Dostałam ustną odpowiedź dotyczącą bycia w pokoju podczas sprzątania. Moim zdaniem to głupota ale odpowiedź brzmiała, że mam być chociaż w budynku i sprzątająca ma wiedzieć gdzie jestem. Przed każdym wyjściem informuję pokojową albo opiekunkę gdzie idę i kiedy wrócę. Zdaję sobie sprawę, że jestem podopieczną, że nie może być tak, że nie wiadomo gdzie jestem. Dyrekcję to nie interesuje, tylko czasem lubi się wtrącić, tak ni z gruszki ni z pietruszki, właśnie jak w tym wypadku. To jest na zasadzie – mamy okazję to chociaż trochę skrócimy ci smycz. Ja i na krótkiej smyczy potrafię powierzgać.
Od kilku dni , w stołówce już nie siedzę sama. Doszły do mnie dwie panie odpowiednie wiekiem i całkiem kumate. Wszystkie trzy spotykamy się tylko podczas obiadu, ale cieszymy się na swój widok i to jest bardzo miłe. Okazało się, że z jedną z nich, byłyśmy sąsiadkami na ul. Radiowej, więc jak jesteśmy przy śniadaniu same to wspominamy swoich sąsiadów. Ani ja ani ta pani nie kojarzyłyśmy się z ul. Radiowej, to siostra tej pani skojarzyła mnie nie tylko z wyglądu ale i z nazwiska. Ja niestety nie pamiętam żadnej z nich. Pisałam już o tym, że w młodym życiu ja ciągle gdzieś biegłam. Owa pani przyszła do nas z innego DPSu i wszystko porównuje. Wiadomo, że nie wszędzie jest tak samo. I tak na przykład widzi ogromną różnicę, na naszą korzyść, w żywieniu. Nawet nie wyobrażała sobie, że może być tak jak jest u nas. Nie dość, że świeżo, smacznie i różnorodnie to jeszcze można mieć zachcianki. Ale gimnastyki nie chwali. Pytam więc kto prowadził gimnastykę -jakiś młody człowiek, leciał jak szalony ze wszystkim, czy on nie widzi po ile mamy lat? U nas refleks nie taki. W jednym i drugim punkcie jesteśmy zgodne, właśnie dlatego przestałam chodzić na gimnastykę. Co innego bywalcy Pobytu Dziennego, a co innego my. Jak chodziłam na Dzienny Pobyt, to dziś nikt nie uwierzyłby jakie ćwiczenia wykonywaliśmy. To pamięta już tylko Nina. Ćwiczyliśmy codziennie i wykonywaliśmy coraz trudniejsze ćwiczenia i bawiliśmy się nimi. Dzienny Pobyt spędzał całe przedpołudnie na sali gimnastycznej. Z tym, że wówczas Dzienny Pobyt i mieszkańcy DPSu stanowili jedno. Teraz Dzienny Pobyt tylko wynajmuje od nas pomieszczenia i korzysta ze sprzętu. Młodzi nie widzą nawet różnicy między obchodzeniem się z nami mieszkańcami a bywalcami Dziennego Pobytu. Rozmawiałam któregoś dnia z Panią Dyrektor i ona chwaliła gimnastykę na której właśnie była. Wspaniała gimnastyka – mówiła. Nina tak pięknie prowadzi. To po co to piękno pani zniszczyła? Po co rozdzieliła prowadzenie gimnastyki na trzy osoby? No i jeszcze jedna i bardzo ważna rzecz – na gimnastykę przychodzą w 99% bywalcy Pobytu Dziennego, a jeszcze rok temu proporcje były odwrotne. Szanowna nie pomyślała o tym, że Ona ma 40 lat a my, jej podopieczni, mieszkańcy, dwa razy tyle. Poćwiczyła, zachwyciła się, ale nie zwróciła nawet uwagi z kim ćwiczyła, że to nie byli jej podopieczni! Osiemdziesiątka nie będzie zachwycać się tym samym co czterdziestka. A prowadzący ma lat 30, dla niego wszystko jest za wolno a nam wszystko jest za szybko.
Chciałam iść na spacer ale chlapa i plusowa temperatura powstrzymała mnie przed wyjściem. No i niestety miałam sprzątanie, także godziny w których mam najwięcej energii musiałam spędzić w pokoju. Czekając na pokojową zaczęłam przeglądać swój pamiętnik i zwróciłam uwagę na tytuł – 5 maja 2019 r. spadł śnieg. Także wszystko jeszcze przed nami. Dla odmiany w moich notatkach wierszowanych tak opisałam styczeń 2006r. Tęgim mrozem styczeń ścisnął, takim groźnym, aż złowieszczym I nie tylko pod nogami, ale wszystko w okół trzeszczy. Poodmrażał uszy, nosy, nawet ręce nam zgrabiały choć wciśnięte pod kożuchy to od mrozu pobielałe. Mówią syberyjska zima przyszła do nas z za Uralu Od tygodni mróz wciąż trzyma robiąc wiele szkód bez żalu. Natomiast styczeń 2007r. wyglądał tak: Taka dziwna zima, raczej dwie jesienie, a może dwie wiosny połączyły się ramieniem, takim botanicznym mostem. I stały się dziwa w przyrodzie: na Radiowej, w ogrodzie żółte marcinki kwitną, w okół trawa zielona i ptaki nie milkną. Tulipany przebijają pierwszym listkiem niwę, nie zważają, że to styczeń, chcą nas uszczęśliwić. Dwudziestego stycznia nagle mróz pościnał wszystko – kwiaty, pąki młode listki – wszystko w okół zniszczył. Nie przysypał nawet śniegiem swojej niszczycielskiej pracy; kto tu rządzi chciał pokazać, Co natura znaczy. Bardzo lubiłam opisywać w swoich rymowankach poszczególne miesiące; także teraz mam możliwość porównania.
