” Opieka „

Nawet nie wiedziałam, że aż tak, na bieżąco, mieszkańcy czytają mój pamiętnik. Że pracownicy to wiem, że jeden z mieszkańców to również wiem ale  żeby aż takie zainteresowanie to nie  przypuszczałam. To chyba rodziny informują o tym co przeczytały, bo nie wiem czy mieszkańcy mają komputery. Chodzi o końcówkę mojego ostatniego wpisu o ewentualnym pisaniu przez pana NIKT panegiryku na cześć naszych decydentek  i super życiu w naszym Domu. Dostałam całe mnóstwo informacji o złych zachowaniach. Nie będę o nich pisała ponieważ tego nie widziałam. Napiszę o  brzydkich incydentach  w wykonaniu opiekuna o którym już pisałam, a które poznałam bliżej. Incydenty te świadczą o kompletnym lekceważeniu nas starych                                           Pierwszy incydent. –    Była godzina 14sta, idąc korytarzem zauważyłam mieszkankę która czegoś lub kogoś szukała. Pytam więc – czy mogę w czymś pomóc? Szukam takiego opiekuna który rozwoził obiady. On teraz zbiera naczynia po obiedzie – mówię.        A pani  na to – był u mnie z obiadem, ponieważ obiad był zimny, poprosiłam żeby mi podgrzał. On coś burknął pod nosem i poszedł. Myślałam, że poszedł podgrzać to jedzenie, ale nie ma go już dwie godziny a ja jestem bardzo głodna – mówi pani. Razem coś zaradzimy na ten głód, zaprowadzę panią do stołówki a z niej nikt nie wychodzi głodny. Przedstawiłam problem pracownicom kuchni. W jednej sekundzie przygotowały nakryty stół i już grzała się w mikrofali zupa a za chwilę drugie danie. Nie byłam już  tam potrzebna więc życząc smacznego wyszłam.                                        Drugi incydent z tym samym opiekunem i dotyczący jedzenia miał miejsce w niedzielę 13 maja. Ponieważ w kościele  nie było Jadzi, postanowiłam, że po mszy pójdę zobaczyć co jest grane. Wchodzę i widzę, że Jadzia płacze – co jest , pytam. A ona na to  Da… przyniósł śniadanie, na talerzu był twardy twaróg i kilka talarków pomidora; proszę go żeby dał mi coś innego a on puścił wiązankę wulgaryzmów i poszedł. Jak on mógł tak do mnie?                              Nie rycz mała nie rycz – mówię, zaraz będzie pyszne, wymarzone, niedzielne śniadanko. Poszłam do kuchni, przedstawiłam sprawę i za chwilę widziałam Jadzię uśmiechniętą od ucha do ucha.                  Czy tak wygląda opieka? To jest bezduszne, wręcz z odrazą  spełnianie obowiązków.                                                                                                                     Na temat zimnego posiłku rozmawiałam z opiekunkami, a one na to – z Zosią jest tak zawsze, postawimy jedzenie na stole a ona zamiast brać się za jedzenie to zaczyna coś robić a jedzenie stygnie,  a później pretensje.       Myślę jednak, że można  by dopilnować panią Zosię żeby zjadła w porę albo zwyczajnie podgrzać posiłek a nie bezdusznie zostawić bez jedzenia. Można by było też po prostu zaprowadzić panią Zosię do stołówki, tam dostanie obiad w takiej temperaturze w jakiej sobie zażyczy.

Incydent z Jadzią to zwyczajna arogancja opiekuna. Jak powiedziałam o tym w kuchni to nikt w to nie chciał uwierzyć ale sprawę załatwili. Myślę, że Jadzi nie tak chodziło o twardy twaróg    ( bo ten twaróg akurat to mój ulubiony ) jak o podejście opiekuna do niej.

Czy tak powinna  wyglądać opieka w Domu Opieki?