Sen i bezsenność

Wspomnienia wspomnieniami a życie się toczy. Ponieważ od dłuższego już czasu żyję wyłącznie swoim życiem, nie życiem naszego Domu, to mogę sobie spokojnie obserwować. Zauważyłam, że mimo iż przez decydentki traktowana jestem jak zło konieczne i po każdych moich uwagach jestem przez nie               ” opluwana” to jednak moje uwagi są brane do ” służbowego serca”.  Nie ma  ciucholandu w naszym maleńkim spożywczo- drogeryjnym sklepiku, skończyło się podchodzenie do stolików na pogaduszki podczas posiłków, pielęgniarki starają się podawać leki prosto z kieliszka medycznego do buzi pacjenta. Jeszcze nie zawsze zadbają o popicie leków, ale już jest lepiej. W kontrze do klubu gou gou powstał podobno klub dla pań. Napisałam  podobno, ponieważ żadnej informacji na ten temat nie ma ale słyszałam poufne zaproszenia tłumaczone na bieżąco co to takiego będzie.  Czyli po staremu – zapraszanie szeptem na ucho, żeby przyszły  same wybrane  panie nie kto chce. To tylko mężczyźni mają przychodzić hurtem.                                                                                                 A propos podsłuchiwania rozmów – podsłuchałam rozmowę dwóch Jasiów, jeden to ten który tak bardzo chciałby bronić swojej czci, a sam ją bezcześci. Nie sądziłam, że panowie z wyższym wykształceniem mogą tak opluwać kobiety, swoje sąsiadki. Jeden z Jasiów, opowiada co robi jego sąsiadka w nocy. Zaznaczam, ta sąsiadka to bardzo chora osoba, którą opiekuje się Zygmunt, a Jasiu z takim przejęciem  relacjonuje odgłosy erotyczne dochodzące z jej pokoju i obaj panowie przeżywają temat. To wierutne kłamstwo. Krysia, bo o niej mowa, jest cichym, skromnym człowiekiem. Widocznie panom Jasiom, marzenia erotyczne  przyćmiewają  rozum i powodując bezsenność uruchamiają fantazje erotyczne. Wyobrażam sobie jak Jasiu chodzi nocą po korytarzu i podsłuchuje wyobrażając sobie kto z kim i w jakiej pozycji. Oj, Jasiu, Jasiu za starą masz pannę.

Temat zupełnie z innej beczki. Chodzi o ordynowanie leków przez naszego psychiatrę. Jaszcze kilka stron temu pisałam, że nigdy nie interesowałam się lekami jako takimi, tylko formą ich podawania. Aż tu przychodzi do mnie jedna z mieszkanek i prosi o rozmowę.  Zaczyna słowami – wiem, że piszesz bloga, a ja chcę żebyś ten temat opisała. Wiesz, że należę do osób, które śmiało mówią o tym co je boli – mówi pani J.  I wiesz dobrze, że dyrekcja nie lubi takich osób. Zaczęło się od sprawdzania co trzymam na balkonie;                  ( metoda znana i praktykowana tak  za poprzedniej dyrektorki jak i  teraz ). Wiesz, że każdy coś na balkonie trzyma, a więc  to jest takie preludium do dalszego ciągu robienia świństw, czepianie się. To jest informacja – nie zadzieraj z nami bo my wiele możemy. Bardzo szybko przystąpiono do punktu ostatecznego, czyli do współpracy z psychiatrą, który  ni z tego ni z owego składa mi wizytę wypytując o samopoczucie, spanie itp. Zaraz na drugi dzień dostaję dodatkowy lek; pytam pielęgniarkę co to za lek? a ona na to, że to zlecił psychiatra. Ja głupia wzięłam tę tabletkę i cały dzień spałam. Na drugi dzień sytuacja się powtarza. A więc to tak. Chcenie mnie uciszyć. Ciebie chcieli skierować do wariatkowa ponieważ lekami zarządzasz sama, a ja leki biorę z rąk pielęgniarek więc można mną manipulować. Tu każdy kto za dużo pyta to później już tylko śpi.     Pani która pytała ciągle o swoje pieniądze i była wręcz energicznym przewodnikiem stada – czyli kilku ospałych pań, po incydencie w stołówce z socjalną już tylko by spała. Snuje się po korytarzu, ale to już nie ta sama osoba.