi  żołnierzami; to zasługa Marszałka Piłsudskiego. Dzięki niemu żołnierz polski był najbardziej szanowanym obywatelem społeczności polskiej. To dzięki wojsku polskiemu Polska odzyskała wolność po 123 latach zniewolenia.  Wówczas Piłsudski był bożyszczem i ojcem narodu. Jego słowa były święte.  Każdy chłopiec, czy mężczyzna chciał być pod dowództwem i opieką wodza wszystkich serc polskich. Mundur żołnierza polskiego był noszony z wielką dumą.

Życie w domu rodzinnym moja mama wspominała z wielkim ciężarem na sercu. Dręcząca wszystkich domowników czystość. Codzienne dokładne sprzątanie. Codzienna wymiana ręczników wszystkim domownikom.  Jeśli któryś z domowników wytarł ręce nie o swój ręcznik to ten ręcznik należało wymienić.  W naszym domu  ręczniki prało się nie mal bez przerwy, a to przecież balia i tara no i oczywiście ja nie babcia – mówi mama. To przez te kursy babci z higieny i czystości w naszym domu musiało być czyściutko jak na sali operacyjnej.  Inaczej  babcia nie umiała. Szkoda tylko, że było to robione wyłącznie moimi rękami – mówi mama. Babcia, ten nasz domowy SANEPID wymagała od innych, jej przecież nigdy nie było w domu. Przecież ciągle rodziły się dzieci. W rodzinie potrafiło ich być i kilkanaścioro. Roboty huk. Każdą rodzinę trzeba było dopilnować żeby noworodki rosły i rozwijały się w czystości. Jak babcia  wracała do domu to padała ze zmęczenia. Odpoczywała na piecu. To takie piece z dużą półką na ewentualną pościel. Zwyczaj przeniesiony chyba ze zwyczajów rosyjskich. Na tym piecu było zdrowotne posłanie w jednym miejscu pierze a w drugim gorczyca  a w jeszcze innym jakieś zioła zapachowe; wszystko miało znaczenie  dla zdrowia i wypoczynku.      Z tego pieca wydawała polecenia bieżące i na przyszły dzień. Oczywiście wszystkie dla mnie. Moi bracia to odpowiedzialność taty.  Do prac w domu i w obejściu byłam niestety tylko ja – mówiła mama. W każdą sobotę musiałam od świtu sprzątać podwórze, w każdym zakamarku, a całość wysypywać żółtym, drobniutkim żwirkiem, który był przywożony przez mojego tatę. Do prac polowych byli wynajmowani ludzie. Ci ludzie musieli być wyjątkowi; wyobraźcie sobie, że ludzie idący w pole musieli pachnieć czystością. Babcia tę czystość sprawdzała, codziennie o piątej rano. Nikt się nie buntował, wszyscy znali babcię z tej strony a dziadek pracowników opłacał należycie. Jak babcia miała wejść do jakiegoś domu  to ten dom był pucowany na błysk, jeśli nie to babcia zawracała od progu. Wynajęci ludzie pracowali u nas od wczesnej wiosny do późnej jesieni i cieszyli się, że mają pracę. Żywieniem tych ludzi zajmowały się wynajęte kucharki. Miały swoje specjalne pomieszczenia takie jak kuchnia i stołówka które mieściły się po drugiej stronie podwórza przy budynkach gospodarczych.