Dwa tygodnie w zamknięciu

Chyba nadchodzi dzień świra. Dla mnie osobiście, najgorszą rzeczą jest przebywanie w zamkniętym pomieszczeniu bez możliwości wyjścia na zewnątrz. To jest wprawdzie ogromny budynek po którym można byłoby pochodzić, ja jednak nic nie umiem robić bez celu. Jest bardzo sennie. I ta cisza, która aż przeraża. Każdy z nas poczuł się od razu chory i wyleguje się w łóżeczku. Dlatego właśnie boję się nadejścia dnia świra. Nic nie robiąc można zwariować. Jak raz, po kilku dniach, wyszłam do ogródka, to pomimo, że chwilę w nim pracując zmęczyłam się potwornie, to jednak mimo zmęczenia weszło we mnie życie. Autentycznie odżyłam. A teraz znów nie można i znów apatia. Opiekunki, pokojowe i pracownice kuchni są zmęczone, bardzo zmęczone. Wszystkim mieszkańcom trzeba wszystko podać do pokoju, a jest nas prawie 150 osób z różnymi zachciankami. Osoby, które lubią pogaduszki o niczym pewnie nie męczą się tak jak ja. Ja rozmów o wszystkim i o niczym nie lubię. Nigdy nie lubiłam. Mimo, że rozmów o niczym nie lubię to zaszłam do Jadzi na pogaduchy. U niej chyba właśnie był dzień świra. Co ta kobieta odwaliła to szok. Opowiadała mi, że jak zobaczyła w telewizji komunikat o problemach ludzi starszych i możliwościach załatwienia sobie zakupów i jedzenia z dostawą do domu, postanowiła zadzwonić pod wskazany numer. Pytam ją – po co to zrobiłaś, widzę, że wszystko masz co ci jest potrzebne; a ona na to – od kilku dni dostaję kolacje które mi nie smakują. Co ty takiego dostajesz – pytam, chyba to samo co wszyscy. Ja wprawdzie nie wiem co dostajecie na kolację ponieważ od 5 lat jej nie jem, tylko czasem o coś poproszę, a przeważnie wszystko zamieniam na owoce; a co ty dostajesz? Ciągle ten chudy twaróg – odpowiada Jadzia. Taki krojony, twardy twaróg? Najlepszy jaki może być, o który ja zawsze proszę i oddałabym za niego najlepsze szynki. A ja go nie lubię, odpowiada Jadzia. To nie wystarczyłoby porozmawiać z opiekunką? Nie wystarczyło, a jak zadzwoniłam to popatrz od razu lepsze jedzenie. Jadzia, to lepsze to takie jak dostali wszyscy w naszym Domu. Na drugi dzień rozmawiam z Cześkiem który mieszka na parterze i widzi wszystko co dzieje się przed wejściem do budynku. Mówi mi – wiesz wczoraj przyjechał tu jakiś samochód, długo stał i trąbił a na tym samochodzie był duży napis – JEDZENIE. Nikt nie podszedł do tego samochodu, czyżby ktoś pomyślał, że jesteśmy głodni? No i czy nie świrujemy? Co by nie mówić to wszyscy mieszkańcy ( no może nie wszyscy ) podziwiają podejście kierownictwa Domu do pandemii. To na co kiedyś narzekali już nie narzekają. Nie dość, że wszystko jest dezynfekowane to naszym pracownikom przy wejściu do budynku jest mierzona temperatura. Chyba cały MOPS bardzo poważnie i porządnie podchodzi do sprawy. Dzwoniło do mnie kilkoro podopiecznych naszego Dziennego Pobytu pytając co u nas a ja dowiedziałam się przy okazji, że ich opiekunowie, mimo, że każdy jest w domu, interesują się swoimi podopiecznymi. Dzwonią z zapytaniem czy czegoś potrzebują i wszystko co jest im potrzebne jest dowożone.

Muszę odnotować wiadomość z Chorwacji, ponieważ 50% mojej rodziny to Chorwaci, konkretnie Zagrzebianie. Wprawdzie wszyscy są od lat w Polsce ale mieszkanie w Zagrzebiu czeka na ich ewentualny powrót. A tam w Chorwacji nie dość, że koronawirus dziesiątkuje ludzi to jeszcze do tego doszło trzęsienie ziemi jakiego nie było od 140 lat. Niestety budynek w którym mają to mieszkanie moi, został uszkodzony; nie tak jak inne ale szkody są. Budynek jest dwupiętrowy a ich mieszkanie mieści się właśnie na drugim piętrze, także w takiej sytuacji zrujnowany dach i komin ma zasadnicze znaczenie. Niestety pojechać nie można – z powodu pandemii granice zamknięte. Zdalnie fachowców ściągnąć nie można bo tam wszyscy uwijają się jak w ukropie. Także my mieszkańcy Domów Opieki mamy najlepiej. Na pewno nie we wszystkich Domach jest tak jak u nas, ale u nas wszyscy czują się bezpiecznie. Jeszcze tylko żebym mogła pójść do ogródka, coś zrobić i troszeczkę pobyć na słoneczku.

Kwarantanna

Nie sposób pisząc pamiętnik nie odnotować faktu, że świat opanowała pandemia choroby zakaźnej – koronawirusa. Jeszcze dwa tygodnie temu dowiadywaliśmy się, że wirus opanował Azję i przenosi się do Europy ale jakoś omijał Polskę, a już z dnia na dzień osób zakażonych przybywa. Na dzień – 14 marca 2020r. według informacji mediów w Polsce zakażonych było 68 osób, a już dzisiaj 21 marca stwierdzono wirusa u 425 osób. 77ooo osób przechodzi kwarantannę. My od poniedziałku – 9 marca w naszym DPS nie przyjmowaliśmy już ludzi z zewnątrz. Nasi pracownicy wchodząc musieli przejść odkażenie przynajmniej rąk. Liczyłam się z tym, że budynek zostanie zamknięty i dla nas mieszkańców, sądziłam jednak, że nastąpi to w poniedziałek 16 marca. W czwartek robiłam listę rzeczy które muszę uzupełnić na co najmniej miesiąc typu – leki, kremy, dezodoranty, owoce, doładowanie telefonu … jak weszła opiekunka i oznajmiła, że od tej chwili już nie możemy opuszczać budynku. W pierwszej chwili pomyślałam, że znam tyle tajemnych przejść, że jeszcze zdążę zrobić te zaplanowane zakupy ale zaraz potem zawstydziłam się sama przed sobą, jak mogłam tak pomyśleć. Przecież to nie chodzi o mnie tylko o Nas. Nie wstydził się swoich zachowań pan NIKT i śmiało korzystał z tajemnych przejść, na szczęście trafił na odważną pokojową która problem zgłosiła gdzie trzeba i przerwała te wycieczki. Może zamknięto nas trochę za wcześnie; przecież w naszym mieście nie stwierdzono jeszcze ani jednego przypadku ale jednak lepiej dmuchać na zimne. Wprowadzono izolację jak jeszcze wszyscy byliśmy zdrowi, tak więc przemieszczanie się po budynku jest w 100% bezpieczne, mimo wszystko jednak nie ma żadnych zajęć i posiłki rozwożone są po pokojach. Nie wyobrażam sobie jak czują się ludzie którzy byli zdani na opiekunów i zajęcia grupowe z terapeutami, ludzie którzy nie robią nic bez pokierowania nimi. Ja czuję się jak bardzo zadbany ptak w złotej klatce, biorąc pod uwagę sytuację. Dopiero teraz doceniam dobrodziejstwo Domów Opieki. Jestem w swoim czyściutkim pokoju w którym mam wszystko co jest mi potrzebne. Opiekunka na zmianę z pokojową pytają o samopoczucie, przynoszą posiłki i pytają co jeszcze mogliby dla nas zrobić. A co ja mogłabym zrobić dla nich, po za tym, że dziękuję im na każdym kroku. Czasem nachodzi mnie taka myśl, że jak aż tak młodzi będą się troszczyć o starych to kraj opanuje starość; młodzi nie wytrzymają. Nie na darmo mówi się, że im dłużej żyją rodzice tym krócej ich dzieci. Jak widzę w telewizji z jaką beztroską starucha robi zakupy w sklepie bo zbliżają się jej urodziny to miałabym ochotę jej nawciskać. Nie kupowała artykułów niezbędnych do przeżycia tylko na przyjęcie gości. Mam nadzieję, że ci goście będą od niej mądrzejsi i życzenia złożą wyłącznie telefonicznie. Ostrzeżono nas, że jeśli którekolwiek z nas wyjdzie do miasta swoimi tajnymi przejściami to dyrekcja będzie zobowiązana powiadomić o tym SANEPID. Nie przyszłoby mi do głowy coś takiego już teraz; pomyślałam o tym przy pierwszym zakazie, teraz już nie. Powiedziano mi również, że do swojego ogródka to będę mogła wyjść; no przecież już kwitną pierwiosnki. Niestety wyszłam tylko raz, już nie możemy wychodzić z budynku; ale mamy balkony to chociaż popatrzę na pierwsze wiosenne kwiatki z mojego ogródka. Na świecie są 195 kraje ( chociaż podróżnik pan Wojciech Dąbrowski twierdzi, że zwiedził ich 238 ) a wirus opanował już 160 krajów. Ta pandemia rujnuje nie tylko zdrowie ludzi ale całą gospodarkę świata. Zamykane są zakłady pracy, szkoły, uczelnie. Ludzie siedzą w domach, ulice są puste. Tylko nasza służba zdrowia pracuje bez wytchnienia, ale i wśród nich szerzą się zachorowania. Dziwicie się po co piszę o czymś o czym wszyscy wiedzą. Ten blogg to mój pamiętnik który musi uwiecznić to tragiczne wydarzenie, przecież on będzie krążył w internecie kiedy nas już nie będzie, zostanie tylko zapisana pamięć. Tak więc na zakończenie dodam, że cały personel naszego DPSu troszczy się o nas bardzo. Wszystko jest w należytym porządku. Niczego nam nie brakuje. Pozostaje nam tylko modlić się o zdrowie wszystkich pracowników i o to żeby ta pandemia skończyła się jak najszybciej.

Komentarzy część II

Napisała do mnie Danuta zarzucając mi, że za bardzo się chwalę. Że nie dość, iż piszę bloga, piszę wiersze, śpiewam, mam szerokie znajomości to jeszcze byłam nadzwyczajnym inspektorem pracy. Kochani, na pewno źle o sobie pisać nie będę, na to nie liczcie, niech to robią inni. Pisząc o sobie tylko stwierdzam fakty. No przecież piszę bloga, są w nim moje rymowanki, nie śmiem nazwać tego wierszami. Ze śpiewu przez wiele lat utrzymywałam rodzinę, to chyba najgorzej z nim nie było. O swoich znajomościach pisałam z wielkim sentymentem bo są to znajomości z podwórka, babci i dzieci w wieku jej wnuków. A o tym, że byłam dobrym i docenianym inspektorem napisałam z satysfakcją ponieważ jestem z tego bardzo dumna. Że to prawda to potwierdza pełna nazwa firmy w której pracowałam. Ludzie z którymi pracowałam jeszcze żyją; są to moi rówieśnicy albo młodsi ode mnie. Pozwólcie, że odlecę wspomnieniami w tamte lata, czyli lata 70- te ubiegłego wieku; kiedy to najmodniejszym muzycznym zespołem polskim były Wawele, a najmodniejszym wokalistą zagranicznym był Afric Simone – oczywiście moim zdaniem. Utwory tych wykonawców leciały w radio non stop. Koleżanki i koledzy z biura, wiedzieli, że jak podkręcą gałkę w odbiorniku radiowym podczas emitowania tych utworów to zdecydowanie wprawią mnie w dobry nastrój. Zwłaszcza dbał o to pan Jurek – osoba odpowiedzialna za organizację regionalnych zjazdów i szkoleń Zarządów Spółdzielni. Siedzieliśmy ze sobą biurko w biurko. Radio stało przy jego biurku. Grało zawsze cichutko ale jak leciały utwory wymienionych wykonawców decybeli przybywało. Pan Jurek, był o kilka lat młodszy ode mnie, wykształcony, taktowny, mądry i elegancki pod każdym względem. Niestety miał jedną dolegliwość – nie miał podzielności uwagi. Jak mówiła więcej niż jedna osoba on nie słyszał nikogo. Bardzo szybko to zauważyłam i ratowałam chłopaka z opresji. Jak zbliżał się jakiś zjazd to przy jego biurku roiło się od prezesów i wszyscy mówili na raz i to podniesionymi głosami. Ja udając, że robię swoje notowałam co który prezes mówił. Jurek siedział jak zbity pies po takich wizytach ale jak robiło się cicho podawałam mu kartkę na której było wszystko dokładnie zapisane. Drugim inspektorem był Tomek – sprawy BHP. Przeciwieństwo Jurka. Praca którą wykonywał nie była jego marzeniem, Jego żywiołem było morze. Skończył rybołówstwo dalekomorskie i życie na lądzie to była męczarnia. Trwał na tym lądzie na prośbę żony, która za wszelką cenę nie chciała być Penelopą. Tomek robotę odwalał i wszystkich olewał. Był opryskliwy do wszystkich. Jurek go ciągle pouczał, że tak nie można zwłaszcza do żony. Był zdolny i bystry. Jak chciał to zrobił ale na ogół nie chciał. Patrząc na mnie, Tomek nie mógł się nadziwić – jak można lubić tak pracę. Jak tylko była okazja to usiłował drwić ze mnie ale te drwiny, o dziwo według mnie, podnosiły moją wartość, dlatego nigdy nie gniewałam się na niego, współczułam mu katorgi. N.p. Tomka nie było dość długo w pokoju ( a wszyscy siedzieliśmy w jednym pokoju, to znaczy czwórka inspektorów i Pani Naczelnik ). Pani Naczelnik kilka razy spytała – czy nie wiecie gdzie jest Tomek ? Nie wiedzieliśmy. Po dłuższym czasie Tomek wraca. Gdzie się pan podziewał – pyta szefowa. A Tomek lekceważąco – niech pani spyta pani Danki, ona przecież wszystko wie, a jak nie wie to zrobi dochodzenie i będzie wiedziała. Spojrzałam na niego i spytałam – naprawdę mam powiedzieć gdzie pan był ? Zdziwienie, przecież nie wychodziłam z pokoju. Ależ proszę ,jestem bardzo ciekaw czy tym razem pani nos śledczy nie zawiedzie. Reperował pan samochód. Konsternacja. Wszyscy, na czele z Tomkiem zaniemówili. Ma pan plamę z oleju na spodniach, za późno podwinął pan rękawy koszuli i tam również są plamy. Więcej nigdy Tomek ze mnie nie drwił. Trzecim inspektorem była Asia, osoba odpowiedzialna za szkolenia naszej służby zdrowia. Zrzeszaliśmy w końcu spółdzielczość inwalidzką i w każdej spółdzielni byli lekarze i interniści i specjaliści, były gabinety zabiegowe i pielęgniarki pracujące na zmiany. O ironio losu; na zjeździe lekarzy z całego regionu, którym kierowała Asia, Asia umiera na zawał serca, lekarze rozpoznali zatrucie. 15 minut po śniadaniu Asia zaczęła zwijać się z bólu i wymiotować. Zlecono płukanie żołądka podczas którego Asia umiera. Niespełna trzydziestoletnia kobieta, żona i matka dwójki dzieci. Rozpacz i szok. No i wreszcie nasza Pani Naczelnik, postrach wszystkich pracowników. Wymagająca, pedantyczna pod każdym względem, prawa, ale ze słabostkami kobiecymi. Wyszła za mąż bo przecież kobieta musi być adorowana i rozpieszczana przez mężczyznę, a więc trzeba mieć kogoś takiego na podorędziu. Zdecydowała, że nie będzie miała dzieci ponieważ to niekorzystnie wpłynie na jej figurę. W pracy zawsze była pierwsza, znacznie przed czasem, ponieważ właśnie w pracy robiła się na bóstwo Ja również miałam zwyczaj przychodzenia do pracy przed czasem po to żeby o godzinie 7. oo być w gotowości i tak początki spotkań ( szefowej w wałkach na głowie z podwładną ) były nie ciekawe; ale bardzo szybko obie przywykłyśmy do tego. W miarę poznawania siebie Ona mnie doceniała ja jej zawdzięczałam cholerną skrupulatność w robocie. Wszystko było na miejscu i pod ręką w razie potrzeby. Cokolwiek chciała ode mnie to bez problemów znajdywała ponieważ wszystko wykonywałam według Jej wskazówek. Takich szefów należałoby klonować. W sumie to był jedyny szef który czegoś mnie nauczył. Zwykle szefowie wymagają chociaż często nie wiedzą za dobrze czego; Ona najpierw nauczyła tego czego później wymagała a co było mi przydatne do końca pracy zawodowej. Żałuję bardzo, że skusiły mnie wyższe zarobki i zmieniłam pracę chociaż w sumie robiłam to samo – kontrolowałam podległe nam filie pod względem realizacji produkcji.

Komentarze

Bardzo się cieszę jak widzę, że są komentarze na temat moich wpisów i nie ważne czy są one łaskawe dla mnie czy wręcz odwrotnie. Komentarz jest oznaką, że czytacie a dla piszącego to jest istotne. Nie tylko komentarze są dowodem na to, że czytacie, odzew w zachowaniu pracowników również o tym świadczy. I tak dwa wpisy temu pisałam, że na ogół na wszelkie zajęcia zapraszane są osoby zawsze te same i specjalnym gestem – czyli na ucho. Napisałam w związku z tym, że czekam żeby kiedyś ktoś mnie zaprosił w ten sposób i tak właśnie się stało. W prawdzie nie skorzystałam z zaproszenia ( inne zobowiązania ), ale było mi miło. Nie dziwię się, że ludzie zaproszeni w taki sposób czują się zaszczyceni i wspomagają imprezę swoją obecnością. Weście jednak pod uwagę fakt, że pozostali mieszkańcy, którzy widzą taką formę zaproszeń tylko dla wybranych, czują się nie docenieni.

Pani, podpisująca się DAMA, zasugerowała mi żebym jednak opisała trzy punkty pominięte w opisach pokontrolnych – to jest punkt 8, 9 i 10, bo chyba ważne jest na co ludzie się skarżą. Przepraszam, już wracam do pominiętych punktów. Nie pisałam o tym ponieważ już mnie szlak trafiał jak czytałam po raz nie wiadomo który, zdanie – nie dokonano ustaleń.

A zatem punkt 8 – Dyrekcja Domu podobno, wydała zakaz przynoszenia i podawania dodatkowych posiłków – owoce, jogurty – przez osoby odwiedzające podopiecznych. ( Ale mi posiłki ). Pewnie ktoś ten zakaz kwestionował a Panie kontrolerki, na ten głupi zakaz, odpowiadają – w toku kontroli nie dokonano ustaleń w powyższym zakresie. Ponadto mieszkańcy nie sygnalizowali ww problemu. Konia z rzędem temu kto wie o co chodzi w tym punkcie. Jeśli mieszkańcy nie sygnalizowali problemu, to po co o tym pisać. To znaczy, że mieszkańcy wiedzą, że to głupi zakaz i nie ma o czym pisać.

Punkt 9 – Zamykanie podopiecznych w pokojach w porze wydawania posiłków, co potwierdzają przekazane do MRPiPS ( nie mam pojęcia co to za skrót ) materiały w formie plików wideo. Odpowiedź – nie dokonano ustaleń. ( Ciekawa jestem czy w ogóle dokonywano).

Punkt 10 – Brudna odzież zalegająca w łazienkach ( brak przeznaczonego do tego celu pomieszczenia) i niewystarczający stan czystości. Odpowiedź – Bezpośrednio po rozpoczęciu niezapowiedzianej kontroli, zespół inspektorów przeprowadził wizytację obiektu, w tym pokoi mieszkańców, ich łazienek i toalet oraz pomieszczeń ogólnodostępnych; wszystko było w należytym porządku. Odnośnie tego punktu zgadzam się z kontrolującymi. Wprawdzie nie chodzę po budynku i nie zaglądam ludziom do pokoi, ale to co widzę jest okey. Ktoś jednak o tym pisał. Skargi nie były anonimowe więc może coś było na rzeczy.

Jak już pisałam skargi nie były anonimowe, jednak nie wszystkie rozpatrywano. Nie poruszono w protokole sprawy ingerencji lekarza psychiatry na zlecenie Dyrekcji. Nie porozmawiano z podopiecznymi którymi bezpodstawnie interesował się psychiatra i straszył szpitalem wbrew woli mieszkańców DPSu. i na wyraźne życzenie Dyrekcji DPS w celu zamknięcia ust delikwentowi. Nie poruszono sprawy braku badań lekarzy neurologów w przypadkach udarów czy utraty mowy. Poruszono tylko jeden przypadek – Pani Marii i rozpatrzono go na korzyść dyrekcji a ta sprawa powinna była zakończyć się zwolnieniem z pracy siostry oddziałowej. Nie wspomniano nawet o wieloletnim nękaniu mieszkańca – czyli mnie. Tak więc kontrola przeprowadzona była dla odfajkowania, że była. Niczego nie wniosła i niczego nikogo nie nauczyła, a nam skarżącym się utarła nosa.