Jestem niesprawiedliwa

13 czerwca 2019r. był w naszym DPS występ chóru pielęgniarek. Ponieważ już znałam ten zespół, wiedziałam że śpiewa dobrze, wybrałam się na ich występ. W repertuarze były pieśni St. Moniuszki których zawsze warto posłuchać. Słuchałam i wyliczałam w myślach do czego się przyczepię. Nawet nie zauważyłam kiedy zostałam wciągnięta do śpiewania. Poczułam się na swoim miejscu i przestałam się czepiać a zaczęłam się bawić. A jak na zakończenie zostałam obdarowana upominkami i od prowadzącej zespół i od naszej P. dyrektor to zrobiło mi się bardzo miło i zapomniałam, że miałam się czepiać. Tak więc to moje czepianie się pewnie byłoby po wielokroć niesprawiedliwe. A co jeszcze wpłynęło na ten mój dobry nastrój ? – spotkanie po latach. Idąc korytarzem, jeszcze przed występem, spotkałam Danka, muzyka z czasów swojej bardzo odległej młodości. Oczywiście domyśliłam się, że to on będzie akompaniował zespołowi. Przywitaliśmy się serdecznie i poleciałam we wspomnieniach do roku 1961. Byłam już żoną i mamą a mój wiecznie zazdrosny mąż zażyczył sobie, że skoro chcę śpiewać to mam to robić w klubie ” Kolejarz ” to był klub do którego mój mąż chodził na brydżyka to i ja powinnam chodzić właśnie tam. Zabierałam ze sobą córkę i w ten sposób cała rodzina dwa razy w tygodniu była w klubie . Niestety żeby śpiewać trzeba by mieć z kim. W klubie owszem był zespół muzyczny ale grali muzykę klasyczną i mieli odpowiednio dobranych solistów. Ja do tego grona pasowałam najwyżej jako słuchacz nie jako członek zespołu. Tak więc trzeba było założyć odpowiedni zespół. Ponieważ miałam swoje audycje muzyczne w naszej Rozgłośni Polskiego Radia poprosiłam spikera żeby przed zapowiedzią moich piosenek przeprowadził ze mną wywiad nakierowany na poszukiwanie chętnych do udzielania się w zespole estradowym, którego jeszcze nie ma. Na drugi dzień klub przeżył oblężenie; poprzyjeżdżali ludzie nawet z odległych miast. Musiałam się tłumaczyć, że to ma być zespół grający dla rozrywki i bez jakiegokolwiek honorarium. Byli to sami bardzo młodzi ludzie z których udało się stworzyć dość liczny zespół. Zespół już działał a podczas naszych spotkań zawsze widzieliśmy na sali chłopaka który nam się przysłuchiwał. Trwało to miesiącami. Okazało się, że to młody, niespełna 18 letni, pianista marzący o tym żeby grać w zespole dżezowym. Natychmiast taki zespół powstał bo nie tylko on miał takie marzenia. Nasz pianista wziął się za puzon a swoje miejsce przy klawiaturze ustąpił Dankowi. Zespół pięknie się rozwijał a ja poszłam swoją drogą. Po latach ,( już byłam mamą dwóch córek )dokładnie w czerwcu 1966r. , przechodząc koło klubu Domu Środowisk Twórczych dowiedziałam się, że trwa tam w tym momencie egzamin dla muzyków którzy chcą uzyskać uprawnienia zawodowe. Zaszłam z ciekawości. W dużej sali było około pięćdziesiąt osób. Wszyscy byli w jednym pomieszczeniu i egzaminatorzy i zdający egzamin i oczekujący na egzamin i kibicujący zdającym. Spojrzałam na skład komisji, pomyślałam – to nie moja bajka – już chciałam wyjść jak przewodniczący komisji podszedł do mnie i spytał – pani nie na egzamin? Zaczęłam coś bełkotać o komisji przed którą mam za wysokie progi ( w komisji jest dyrygent Orkiestry Symfonicznej, dyrektor artystyczny Orkiestry i dwoje koncert mistrzów ) . Kudy mnie do Was? A pan dyrektor na to – proszę zaryzykować. Nie jestem przygotowana, nie mam akompaniatora… Proszę sobie wybrać, chętnych na pewno nie zabraknie. Rozejrzałam się i wybrałam Danka. Ustaliliśmy szybciutko co gramy i śpiewamy i to, że na pytania muzyczne odpowiada Danek a z literatury ja. Oboje zdaliśmy i oboje byliśmy sobie wdzięczni. Mam przed sobą tak zwaną kartę weryfikacyjną wydaną w formie legitymacji przez Związek Zawodowy Pracowników Kultury i Sztuki – Sekcja Muzyków Rozrywkowych stwierdzającą, że uzyskałam uprawnienia zawodowe z prawem występów estradowych. Legitymacja opatrzona jest datą 27 VI 1966r. protokół nr. 2 legitymacja nr. 5. Danek ma wszystko to samo tylko ma legitymację nr 6.

Mieszkam w swoim mieście ponad 70 lat, lat chudych i tłustych ( bez porównania więcej tych chudych ) ale zawsze pięknie przeżytych. Takich prawych. Błędów w swoim życiu popełniłam mnóstwo ale świństwa ani jednego. Dlatego każda napotkana osoba, z różnego okresu mojego życia, łączy się z cudownymi wspomnieniami.