Strawa duchowa i cielesna

Ponieważ przestałam chodzić do naszej kaplicy, usiłowałam dotrzeć do swojej dawnej Parafii, niestety nic z tego nie wyszło. Muszę to sobie wszystko zaplanować, bo jak wyszłam bez planu to w połowie drogi musiałam zawrócić, nic nie pasowało. Autobus, do którego musiałabym dojść idąc 20 minut, czasowo nie pasował, a zupełnie pieszo całą drogę w tę i z powrotem, to też nie bardzo. Po powrocie włączyłam radiolę usiłując wysłuchać mszy z naszej Kaplicy. Msza przez radiolę to zwykła żenada; głos księdza wskakuje z dużą mocą albo ginie. Na ogół mikrofon nie działał, a więc nic nie było słychać. Zajęłam się czymś innym, aż tu raptem słyszę sprzeczkę pana i pani NIKT. Było już 10 minut po jedenastej, w Kaplicy nie było nikogo tylko oni, mikrofon włączył się sam i był włączony do godziny 18. Cały czas słychać było szumy. Nikogo to nie obchodziło. Poszłam do opiekunek, Jowita przerwała swoją pracę i poszła wyłączyć radiostację. Podobno tak jest co niedziela, radiostacja jest włączona około 9 godzin i nagrzewa się do „czerwoności”. Przy takim wykorzystywaniu tego cudu techniki, radiola długo nie podziała. Kable się przegrzewają a bateria przy mikrofonie zużywa się bez potrzeby. Przez trzy lata prowadziłam audycje radiowe nigdy ani przez sekundę nie było problemów z mikrofonem, ale dla mnie mikrofon to jak dla kogoś innego różaniec – to świętość. Jak będzie takie podejście do mikrofonu jak jest w tej chwili to długo z niego nie będziemy korzystać, przegrzane kable szlak trafi. Wczoraj był pierwszy piątek miesiąca i jak zwykle była odprawiana msza – mikrofon szumiał co najmniej do godziny 15. Wyłączyłam radiolę w pokoju bo serce mnie boli na taki brak szacunku do czegoś co powinno zachwycać a nie drażnić.

Od kilku dni nie jem posiłków w stołówce tylko w pokoju, a to z powodu nękania mnie przez jednego z mieszkańców, właśnie w stołówce. Znam człowieka od ponad 10 lat. Wiem, że jest chory psychicznie, przechodząc koło niego nawet nie spoglądałam w jego stronę, aż tu on mnie zaczepia pytając czy miałam psa – miałam odpowiadam, zaskoczona pytaniem. I chodziłaś z nim po parku, co ? Chodziłam. A, to ty jesteś tym szpiegiem sowieckim przez którego zapełniały się łagry. Ile ludzi wymordowałaś ? Ty świnio sowiecka. Pan Leon jarał się tym co mówił i używał coraz bardziej wulgarnych słów. W końcu po kilku dniach wyzwisk stwierdził, że on mnie musi zlikwidować skoro nikt do tej pory tego nie zrobił. Z początku mnie to śmieszyło, aż w końcu miałam dość. Żeby tego nie słuchać przestałam chodzić do stołówki licząc, że pan Leon wyciszy się i zapomni o mnie tak jak zapomniał już o wielu innych osobach które nękał. Na ogół były to pracownice. Jego zdaniem ja byłam jego opiekunką ale on nie życzył sobie śmiecia sowieckiego. Niby swój problem zlikwidowałam. Nie widzę go i mam spokój. Śniadanka jem w pokoju i zawsze słyszę pytanie – co podać? Co sobie życzę z tego co jest na wózku barowym. Na obiady, zanoszę trojaki do stołówki, które odbieram kiedy chcę, nie jestem uwiązana czasowo. Mnie taki stan rzeczy odpowiada. Okazało się, że bywalcy stołówki ucieszyli się, że Leon wziął się za mnie wiedząc, że jestem silną psychicznie osobą i na pewno coś z tym zrobię. Dyrekcja od lat wie o tym i nic nie robi. Nawet nie wiedziałam, że wiele osób przechodziło to uporczywe nękanie, teraz są zawiedzeni, że ja zamiast coś zrobić, uciekłam. Kochani, ja myślę, że tą sprawą powinna się zająć dyrekcja, a zwłaszcza nasz psychiatra który woli tak jak Leon nękać zdrowych ludzi bo chyba z chorymi sobie nie radzi, Leon jest tego przykładem. Jeszcze parę lat temu bał się tylko swojego pokoju, wszystkie noce spędzał śpiąc na korytarzu. Później doszło maniakalne zajadanie się jajkami – kuchnia musiała mu nieustannie, dzień w dzień podawać po dwa jajka na twardo, po za tym Leon jeszcze jeździł na rynek i co tydzień kupował dwie zgrzewki jajek. Wszyscy o tym wiedzieli i nikt z tym nic nie zrobił, a to przecież wyraźny objaw choroby. Mało tego, te ogromne ilości zjadanych jajek na pewno wpłynęły na pogorszenie się stanu zdrowia. Jak Leon nie dostał jajek to robił piekielne awantury więc dla świętego spokoju dostawał je. Od zawsze dyrekcję interesuje tylko święty spokój. Może tym razem jednak nie. Wszystko opisałam i skierowałam sprawę do p. Dyrektor. Mam nadzieję, że sprawa będzie wreszcie załatwiona, że nasz psychiatra zajmie się człowiekiem chorym psychicznie, a nie jak dotąd ze zdrowych usiłował zrobić chorych.