Tym razem będą prawie same pochwały. Najbardziej pozytywnie zaskoczyła mnie wizyta dietetyczki u mnie. To kuchnia zdziwiona moim podejściem do żywienia poprosiła dietetyczkę o sprawdzenie czy jest jakiś problem. Ja, taka wszystko żerna , raptem zrobiłam sobie dzień ze ścisłą dietą a po tym dniu ze swojej diety wykreśliłam całkowicie wszelkie wędliny w plastrach, pasztety i pasty z wędliną. Jeśli wędlina to tylko na gorąco. Dietetyczka przyszła z pytaniem czy może w czymś pomóc? Wytłumaczyłam, że przeżyłam dzień w którym wyraźnie odczułam, że zaszkodziła mi jakaś wędlina. Czuję teraz wędlino wstręt. A skoro chce mi pani pomóc to poproszę o opracowanie diety takiej, żebym co miesiąc schudła 1 kg. Cztery lata temu miałam taką dietę, schudłam w ciągu roku 13 kg. niestety po roku zaczęłam tyć, przytyło mi się 6 kg. Teraz bardzo proszę o zlecenie kuchni co mają mi serwować nie pytając mnie co bym sobie życzyła. Ja się podporządkuję i będę zdrowa i szczęśliwa. Dietetyczka wypytała mnie co lubię czego nie i czy mam jakieś dolegliwości związane z dietą. Rozmowa toczyła się gładko, jak równej z równą, przecież jestem technologiem żywienia. Tak więc zgodnie z powiedzeniem – szewc bez butów chodzi. Dobrze wiem co mam jeść i ile, ale jak kuchnia dostanie takie zlecenie po linii służbowej to mnie będzie wstyd cokolwiek zmieniać i może znów się uda.
Druga sprawa która zasługuje na pochwałę a nawet zachwyt, to podejście naszej krawcowej do mojej prośby. Otóż, kupiłam dla siebie w ciucholandzie spodnie, niestety wymagające poprawek. Spytałam, czy mogę liczyć na pomoc z jej strony. Nie wiedziałam czy takie rzeczy robi nasza krawcowa. W ciągu trzech dni spodnie były wyprane, przerobione, wyprasowane i oddane mi do noszenia. W konsekwencji mam super spodnie za złotówkę, bo tyle kosztowały.
Trzecia rzecz, którą jestem zachwycona, to zmiana w zachowaniu opiekunki o której pisałam dwukrotnie źle. Porozmawiałam na jej temat nie z szefostwem, tylko z jej koleżanką po fachu, która odpowiada za pracę opiekunek. Pomogło i to nadzwyczajnie. Monika, bo o niej mowa, jest bardzo miła i do swoich podopiecznych i o dziwo do mnie. Nie daje mi do zrozumienia – ty kablu – tylko jest po prostu grzeczna. Chyba ją polubię, a może nawet już lubię. Moimi opiekunkami jestem zachwycona. Są to dziewczyny z najwyższą notą.
Moją dietą niestety zachwiał dzień kobiet. Jak jestem w naszym DPSie 10 lat, to nigdy nie obdarowywano mnie czekoladkami i kwiatkami. Panowie jakby się zmówili. A, że jestem łasuchem to niestety cały tydzień mogę wykreślić z kalendarza diety. Wstyd mi. Te łakocie poważnie zburzyły moje radosne chwile. Tłumaczyłam, że nie mogę przyjmować takich rzeczy, niestety darczyńcy byli bezlitośni.
Druga rzecz która burzy moją radość życia, to sąsiadka z góry – p. Emilia. Jest to mój odwieczny problem – woda która co jakiś czas cieknąc z sufitu zalewa mi jakąś część moich pomieszczeń. W łazience, po wielu latach znoszenia niedogodności, zrobiono u p. Emilii porządek. Teraz woda leci z sufitu w przedpokoju. Na suficie jest pęknięcie przy samej instalacji elektrycznej. Razem z opiekunką poszłam zobaczyć dlaczego tak się dzieje, jak zobaczyłam to struchlałam : w przedpokoju Emilii ze dwa wiadra wody, Emilia nagusieńka, przy otwartych drzwiach stoi boso w tej zimnej wodzie i z pretensją w głosie wykrzykuje – znowu coś się nie podoba tej z dołu. Opiekunka zgarniała wodę do łazienki a Emilka stała w tej wodzie i nawet nie zamknęła drzwi.