Ciąg dalszy wspomnień o rodzinie Ż -Helena i Michał

Będę o nich pisała po starszeństwie. Najstarszą z dzieci była Helena. Jako dziecko nie  miałam z nią wiele wspólnego. Była w końcu starsza ode mnie o 15 lat. Żyła swoim życiem. Była bardzo miła i pomocna ale zawsze na dystans.  Helena najczęściej zamykała się w swoim panieńskim pokoju razem z Bogdanem, który dość szybko został jej mężem. O dziwo Bogdan był bardzo podobny z urody do tej rodziny. Bogdan od Heleny był starszy o 10  lat. Był kierownikiem najpopularniejszej restauracji w naszym mieście. Helena natomiast była księgową w Towarzystwie Przyjaciół Dzieci. Jako osoby dorosłe spotykałyśmy się dość często, zawsze z ogromną radością tuliłyśmy się do siebie. Helena z Bogdanem przeżyli wspólnie, w pięknym związku, całe swoje życie.

Gorzej wyglądało życie Michała. Przez to życie, jak mówiła Krystyna, pękło mu serce w wieku 45 lat.  Jak poznałyśmy się z Krystyną to Michał był w wojsku – w czynnej służbie.  Był nie tylko odwiecznym bożyszczem nastolatek ale i chłopakiem o złotym sercu. Po powrocie  z wojska  pracował  jako operator filmowy w kinie objazdowym. Do szaleństwa zakochała się w nim, od pierwszego wejrzenia, pani Wanda – rozwódka z córką w wieku Michała. Pani Wanda była kierowniczką kina, a więc koleżanką z branży Michała. Osaczała go na różne sposoby. Nie zdawałyśmy sprawy z tego – Krystyna i ja, że pomogłyśmy pani Wandzie w osaczaniu Michała. Kiedyś, jak co niedziela, wybrałyśmy się z Krystyną do kina. Zobaczyła nas pani Wanda. Zaczepiła Krystynę pytając czy ma brata Michała, bo przecież byli do siebie bliźniaczo podobni. Jak okazało się, że tak, to złożyła nam propozycję nie do odrzucenia – zawsze bezpłatne kino dla nas obu pod warunkiem, że do kina przyprowadzać nas będzie Michał. Opętało nas szaleństwo kinowe. My na seansie a Michał w objęciach pani Wandy. Mieli dla siebie,za każdym razem prawie  dwie godziny. Chyba mu się to podobało, bo nie było problemu z przyprowadzaniem i odprowadzaniem nas. Zawsze byłyśmy pod opieką, a zatem rodzice nasi również  nie mieli zastrzeżeń. My też nie wnosiłyśmy zastrzeżeń chodziłyśmy do kina na jakie tylko zachciałyśmy filmy czy seanse. Przypomniał mi się taki drobny fakt z pobytu w kinie, jak to Krystyna zawsze wybawiała mnie z różnych sytuacji. Kiedyś, to chyba na filmie ” Szerszeń”  ryczałam jak bóbr. Krystynie zrobiło się mnie żal i zaczęła mi  opowiadać życiorysy aktorów grających w tym filmie, dodając trochę głupot, tak że szybciutko łzy zamieniły się w śmiech. Musiałyśmy wyjść z kina ponieważ ten śmiech był nie adekwatny do scen filmowych. Po wcześniejszym wyjściu z kina musiałyśmy poczekać na Michała.  Michał z Wandą nie pasowali do siebie pod żadnym względem. Wanda sięgała mu pod pachę i poza wiekiem miała jeszcze bardzo krzywe nogi. Michał tego jakoś nie widział. Oni pasowali do takiej miłości w kantorku na zapleczu, a okazało się, że to było coś znacznie większego. Pobrali się i przeżyli ze sobą 20 lat. W rodzinie Michała była rozpacz, nikt nie mógł pojąć co go tak zaślepiło. Jak on sam pojął, że jest coś nie tak to nie umiał wyzwolić się z objęć pani Wandy. Po jakimś czasie zakochał się w kobiecie pasującej do siebie i wiekiem i wyglądem. Zamieszkali razem. Michał wystąpił o rozwód. Dopiero wtedy rozpętało się piekło. Wanda połączyła siły ze swoją córką i bez litości zatruwały życie Michałowi. Trwało to kilka lat, serce nie wytrzymało; podobno lekarz powiedział, że pierwszy raz widział  tak  pęknięte serce. Pogrzebem Michała zajęła się jego partnerka. Po kilku dniach, przychodzi jak zwykle na cmentarz i nie może znaleźć grobu. Okazało się, że Wanda, w ciągu jednej nocy, zamieniła pomnik. Na miejscu pierwszego pomnika był już inny, podwójny, od kochającej żony i z miejscem dla żony.

Krystyna Ż

Rodzina mojej koleżanki z klasy IV b to  osiem pięknych osób, pięknych  zarówno z charakteru jak i z wyglądu.  Krysia, bo tak miała na imię owa koleżanka, towarzyszyła mi w różnych sytuacjach przez całe jej życie. Nie należę do osób które muszą być z kimś na co dzień, spotykać się na ploteczkach ale  Jako dzieci spotykałyśmy się codziennie,  jako osoby dorosłe to i całymi latami nie widziałyśmy się, ale to u niej poznałam swojego męża, to ona była chrzestną mamą mojej starszej córki i to z nią będąc na emeryturach grywałyśmy co sobotę w brydżyka. Jak jedna z moich sąsiadek zamieszkała w naszym Domu, a była brydżystką, to Krystyna przejeżdżała do naszego DPS,  przywoził ją Krzysiek, który z nami grywał. Krysia zmarła w wieku 70 lat, czyli osiem lat temu, była o rok starsza ode mnie.. Jak już pisałam cała jej rodzina była piękna i na dodatek wszyscy byli bardzo do siebie podobni. Jak ktoś znał jedną osobę z tej rodziny a zobaczył kogokolwiek od nich po raz pierwszy i na neutralnym gruncie to nie miał wątpliwości, że to ktoś z rodziny Ż. Rodzice ich wyglądali jak bliźniaczy brat z siostrą a na dodatek mieli takie same imiona – Antonina i Antoni. A zatem wśród dzieci musiały być również takie imiona. Najstarsza córka miała na imię Helena, później był Michał ale już następne dziecko to Antoni. Dalej była Krystyna ale już po niej musiała być Antonina – mówiliśmy na nią Tońka. Najmłodsze dziecko było o 25 lat młodsze od najstarszej i miało na imię Ludwik. Dwaj starsi bracia – Michał i Antek, mieli za zadanie opiekowania się siostrami, a jak siostrami to i ich koleżankami. Bardzo lubiłam do nich przychodzić, to była cudna, kochająca się rodzina. Z takiej rodziny wychodzą w świat osobnicy spokojni, ułożeni, lubiący wszystko i wszystkich. Boże, ile razy Krystyna swoim zachowaniem pokazywała mi, że to co było dla mnie problemem, problemem nie jest. Nie raz była zaskoczona moim zachowaniem, mówiła wówczas – ale ty jesteś wariatka, a wiesz, że właśnie za to wariactwo cała moja rodzina bardzo cię lubi. Czułam to ich lubienie na każdym kroku. Jak jeszcze chodziłyśmy do szkoły to Krystyna codziennie rano zachodziła po mnie i razem pełne radości szłyśmy do szkoły. Kiedyś, jak  już byłyśmy w siódmej klasie, czyli już takie pannice czternastoletnie, Krystyna przychodzi jak zwykle po mnie a ja jej oznajmiam, że do szkoły nie idę, nie mam butów, są u szewca. Zobaczyła moją smutną minę, bo obie bardzo lubiłyśmy chodzić do szkoły, i ni z gruszki ni z pietruszki – a co boso do szkoły to nie można chodzić? Zostawiła swoje buty u nas w domu i całe szczęśliwe, rozbrykane poszłyśmy na bosaka do szkoły. Trzeba dodać, że mieszkałyśmy w centrum wojewódzkiego miasta i miałyśmy już cycki. U mnie był taki krótki okres uciekania z lekcji. Musiałam pomagać swojej drugiej koleżance w miłości. To Krysia G. zakochała się w traktorzyście, który codziennie przyjeżdżał pod szkołę zabierał nas na traktor i jechaliśmy za miasto. Tam ja prowadziłam traktor a Krysia z Edkiem całowali się na przyczepie. W domu dostawałam za to lanie które nie działało, to Krystyna Ż wyperswadowała mi ten traktor z głowy. Mówiła mi : jeśli chcesz być traktorzystką to musisz umieć jeździć traktorem i naprawiać go, ale ty przecież masz być śpiewaczką. Wiesz, mama prosiła żebyś przyszła do nas bo Michał przywiózł dużo nowych płyt a ty musisz znać nowości muzyczne. Będziesz miała dużo roboty bo są to  piosenki śpiewane po angielsku do których trzeba napisać polskie słowa.  Te moje teksty to były kompletne bzdety, ale śpiewałyśmy bez opamiętania. Zupełnie zapomniałam o tej mojej poezji, aż po 50 latach przypomniał mi ją najmłodszy z rodziny Ż. Ludwik nazywany Ludkiem. Kiedyś jako babcie emerytki, jak zwykle w sobotę grałyśmy w brydżyka, aż tu telefon do Krystyny dzwoni Ludek. Jak dowiedział się, że ona jest u mnie koniecznie chciał przyjść. Zrobił nam ogromną niespodziankę – wyśpiewał wszystkie piosenki bzdety.  Dopiero do nas dotarło, że zawsze podczas naszych wygłupów był przy nas dwuletni, trzyletni, cztero i pięcioletni Ludek. On się wychował na naszych  piosenkach, przy naszych wygłupach. Myśmy stroiły miny, pozy i czort wie co jeszcze, nie zwracając uwagi, że zawsze podczas tych zabaw był z nami Ludek. Przypomniał on  nam o tym jako 56 letni pan.

Uprowadzenie

To uprowadzenie było tylko we śnie, ale niemal  każdy mój sen ma odniesienie do jawy. Otóż od kilku dni chodzę z Jasiem na spacery. Byłam zaskoczona jak mnie to zaproponował, przecież to mój wróg, ale co tam niech będzie. Nie umiem z nim rozmawiać to tylko słucham;  niestety ale  i słuchać trzeba Go umieć. Ponieważ nie wierzę w jego szczere intencje to pewnie stąd taki dziwny sen – ostrzeżenie. To  moja podświadomość mówi mi  żebym uważała bo to taki ” rudy charakter”. Już go tak ktoś nazwał. We śnie jechałam autokarem w jakąś daleką trasę. Raptem autokar zatrzymał się. Weszło dwóch zamaskowanych mężczyzn. Obezwładnili mnie, wynieśli z autokaru, wrzucili do bagażnika jakiegoś auta i ruszyli z piskiem opon. Nie byli to profesjonaliści bo nie zamknęli klapy bagażnika i ja wypadłam z niego podczas jazdy na ulicę. Za tym samochodem cały czas jechał autokar z którego mnie wywlekli; jak wypadłam na ulicę to z autokaru wybiegali ludzie żeby mi pomóc. Okazało się, że to byli sami moi przyjaciele z całego mojego życia. Najdziwniejsze było to, że wysiadła z niego zaprzyjaźniona ze mną cała ośmioosobowa rodzina. Pięć osób z tej rodziny już nie żyje. Dwoje z nich nie widziałam już dawno a z jednym utrzymuję kontakt do chwili obecnej. Co jakiś czas, ktoś z pobytu dziennego, przysyła mi pozdrowienia od tej osoby. Z tą rodziną byłam w bardziej zażyłych stosunkach niż ze swoją rodziną. Mam na myśli swoje rodzeństwo i rodzeństwo ze wspomnianej rodziny. O tej rodzinie napiszę w następnym wpisie, tak dla siebie, dla przypomnienia jacy byli dla mnie ważni i uwiecznienia tej ważności. A teraz aż się prosi o przeanalizowanie tego  proroczego  snu. Są w nim dwa główne wątki- brak profesjonalizmu u porywaczy  i pojawienie się nie wiadomo skąd ogromnej ilości przyjaciół.  Brak profesjonalizmu u  naszej kadry kierowniczej odczuwa się  na każdym kroku. Nie tylko w  spełnianiu obowiązków ale i w zatruwaniu mi życia.  Przecież cokolwiek się robi należałoby przewidzieć tego konsekwencje. Zawsze w czynnościach naszych szefów rzuca się w oczy podejście – jakoś to będzie. Ja te jakoś uzbierałam i stwierdzam, że nie ciekawie to wygląda z punktu widzenia szefostwa Domu. Natomiast jeśli chodzi o mnie to nie spodziewałam się, że są wśród nas ludzie którzy mnie popierają i obiecują, że będą zeznawać w razie potrzeby. To są właśnie ci przyjaciele nie wiadomo skąd. Przez 9 lat pobytu i nękania mnie w tym Domu, nigdy nie zwróciłam się z prośbą do nikogo o jakąkolwiek pomoc, chyba, że do pani dyrektor, chociaż nie wiadomo po co.  Nie chciałam nikogo narażać na nieprzyjemności. Dopiero ten pamiętnik otworzył oczy ludziom i postanowili mi pomóc.  To ten tłum z autokaru.

Koniunktura rośnie.

Ponieważ ciągle dopytujecie się dlaczego nie piszę, zaczęło mnie to zastanawiać; przecież często robiłam takie dłuższe przerwy i nie było  takich ponagleń, co jest grane? Zerknęłam do wykazu swoich czytelników i zobaczyłam, że liczba ich jest podwojona. Jestem pewna, że jest to zasługa dyrekcji Domu. Szaleją strasząc mnie i koniunktura rośnie. U mnie nic się nie zmieniło, piszę tak jak pisałam kilka lat temu, ale kilka lat temu dyrekcja nie interesowała  się aż tak tym moim blogiem a teraz czyta i straszy mnie a czytelnicy są ciekawi czy ja się boję i kiedy przestanę pisać. Kiedyś przestanę na pewno, ale to nie będzie ze strachu.   A może dyrekcja Domu nie wytrzyma i ukatrupią mnie? To wtedy będziecie wiedzieli kto to zrobił i zażądacie sekcji zwłok i dochodzenia.  Szczerze mówiąc to ja się ciągle źle czuję i nie mam apetytu na pisanie, tylko, że teraz to i mieszkańcy przychodzą prosząc żebym opisywała różne sprawy.   Kocham Was ale nie chce mi się.

Czekam na ciągłość niżową.

Boże, to wprost nieprawdopodobne żeby pogoda miała taki wpływ na organizm; jak w piątek popadało to ja natychmiast głęboki  oddech i do ogródka. W końcu w ogródku pracuje się w pozycji schylonej a ja dałam radę. Nie długo popracowałam ale jednak. Nie mam pretensji do swoich lat, wiem, że one mnie ograniczają i  na wiele mi nie pozwalają ale co innego słabość wiekowa a co innego ta przeklęta meteoropatia. Dzisiaj,  po mimo deszczu poszłam na godzinny spacer. To nie był spacer, to był sprint ku czci zmiany pogody. Wróciłam mokra i szczęśliwa. Po południu zaczął nadchodzić wyż, pokazało się słoneczko, a mnie ogarnęła senność.  Wesołe jest życie staruszki nie ma co!  A propos tej mojej starości – jedna z pracownic powiedziała mi, że czyta mojego bloga i za każdym razem jak  musi napisać słowo prababcia to się złości. Mówi mi – pani ani z wyglądu, ani z charakteru nie jest prababcią, jak można było tak siebie nazwać.      Niestety jestem nią.           Dobrych kilkanaście lat temu dziwiłam się jednej z koleżanek mojej mamy. Wszystkie panie w jej wieku oklapnięte a ona zawsze  pełna wigoru. Mama  wytłumaczyła mi – ona pokazuje się ludziom tylko wtedy jak jest w dobrej formie.  Sprawdziłam i potwierdziłam słowa mamy. Można je w zupełności odnieść do mnie.                                 Zaczęłam też przygotowywać się do ewentualnej rozprawy sądowej. Przeglądam swojego bloga, robię notatki, żeby np. mój obrońca  czy ewentualnie oskarżyciel,  nie musiał czytać całego mojego bloga. Notatki dotyczą najgorszych świństw jakie mi wyrządzono. Analizuję kto może je potwierdzić i na co mam dowody.  Myślę, że pod przysięgą to każdy potwierdzi a na pewno potwierdzą rodziny osób już nie żyjących czy pracownicy którzy są już na emeryturze.  Czy dojdzie do rozprawy nie wiem, pożyjemy, zobaczymy. Na razie nie chce mi się nic robić. Poczekam aż nastąpi ciągłość niżowa.                                                                                                     Czytając swojego bloga zobaczyłam, że ludzie są jak chorągiewki; najjaskrawszym przykładem chwiejności charakteru jest nasz ksiądz. Teraz już jest okey, ale po mojej wizycie u Prezydenta, 6 lat temu długo okazywał mi wrogość. Po zmianie dyrekcji natychmiast zaczął się przymilać, żeby po dwóch miesiącach skarcić mój stosunek do zbierania tacy. Ksiądz stojąc przy ołtarzu karci zachowanie ” swojej owieczki „.  Oczywiście było to na polecenie pani NIKT bo tak jak decydentki tak i On je pani NIKT z ręki.  Zauważyłam też, że pisząc o niektórych osobach byłam pełna nienawiści albo złości. Już mi przeszło. Wystarczy, że nie widzę tej    ( nie napiszę jakie słowo ciśnie mi się do ust ) i już  jest dobrze. Na pewno coś wymyślą żeby się przypomnieć wówczas zaczniemy walkę od początku.  Mam jeszcze jeden bardzo poważny problem do załatwienia, ale o nim na razie cicho sza.

Odpowiedź dla Moniki

Twój wpis można odczytać dwojako – możesz się tym faktem zarówno cieszyć jak i smucić.  Niestety pogoda która nęka nawet ludzi młodych, starych wykańcza, dlatego właśnie nie mam apetytu na pisanie. Przez pierwszy tydzień upałów leżałam plackiem, później zaczęłam chodzić przy chodziku nawet wewnątrz budynku. ( Potworne zawroty głowy ). Dzisiaj jest już dobrze tak więc szybciutko pobiegłam do miasta pozałatwiać różne sprawy. Do spraw dotyczących naszego Domu wrócę po następnej serii upałów.       Buziaki !!!