Odpowiedź na komentarz Pana Huberta.

Najpierw napisałam Panu, że wiem tylko tyle co napisałam w pamiętniku, ale po namyśle przypomniałam o artykule pana profesora o którym chciałam zapomnieć. Chciałam zapomnieć o autorze ponieważ nie szanuję ludzi, którzy dla kariery depczą swoją narodowość. Autor artykułu zanim został profesorem Litwinem był Polakiem. Nie bardzo wierzę nawet w to co napisał. Otóż, napisał on, że wszystko zaczęło się od tego, że Polak- ojciec poszedł do Niemców na skargę na swojego syna, doszło do strzelaniny, w której zginął jeden Niemiec a w odwecie rozstrzelano 21 Polaków.

Na pierwszej stronie jest lista pomordowanych i tak jak pisałam brat Pana dziadka jest na pozycji 13 – wojskowy rocznik 1910. Na środkowej karcie jest według pana profesora dom Jana Kozłowskiego, a po olkienicku to jest dom Karolów, czyli ojca pana Jana, mojego dziadka.

Dziękuję bardzo, że zechciał Pan do mnie napisać. Życzę nostalgicznych rozmyślań nad dziejami naszych przodków podczas sentymentalnej podróży. Po informacje z kim rozmawiać na miejscu najlepiej pójść do Parafii. Czekam chociaż na okruch informacji o pobycie w Olkienikach.

Codzienność

We wtorek 19 marca br. był pogrzeb Kazia. Kaziu nie był naszym mieszkańcem ale od lat przychodził do nas na Pobyt Dzienny. Człowiek bardzo grzeczny i zawsze uśmiechnięty, mimo przeciwności losu. Nie pisałabym o tym, ponieważ w naszej sytuacji pogrzeb to chleb powszedni, ale chciałam zwrócić uwagę na podejście kierownictwa do takiego wydarzenia. Jak dotyczy to osób z Pobytu Dziennego to i kierownictwo i uczestnicy stawiają się w komplecie i z kwiatami. Z kwiatami i od siebie i od całego zespołu. A jak jest u nas? Jeszcze kilka lat temu to chociaż wysyłano jako delegatkę pracownika socjalnego. Była nim zawsze p. Agnieszka, która na początku miewała jakieś kwiaty czy znicz. Teraz olewają wszystkich jak leci – ( Pamior Maksim, czort z nim ). Na ostatnich kilku pogrzebach mieszkańców byłam tylko ja. WSTYD! To wszystko przez maniakalną oszczędność. Bo jak delegacja to i samochód i jakieś kwiaty. A ja myślę, że na kwiaty pieniążki by się znalazły. Ludzie umierają w różnych dniach miesiąca a opłata za pobyt jest pobrana za cały miesiąc. Zdarza się, że nasze szanowne kierownictwo zaszczyci swoją obecnością na mszy pożegnalnej jeśli jest ona w naszej kaplicy, w innym wypadku to za duży trud. Ten brak szacunku ludzie widzą i odwzajemniają.

Drugi temat to aktywność naszego psychiatry. Przyszedł do mnie zrozpaczony Antoś, że nasz psychiatra usilnie chce złożyć mu wizytę. Przyszedł w towarzystwie pracownicy socjalnej żeby w razie czego miał kto potwierdzić zachowanie pacjenta, oczywiście na korzyść dyrekcji. Dziwne są te wizyty psychiatry – nikt go o nie nie prosi a on taki skory . On przecież nie słucha ewentualnego pacjenta tylko wypowiada się w jego imieniu, mówi to co chce a później wpisuje w kartę te bzdety. Pan doktor jest od zastraszania mieszkańców na życzenie dyrekcji. Ponieważ dyrekcja nie życzy sobie żadnych uwag ani próśb, a Antoś często kieruje je pod ich adresem, to psychiatra ma Antosia od tego odzwyczaić. Że też pan doktor nie wstydzi się być chłopcem na posyłki.

Trzeci temat to wręcz dziwna nadgorliwość nowych mieszkańców odnosząca się do wiary katolickiej, ( w tym wypadku przepraszam, bo może to nie nadgorliwość tylko tak właśnie ma być – nie wiem ). Skrzyknęło się kilka pań żeby zaprotestować przeciwko udzielania Komunii Świętej rozwodnikom. ( Całe szczęście, że ja mimo rozwodu sprzed lat, jestem już wdową kościelną). Nie wiem co z tego wyniknie ale panie ostro wykrzykiwały. W ogóle ci nowi mieszkańcy są jakby odważniejsi, mówią głośno o różnych spostrzeżeniach i przyłączają w ten sposób do siebie innych. A w ilości siła.

Recenzja- czyli jestem nie dobra.

Wpadł mi w ręce  nasz kwartalnik – Głos Seniora.                        Z przykrością stwierdzam, że ani to kwartalnik ani to Głos. Kwartalnik powinien obejmować kwartał czyli trzy miesiące, a ten kwartalnik który mam przed sobą rozpoczyna się spotkaniem które miało miejsce 3 września a kończy się 31 grudnia.  Ten, że kwartalnik został nazwany wiele lat temu, Głosem Seniora, ponieważ pisali na jego łamach seniorzy o swoich problemach i o swoim życiu. To był Nasz Głos.  Owi seniorzy, mieszkający w tym DPSie lub przychodzący do niego, tworzyli zespół redakcyjny i wszystko co dotyczyło tego wydawnictwa  zależało od nich.  Przecież w naszym Domu byli i  są ludzie różnych zawodów i  mieli i mają wiele do powiedzenia. Pisywali  na jego łamach również pracownicy ale o czymś ważnym. Np. pani Nina pisała o zakupie nowego sprzętu rehabilitacyjnego i jego właściwościach, zachęcając do korzystania.  Pani kierownik socjalna odpowiadała na łamach kwartalnika na zarzuty stawiane dyrekcji. Informowała o niektórych przepisach nas dotyczących. Opiekunki pisały o swoich problemach z nami.  To był Głos – nasz i nas dotyczący, a co jest teraz? Tylko kronika ubarwiona zdjęciami. Typowa kronika informująca w trzech zdaniach o tym co było  i kończąca  każdą informację zachwytem nad organizatorami – ” było wspaniale”, tylko po to żeby połechtać kierownictwo.  Na trzydzieści  jeden notatek 21 podpisał Grzegorz, zwracając się sam do siebie per Pan i to jest jedyny mieszkaniec naszego Domu. ( A zatem to jest Głos Grzesia ).  Osiem  notatek sporządziła  Natalia – pracownica, również zwracająca się do siebie per Pani,  tak jak i Kasia – pracownica  która podpisała swoje dwie notatki, jako Pani Kasia.  Po za tym, że Grzegorz jest cały w ochach i achach nad tym co było to jeszcze właśnie on wygrywa  konkursy –  Turniej Bingo –  zwycięzca Grzegorz, pisze o nim Grzegorz. Konkurs na odgadnięcie  jakie miejsce przedstawia zdjęcie – wygrywa Grzegorz.

GRZESIU – jesteś wspaniałym człowiekiem: życzliwym, pracowitym, niebywale zdolnym manualnie, niebywale cierpliwym w wykonywaniu różnych prac, jesteś naszą złotą rączką  i najsympatyczniejszym Panem wśród mieszkańców, po co ci to lizusostwo. Nie podpisywałbyś tych notatek w kwartalniku to i kwartalnika by nie było a więc ulżyłbyś pracownicom. Dla pracownic to jest tylko obowiązek jeden z bardzo wielu. Dla dyrekcji to jest przedłużanie na siłę czegoś co było kiedyś,   żeby nikt nie zarzucił, że coś co było wartościowe, zostało zniszczone. Rozśmieszyła mnie notatka Natalki z dnia 20 IX informująca o spotkaniu na którym Dorotka odczytała najciekawsze artykuły z najnowszego kwartalnika.  Był chociaż jeden artykuł?                                                                                                                             Co mi się podobało w tym ostatnim kwartalniku to humor, tak więc przytoczę:

Psychoterapeuta  radzi pacjentowi :

– -Wieczorem, gdy będzie się pan kładł do łóżka, proszę wszystkie swoje problemy zostawić za drzwiami.                          -I pan myśli, że żona i teściowa zgodzą się spać na klatce schodowe.

Żona, sprawdza dokładnie garnitur męża, po powrocie z pracy. Nie znajduje ani jednego kobiecego włoska i mówi – ty już nawet łysej babie nie przepuścisz.

.P.S. Myślę, że tym razem, wszystko co napisałam, pani NIKT potwierdzi i  zgodzi się ze mną  w 100%.  nawet z tym, że kiedyś Kwartalnik był sprzedawany ( kosztował 2 zł. ) i za każdym razem robiono dodruki.

Jest dobrze, no prawie…

Tym razem będą prawie same pochwały.            Najbardziej pozytywnie zaskoczyła mnie wizyta dietetyczki u mnie. To kuchnia zdziwiona moim podejściem do żywienia poprosiła dietetyczkę o sprawdzenie czy jest jakiś problem. Ja, taka wszystko żerna , raptem zrobiłam sobie dzień ze ścisłą dietą a po tym dniu ze swojej diety wykreśliłam całkowicie wszelkie wędliny w plastrach, pasztety i pasty z wędliną.  Jeśli wędlina to tylko na gorąco. Dietetyczka przyszła z pytaniem  czy może w czymś pomóc?  Wytłumaczyłam, że przeżyłam dzień w którym wyraźnie odczułam, że zaszkodziła mi jakaś wędlina. Czuję teraz wędlino wstręt. A skoro chce mi pani pomóc to poproszę o opracowanie diety takiej, żebym co miesiąc schudła 1 kg.  Cztery  lata temu miałam taką dietę, schudłam w ciągu roku 13 kg. niestety po roku zaczęłam tyć,  przytyło mi się 6 kg. Teraz bardzo proszę o zlecenie kuchni co mają mi serwować nie pytając mnie co bym sobie życzyła. Ja się podporządkuję i będę zdrowa i szczęśliwa.  Dietetyczka wypytała mnie co lubię czego nie i czy mam jakieś dolegliwości związane z dietą. Rozmowa toczyła się gładko, jak równej z równą, przecież jestem technologiem żywienia. Tak więc zgodnie z powiedzeniem – szewc bez butów chodzi. Dobrze wiem co mam jeść i ile, ale jak kuchnia dostanie takie zlecenie po linii służbowej to mnie będzie wstyd cokolwiek zmieniać i może znów się uda.

Druga sprawa która zasługuje na pochwałę a nawet zachwyt, to podejście naszej krawcowej do mojej prośby.  Otóż, kupiłam dla siebie w ciucholandzie spodnie,  niestety wymagające poprawek. Spytałam,  czy mogę liczyć na pomoc z jej strony. Nie wiedziałam czy takie rzeczy robi nasza krawcowa.                   W ciągu trzech dni spodnie były wyprane, przerobione, wyprasowane i oddane mi do noszenia. W konsekwencji mam super spodnie za  złotówkę, bo tyle kosztowały.

Trzecia rzecz, którą jestem zachwycona, to zmiana w zachowaniu opiekunki o której  pisałam dwukrotnie źle. Porozmawiałam na jej temat nie z szefostwem, tylko z jej koleżanką po fachu, która odpowiada za pracę opiekunek. Pomogło i to nadzwyczajnie. Monika, bo o niej mowa, jest bardzo miła i do swoich podopiecznych i o dziwo do mnie. Nie daje mi do zrozumienia – ty kablu – tylko jest po prostu grzeczna. Chyba ją polubię, a może nawet już lubię.        Moimi opiekunkami jestem zachwycona. Są to dziewczyny z najwyższą notą.

Moją dietą niestety zachwiał dzień kobiet. Jak jestem w naszym DPSie 10 lat, to nigdy nie obdarowywano mnie czekoladkami i kwiatkami. Panowie jakby się zmówili. A, że jestem łasuchem to niestety cały tydzień mogę wykreślić z kalendarza diety. Wstyd mi. Te łakocie poważnie zburzyły moje radosne chwile. Tłumaczyłam, że nie mogę przyjmować takich rzeczy, niestety darczyńcy byli bezlitośni.

Druga rzecz która burzy moją radość życia, to sąsiadka z góry – p. Emilia. Jest to mój odwieczny problem – woda która co jakiś czas cieknąc z sufitu zalewa mi jakąś część moich pomieszczeń. W  łazience, po wielu latach znoszenia niedogodności, zrobiono u p. Emilii porządek. Teraz woda leci z sufitu w przedpokoju. Na suficie jest pęknięcie przy samej instalacji elektrycznej. Razem z opiekunką poszłam zobaczyć dlaczego tak się dzieje, jak zobaczyłam to struchlałam : w przedpokoju Emilii ze dwa wiadra wody, Emilia nagusieńka, przy otwartych drzwiach stoi boso w tej zimnej wodzie i z pretensją w głosie wykrzykuje – znowu coś się nie podoba tej z dołu. Opiekunka zgarniała wodę do łazienki a Emilka stała w tej wodzie i nawet nie zamknęła drzwi.

 

No i jak tu być dobrym?

Ilekroć usiłuję być tym ” dobrym ” człowiekiem, czyli według pracowników naszego DPSu po prostu nie pisać o nich źle, za każdym razem zdarzy się coś o czym napisać muszę, a co podważa ich dobroć albo fachowość.                                             Kilka miesięcy temu pisałam o swoich –  zajęciach, z których usiłuję skorzystać -. Tak właśnie zatytułowany był mój  wpis. Żeby pani kierownik socjalna nie pisała o tym do Urzędów, że ja korzystam z zajęć komputerowych to ja ani wówczas ani teraz nie pisałabym o tym. Ale skoro zaczęła to ja pociągnę temat. Po długich negocjacjach  miałam wreszcie ustalony termin swoich zajęć. Fakt, trzykrotnie spotkałam się z osobą prowadzącą zajęcia ale tym razem osoba ta bardzo dziwnie zachowywała się. Kiedyś była to najlepsza znawczyni tematu a teraz niczego nie umie.  Nie wiem czy ten zanik pamięci był pod wpływem osób trzecich, czyli konkretnie pani kierownik socjalnej, czy to autentyczna skleroza, która nieszczęśliwie dopadła trzydziestolatkę. Żeby to się zdarzyło raz, to pomyślałabym – trudno. Ale za każdym razem to już coś jest na rzeczy.                       Poprosiłam o pokazanie mi jak korzysta się z tłumacza językowego. Instalowała mi go dwa dni. Narobiła bałaganu w moim komputerze – miałam po jej usiłowaniach, cztery, nakładające się na siebie, karty GOOGLI i każda z tych kart tłumaczyła w innym języku.  Ja napisałam pytanie  o rozkład jazdy MPK w naszym mieście,  a  odpowiedzi dostawałam w różnych językach tylko nie po polsku.           Przypomniało mi się, że kiedyś, do starego mojego laptopa, tłumacza wprowadziła mi dziewczynka ze szkoły, która przyszła z występami do nas. Zrobiła to w ciągu 5 min. Zrobiła i wytłumaczyła jak z tego korzystać. ( Niestety prababcia zapomniała).  A tu osoba która podejmuje się prowadzenia zajęć komputerowych nie umie tego zrobić. Wówczas nie robiłam z tego afery – chciałam być ” dobra „.  Następnym razem poprosiłam o zgranie z internetu fragmentu filmu. Moja instruktorka męczyła się prawie godzinę i nic z tego nie wyszło. Wgrywała nawet swój login do mojego komputera ( nie wiem po co ) ale i tak nic z tego. Za trzecim razem jak jej nie wyszło to doszłam do wniosku, że to jest działanie celowe. Poprosiłam o wgranie płyty CD na pulpit.  Tę płytę parę lat temu sama zrobiła – ja nagrałam się na magnetofon                    ( czytałam nasze rodzinne drzewo genealogiczne) a obecna moja nauczycielka zrobiła z tego płytę CD, której teraz  nie umiała  wgrać na pulpit.  Natalka, przecież ty kiedyś nawet naprawiałaś mi komputer. I co, nagle z takiej ” bystrzycy ” stałaś się nieukiem? Jeśli faktycznie już nic nie umiesz to po co podejmujesz się roli instruktora prowadzącego zajęcia komputerowe.                 NIE POTRAFISZ NIE PCHAJ SIĘ NA AFISZ.  Poradzę sobie z bezradnością personelu naszego DPSu, po prostu częściej będę odwiedzała wnuka. Myślałam jednak, że pani kierownik socjalna umie dobrać personel odpowiednio  do potrzeb;  chociaż moim zdaniem to jest źle dobrana ona sama.

Dobroć

Co to jest dobroć, co znaczy to słowo?                                           W piątek 1 marca byłam u naszego lekarza,  miał On  jakiś dodatkowy dzień pracy i właśnie w ten dzień zaplanował wypłukanie moich uszu. Po zabiegu poczułam się wspaniale (głuchota jest straszna ) i powiedziałam głośno – Boże jaka jestem szczęśliwa, jaki świat stał się piękny.  Pan doktor na to – no to teraz już będzie pani dla wszystkich dobra.                A ha, czyli, że Pan doktor czyta mojego bloga, albo ktoś mu relacjonuje  i właśnie do niego nawiązał. Odpowiedziałam, że będę, ale po chwili zastanowienia powiedziałam – jak to dla wszystkich? No jeśli dla wszystkich to tylko dzisiaj. Zaczęłam się zastanawiać co znaczy być dobrym. Można być dobrym lekarzem, dobrym fachowcem,  a dobrym człowiekiem? Moim zdaniem wystarczy być człowiekiem.  Czy przymykanie oczu na zło to ma być dobroć?  To ja za taką dobroć dziękuję. Nie wiem czy jestem dobrym człowiekiem ale rzetelnym, na pewno tak. Nie przechodzę obojętnie wobec krzywdy wyrządzanej komuś.  Reaguję na każde zło. Może ja inaczej interpretuję słowo – zło.  Jak widzę, że ktoś potrzebuje pomocy pomagam natychmiast. Zawsze odprowadzę osoby błądzące do ich pokoi. Zawsze podwiozę na wózku osobę która sobie nie radzi z wózkiem. Jak  odwiozę do pokoju to spytam czy w czymś pomóc. Jak idę do miasta to zawsze komuś coś załatwię.   Takie czynności wykonuję codziennie. Czy to jest dobroć ? Myślę, że to jest rzetelność w byciu człowiekiem.  Wcale nie schlebia mi słowo dobroć; rzetelność tak. Nie raz słyszę, tu u nas, od naszych mieszkańców – jakaś ty dobra – dla mnie to jest takie ble, ble, ble. Właśnie tu, w naszym DPSie,  poznałam wszystkie wypaczone wartości. Nie wiem jak ogół nazywa osobę, która komuś podłoży świnię, obrobi tyłek, nakłamie według swojego widzi mi się, a później przytuli taką osobę i powie jej – jakaś ty dobra. I co, która z tych osób jest dobra, czy ta która po zrobieniu świństwa przytuliła, czy ta która usłyszała, że jest dobra. Czy dobra osoba pozbawia w perfidny sposób satysfakcji z robienia czegoś , inne osoby. Czy dobrocią jest niszczenie psychiczne człowieka.  CZY MOŻNA BYĆ DLA TAKICH OSÓB DOBRYM ? Ja widzę dobroć jak coś cichego, potulnego, łaskawego, a jednak nijakiego. Tak więc to nie ja.  Jestem wyrazista, zawsze taka sama, nikomu nie udało się przeciągnąć  mnie na swoją  stronę. Stąpam po ziemi twardo, jeśli nawet czasem tracę grunt pod nogami to tylko na chwilę.                                                                                                     Być dla wszystkich dobrym, tak jak chciałby nasz doktor żebym była , to jest zupełnie nie realne w moim przypadku. Ja jednym chętnie pomogę a drugim chętnie dokopię.

Nawiązania do komentarzy

Jeden z komentarzy liczył sobie aż 6 stron, niestety był napisany w języku niemieckim. Byłam ciekawa co można chcieć ode mnie aż w takiej formie. Po przetłumaczeniu okazało się, że to dziennikarz niemiecki jest zainteresowany moim pamiętnikiem i pyta  na ile może go wykorzystać.  Niestety nie może wcale. Żeby był to dziennikarz polski to może porozmawialibyśmy. Żeby rozmawiać z kimś na jakikolwiek temat należałoby go dobrze rozumieć. Tak więc przepraszam ale zgodnie z umową  czytam i odpisuję na komentarze w języku polskim.                                                               A propos strachu,  było też takie pytanie – czy się nie boję? Nie, nie boję się. Nie mam nic do stracenia. Mam nadzieję, że wszystko co najgorsze już się stało  i tego  już  się nie odwróci; to poszło na cały świat i będzie krążyć po nim.       Mam takiego administratora, że w razie jeśli mi się coś stanie on to wszystko dokładnie opisze przed zamknięciem bloga. Nie muszę się z nim widzieć, wystarczy jeden telefon albo brak telefonu w odpowiednim czasie.  Pisałam już o podobnym przypadku – kupiłam nowego laptopa i po trzech miesiącach padł twardy dysk. Wszystkie inne programy musiałam odtworzyć sama z głowy, natomiast mój pamiętnik był u mnie po 5 minutach.                                                   Moja szanowna dyrekcja nie ma wyboru, jeśli chce zakończyć to pranie brudów na forum to wyjście jest jedno -stać się człowiekiem, nawet w stosunku do mnie.  Nie przestraszą mnie już niczym, za dobrze się znamy.             Pani NIKT, na zebraniu wykrzykiwała, że  kiedyś  to  był najlepszy Dom w Polsce; bo nikt nie miał odwagi wywlekać brudów. Kiedyś ktoś musiał zrobić ten pierwszy krok.  Ja wiem, że łatwiej jest walczyć o zasady niż żyć zgodnie z nimi, ale ja musiałam – BO CI KTÓRZY NIE MOGĄ PODJĄĆ DECYZJI ABY ZROBIĆ PIERWSZY KROK SPĘDZAJĄ ŻYCIE STOJĄC NA JEDNEJ NODZE,albo w rozkroku; nie chcę ani tak, ani tak. Lubię stąpać twardo po ziemi.

A teraz trochę naszych spraw codziennych.                      Robactwo,  o które  był posądzany i oskarżany nawet przed Sądem, pan Witek, a które oblazło kiedyś i mój pokój, teraz zatruwa życie Zygmuntowi. Mimo dwukrotnego oprysku jakąś trucizną robactwo nie ginie. Naszemu kierownictwu nie przychodzi do głowy, że zawsze należy zacząć od znalezienia ogniska zarazy. U mnie również chciano opryskiwać po raz drugi; sama musiałam pokazać ognisko wylęgu robactwa – przy wymianie rur, u mnie w łazience  i  wybraniu płytek ceramicznych, zostawiono dziury pod sufitem. Można by było bez końca opryskiwać a robactwo i tak by się rozłaziło. Zygmunt od dwóch tygodni przychodzi do mnie ze  skargami. Będą robić u niego remont a przez ten czas niech robactwo się rozłazi gdzie się da. Przecież u nas  jest dużo ludzi których zawsze można oskarżyć, jak Amerykanów o stonkę, czy Witka o niechlujstwo.

Od jakiegoś czasu pracuje u nas opiekunka, u której rzuca się w oczy brak empatii, ale za to dziwnie jest bardzo częstym gościem siostry przełożonej. Już o niej kiedyś pisałam, że za jej odzywkę miałam ochotę strzelić na odlew.  Jak była u nas kontrola to ona biegała od kontrolerek do przełożonej. Pewnie przełożona ją ściągnęła do pracy i chce uczyć podobnych do swoich zachowań, widać po niej już , że to typowa decydentka rządzić a nie pracować. Kiedyś, w niedzielny poranek miałam okazję utrzeć jej nosa. Po śniadaniu niedzielnym siedziałam w stołówce i czekałam kto i kiedy przyjdzie po nasze dwie błądzące podopieczne.  Nagle widzę wchodzi do stołówki owa opiekunka. Zostawia wózek z naczyniami i wychodzi, a ja do niej – proszę pani, nie uważa pani, że trzeba by odprowadzić te dwie panie na ich korytarz. To nie moje podopieczne – odpowiada. A ja na to – myślałam, że nawet ja jestem pani. Zreflektowała się  i łaskawie zabrała panie ze sobą.

Na każdym stanowisku pracy porządnej roboty powinna nauczyć osoba która tę robotę wykonuje najlepiej anie ktoś kto chce mieć oddany sobie personel.