Wspomnienia o sąsiadach

Wczoraj przekazano mi pozdrowienia od jednej z moich byłych sąsiadek i tak z automatu nasunęły mi się wspomnienia. Wspomnienia o naszym wspólnym, sąsiedzkim działaniu w trosce o sąsiadkę spod 12. – cichutkiej, prawie nie istniejącej kobietki i o jej mężu który sądził, że jest super mężem ponieważ mimo, że miał kochankę i z nią syna to żony nie zostawił, nie rozwiódł się z nią. Myślę, że powstrzymywał go wstyd przed sąsiadami ale tymi jeszcze sprzed ślubu. Oboje mieszkali w tej samej wsi i to po sąsiedzku. Dwoje bogatych gospodarzy sąsiadujących ze sobą tylko przez płot, postanowiło połączyć swoje dzieci węzłem małżeńskim; jeden miał dorodną córkę drugi dobrze zapowiadającego się syna. Ta córka to piękna blondyna z warkoczem do pasa i ogromnymi błękitnymi oczami. Ów syn, również przystojny chłopak, był już wówczas komendantem MO w ich wsi. Oboje byli jedynakami także po śmierci rodziców jedno i drugie odziedziczyło dość znaczne bogactwo. Nazwijmy ich Kasią i Jankiem. Bardzo lubiłam ich oboje a panu Jankowi zawdzięczam nawet fakt, że rozstałam się ze swoim ślubnym. Żeby nie pan Jan pewnie tkwiłabym w tym patologicznym związku. Wiekiem i urodą para bardzo pasowała do siebie. Jak poznaliśmy się jako sąsiedzi to pan Jan był już szefem wydziału śledczego komendy wojewódzkiej i już niestety miał nieślubnego syna. Natomiast niestety pani Kasi był fakt, że nie mogła mieć dzieci. Pan Jan pysznił się tym swoim synem, poznawał z sąsiadami i zarówno syna jak i jego matkę gościł w swoim domu nie zważając na samopoczucie żony. Żona gasła z każdym dniem i zamykała się w swojej skorupie. Stała się kimś od podawania kapci zmęczonemu mężusiowi i od prowadzenia domu. Pani Kasia przyjęła do wiadomości i respektowania zasady, które wpoiła jej, jej matka: „przed przyjściem męża z pracy wyglądaj promiennie. Bądź bardziej radosna i bardziej interesująca niż jesteś – coś musi rozświetlić jego szary dzień, to twój obowiązek! Dobra żona zawsze zna swoje miejsce „. Biedna Kasia nie ośmieliłaby się nigdy zachować inaczej. W sercu ból a na twarzy uśmiech. Ten uśmiech był z dnia na dzień smutniejszy. Pan Jan nie widział w tym nic złego; w końcu co by się z nią stało jakby doszło do rozwodu. Na pewno nie dałaby sobie rady w życiu. I chyba by nie dała rady. Można było jej wejść na głowę bez najmniejszych problemów. Dlatego właśnie po latach bardzo przydali się sąsiedzi. Pan Jan zmarł, Kasia jako wdowa została sama i całkowicie bezradna. Na szczęście mąż przed śmiercią zapewnił jej pomoc jak już jego nie będzie. Pewnemu młodemu człowiekowi oddał swój samochód i garaż w zamian, że będzie on zawsze i na każde wezwanie pani Kasi. Ten pan był taksówkarzem i zawoził panią Kasię na każde jej życzenie dokąd chciała. Robił jej codzienne zakupy. Kasia była i jest nadal, z tych usług zadowolona a tę taksówkę widzieliśmy pod blokiem codziennie i dzisiaj również widzą ją sąsiedzi. Z Kasią było coraz gorzej. Zauważyliśmy, że coraz częściej odwiedzają ją jacyś ludzie. Na pytanie kto to ? Odpowiadała, że to rodzina. Po jakimś czasie Kasia nagle wyprowadza się – wracam na swoją ukochaną wieś i do swojego rodzinnego domu, mówiła. Minęło kilka miesięcy jak Kasia wyprowadziła się od nas. W jej mieszkaniu zamieszkali jacyś młodzi ludzie. Okazało się, że to syn pani która ostatnio tak często odwiedzała Kasię. Na moje pytanie – co u cioci Kasi, jak się czuje ? Krótka odpowiedź – dobrze, kończyła ewentualną dalszą rozmowę. I to właśnie mnie zaniepokoiło. Nie wiedzieliśmy o Kasi nic, a wiedzieliśmy, że jest to biedny, zdeptany przez życie człowiek. Poruszyłam temat wśród sąsiadów. Lekarz z Polikliniki gdzie pani Kasia miała pielęgniarkę środowiskową, odszukał obecny adres Kasi. Sąsiad spod 17 zobowiązał się, że pojedzie tam z żoną i niby przy okazji odwiedzi Kasię. No i dowiedzieliśmy się, że Kasia, która jest właścicielką dwóch domów na wsi i mieszkania w mieście, mieszka w swoim domu ale kątem w pokoju przejściowym, w którym toczy się całodzienne życie rodziny jej dalekiej kuzynki. Owa kuzynka w zamian za opiekę nad domami miała zgodę na zamieszkanie w jednym z nich. Ale było jej ciągle mało i stopniowo zajmowała coraz więcej nawet mieszkanie w mieście. Wszyscy sąsiedzi postanowili, że Kasia ma wrócić do nas a opiekę nad nią będzie sprawowała sąsiadka spod 14. Poszliśmy do młodych mieszkających w mieszkaniu Kasi, daliśmy im termin jednego tygodnia na opuszczenie mieszkania ponieważ za tydzień jedziemy wszyscy po Kasię. Nie musieliśmy, po trzech dniach Kasia już została przywieziona przez swoją pożal się Boże rodzinkę i mieszka spokojnie w swoim mieszkanku do dziś.