Porządek w PRLu i w naszym domu też.

Mimo, że mój pierwszy kontakt z socjalizmem był nie zbyt przyjemny to ogólnie dzieciom i ich rodzicom,  ten ustrój podobał się. Porządek był trzeba przyznać. Wszystkie szkolne dzieci musiały nosić tarcze, z których jasno wynikało do której szkoły dziecko chodzi. Nie tylko dziecko młodzież również. Nie mieliśmy telewizorów także kina były oblegane. Seanse filmowe były podzielone wiekowo: dzieci ze szkół podstawowych chodziły tylko na poranki filmowe. Młodzież ze szkół ponad podstawowych  chodziła do kina na godz. 16 i 18.   Na godzinę 20 chodzili wyłącznie dorośli. Seanse wieczorne były  kontrolowane przez trójki składające się z nauczyciela, rodzica i milicjanta. W każdej szkole i w każdym zakładzie pracy były różne zespoły artystyczne czy sportowe. W każdą sobotę cały Olsztyn tańczył. I znów, moim zdaniem, bardzo zdrowy podział, wszystkie zabawy dla młodzieży kończyły się o godz. 22. Nikt z młodzieży nie próbował nawet bawić się z dorosłymi bo wiadomo było, że to się nie uda. A zabawy taneczne były we wszystkich możliwych świetlicach czy placach na ulicy. Dorośli bawili się w swoich zakładach pracy. No i oczywiście, niemal, że w każdym domu słynne prywatki. W naszym domu również, przecież były panny na wydaniu które musiały gdzieś poznawać chłopców a mamy musiały przy tym być.                                                                            Dorośli mieli uciążliwości, to nieszczęsne kartki na produkty żywnościowe. Aż trudno uwierzyć, że na mięso, wędliny i tłuszcze była norma 1, 75 kg. na miesiąc. Byli tacy których norma na te artykuły wynosiła 0, 25 kg.  A jeśli chciałeś kupić mydło to niestety na bon tłuszczowy. Ludzie całe noce spędzali w kolejkach po mięso w tak zwanych ” tanich jatkach”, nie wiem czym różniło się mięso w tych  jatkach od mięsa z normalnego sklepu mięsnego, wiem, że ono tam było bez kartek ale stało się w kolejkach całe noce.  Od godziny 18 jednego dnia, do rana dnia następnego. Czyli od zamknięcia do otwarcia sklepu.  Wiem coś o tym, moim zadaniem było stanie w takiej kolejce, dwa razy w tygodniu do godziny 22 czyli do przyjścia mamy.  Nasz przydział na mięso i tłuszcze był w całości wykorzystywany na mydło. Mydło służyło nam i do mycia i do prania. Do prania było tarkowane na płatki mydlane. Moja mama była bardzo zaradna i w naszym domu niczego nie brakowało.

Jak już jestem w tym naszym domu to muszę napisać o zwyczajach w nim panujących. To, że panna na wydaniu musiała mieć swój pokój to już pisałam. W tym pokoju wyeksponowany był posag panny, to znaczy : pościel w różne koroneczki i falbaneczki, stosy poduszek ułożonych jedna na drugiej, pierzyny, haftowane kapy, obrusy i serwetki. To wszystko panna musiała zrobić sama i to świadczyło o walorach panny, o jej zdolności i pracowitości. ( Ja nie umiałam robić nic z tych rzeczy). Za mąż panny musiały wychodzić po starszeństwie, po kolei. Jak mieszkaliśmy na Al. Warszawskiej to taką panną była Irena. W Jezioranach takowych nie było, a na ul. Warmińskiej to aż dwie na raz – Alinka i Haneczka. Mama w tym czasie pracowała w Kortowie w Wyższej Szkole Rolniczej,  jako portierka. Umyśliła sobie razem z jeszcze dwiema koleżankami, że swoje córki wydadzą za  studentów – za przyszłych inżynierów. Córki piękne, na pewno przypadną do gustu. I zaczęły się w tych trzech domach, na zmianę prywatki. Prywatki organizowane przez mamy a więc przy suto zastawionych stołach. Który student nie skorzystałby z takiej okazji, ale to mama wybierała studentów.  Ja z tatusiem i z bratem zamykaliśmy się w jednym pokoju a w drugim szalał bal. Dziewczyny, owszem przypadły do gustu nie jednemu, ale chłopcy musieli obejść się smakiem, ponieważ  na każdym spotkaniu poza domem towarzyszyła im przyzwoitka.  Na początek obie siostry musiały chodzić razem z nakazem nie odstępowania od siebie ani na krok. Dziś trudno uwierzyć ale polecenie rodziców było świętym obowiązkiem dzieci. Alinka szybko wyszła za mąż tyle, że nie za swatanego studenta tylko za brata naszego szwagra. Wprawdzie pretendent smalił cholewki do Haneczki, ale niestety kolejność w wydawaniu córek za mąż obowiązywała.  Z mamą dyskusji nie było, albo ta albo żadna. Jak się ma tyle córek to porządek musi być. A córki ma się po to żeby je wydać za mąż.