Mieliśmy skierowanie do Gdyni ale na dworcu w Olsztynie tatuś spotkał swojego znajomego z Wilna, który pracował w PURze czyli w Państwowym Urzędzie Repatriacyjnym, ten znajomy ( notabene mój przyszły teść ) zaproponował żebyśmy wszyscy zostali w Olsztynie. Ty Zygmuś ( mówił do mojego taty ) masz od ręki pracę w PURze. W Olsztynie wysiadła babcia, ciocia Kazia, stryjek Mietek z rodziną, stryjek Józef z rodziną. Ciocia Hela i stryjek Janek pojechali do Słupska. Ciocia Janka nie wiem jakim cudem znalazła się aż w Australii. Na początek wszyscy zamieszkaliśmy na Starym Mieście przy ul. Okopowej, Kołłątaja i Św. Barbary . Przy ulicy Św. Barbary zamieszkał stryjek Józek który założył pierwszą introligatornię w Olsztynie. Na wizytówce jest napisane, że zakład mieści się przy ul Św. Barbary 5 Naprzeciw Kościoła ŚW. Jakuba i wykonuje wszystkie prace wchodzące w zakres introligatorstwa. Tatuś stwierdził, że tak na kupie mieszkać nie można i zaczął szukać osobnego mieszkania. Olsztyn cały był gruzach o samodzielnym mieszkaniu można było tylko pomarzyć. Znalazł mieszkanie przy ul. Warszawskiej 84 Było to mieszkanie trzy pokojowe ale my zajmowaliśmy dwa pokoje z kuchnią a rodzina Ptaków zajęła pokój i łazienkę. W połowie budynku mieszkali sami przybysze z Wilna, czyli sami swoi. Ulica Warszawska była dziwnie podzielona – po jednej stronie ulicy mieszkali Wilniuki a po drugiej Warmiacy, my mówiliśmy, że to Niemcy. Chyba jednak Niemcy ponieważ wszyscy wyjechali do Niemiec. Nie znaliśmy ich mowy. Zarówno Polacy jak i Niemcy milkli jak spotykali się na ulicy. Wyglądało to jakby bali się siebie. A mnie jak zwykle ciągnęło do nie znanego. Niestety dzieci niemieckie miały chyba zakaz rozmowy z nami, po pierwszym pytaniu zamiast odpowiedzieć uciekały i chowały się. Mój brat wreszcie chodził do szkoły, z rocznym opóźnieniem ale wreszcie do polskiej szkoły. Odpuścił sobie musztrowanie mnie chociaż jak zaczął chodzić na religię to całą drogę krzyżową musiał przećwiczyć na mnie. Nikt w rodzinie nie zwracał uwagi na mój płacz, bo im się wydawało, że ja zawsze beczę. Rano wszyscy szybko się krzątali w okół swoich spraw i wychodzili do szkoły a ja zostawałam w domu zabeczana, że nikt nie zaplótł mi moich mysich ogonków. Żadnej z trzech starszych sióstr nie przyszło do głowy żeby w spokoju nauczyć mnie tego zaplatania, tylko mieli pretensje, że ja nie umiem. Czas zleciał szybko i ja poszłam do szkoły. W domu coraz częściej nie widziano mnie. Wolałam być wszędzie oby nie w domu. Widać od urodzenia do teraz nie znoszę nic nie robienia. Do szkoły chodziłam bardzo chętnie i uczyłam się dobrze. Chodziłam nie jeździłam chociaż do szkoły było dość daleko a trolejbus miał przystanek przy naszym domu. Mieszkaliśmy pod Kortowem a szkoła nr. 4 mieściła się na ul. Pieniężnego na przeciw Poczty Głównej. Ze szkoły wracałam coraz później, musiałam poznawać Olsztyn. W domu nikt na to nie zwracał uwagi, przynajmniej był spokój. O wszystko co mnie interesowało pytałam swoją panią nauczycielkę, ona cierpliwie wszystko wyjaśniała; nie wiedziała, że o co pytałam to wszystko musiałam sprawdzić. Pierwsze pytanie brzmiało – skoro chodzę do szkoły nr. 4 to ile szkół jest w Olsztynie? Koło naszego domu staje trolejbus nr. 3 to ile trolejbusów jeździ po Olsztynie? Moja siostra pracuje w drukarni – gdzie ona się mieści? Drukarnia mieściła się przy ul. 22 lipca ja trochę zabłądziłam i trafiłam do Szkoły Muzycznej która mieściła się przy ul. Nowowiejskiego. Innym razem znalazłam teatr a jak sylabizowałam literki z afisza to starszy pan wytłumaczył mi, że w poniedziałki w teatrze gra Orkiestra Symfoniczna i od razu był wykład co to jest Orkiestra Symfoniczna. Bardzo nie chętnie wracałam do domu bo codziennie poznawałam coś nowego. Do domu to ja się wkradałam żeby nikt nie zauważył że tak późno wracam ze szkoły i żeby nie usłyszeć pytania – gdzie ty się tak szwendasz?
Jedziemy do Polski
Mama Gali zawiozła mnie do szpitala jako swoją córkę. Nie bała się, że zdradzę się czymś, że nią nie jestem bo było pewne, że na każde pytanie odpowiem w takim języku w jakim będę pytana. Lekarz mnie zbadał, opatrzył i wyposażył w niezbędne medykamenty na daleką drogę. Okazało się bowiem, że tatuś dostał dwudniową przepustkę z więzienia na prośbę mamy Gali – wdowy po bohaterze Związku Radzieckiego, której się nie odmawia. Cała rodzina taty na czele z babcią Anastazją czekała na niego jak na sygnał do wyjazdu. Ja troszeczkę pokrzyżowałam plany ale udało się -jedziemy. Jedziemy takim brzydkim pociągiem, w wagonie bydlęcym – jak mówi babcia. Jest nas tak dużo, nigdy nie widziałam tyle cioć i wujków, stryjenek i stryjków razem. To wszystko od jednej babci, babci Anastazji. Nikogo z nich nie znałam, nawet babci. No ale ja nawet swojego tatusia poznałam dopiero wczoraj. Ale już kocham go jak nikogo na świecie. Tego kochania tatusia nauczyła mnie Gala. U nas w domu nikt nigdy nie mówił nikomu, że go kocha. Chyba to było wstydliwe słowo, a Gala ciągle mówiła, że tatę kocha i mamę swoją i mnie. Biedna Gala – westchnęłam głośno. Tatuś usłyszał – wiem, wiem czekała na mój powrót a tu nagle ani mnie ani ciebie już nie zobaczy. Ale Gala ma bardzo mądrą mamę, ona jej wszystko wytłumaczy. Ja musiałam leżeć więc jak ktoś chciał ze mną porozmawiać to musiał przyjść do mnie. Przyszła babcia Anastazja – taka ładna, podobała mi się. Babciu wiesz, że mam już cztery i pół roku a ciebie nie znałam, ani tatusia nie znałam. Wiem dziateńki, wiem. Twój tatuś to mój syn a ja też jego prawie nie znam. Ledwie odrósł od ziemi już poszedł w świat Polski szukać. Poszedł do legionów. A co to takiego? To było takie wojsko pełne dzieciaków które chciało naszą Polskę na rękach do Wilna przynieść. Poszli aż do Galicji, te nasze oleandry, do Piłsudskiego, a potem za nim krok w krok. Twój tata to choć buty porządne miał i ubranie sukienne a inne dzieciaki to prawie gołe i bose, ot w łachmanach jakich oby tylko Polskę znaleźć. Babciu, to ta nasza Polska ucieka i ucieka , teraz też jedziemy jej szukać. Teraz , dziateńki, to my choć wiemy gdzie Ona jest, a przedtem to jej w ogóle nie było. Tyle krwi, tyle łez a Ona pobyła trochę z nami i znów ją ruskie zabrały. Ruskie – takie jak Gala? A no takie dziateńki, takie. Wilno to nie ich miejsce. Na te słowa wtrącił się brat – babciu ty jej nie tłumacz , jej wszystko jedno kim ona jest. Ona chyba nie nasza. Nie głaszcz jej, ją tylko lać trzeba. Widzisz dziateńki, każdy jest taki jakich ma nauczycieli. Ale po Polsku nad podziw ładnie mówi. Ale za to jak śpiewa to tylko po rusku – wściekał się brat. No to ją nauczymy po polsku. I babcia zaczęła śpiewać -” Wilija naszych strumieni rodzica, dno ma przejrzyste i niebieskie lica. U stóp Wilnianki kwiat naszych młodzianów, od róż kraśniejszy i od tulipanów.” itd. Wszyscy jadący w tym wagonie zaczęli śpiewać razem z babcią. Śpiewali wszyscy dopóki mama nie zaczęła śpiewać ” Po nocnej rosie” i ” Prząśniczkę ” , wówczas wszyscy zamilkli, śpiewała tylko mama. Jak ona pięknie śpiewała, nigdy nie słyszałam mamy śpiewającej. Później podróżni zaczęli śpiewać pieśni kościelne, których też nigdy nie słyszałam aż wreszcie zaczęli się modlić. Potem co chwilę ktoś zasypiał. Coraz mniej głosów słyszałam. Wreszcie usnęłam i ja. Jak długo spaliśmy to nie wiem. Pociąg stanął. Tatuś i pozostali panowie wysiedli z pociągu. Ktoś spytał – co to za stacja? Jakiś Olsztyn,
Gala
Od pierwszego dnia narodzin przebywałam zawsze w bardzo licznym gronie dzieci w różnym wieku. Wszak mieszkaliśmy w szkole. Była wojna. Tatuś w więzieniu. Mama musiała nakarmić pięcioro dzieci. W zdobywaniu żywności była wiecznie w drodze pomiędzy szkołą- czyli naszym domem a Olkienikami czy więzieniem. Bardzo dziwną decyzję podejmuje babcia Anastazja – żeby ” ulżyć ” mamie jedno z dzieci bierze do siebie – Haneczkę. W tym momencie ja staję się wrogiem pozostałego rodzeństwa. Oni uważają, i słusznie, że jak by mnie nie było to Haneczka byłaby z nimi. Mnie jeszcze nie znają, za Haneczką tęsknią. Haneczce u babci jest bardzo źle, też tęskni. Ja zostawiona jestem samopas. Ponieważ mamy nigdy nie było to moje siostry miały obowiązek opiekowania się mną, ale mnie nie lubią a więc niech się dzieje co chce. Przez okres 4,5 lat pobytu w Wilnie nie pamiętam ani jednego dnia przebywania z moimi siostrami czy z mamą. Ich w ogóle nie ma w mojej pamięci. Jest Gala, jest brat nawet tatuś, który był ze mną w Wilnie dwa dni, jest mnóstwo dzieci a sióstr ani mamy nie ma. Niemowlę bez opieki, wydawało by się, a ja mam całe mnóstwo opiekunów. Najpierw tylko na przerwie lekcyjnej jest u nas pełno dzieci, konkretnie nad moim łóżeczkiem. Później pani kierownik wyznacza dyżury do opieki na de mną wśród starszych dzieci, nie patrząc jakim językiem mówi dane dziecko. Bo to była bardzo dziwna szkoła. W języku rosyjskim mówiło się tylko na lekcjach. Podczas przerw dzieci mówiły swoimi ojczystymi językami; czyli po polsku, rosyjsku, litewsku czy żydowsku. Nie rozumiałam nikogo ale chyba podobało mi się bo rosłam zdrowo. Jak już miałam dwa latka to moją stałą opiekunką była Gala, córka kierowniczki szkoły, Gala była o 4 lata starsza ode mnie. Gala, jak tylko weszła do nas to natychmiast i to codziennie zaczynała opowiadać mi tę samą bajkę – o naszym tatusiu, którego będziemy miały do spółki – ona i ja. Mówiła po rosyjsku. Gala znała mojego tatę, ja nie. Ona już go pokochała i tęskniła za nim, bo to on miał najwięcej czasu dla niej jak pracował w szkole przed więzieniem. Gala jak była u siebie w domu to zamęczała swoją mamę żeby coś zrobiła, żeby nasz tatuś był z nami, a jak tylko jej mama poszła do pracy to Gala natychmiast była u mnie. Jak skończyłam 3 latka mama Gali załatwiła mnie i mojemu bratu przedszkole. To było przedszkole rosyjsko – litewskie i w nim można było mówić tylko tymi językami. Dla mnie nie stanowiło to żadnego problemu, bo ja na ogół nie mówiłam tylko śpiewałam, a śpiewać mogłam wszystkimi językami świata, oby śpiewać. A jeśli mówiłam to w takim języku w jakim do mnie się zwracano. To skutki wychowywania mnie przez dzieci różnych narodowości. Ja nawet nie wiedziałam, że są to języki przynależne jakiemuś narodowi, sądziłam, że każdy może mówić jak chce, że ludzie wymyślają sobie mowę i już . Natomiast mój brat mimo swoich 6 lat Wielkim Polakiem był. Nigdy nie powiedział ani jednego słowa w innym języku niż polski. Rozumiał wszystko ale na wszelkie pytania odpowiadał wyłącznie po polsku. Przez co ja kochałam przedszkole bo tam przez mój śpiew byłam hołubiona, dzieci nawet nie wiedziały, że jestem Polką mimo, że wiedziały, że Gieruś jest moim bratem. (Tak miękko wymawialiśmy jego imię żeby brzmiało bardziej swojsko). Natomiast Gieruś niestety w przedszkolu przeżywał gehennę. Ile godzin tam byliśmy tyle godzin on był bity przez rówieśników. Przedszkolanki nie zwracały na to uwagi. W domu natychmiast musiał mi oddać to co dostał w przedszkolu. Bardzo szybko nauczyłam się robić uniki, a jak chciałam go zdenerwować to mówiłam, że jak dorosnę to na pewno nie będę Polką. Mogę być kimkolwiek oby nie Polką, bo nie chcę być bita. Któregoś dnia Gala uparła się, że pójdzie ze mną do przedszkola. Nie odstępowała mnie na krok. Podczas podwieczorku podpowiedziała mi, że będziemy z kaszki manny wybierać rodzynki bo musimy mieć jakiś prezent dla tatusia. To tajemnica ale dzisiaj nasz tatuś wychodzi z więzienia, tak powiedziała jej mama. Także oblizywałyśmy rodzynki z kaszki i wkładałyśmy do kieszonek fartuszka ciesząc się, że mamy coś na prezent. Po przyjściu z przedszkola bawiłyśmy się koło domu, nagle Gala krzyknęła – patrz tatuś idzie ! Tatuś był po drugiej stronie ulicy. Zaczęłyśmy biec a ja prosto pod samochód.
Zdrowia, szczęścia, pomyślności…
Mama mówiła, że istotnie rodzina była sprawdzona i tatuś odbierał gratulacje, że znalazł pannę prawą i pracowitą. I tak rozesłano wici, że Marianna Kozłowska i Zygmunt Rymkiewicz powiadamiają, iż w dniu 24 lutego 1930r. o godz. 10 odbędzie się uroczystość zaślubin w Kościele Parafialnym w Olkienikach na którą mają zaszczyt prosić rodzice i narzeczeni. ( Ciekawa jestem kto zaśpiewał im Ave Maria, przecież to mama była solistką chóru kościelnego. Miała piękny, trój oktawowy sopran i śpiewała czysto do późnej starości)
Po ślubie rodzice wyjechali do Bójwidz, gdzie czekała na nich gosposia w pięknie wysprzątanym domu i koniuszy. Tata dostał od swoich kolegów z Pułku w prezencie ślubnym, dwa konie, a ponieważ on również miał dwa, to była już czwórka koni przy której było trochę pracy. W Bójwidzach urodziła się czwórka mojego starszego rodzeństwa: w październiku 1931r. Irena później Alicja, Hanna i Gerard. Irena z rozrzewnieniem wspomina lata spędzone w Bójwidzach. Przede wszystkim tatusia który ponad wszystko kochał dzieci i konie. Dla swoich miłości zawsze miał czas. Mama była bardzo elegancka, miała czas dla siebie bo w domu były dwie nianie, kucharka i osoba od porządków. Co sobotę rodzice spotykali się ze swoimi przyjaciółmi u nas albo u któregoś z nich. Kiedyś, jako siedmiolatka wbiegłam na takie spotkanie towarzyskie, cała w złości bo niania zjadła nasze wszystkie czekoladki, to mama siedząca z paniami była zdenerwowana a tatuś przestał grać w preferansa bo wizytę mu złożyła dama jego serca- czyli ja – mówi Irena. Uspokoił mnie, od gospodarza spotkania dostałam całe pudełko czekoladek i szczęśliwa usnęłam na kolanach taty. Mama długo wypominała tatusiowi, że przez tą ślepą miłość do dzieci psuje je. Niestety życzenia zdrowia, szczęścia i pomyślności spełniały się tylko przez nie całe dziesięć lat. Później to już była tylko ucieczka, ukrywanie się i więzienie. Był rok 1939 Rosja szykowała się do wojny. Przed rozpoczęciem wojny Rosjanie postanowili wywieść do obozów jenieckich wszystkich oficerów, policjantów i całą inteligencję polską. Wywieść i rozstrzelać. Całe szczęście, że nasz tatuś był życzliwym człowiekiem dla wszystkich i ci którzy go znali odwdzięczali mu się życzliwością. Rosjanie razem z Litwinami tworzyli bojówki, które w nocy wpadały do domów polskich i wyprowadzali z nich mężczyzn na pewną śmierć. Dosłownie na kilka godzin przed wtargnięciem bojówek do naszego domu, tata został ostrzeżony, że ma natychmiast uciekać z rodziną. W ciągu dwóch godziny nie było śladu po domownikach a za następne dwie godziny cały dom już płonął. Rodzice z całym dobytkiem na jednym wozie, pojechali do Malinówki. To był majątek stryjecznego brata taty. Niestety tam też długo nie zabawili. Ktoś ze służby zadenuncjował Litwinom o gościu w majątku. Ktoś drugi ostrzegł i znów ucieczka. Koledzy z Wilna znaleźli dla naszej rodziny schronienie w szkole rosyjskiej w Wilnie właśnie. Kierowniczka szkoły, wdowa po bohaterze Związku Radzieckiego który zginął w pierwszych dniach wojny, uważana była przez Polaków, za porządnego człowieka. Dostaliśmy klasę która służyła nam za mieszkanie a tatuś został zatrudniony jako woźny. W takich warunkach, jak dla mnie to luksusowych, dla mojego rodzeństwa niestety nie, przeżyliśmy rok. Jak ja się urodziłam tata już był w więzieniu NKWD.
Ułan w cywilu
Mój Boże, takie chwalebne czyny trzeba było ukrywać przed całym światem. We wszystkich rodzinach naszych wyzwolicieli był to temat tabu. Pamiętam jak kiedyś przez przypadek znalazłam legitymację taty z krzyżem Virtuti Militari , mama natychmiast wyrwała mi ją z rąk i później wmawiano mi, że coś mi się przywidziało. Dopiero jak od bratowej dostałam to słynne zdjęcie zaczęłam pomału coś nie coś kojarzyć. I tak po nitce do kłębka poznałam losy swojego taty. Tata szedł za swoim wodzem wszędzie . Polska była wolna. Tworzył się rząd polski. Marszałek chciał stanąć na czele tego rządu, tego również chciał naród polski a politycy, nie zmienili się nic a nic, tak wówczas jak i teraz – nie ma to jak awantura w sejmie. W maju 1926r. na czele oddanych mu oddziałów, Piłsudski ruszył na Warszawę po władzę. Na ulicach Warszawy toczyły się krwawe boje. Podczas tych walk nasz tata zostaje ciężko ranny. Wykrwawiłby się na ulicy, gdyby nie pewien Niemiec o imieniu Gerard. Zabrał tatę do siebie i opiekował się nim do pełnego wyzdrowienia. Opiekował się również koniem taty. Na pamiątkę tego wydarzenia mój brat otrzymał imię Gerard. Tata wrócił do Wilna. Przeszedł do cywila. Marszałek Piłsudski nigdy nie zapominał o swoich żołnierzach. Przyjechał osobiście do domu rodzinnego taty i zadał pytanie mojej babci – jakie teraz ma marzenia, proszę mówić śmiało, Tak więc babcia odpowiedziała, śmiało – chcę mieć restaurację, konkretnie tę na ulicy Antokolskiej. Dostała to co chciała. Od tej pory w rodzinie dziadków zaczyna się spokojne i dostatnie życie. A czego chciałby mój żołnierz – pytał dalej Marszałek. Spokojnego życia jak najdalej od tłumów – odpowiedział tata. To znajdź sobie takie miejsce i daj mi znać. Przypomniał też, że pora się żenić. Poszukaj sobie żony i o tym też daj mi znać , bo trzeba będzie sprawdzić czy kandydatka zasługuje na naszego bohatera. Marszałek zawsze interesował się życiem swoich żołnierzy.
Był rok 1928 tata na koniku objeżdżał wszystkie małe miejscowości na Wileńszczyźnie. Miesiące mijały i nic. Przemierzył na koniku dziesiątki kilometrów aż wreszcie znalazł – Bójwidze. Tak to miejsce nazwał Napoleon Bonaparte jak zobaczył bój toczący się pomiędzy Francuzami i Rosjanami. Krzyknął głośno – bój widzę. Tej osady nie było wówczas na mapach. To była zwykła dolina okolona lasem. Dopiero w latach 1820 – 1830 zaczęli się zjeżdżać pierwsi osadnicy żeby budować swoje miasteczko. Ktoś wspomniał jak nazwał to miejsce Napoleon i tak zostało to miejsce nazwane. Tatę zauroczyła dolina okolona lasem. Kilkanaście domków, w centrum rynek i kościół. Widok jak z obrazka. Zdecydował, że tu chce spędzić resztę życia. Ale wracając do Wilna nie jechał najkrótszą z dróg. Nadłożył ponad 40 km. i jechał do Wilna przez Olkieniki. Widocznie serce mu podpowiedziało, że tam mieszka jego przyszła żona. Spotkali się na moście łączącym dwa brzegi Mereczanki. Tata zszedł z konia i z galanterią przedstawił się dziewczynie z warkoczem do kolan, pytając o drogę do Wilna. Panna wiedziała, że to blef , tam żadnej drogi nie było ale kawaler przypadł do gustu.
Cud – nie tylko nad Wisłą
Po raz drugi wyznaczono tatę do odznaczenia Krzyżem Walecznych za bitwę pod CHorowcem w 1920r. Tata sam w imieniu swojego plutonu poszedł na zwiady. Cała wieś była zajęta przez bolszewików. Zdecydował, że poczekają do nocy i na przyjście całego Pułku. Pułk zaszedł bolszewickich oficerów od tyłu a tata od frontu, ukryty, walił w różne żelastwa żeby narobić jak najwięcej hałasu. Wystarczyła ta jedna noc żeby wieś była znów w rękach Polaków. Każde odznaczenie poprzedza wniosek dowódców i uzasadnienie wniosku. I wniosek i uzasadnienie to dokładny opis wydarzenia które według zwierzchników było wielkim bohaterstwem. Ten wniosek zatwierdza Kapituła, składająca się w wymienionych przypadkach z sześciu wysokiej rangi oficerów z nazwiskami takimi, które znamy z lekcji historii takie jak np. Pułkownik Rummel czy Generał Haller.
Pułk Jazłowiecki walczył też z wojskami Budiennego , najpotężniejszym i najsprytniejszym wojskiem wroga. Budienny otoczył 14 Pułk i znając swoje tereny wyparł cały Pułk na bagna. Bagno zaczęło wciągać zdobycz. Budienny ze swoim wojskiem zawrócił pewny, że już po Pułku. I stał się cud, nie jeden tego roku. Bagna mają dwa cykle wciągania zdobyczy i wypluwania jej. Takie cykle są różne w zależności od składu mineralnego i ciężaru jaki pochłonęło. Nasi chłopcy trafili na cykl wypluwania. Bagno zaczęło bulgotać, gotować się i wypluwać zdobycz. Jakież było zdziwienie w wojskach Budiennego jak nasi chłopcy zdążyli dołączyć do Dywizji Rummla i zatrzymać jazdę Budiennego przed marszem na Lwów. Słynna bitwa pod Komorowem to ostateczny pogrom wojsk Budiennego. Ułani 14 Pułku byli nieprawdopodobni. Całe wsie i miasteczka wyzwalali w kilka godzin, najwyżej w dobę. Nic dziwnego, że cały Pułk był Kawalerem Virtuti Militari. Oni byli i są – Semper Fidelis – zawsze wierni. Wielokrotnie zasługiwali na Order Virtuti Militari ale taki Order można przyznać tylko raz. Także wszyscy Ułani tego Pułku mieli zezwolenie noszenia złotych naszywek na mundurach. Wyglądali jak generalicja. Pisząc o wszystkich walkach i nadludzkich zwycięstwach 14 Pułku Ułanów Jazłowieckich ciągle dręczyła mnie myśl – dlaczego ten Pułk nie brał udziału w bitwie warszawskiej w 1920 r. dopiero jak poszłam na film pod takim właśnie tytułem, wszystko zrozumiałam. To była taktyka Marszałka Piłsudskiego. Przechwycono depeszę do sztabu bolszewickiego a po rozszyfrowaniu jej okazało się, że sowieci kierują na Warszawę wszystkie swoje wojska. Zdobycie Warszawy było dla nich otwarciem drzwi do Europy. Marszałek wiedział, że takiej ilości wojsk nie pokona. Przecież połowa naszego wojska była na wschodzie Polski. Marszałek wydał rozkaz żeby wojska będące na wschodzie rozdzieliły maszerujących sowietów na Warszawę. Żeby wszczęły wojnę zaczepną i przez to zatrzymały połowę wojsk sowieckich. Marszałek swoją decyzją przeciął front na pół, a ponieważ i żołnierze ze wschodu i żołnierze spod Warszawy spisali się na piątkę to stał się CUD NAD WISŁĄ.
Szlak bojowy Taty wg dokumentów
Niespełna 16 letni chłopiec był wszędzie tam gdzie rozkazał mu być jego dowódca. Wybuch wojny 1914 – 1918 szybko spowodował, że legioniści przeistoczyli się w regularne wojsko dołączając do formacji austriackiej. Już po roku trwania walk wojska niemieckie, austrowęgierskie i polskie w połączeniu, zajęły ziemie zaboru rosyjskiego i utworzyły w centralnej Polsce – Królestwo Polskie, a w roku 1918 w ręce polskie przeszły ziemie zaboru austriackiego. Utworzono Rząd Polski, (a żołnierz polski choć oficjalnie nie jest jeszcze żołnierzem) jest rozrzucony po całej Europie i nie tylko. Tatuś, najpierw był w Rumunii gdzie utworzony został szwadron polski który dołączył do formacji rosyjskich białoarmistów – kontrrewolucja do czerwonoarmistów. Połączenie wojsk następuje właśnie na Kubaniu. Tam na Kubaniu powstaje cały Pułk Polski którego dowódcą zostaje major Konstanty Plisowski. Śledząc losy majora poznałam cały szlak bojowy taty. Cały rok trwała przeprawa pułku polskiego z Kubania przez Odessę do Polski. Z Odessy pułk musiał przeprowadzić nasze konie wyścigowe które na torze odeskim były od 1915r. Przeprowadzenie tych koni w warunkach wojennych było bardzo trudne bo i koni trzeba było chronić i walczyć trzeba było. 7 października 1918r. zostaje ogłoszona niepodległość Polski. Wprawdzie tylko jej część centralna ale już zostaje powołany Rząd Polski. 10 listopada 1918r. Józef Piłsudski zostaje Naczelnym Dowódcą Wojska Polskiego od tej pory zaczyna się oficjalny nabór do Wojska Polskiego. Tata oficjalnie wstępuje do wojska w styczniu 1919r. ma 21 lat i już pięcioletnie doświadczenie wojskowo – wojenne. W lutym 1919r. Polska przystąpiła do działań militarnych o wyzwolenie całego kraju i ustalenie granic sprzed zaborów. W czerwcu 1919r. pułk taty przekracza granice Polski w dziewięć miesięcy później tata zostaje wnioskowany do odznaczenia Krzyżem Walecznych. Wniosek jest opatrzony datą 8 kwietnia 1920r. a czyn którego dokonał miał miejsce 8 października 1919r. Ten pierwszy krzyż otrzymał za bitwę pod Korostyniem a ona miała miejsce właśnie 8 października . We wniosku jest napisane – cytuję : ” kiedy szwadron piechoty atakował bolszewików, stanął na czele plutonu i uderzył na szykujących się do kontrataku bolszewików i swoim osobistym przykładem porwał swój pluton i zmusił wroga do ucieczki, biorąc z kilkoma ułanami około 100 jeńców w wysokim stopniu, przez co ułatwił ogólne zwycięstwo. W swoim ” lewym życiorysie” napisał, że był w tym czasie koniuszym u hrabiego Perezy. Hrabia ów był właścicielem koni wyścigowych które pułk przeprowadzał z Odessy. Koniuszym u hrabiego był niejaki Zygmunt Rynkiewicz który zginął podczas przeprawy i tata, już w PRL powoływał się na to nazwisko ( z jedną inną literką )sądząc, że to uchroni go od represji. Niestety bardzo się mylił, każdy wróg Związku Radzieckiego był ścigany do końca swoich dni. Droga z Odessy do Polski to bezustanna walka, wiadomo wojna. Podczas postoju w Besarabii szwadrony biją się z sowietami. Granice Polski przekraczają pod Śniatyniem – tu walki z Ukraińcami nad Dniestrem. Później walki nad Stypą, no i słynna bitwa o Jazłowiec w której 200 szabel ułańskich pokonuje 2 5oo bagnetów, 50 ckm i 4 baterie ukraińskie. W takim stylu zdobywają miasto i klasztor w Jazłowcu . Panny które schroniły się w klasztorze wyhaftowały dla pułku piękny sztandar i od tej pory Pułk jest 14 Pułkiem Ułanów Jazłowieckich. 12 sierpnia 1919r. na pamiątkę tego nie bywałego zwycięstwa Józef Piłsudski nadaje im ten tytuł i odznacza Pułk Krzyżem VIRTUTI MILITARI.
Nie ma tego złego …
Pamiętnik rodzinny zaczęłam pisać jak już w domu opieki w którym mieszkałam nie wolno mi było nawet oddychać. Zaczęło się od moich wizyt u starszej siostry, która pozabierała wszystkie zdjęcia rodzinne a ja zechciałam zobaczyć je i porobić sobie odbitki. Moja siostra jest ode mnie o dziesięć lat starsza i mimo, że jesteśmy spod tego samego znaku zodiaku – waga – na wszystko mamy zupełnie inne spojrzenie. Ona patrząc na zdjęcia mówiła mi kto na nich jest, w końcu uczestniczyła w młodości naszych rodziców a więc wiedziała to o czym ja nie miałam pojęcia. Ale jak doszło do zdjęć taty w mundurze to nie umiała odpowiedzieć na moje pytania. Razem ze zdjęciami był odręcznie napisany życiorys tatusia, który jak dla mnie to był bez sensu. Za dużo w nim było nie jasności, plątaniny dat i całe mnóstwo miejscowości gdzie tato niby był. Ja musiałam to wszystko sobie powyjaśniać a siostra przyjęła do wiadomości i już. Druga siostra przyjęła do wiadomości relację starszej i koniec kropka. Wzięłam kilka zdjęć, porobiłam odbitki. Było dla mnie dziwne, że nic nie było na odwrotnych stronach tych zdjęć. Postanowiłam podzielić się tymi fotografiami z naszą bratową. Brat już dawno nie żył ale w końcu zostawił syna który nosi nasze rodowe nazwisko. I to był strzał w dziesiątkę. Okazało się, że brat miał ukryte przed wszystkimi zdjęcie tatusia. Chował je jak relikwie i zakazał komukolwiek pokazywać. Bratowa daje mi to zdjęcie ze zdziwieniem, że to niby taki skarb, a dla mnie to był skarb, który mi wszystko wyjaśnił. Na zdjęciu dwaj młodzi chłopcy w mundurach wojskowych, z szabelkami a na odwrocie pieczęć Dowództwa 3 Szwadronu 14 Pułku Ułanów Jazłowieckich i data 18 styczeń 1920r. z podpisem tatusia – na wieczną pamiątkę. I tak jak później korzystając z ” życiorysu taty” pisałam gdzie się da żeby dowiedzieć się czegokolwiek i nie dowiedziałam się niczego, bo był to życiorys napisany dla potrzeb UB i potrzeb dzieci; tak mając to zdjęcie napisałam do Archiwum Wojska Polskiego i dowiedziałam się bardzo wiele. Jak dołożyłam do tego lekturę o Pułku taty to wiedziałam już prawie wszystko. Te wiadomości zebrałam w całość, którą opisałam i przekazałam każdemu z naszej rodziny. Bo nie może tak być, że czegoś nie wiemy. Możemy nie wiedzieć kto z kim i kiedy ale o czymś takim jak wyzwalanie miast polskich po ponad stu latach niewoli i to przez naszego rodzica, to grzech nie wiedzieć. Przecież to On, nasz tatuś – tworzył zalążki naszej wolnej już ojczyzny.
Babcia Anastazja i dziadek Stanisław.
Dziadek mając zaledwie 11 lat już został głową rodziny. W tym strasznym okresie kiedy trzeba było walczyć o kawałek chleba, pięcioro dzieci zostaje bez niczyjej opieki i bez jakichkolwiek środków do życia. Najstarszym z dzieci jest właśnie Staś – 11 letni chłopiec. Jego ojca, czyli mojego pradziadka zabrano do wojska rosyjskiego zaraz po Powstaniu Styczniowym; pradziadek z tego wojska nie wrócił. Prababcia któregoś dnia wyszła z domu żeby zdobyć coś do jedzenia i już nigdy nie wróciła. Dzieci zostały same. Mój dziadek bardzo dzielnie zajął się swoją rodziną. Podzielił obowiązki między rodzeństwem a sam pracował od świtu żeby zarobić na kawałek chleba. Nie wiem jakim cudem cała piątka przeżyła. W każdym razie dziadek przez najbliższe 25 lat zajmował się tylko rodzeństwem. Jak już był spokojny o losy rodzeństwa zaczął myśleć o sobie. I tak mając 36 lat wziął za żonę 17 letnią Anastazję. Z tego małżeństwa zrodziło się siedmioro dzieci. Najstarszy Józef urodził się w 1892r. W dorosłym życiu był introligatorem. Po II wojnie światowej mieszkał w Olsztynie i miał swój zakład introligatorski na ulicy Św. Barbary przy Katedrze. W dwa lata później urodziła się córka Helena, która zamieszkała w Słupsku. Po następnych dwóch latach urodził się Jan czyli w roku 1896. Jan został fryzjerem i również zamieszkał w Słupsku. Zygmunt, mój tatuś, urodził się w 1898r. Chluba nie tylko rodziny. Dzięki jego postawie, jego waleczności i odwadze cała rodzina moich dziadków po roku 1920 zaczęła żyć w dostatku i w wielkiej chwale, tak jak żyli w chwale zwycięzcy Ułani Piłsudczycy. . Następnym dzieckiem dziadków była Kazimiera, później Mieczysław i Janina. Do roku 1920 w Wilnie nie było szkół polskich . Nasza babcia, ta młodziutka pani o kamiennym charakterze uczyła swoje dzieci czytania po polsku na książeczce do nabożeństwa. Tak było w każdej polskiej rodzinie. Za każdym razem przystępując do nauki, dzieci musiały uklęknąć i przeżegnać się. Przecież czytały modlitwy. Babcia w tej atmosferze religijności i wielkiej miłości do ojczyzny uczyła też swoje dzieci historii i geografii no i oczywiście rachunków. Uczyła tak jak umiała, jak wcześniej uczyli ją jej rodzice. Dzieciom mówiła ciągle o swoim wielkim marzeniu – wolnej Polsce i swobodnym mówieniu w języku ojczystym. Tak zakorzeniła tę miłość do ojczyzny, że jak tatuś miał 16 lat musiała mu szyć mundur legionisty. W tym czasie Józef Piłsudski – który miał takie samo marzenie jak moja babcia – tworzył legiony. Jak już mówiłam, moja babcia miała kamienny charakter, nie łkała na myśl, że jej syn, dzieciak jeszcze, chce przelewać krew za ojczyznę, która była tylko w sercach Polaków, przecież Polski w ogóle nie było na mapach świata, tylko mówiła idź i walcz. Polskie dzieciaki szły walczyć właśnie po to żeby na mapach świata znalazł się kontur Polski. Babcia nie łkała na myśl, że syn może nie wrócić, tylko powtarzała jak modlitwę – idź i walcz, każdy Polak musi walczyć o swoją ojczyznę. Tak żyć jak my teraz żyjemy – nie można!
WILNO
Rodzice mojego taty urodzili się w Wilnie w okresie najstraszniejszym dla tego miasta. Cała Polska była już przez dziesięciolecia w niewoli. Ostatni rozbiór Polski miał miejsce w roku 1795 . Rosja jeszcze przez kilkadziesiąt lat patrzyła na Polskę pobłażliwym okiem mimo różnych represji. Zostawiła pewne swobody i utrzymywała niektóre instytucje autonomiczne i to pozwoliło rozkwitać mojemu ukochanemu miastu. Przecież to miasto należy do najstarożytniejszych miast na wschodzie Europy, liczy sobie prawie dziesięć wieków. Lata 1815 – 1830 to wielki rozkwit miasta. Mimo niewoli powstaje Uniwersytet Wileński, działają Towarzystwa Naukowo Literackie. Wydawane były dzienniki i czasopisma polskie, na łamach których pisali wybitni literaci polscy. Absolwenci Uniwersytetu Wileńskiego wykładali na uniwersytetach w całej Europie. Mimo niewoli Wilno kwitło, a kwitło bo miało wielkich ludzi, a ludzie ci wiedząc, że są wielcy postanowili wyzwolić się spod zaboru carskiej Rosji i dołączyli do powstań narodowo wyzwoleńczych – 1830r. Powstanie Listopadowe i 1863r. Powstanie Styczniowe. Oba powstania zostały bardzo krwawo stłumione. Od tej pory Rosja zaczęła niszczyć całą autonomię polską. Wojsko Polskie przestało istnieć, oficerów i inteligencję zsyłano na Syberię. Konfiskowano mienie. Porywano dzieci i wysyłano je do rosyjskich kolonii. Uczelnie zamknięto. Przestały istnieć wszystkie polskie szkoły. Z dobrobytu została bieda a zasady moralne zanikały w obliczu walki o byt o przetrwanie. Dla Polaków nastąpiła długa czarna noc, która trwała przez prawie 60 lat. Terror rosyjski był najsroższy na wileńszczyźnie. Rządził tu osławiony Murawiew – Wieszatiel. Kazał wieszać Polaków za byle co. Ci co pozostali przy życiu nie mieli niczego, był zakaz sprzedawania czegokolwiek Polakom. Był zakaz mówienia po Polsku. Polakom została tylko walka o byt biologiczny. Polacy uznali tę rzeczywistość twardą i krwawą. Ich dewizą było już tylko trwać. W tej strasznej rzeczywistości ukształtowały się kamienne charaktery. Właśnie w tym strasznym czasie przyszli na świat rodzice mojego taty. Dziadek Stanisław Rymkiewicz urodził się w Wilnie w 1853r. a babcia Anastazja z domu Czypułkowska urodziła się w 1872r.
