Fascynacja i niesmak

We wtorek – 17 grudnia dałam się skusić na wspólny wyjazd do byłego Domu Kultury na występ osób ze Środowiskowego Domu – Barka. Zaproszenie informowało, że ma to być spotkanie wigilijne a były to obchody dziesięciolecia Barki. Pierwsze pół godziny przeznaczone było na przemówienia, gratulacje i takie tam… Później zaczęły się występy, które dziwnie mną owładnęły. Dlaczego dziwnie? Otóż nie było w nich nic co byłoby ekstra wykonaniem a patrzyłam na te występy urzeczona. Występy rozpoczął chór, w którym podobało mi się tylko ich wprowadzenie – rozpoczęli nauką rytmicznego klaskania. Uważałam, że pasowało to do początku występów. Później chór się rozsypał. Zostawmy jednak chór. Drugim punktem programu była scenka ” Lepszy model ” niby nic a jednak dobrze wyreżyserowana, dobrze zagrana i z przesłaniem, także mogła się podobać. W trzecim punkcie programu była filmowa, urocza wycieczka po zakątkach naszego miasta. To była taka praca dyplomowa z nauki obsługiwania kamery. Nasi bohaterowie chodząc po mieście częstowali przechodniów jabłkami. Kilka jabłek upadło na ziemię. Upadające jabłka tocząc się, nadawały kierunek zwiedzania miasta. Uroczy filmik zachęcający do okazywania sympatii napotkanym ludziom. No i wreszcie moja fascynacja. Na ekranie widzimy wzburzone fale jeziora i fruwające po plaży strzępy gazet. Tytuły artykułów możemy odczytać. Nagle od czytania nagłówków z gazet, odrywa nas śpiew. Zaczynamy się wsłuchiwać ponieważ ten śpiew jest dziwnie Inny od słyszanego kiedykolwiek. Śpiewem owładnięte jest jezioro i plaża i my słuchacze. Nie pamiętam nawet czy były wyśpiewywane jakieś słowa , czy była to pieśń bez słów, wiem na pewno, że tego śpiewu mogłabym słuchać bez końca. Słyszałam jakieś dziwne synkopowanie, jakieś wzlatywanie do nieba razem ze słuchaczami. Nawet nie wiem kiedy na scenę weszła tańczącym krokiem dziewczyna. Dziwnie weszła, zupełnie nas nie widząc. To wyglądało tak jakby dziewczynie sen zmienił się w jawę. Widownia ją nie interesowała, ona cała w tiulach tańczyła swój taniec marzeń, ale jakim cudem my znaleźliśmy się w tych marzeniach nie znajomej dziewczyny. Ja z tym śpiewem i tym tańcem unosiłam się do nieba – to była moja fascynacja, mimo, że temu widowisku towarzyszył cholerny dyskomfort, otóż akustyk pofolgował sobie z decybelami. One rozrywały i ściany i mózgi. Ja cały czas miałam zatkane uszy, dopiero wówczas można było słuchać. Bałam się je odetkać choć na moment. Pomyśleć, że akustyką zajmował się spec znany od lat w naszym regionie. To widowisko zafundowała nam poważnie chora młodzież pod kierunkiem osób z wyobraźnią. U nas, w naszym Domu każdy występ powoduje niesmak. Nasi potrafią tylko odczytać z kartki wierszyk, czy coś zaśpiewać. To takie akademie szkolne tylko, że oprawione starymi głosami; a to z prostej przyczyny – nasze zespoły ” artystyczne ” tworzone są nie z pasjonatów a z osób które są uniżone dyrekcji. Te osoby muszą być zjednoczone wówczas mają siłę przebicia i właśnie taki zespół nie daje wrażeń artystycznych tylko przewraca w głowach „artystów”. To wpychanie ich na scenę jest nagrodą za służalczość. Jeszcze trochę a osoby te uwierzą, że są artystami. Za poprzedniej dyrektorki w naszym Domu był chór który jeździł wszędzie z panią dyrektor i wystawiał jej laurki, czerpiąc z tego niebywałe korzyści.

Tak przy okazji służalczości – opiszę brzydkie zachowanie pracownicy względem podopiecznej. Teraz, przed świętami dostałam choinkę częściowo ubraną. Szpic i kilka bombek było w kolorze niby złotym, takim matowym złotem, jednym słowem – brzydkie. Poprosiłam ową pracownicę żeby ten mat upstrzyła brokatowym sprajem. Na zasadzie jak wyjdzie tak wyjdzie ale będzie błyszczeć. Mijają dni a prośba jest odsuwana w czasie. Pytam więc – czy to takie trudne położyć cacka na gazecie i popryskać. Jeśli trudne to je wezmę i zrobię sama. Od razu zostały zrobione i przyniesione mi do pokoju. Jak zobaczyłam to oniemiałam – zabawki sztuka w sztukę zostały pomalowane na czerwono. Sprawiały wrażenie jakby były pomazane farbą olejną. Bombki wyglądały jak pomidory. Moim zdaniem to było takie przedświąteczne świństwo i to już nie pierwsze, skierowane przez ową terapeutkę zajęciową pod moim adresem. Jej zachowanie opisywałam na swoim blogu równo rok temu, wówczas chodziło o zajęcia komputerowe. Jestem pewna, że jest to w ramach wykonywania poleceń swojej przełożonej. Bo chyba nie wypada coś co miało być zrobione na prośbę, czyli według mojego gustu, zrobić po swojemu. Gratuluję!