Danuśka 4

Przez 30 lat był spokój; od czasu do czasu zadzwonił i  to wszystko. Po każdej rozmowie przekonywał się, że nie ma szans. Jak ktoś zrobi mi świństwo to jest skreślony na amen. Aż strzeliła mi siedemdziesiątka i zdecydowałam się na Dom Opieki. Mój odwieczny absztyfikant dowiedział się o tym i zaczęły się podchody przez osoby trzecie. Był pewien, że skoro dopuściłam się takiego kroku jak Dom Opieki, to znaczy, że jest źle i on teraz będzie moim  rycerzem na białym koniu. Za każdym razem jak wyszłam z Domu na spacer zaczepiał mnie ktoś kogo znałam z widzenia ale nigdy nie rozmawiałam  i zaczynał nawijać o Leszku. Rozmowa kończyła się moją obietnicą, że zadzwonię  ale  nigdy tej obietnicy nie dotrzymywałam. To było mówione na odczepnego.  Za jakiś czas Leszek trafił do szpitala i  leżał na jednej sali  z panem z naszego Domu. Oczywiście po powrocie  ów  pan zaczął  nagabywania żebym zadzwoniła  albo czy już dzwoniłam.  Zaczęłam to odbierać jak natręctwo – przecież jeśli nie dzwonię to znaczy, że nie chcę. Aż wreszcie, już w tym roku, zaczął namawiać mnie do spotkań z Leszkiem, pan którego siostra jest pensjonariuszką naszego Domu a z Leszkiem znają się  z Klubu emerytowanych pilotów. Ten pan wziął sobie za punkt honoru, że doprowadzi do spotkania.  Podpuszczał mnie z różnych stron. Tłumaczyłam, że mdli mnie wspomnienie o tym człowieku, a pan Jerzy swoje. Aż wreszcie obiecałam, że spotkam się  pod warunkiem, że będzie to nasza ostatnia rozmowa na ten temat. Znów zwlekałam ponieważ czułam cholerną nie chęć do spotkania. Pan Jerzy nie ustępował; nadszedł dzień urodzin Leszka, czwórka kolegów z aeroklubu  umówiła się, że zorganizują mu imprezę urodzinową na której przecież mogę być zupełnie nie zobowiązująco. Wreszcie zgodziłam się i poszłam. Droga na to spotkanie była dla mnie bardzo ciężka, czułam jakbym była ciągnięta przez bawoły i na nic byłby opór. Ale już od progu twarz mi się rozjaśniała – Leszek przywitał mnie z pięknym, ogromnym bukietem kwiatów różowo białych; przepiękna kompozycja. Na widok takiego piękna każda kobieta zmięknie, chociaż troszeczkę. Co jakiś czas był dzwonek do drzwi i wchodzili panowie z kwiatami i prezentami. Wszystkie kwiaty były dla mnie.  Dwie godziny zleciały jak chwilka. Po raz pierwszy byłam uczestnikiem, a w zasadzie słuchaczem, męskich rozmów. Oczywiście dotyczących spraw podniebnych. Byłam zachwycona towarzystwem i poruszanymi tematami. Podziękowałam panu Jerzemu, że tak konsekwentnie dążył do celu. Jednak mój stosunek do Leszka nie zmienił się – nie chcę utrzymywać z nim żadnych kontaktów.             Ale  powrót do Domu z ogromnym naręczem kwiatów był bardzo przyjemny, poczułam  jakby czas cofnął się o ponad pół wieku.

 

Danuśka 3

Po incydencie z nie udaną wizytą u rodziców Leszka ten człowiek przestał mnie interesować. Mam taki chirurgiczny charakter – ostre cięcie i po wszystkim. Było i nie ma. Leszek natomiast na 10 lat zamienił się w natręta. Nie mógł uwierzyć, że tak radykalnie przestał dla mnie istnieć i uparcie pojawiał się wszędzie gdzie byłam , stał się moim ochroniarzem i chłopcem na posyłki – niestety tak go zaczęłam traktować. Ponieważ ta piękna siedemnastoletnia nie zdawała sobie sprawy, że on już się nią nie interesuje musiałam otworzyć jej oczy. Mama tej pięknej, czyli moja siostra ze zdziwieniem mówiła mi – no co ty, przecież w ubiegłym miesiącu ustalaliśmy datę ślubu. Słuchaj siostrzyczko twoja córka zna go kilka miesięcy ja natomiast już 20 lat i jeszcze dziś udowodnię, że trzeba go pogonić, szkoda dzieciaka, popłacze i jej przejdzie. Im szybciej tym lepiej. Zadzwoniłam do Leszka mówiąc, że mam w domu awarię. Siostra siedziała niewidoczna w pokoju ale dobrze widziała i słyszała co się dzieje w przedpokoju. Leszek od progu pełen euforii zaczął od wyznań: jak to on mnie bardzo kocha, że wiedział, że mu wybaczę. Jolka to tylko chwilowe zaćmienie już mu przeszło. Zaczął mnie obcałowywać , a jak spytałam czy Jolka wie, że to zaćmienie już minęło? Zapewniał mnie, że spotkał się z nią tylko kilka razy. Tak więc zaprosiłam go do pokoju. Stanął jak wryty. Siostra spojrzała na mnie i powiedziała – wyrzuć go z mieszkania i z naszej rodziny. Już dawno to zrobiłam, dzisiaj to tylko na pokaz. Po tym incydencie omijał mnie przez rok i będąc w przekonaniu. że już mi przeszło zaczął swoje umizgi od początku. Jak już pisałam chodził za mną wszędzie a jak wieczorem wracałam z występów mogłam śmiało iść ulicą bo chociaż go nie widziałam to wiedziałam, że gdzieś jest.                                                    Mieszkałam już sama, córki powychodziły za mąż a on ciągle snuł się za mną. Jak grom z jasnego nieba strzelił we mnie Amor ze swojego łuku i trafił w sam środeczek serca.  Ale ten natręt może popsuć mi szyki. Muszę coś zrobić żeby się pozbyć go raz na zawsze. Któregoś wieczora, wracałam z występów czując, że  idzie za mną  zaprosiłam go do domu, planując jego upokorzenie.  Cały w skowronkach wszedł do mieszkania i od progu zaczął kwilić – to może herbatkę ci zrobię ? Zrób. To może łóżeczko pościelę? Pościel. To może przygotuję kąpiel? Przygotuj.  Co jeszcze mogę dla ciecie zrobić – spytał. Wynoś się z mojego życia raz na zawsze bo zacznę upokarzać cię publicznie. Radzę nie łaź za mną tylko mnie unikaj.

CDN

Danuśka 2

Leszek leżał w szpitalu kilka miesięcy. Natychmiast po powrocie ze szpitala pierwsze kroki skierował do mnie. Najpierw jako dobry znajomy, pomalutku przeistaczał się w zalotnika. Wiedział, że jeżeli zacznie mnie podrywać to go przegonię, tak więc Leszuś delikatnie, po pańsku dążył do celu. To, że się zmienił zauważyli wszyscy którzy go znali, był poważny i delikatny. I wszyscy włącznie ze mną uwierzyli w to co widzieli. Każdy tłumaczył to tragicznymi przeżyciami. Na pewno zwoje mózgowe od przegrzania zmieniły spojrzenie na świat dawnego donżuana. No i oszukał  nas wszystkich. Za mną chodził, chodził aż wychodził. Któregoś dnia byliśmy zaproszeni do jego rodziców na obiad. Rodzice nasi znali się, ale jego rodzice znali wszystkich z naszej rodziny poza mną. Ponieważ ich synuś tak bardzo spoważniał to poza nieszczęściem jakie przeżył na pewno jest jeszcze jakiś powód – kobieta. Pogodzili się z faktem, że byłam rozwódką z dwójką dzieci; jeśli ich syn tak wybrał to oni to akceptują. Ja ze swojej strony wyjaśniłam mu , że nie mam zamiaru wiązać  się z kimkolwiek dopóki mam na wychowaniu córki. Każde z nas będzie mieszkało u siebie i zajmowało się swoimi sprawami a w wolnych chwilach to i owszem. Nie chciałam żeby ktokolwiek wtrącał się w wychowywanie moich córek, tym bardziej, że u nas w domu wszystko grało jak w najlepszej orkiestrze. Życie nasze toczyło się bardzo rytmicznie tak więc nie chciałam żadnych dysonansów.  No ale do Leszka rodziców trzeba pójść skoro jesteśmy zaproszone. To była sobota, ja pracowałam do godziny 13 W domu było upieczone ciasto, Leszek kupił kwiaty i razem z moimi córkami przyszedł do mnie do pracy,  już mieliśmy wychodzić jak wpadła do mnie moja siostrzenica jak zwykle z jakimś problemem. Nie zauważyłam, że Leszek stracił rozum na jej widok, zostawiłam go z dziećmi w holu a z Jolką weszłam do biura żeby wysłuchać o co chodzi. Po załatwieniu sprawy Jolka wyszła a za nią zupełnie bezwiednie, jak zahipnotyzowany wybiegł Leszek. Zapomniał po co do mnie przyszedł, że czekają na nas jego rodzice, wszystko było nie istotne, istotna była ta 17 letnia piękność.  Ja córkom wytłumaczyłam, że ponieważ nie chciały iść w gości to ja poprosiłam Jolkę żeby zabrała Leszka ze sobą; były bardzo szczęśliwe, że wracamy do domu same. Przecież nie mogłam powiedzieć, że wrócił  w swoich zwyczajach, dawny Leszek. Hipnoza trzymała Leszka pół roku i puściła. Sądził, że spokojnie wróci do mnie, przecież my jesteśmy dla siebie stworzeni. Tak sobie myślał – bęcwał. I zaczęły się z jego strony zaloty do mnie a z mojej strony musztra donżuana, która trwała 10 lat. Podpuszczałam go jak mogłam  najbliżej a  jak już myślał, że wszystko będzie dobrze, to dostawał po nosie, bez skrupułów.      CDN…

Danuśka, czyli skąd to naręcze kwiatów.

Danuśka – tak nazywano mnie w domu rodzinnym,  po za Tatusiem, który mówił do mnie – Danulka.  Danuśka – mówią do mnie ludzie którzy znają mnie od dzieciństwa. Kiedyś jak ktoś zwrócił się do mnie per Danka czy Danusia, to wiadomo było, że jest to  osoba  obca. Formę  Danulka odbierałam pieszczotliwie, natomiast Danuśka – ostro.        Do czego zmierzam, a no do tego, że osoba  dzięki której zostałam obsypana kwiatami mówi do mnie Danuśka, czyli, że zna mnie od dzieciństwa.  To pan, który właśnie obchodził 81 urodziny. Jest ode mnie 4 i pół  roku  starszy i jak on wchodził w świat damsko męski to ja byłam dzieckiem. Jego pierwszą miłością była moja starsza siostra – on miał wówczas 16 lat a moja siostra 18. Wiadomo, że jak nastolatek  zaczyna marzyć o dziewczynach to zawsze o starszych od siebie.  Z  przydziału naszej mamy stałam się  ich przyzwoitką.            Na czym polegały działania przyzwoitki opisałam na blogu zatytułowanym    – Jestem przyzwoitką.  Po wszelkich schadzkach  z przyzwoitką parze zakochanych odechciewało  się wszelkich spotkań. I o to chodziło naszej mamie. Leszek swoim zwyczajem odchodzi w siną dal. Tak kończył wszystkie flirty. Najczęściej zapominał nawet  powiedzieć do widzenia.  Leszek – dziś pan Artur –  kto zna go od najmłodszych lat zwraca się do niego per Leszek, tak nazywali go rodzice i osoby bliskie, Arturem stał się po wojsku.  Artur, to jego drugie imię, zaczął go używać ponieważ uważał, że wzmacnia ono jego EGO.  Jako Leszek był miłym i pięknym chłopcem takim , prawdziwym Apollo, natomiast jako Artur był zadufanym w sobie egocentrykiem usiłującym ścielić sobie drogę mnóstwem pięknych kobiet.  Nikt nie zaprzeczy, że był niezwykle przystojnym mężczyzną i bardzo zadbanym. Zawód który sobie wybrał musiał  również podkreślać jego męskość – był strażakiem i nie tylko. W wojsku był w lotnictwie i tam zdobył licencje pilota. Jego dowódca miał piękną córkę, do której wzdychali wszyscy chłopcy. Każdy uważał jednak, że może sobie powzdychać i na tym koniec – za wysokie progi.  Nie dla naszego Apolla on ruszył na podbój używając do tego całego swojego czaru  i bardzo szybko zniewolił dziewczynę, która została jego żoną. Urodziła im się córka. No ale nasz Arturek ma zostać przy jednej kobiecie kiedy ich aż tyle  chodzi po świecie?  Nie ! W jednej chwili zniknął z zasięgu jej wzroku. Wrócił do swojego rodzinnego miasta. Przypomniał sobie, że w moim domu były cztery piękne dziewczyny, ta najmłodsza, czyli ja, też już jest dorosła; warto na początek zakręcić się koło nich, a nóż któraś da się uwieść. Nic z tego, wszystkie wyszły za mąż i poważnie traktują swoje związki.  Nie to nie, Arturek ruszył na podbój na  całość, rwał dziewczyny jak młode wiśnie. Zorientował się, że  na Mazurach większą wartość od pilota ma żeglarz. Rachu, ciachu i ma się licencję sternika jachtów dalekomorskich. To morskich to tak na wszelki wypadek, nie wiadomo co przy  której pannie będzie bardziej przydatne. Ja w tym czasie byłam gwiazdką sceny w naszym mieście. Chciał czy nie to albo mnie widział albo słyszał. Zaczął się zastanawiać czy nie popełnił błędu zostawiając mnie samopas przy dorastaniu. Nic z tego Arturku, za dobrze się znamy. W roku 1970 byłam już rozwódką z dwójką dzieci. W roku 1971 był słynny wielki  pożar; wśród gaszących pożar był też Artur, był on  wśród pięciu najciężej poparzonych. Stanem zdrowia tej piątki żyła cała Polska. Chłopcy z tej piątki zaczęli umierać. Ogarnął mnie strach. Napisałam list do Artura, do szpitala, list jeden, drugi. trzeci. Te listy czytała i odpisywała na nie pielęgniarka, on leżał na brzuchu bez możliwości manewru. Nie przyszło mi do głowy, że te listy stanowiły dla niego taką wartość. Trzymał je przez prawie 50 lat; pół roku temu odesłał mi je, myślałam, że szykuje się na tamten świat i dlatego zwraca mi listy, a to starocie po raz chyba setny ruszył do mnie w zaloty. Od co najmniej pięciu lat robił do mnie podchody przez osoby trzecie, aż wreszcie znalazł kogoś kto obiecał mu, że zrobi wszystko  i  na pewno przyjdę do niego. Bidulek sądził, że jak jestem w Domu Opieki to jestem taka biedna…

C D N

Odpowiedź – 2

Propozycja zmiany Domu Opieki.                                                                   Nigdzie się nie wybieram. Przynajmniej na razie. Wzruszyło mnie bardzo zdjęcie Domu w którym miałabym ewentualnie zamieszkać a nawet pokoju, jest pięknie.  Bardzo dziękuję ale zwykłam doprowadzać wszystkie sprawy do końca. Zawsze działam z planem; tak jest i tym razem. Nigdy też nie zdradzam swoich planów w obawie, że ktoś mi te plany pokrzyżuje. Napiszę o nich jak już wszystko będzie na prostej drodze i nikt nie będzie w stanie mi przeszkodzić.

Namawia mnie Judyta żebym chodziła na zajęcia bo przez samotność mogę się wpędzić w depresję.                                                     Z takim charakterem jak mam ja nie wpada się w depresję, zwłaszcza teraz jak już dużo wiem o swoich wrogach. Całe życie słynęłam z logicznego myślenia i zadziwia mnie brak logiki w postępowaniu moich wrogów. Jestem stara, wolniej myślę ale zawsze logicznie, a charakter mam jeszcze twardszy niż za młodu.  Teraz odpowiadam wyłącznie za siebie i wcale nie upieram się przy życiu. Te cechy powodują nie ustępliwość. Mam też jeszcze bardzo ważną cechę – swoimi problemami nie obarczam innych tylko je rozwiązuję. Od mieszkańców naszego Domu odsunęłam się dlatego bo nie chcę piętrzyć problemów; ludzie dziwnie przy mnie mówią wyłącznie o złych rzeczach które dzieją się u nas, a mnie wystarczy to co ja widzę i wiem.

” Kuna” zachęca mnie do zakończenia konfliktu.                                  Konflikt zakończy się sam jak szanowne decydentki zrozumieją, że nie są dla nas żadnymi szefami tylko opiekunami. Jak szanowna pani dyrektor przestanie wzywać na dywanik swoich podopiecznych. Ona, owszem jest dyrektorem Domu i pracowników w nim zatrudnionych ale nie jest dyrektorem swoich podopiecznych. Nami ma się opiekować i dawać przykład jak to należy robić. Nie obchodzi ją fakt, że są mieszkańcy którzy latami nie byli na dworze a myślenie jak mnie unieszkodliwić pochłania ją całkowicie. Chce zabłysnąć jako oszczędny dyrektor obcinając etaty. Nie tędy droga, to zniechęca do pracy nadmiernie obciążonych obowiązkami  pozostałych pracowników.                         Mogłabym tak bez końca ale niech decydentki same przemyślą co robią a co powinny robić.

Instrukcję jak udowodnić nękanie i złą wolę dyrekcji Domu już wprowadziłam w życie. Decydentki nareszcie podłożyły się tak, że już się z tego nie wywiną. Same dały mi do ręki dowód nękania i bardzo złej woli, a ja mam silnego sojusznika który w przeciwieństwie do decydentek myśli logicznie. To jest diablo ważna cecha. Przysłana dla mnie instrukcja, za którą bardzo dziękuję,  pokrywa się z naszym działaniem.

 

Odpowiedzi…

Ten wpis zatytułowałam – odpowiedzi , ale żeby odpowiedzieć  na wszystkie pytania , którymi mnie zasypaliście ostatnio to musiałabym przepisać całego swojego bloga i opowiedzieć swój życiorys damsko – męski.  Wiele rzeczy chcielibyście żebym wyjaśniła. Ale jest też pytanie od osoby która mnie zna i widziała mnie w autobusie w ubiegłym tygodniu, bo pytanie brzmiało – z jakiej okazji było to ogromne naręcze kwiatów?   Zacznę od odpowiedzi na pytanie – czy Zygmunt  spotkał się wreszcie ze swoją ukochaną?  Odpowiedź brzmi – oczywiście, że nie. Tak jak pisałam u nas zawsze są tylko obiecanki cacanki… Rozmowa z naszą szanowną nie miała i  nigdy nie będzie miała sensu. To jak grochem o ścianę. Udaje, że słucha, obiecuje, a jak się odwróci to już nie pamięta o czym była rozmowa. Ona ma jakiś zawór który przekręci – pstryk i nie słyszę tylko się uśmiecham. Ten uśmiech u naszych trzech decydentek to udawana empatia, której u nich jest kompletny brak.                            Naobiecywała Zygmuntowi, że zawiezie go do Anetki. To tylko pół godziny jazdy samochodem. Okazja ku temu była; w każdym Domu Opieki organizuje się tak zwane majówki na które zjeżdżają się goście  z innych Domów. Wystarczyło wysłać zaproszenie do Domu w którym mieszka Aneta i ona przyjechałaby z opiekunem do nas. Tak samo można było zadziałać w drugą stronę. No ale żeby tak się zachować to trzeba kochać ludzi. Jeśli z jakiś powodów nie można by było tak postąpić to należałoby zainteresowanym grzecznie wytłumaczyć dlaczego tak a nie inaczej. Zarówno Aneta jak  i Zygmunt są mądrymi ludźmi. Upośledzonymi fizycznie ale mądrymi. Zygmunt jest mądrzejszy od naszego lizusa z wyższym wykształceniem. Nasz lizus rozwiązuje jedynie najprostsze krzyżówki a Zygmunt rozgrywa partie szachowe z komputerem.                                                                      Te kwiaty to długa historia, którą  opowiem następnym razem. Następnym razem odpowiem też na pytanie – czy nie mogłabym zakończyć wreszcie  tego  konfliktu ?  Może jednak powinnam uczestniczyć w wyjazdach i zajęciach organizowanych dla mieszkańców Domu ? Czy nie powinnam skierować do Sądu sprawy  wmawiania mi choroby psychicznej,  właśnie takie wmawianie  może wreszcie spowodować depresję. Dlaczego teraz tak rzadko piszę?  Pani Zofia przysłała mi instrukcję jak krok po kroku mam działać żeby udowodnić nękanie  i złą wolę decydentek. Dostałam też zaproszenie do zamieszkania w innym Domu Opieki gdzie z chęcią wykorzystają moje talenty artystyczne i zapewnią spokój.                                                                                                                             Za wszystko bardzo dziękuję. Każde słowo napisane do mnie jest mi bardzo ważne ponieważ świadczy o tym, że nie jestem sama.

Po nitce do kłębka

Muszę wyczerpać temat naszego psychiatry, dlatego, że im więcej piszę i myślę na ten temat to więcej wiem. On działał na wyraźne zlecenie pani dyrektor, żeby mnie uciszyć. Byłam świadkiem wielu incydentów stwarzanych np.  przez Halinkę, która naprawdę powinna znaleźć się w szpitalu psychiatrycznym; przecież ona pobiła nie jedną osobę, wyzywała każdego kogo spotkała na swojej drodze, okradała ludzi, no ale ona nie wysyłała informacji w świat o paskudnej działalności naszych decydentek, tak więc niech sobie robi co chce, ludzie się poskarżą i im przejdzie. Zresztą co to za ludzie – stare niedołęgi. Tak właśnie odbierają nas i traktują decydentki.                                                                                       Drugą osobą która kwalifikuje się do szpitala na diagnozę i leczenie jest pan Leon. Z nim jest coraz gorzej. Ma jakąś fobię  i boi się nocą swojego pokoju. W dzień chodzi i ubliża ludziom. Jedną z pracownic to wyzywa od złodziejek na cały regulator aparatu gębowego. Słyszą to decydentki i nic, jemu wolno bo zostaje to wszystko w murach naszego Domu. Jak  dla mnie to nawet fakt, że pan Leon je trzy razy dziennie jajka gotowane to już to jest choroba psychiczna. Niech by kuchnia spróbowała nie dać  jajek Leonowi to urządziłby takie  piekło na stołówce, że wszyscy skończyliby w psychiatryku.                                                                                                                                         Jeśli chodzi o mnie to mimo, że pani dyrektor nałgała, że posługuję się ”  agresją słowną” to konia z rzędem temu kto potwierdziłby u mnie agresję jakąkolwiek, czy słowną czy czynną. Chyba, że taki sam łgarz jak nasi decydenci. Ja demonstracyjnie okazuję lekceważenie to w ramach rewanżu za taki sam stosunek do nas mieszkańców. A jak bardzo jesteśmy lekceważeni przez decydentów to postaram się wyjaśnić na podstawie pism rzekomo wysyłanych w naszej sprawie czy to do urzędów czy do samego Prezydenta. Mam w posiadaniu pismo ze skargą naszego mieszkańca do Prezydenta  Miasta i dopiero jak przeanalizowałam dokładnie odpowiedzi na te skargi to widać wyraźnie, że odpowiadają na nie osoby na które ta skarga była składana. Tak samo jak pismo  z 2010r. kierowane do Pana Eugeniusza tak samo i pisma z 2013 i 2018 r. kierowane do mnie  w treści są identyczne : zarzuty są niczym nie potwierdzone, pracownicy działają dla dobra placówki oraz mieszkających w niej pensjonariuszy a osoby skarżące się to są wręcz kanalie utrudniające pracę decydentom.  Przecież nawet doktor psychiatra usiłując mnie przestraszyć użył sformułowania, że dezorganizuję pracę.  I teraz po tej nitce dochodzimy do kłębka. Dnia 22 marca za pośrednictwem naszego sekretariatu, skierowałam pismo do pana doktora z pytaniem o jednostkę chorobową na podstawie której tak bardzo chce mnie skierować do szpitala psychiatrycznego. Wiedziałam, że tym pismem rozłożyłam na łopatki pana doktora. On bardzo chciał mnie wziąć pod swoje skrzydła wszak jest ordynatorem w  takim szpitalu; bardzo szybko zrobiłby ze mnie kompletną wariatkę. Nie wyszło. Sprawę w swoje nieczyste ręce wzięła pani dyrektor, a przynajmniej udawała, że zajmuje się nią. Ja im  udowadniam, że głupia nie jestem a do decydentek nie dociera. Mam swoje lata i wolniej myślę ale ciągle logicznie.Ponieważ całe życie pracowałam wśród szlachetnych i mądrych ludzi to do głowy mi nie przyszło, że nasza dyrektorka zajmuje się brudami dla przyjemności. Wyobraźcie sobie , że  niby wysyła pismo do dyrekcji szpitala w którym pracuje nasz psychiatra  a w rzeczywistości pisze je tylko do mnie. Obstawia paragrafami żeby zrobić na mnie jak największe wrażenie. Owszem wrażenie jest, że pani dyrektor nie ma nic z człowieczeństwa. Jak pierwszy raz poszłam w tej sprawie do szpitala żeby uzyskać odpowiedź trafiłam na osobę podobną do naszych decydentek, która odpowiedziała mi, że skoro pismo pisała pani dyrektor to ona dostała odpowiedź. Pani dyrektor odpowiedziała  mi przez posłańca – pracownicę socjalną – że żadnej odpowiedzi na piśmie już nie dostanę. Powiedziałam, że nie ustąpię i będę drążyć temat. Wybrałam się do Rzecznika Spraw Pacjenta tego szpitala w którym zatrudniony jest nasz psychiatra. Przyjęła mnie Pani Profesor Zastępca Dyrektora Szpitala ponieważ rzecznik był na urlopie. Okazało się, że nasza szanowna nigdy nie wysłała do nich żadnego pisma. Czyli kopia dla mnie a oryginał do kosza. WSTYD!  Po co to udawać człowieka jak się nim nie jest. Dowiedziałam się też, że nasz psychiatra pracuje tam już tylko do końca miesiąca. U nas również powinien zakończyć swoją nie chlubną działalność ponieważ ja sprawy nie odpuszczę.

Bezduszne spełnianie obowiązków.

Ponieważ już od dłuższego czasu nie biorę udziału w żadnych zajęciach ( co bardzo dobrze wpływa  mi na moją psychikę ) to w sumie widzę tylko to co dzieje się na korytarzach, w stołówce, kaplicy czy sali gimnastycznej. Nawet tu widzę i słyszę to o czym warto napisać.                                                                                                      Ponieważ nie jem kolacji tylko podwieczorek to czasem zdarza mi się wejść do stołówki podczas sprzątania, czyli o godzinie 16.  Szok, ile tabletek zmiata się z podłogi. Pielęgniarki       ( nie dotyczy to nowo zatrudnionych )  wpadają, wsypują w  brudne ręce  pacjenta tabletki i uciekają. Czasem załatwią picie którego  nie ma pacjent. Chorzy, nie sprawni ludzie  usiłują te tabletki przyjąć, niestety  one wypadają im  z rąk na podłogę, ( mnie też to się zdarza ). Jednym wypadają niechcący a inni celowo je strącają. Jeśli tabletka spadnie na podłogę przy pielęgniarce to  ona podniesie  ją z podłogi i poda choremu. Ponieważ kiedyś opisałam wrzucanie tabletek do kawy czy zupy, to zwróciłam uwagę, że już tego nie robią.  Nowo zatrudnione pielęgniarki  pilnują starannego przyjęcia leków. Leki podają do ust z kieliszka albo z łyżki,  nie z ręki, pilnują ich połknięcia i popicia. Tym nowym jeszcze na nas zależy ale pewnie to minie. A zatem u nas chorzy ludzie są coraz bardziej chorzy bo nie dostają leków w porę albo i w ogóle. Jak dla mnie to jest skandal. Jak chodziło o umieszczenie mnie w psychiatryku, to decydentki użyły do tego wszystkich swoich sił. Bo chodzi tylko o to żeby bylejakość i bezduszność,  nie wyszła na jaw. Tylko ja ujawniam te sprawy. Tak więc marzeniem decydentek jest unieszkodliwienie mnie. Wówczas byłby dla nich raj na ziemi. Pan Nikt wychwalałby je pod niebiosa a one by wszystkich i wszystko olewały.    LITOŚCI !

Na stołówce dowiedziałam się, że zmarła Hania (, której śmierć obwieścił ksiądz już dawno temu ) i o staraniach mieszkańców o jej pokój. O zmianę pokoju starał się Franek  mieszkający w pokoju dwuosobowym i Rysiu który uważa, że pokój w którym mieszka jest smutny.  Była okazja załatwić te dwie sprawy jednocześnie i obie na korzyść zainteresowanych, ale niestety należałoby pomyśleć a z tym chyba kiepsko u naszych decydentek. Pokój po Hani dostał Franek i sprawa załatwiona. Rysiu ma żal, że nie on. A można było Rysiowi dać pokój po Hani – wesoły pokój, a do pokoju Rysia zakwaterować Frania, jemu chodziło wszak tylko o jedynkę. Wszyscy byliby zadowolenie. Niestety  w śród decydentek brak ludzi myślących życzliwie i logicznie,   tak więc  zawsze będzie ktoś nie zadowolony.

30 maja stałam na korytarzu i rozmawiałam z Antosiem. On na ucho coś mi szeptał.. Przechodząca koło nas pokojowa wrzasnęła – nie życzę sobie plotkowania na mój temat. Słyszeć naszej rozmowy nie mogła a więc odezwało się jej nie czyste sumienie. W tym czasie jak ona przechodziła Antoś dawał mi wybór – czy czekolada, czy winogrona. To nie pasowało ani jak do plotkowania na temat przechodzącej pani. Ale skoro sama zaczęła to pociągnęłam za język Antosia. To co mi powiedział sprawdziłam u osoby blisko zainteresowanej tematem i pani pokojowa którą do tond szanowałam zepsuła sobie opinię. Na razie o tym pisać nie będę ale w  głowie mi się nie mieści, że można tak zachować się wobec podopiecznych. Mam nadzieję, że to był incydent. Że coś tam nie zagrało w domu i nerwy zostały przeniesione do pracy. Trzy osoby których sprawa dotyczyła powinny się dogadać, a rozmowę powinna zainicjować  pokojowa bo to ona zachowała się bardzo brzydko. Ale tu wszyscy  olewają nas starych i ich zdaniem  głupich.