lawina wspomnień

Wracałam autobusem z miasta jak podeszła do mnie piękna dziewczyna i z uśmiechem powiedziała – dzień dobry pani Danusiu, jak miło panią spotkać, tyle lat nie widziałyśmy się. Patrzyłam na nią z zachwytem. Przepiękna blondynka o dużych szafirowych oczach. 175 cm wzrostu, gustownie ubrana; no istna modelka i to z górnej półki. Wstyd mi, ale nie mogę sobie przypomnieć skąd się znamy, czy mogłaby pani coś bliżej. Jestem Ania Pil… Boże, jakaś ty piękna. Ale zaraz, zaraz, coś mi tu nie gra. Przede mną stoi kobieta w wieku 25 – 35 lat a przecież Ania to rówieśnica mojej młodszej córki, czyli 56 latka. Co to znaczy pobyć kilka lat w wielkim świecie. ( Jej mąż był w ochronie Prezydenta Kaczyńskiego). Nasze rodziny przez lata były zaprzyjaźnione jako sąsiedzi. Ani rodzina mieszkała piętro wyżej. Jej tata przyjaźnił się z moim mężem, ja z jej mamą, a Ania z moją młodszą córką to były papużki nierozłączki. Jak dorosły to nawet za mężów wzięły chłopaków z jednej rodziny. Ania wychodziła za mąż pierwsza, moja córka razem z bratem pana młodego byli świadkami na ich ślubie a rok później ów świadek został moim zięciem. W związku z rodziną Ani, przypomniał mi się taki incydent z którego można boki zrywać. Dotyczy on czasów kiedy nasze córki miały najwyżej roczek. Rodzina Ani to byli nie tylko jej rodzice ale i dziadkowie. Bardzo lubiłam babcię Ani. Była bardzo pokiereszowana przez wydarzenia z II wojny światowej. Zawsze była opatulona chustkami, nosiła spódnice do kostek a po schodach schodziła tyłem trzymając się z obu stron poręczy. Z wyglądu to była babinka z dalekiej Syberii a w rozmowie zachwycała mądrością. Ten incydent który mi się przypomniał jest związany właśnie z babcią Ani. Kiedyś przyszła do mnie z prośbą żebym kupiła dla niej piękną wiązankę kwiatów bo ona musi przeprosić pana profesora – sąsiada z mieszkania obok. To taki porządny człowiek a ja mu narobiłam takiego wstydu, żaliła się babcia Ani. Pan profesor mieszkał nad nami. Wprowadził się z żoną która bardzo szybko odeszła od niego. Całe noce nie spał tylko chodził po mieszkaniu – dwa kroki po podłodze, cztery po dywanie i znów dwa po podłodze – w butach. Trwało to całe noce, a więc nie tylko on nie spał. Raptem zaprzestał nocnych spacerów. Okazało się, że wzięły się za niego jego studentki i pan profesor zaczął wracać do domu nad ranem w stanie wskazującym. A głowa słaba. Kiedyś po takim powrocie stoczył bój z kluczem i zamkiem do drzwi swojego mieszkania i niestety poległ. Padł na klatce schodowej. Babcia Ani tej nocy czuwała, czekała na syna. Jak syn nie wraca w porę to znaczy, że wróci pod wpływem, chciała być w pogotowiu żeby wszystko było po cichu i po pańsku. Musiała jednak przysnąć bo kiedy wrócił nie słyszała. Obudził ją jakiś rumor na klatce. Nie wiele myśląc wybiegła chwyciła za nogi to co leżało na posadzce i wciągnęła do przedpokoju swojego mieszkania. Jakie szczęście, że sąsiedzi nie widzieli, taki wstyd…- myślała. Babcia położyła się spać spokojna, że synuś już jest w domu, a spanie na podłodze dobrze mu zrobi. Za jakiś czas budzi się Ignaś – syn i idzie do łazienki, w przedpokoju zawadził o jakieś zwłoki i się przewrócił. Patrzy i oczom nie wierzy – jakiś facet. Krystyna!!! krzyczy Ignaś, czyli żona, przybiega wystraszona, patrzy dwaj leżący panowie w ich mieszkaniu, ale to ją za bardzo nie zdziwiło ponieważ jej mąż miał bardzo dziwne poczucie humoru. Usiłuje podnieść męża z podłogi. Skończ z tymi czułościami. Lepiej bierz się za tego gacha co go sobie przyprowadziłaś i razem z nim won z domu – krzyczy rozjuszony Ignaś. Słysząc te krzyki budzi się babcia, weszła do przedpokoju i uświadomiła sobie co zrobiła. Ignaś – synku, to nie Krysia go przyprowadziła, to ja. Ty ? I co , wykończyłaś go, czy jak ? Pan profesor wystraszony, zupełnie nie wiedział gdzie jest i co się dzieje. Siedział na podłodze i prawie nie oddychał. Babcia chcąc zakończyć spór bierze go za nogi i ciągnie tam skąd go wzięła. Danusia, no taki wstyd; co człowiek wyprawia w tych nerwach. Pomóż mi go przeprosić, lamentowała babcia Ani. Ale pana profesora już więcej nikt nie widział. Nie pokazał się już a naszym bloku nigdy. Wyjechał do Szczecina ponieważ tam na uczelni otwierano wydział z jego specjalizacją. Do Szczecina wyjechali dwaj profesorowie z naszego bloku i mój śpiewający kolega – skromniutki, cichutki człowieczek, aż dziw, że wchodził na scenę i pięknie śpiewał.