Idąc korytarzem naszego Domu spotkałam Witka, który mnie spytał – no jak tam, już ci Jan nie przeszkadza w prowadzeniu majowej? No nie widziałam już go dość długo, a dlaczego pytasz? Bo Jan siedział w areszcie – mówi Witek. W jakim areszcie, co on pobił kogoś czy jak? Przecież u nas nie raz ktoś kogoś natłukł po pysku i wcale za to nie trafił do aresztu. Wszystko zwala się na karb niepoczytalności. No chyba, że zrobił to na zewnątrz, ale jak, przecież nie możemy wychodzić? Nikogo nie pobił, wystarczyło, że samowolnie pochodził po mieście. Okazuje się, że zawieziono go do lekarza, a on od tego lekarza czmychnął. Jak wrócił to prosto do aresztu. Aresztem nazywają mieszkańcy pokoje przygotowane na izolację. Ja też tam swoje odsiedziałem – mówi Witek. A coś ty takiego zrobił ? Zadzwoniłem po taksówkę i pojechałem do miasta pozałatwiać swoje sprawy, których nazbierało się trochę. Jak wróciłem to prosto do aresztu. No tak, Witek ma możliwość wyjścia bez opowiadania się nikomu; mieszka na parterze a tam z każdego pokoju jest wyjście przed Dom, a dalej to już zależy tylko od sprytu i pomysłowości. Okazuje się, że Franuś, od początku kwarantanny przebywa w areszcie, tak na zmianę – szpital i areszt. Właśnie, w takim areszcie planowałam zakończyć swoją szpitalną rehabilitację. Na czas zabiegów wzięłabym urlop, a po ich zakończeniu odbyłabym ścisłą kwarantannę. Tylko, że to nie przyszło do tych inteligentnych głów naszego szefostwa. Przełożona ubóstwia decydować za innych zakładając z góry, że wszyscy są od niej głupsi. Całe swoje życie zawodowe uchodziłam za osobę logicznie myślącą i właśnie dlatego widzę kompletny brak logiki w postępowaniu nasze trójcy
.Po za tym, znów muszę przepraszać osoby komentujące moje wpisy. Wyjaśniałam już nie raz, że czytam tylko wpisy w języku polskim. Umieliście przeczytać to co ja napisałam to bardzo proszę umiejcie napisać do mnie po polsku. Jestem prababcią i już nie wejdzie do starej głowy nic nowego – czyli, że nie nauczę się już korzystać z tłumacza, zwłaszcza, że piszecie do mnie w różnych językach. Z mojej głowy ucieka to co umiałam do tej pory. Widocznie pojemność się zmniejsza i żeby cokolwiek zostało to trzeba pozbywać się części swoich umiejętności. Odczuwam to bardzo, że to co było dla mnie tak oczywiste teraz już oczywistym nie jest. To są właśnie skutki nie leczonego udaru centralnego. Po mnie w ogóle nie widać, że miałam udar, ja jego skutki odczuwam wewnętrznie – tracę wzrok, słuch i pamięć. Jeszcze z tym co mam można żyć ale właśnie dlatego żeby to co jest zatrzymać miałam mieć specjalistyczne zabiegi i właśnie dlatego pielęgniarka przełożona postąpiła tak jak postąpiła.
