czyli rozmowa z Panią Dyrektor. Pani dyrektor sama poprosiła mnie o rozmowę na temat ostatnich wydarzeń, myślałam więc, że będzie miała konkretne propozycje wyjścia z impasu. Owszem miała ale jak zająć się mną nie Leonem. Padła propozycja ewentualnego urlopu, który mogłabym wziąć i odpocząć od przykrych wydarzeń. Zamiana pokoju – zamieszkanie w nowym pawilonie na samym dole, a więc pokój z wyjściem bezpośrednim na zewnątrz. No i marzenie dyrekcji Domu – zmiana DPSu. Tak mi przykro, ale z żadnej propozycji nie skorzystam. Nie wiem jakiemu celowi miałby służyć mój urlop, już kiedyś unikałam Leona przez kilka tygodni, kuchnia przywoziła mi posiłki do pokoju, ja celowo nie pokazywałam się nigdzie, właśnie licząc na to, że psychopata zapomni o mnie – niestety, nie zapomniał, tak więc ewentualny urlop nic nie da. Po za tym nie czuję potrzeby uprzykrzania się komuś w rodzinie. Moim zdaniem można by Leona wysłać na urlop nie mnie. Zamiana pokoju również bardziej przydałaby się Leonowi. Przecież gdziebym nie mieszkała to muszę pójść do biura, do pielęgniarki albo lekarza, do księgowości, sklepiku czy pralni a tam zawsze po drodze spotkam Leona, ponieważ on mieszka w centralnej części budynku. Może jak mieszkałby na samym dole to nie chciało by mu się iść na górę żeby mnie spotkać. I to miałoby sens. Tyle tylko, że Leon znalazłby nową ofiarę. Przecież nie jestem pierwszą ofiarą; a dyrekcji pomysłu brak. Zamiana DPSu również bardziej pasowałaby Leonowi. Są Domy Opieki przystosowane dla osób psychicznie chorych, z wyspecjalizowanym personelem. Moją kontrę Pani dyrektor potraktowała jako atak na nią; padło pytanie – dlaczego pani ciągle mnie atakuje? Wobec takiego podejścia poinformowałam Panią dyrektor, że Leon popełnił trzy przestępstwa z Kodeksu Karnego – 1. Uporczywe nękanie 2. Groźby karalne 3. Naruszenie nietykalności cielesnej, a pani nie potrafi z tym poradzić. Moja pierwsza skarga na Leona była napisana w lipcu ubiegłego roku. Przez rok napisałam sześć skarg i co ? Pani Dyrektor powinna być gwarantem bezpieczeństwa swoich podopiecznych. Jeśli gwarant nie zapobiegnie skutkom przestępstw tak samo podlega karze jak ten który przestępstwo popełnił; może nie karą więzienia ale zawieszeniem kary na pewno i pozbawieniem prawa pełnienia funkcji Gwaranta. My się tym zajmiemy – mówi Pani Dyrektor – ale pani wie, że postawienie diagnozy i ustawienie leczenia musi potrwać. Przypomniałam więc Pani Dyrektor, że wystawienie diagnozy dla mnie, z koniecznym leczeniem w Szpitalu Psychiatrycznym wbrew mojej woli , zajęło naszemu lekarzowi 5 minut. Nie było badań ani nawet rozmów, wystarczyła Pani prośba,( w przypadku Leona mijają lata ). Nie tylko mnie to dotyczy. To spotkało i Witka i Panią Kown. moją byłą sąsiadkę. U nas psychiatra nie zajmuje się chorymi tylko podopiecznymi utrudniającymi sielankowe życie dyrekcji naszego Domu. Podopieczni sobie mogą niszczyć życie do woli, komu ono jest potrzebne to nasze życie; ale jeśli podopieczny czegoś chce od Dyrekcji to psychiatra wybije mu to z głowy. Ja utrudniam życie prowadząc bloga. Witek prowadził zbyt liczną korespondencję z Panią Dyrektor, a Pani Kown. życzyła sobie codziennej kąpieli nic więcej. Sprawa stanęła na tym, że Pani Dyrektor zrobi wszystko żeby Leon mnie nie zaczepiał ( ale ja mam go unikać; ciągle obowiązek spada na mnie ), a ja obiecałam, że zostawiam sprawę w spokoju do pierwszej zaczepki przez Leona. W przeciwieństwie do p. Dyrektor nie pałam optymizmem w zakończenie powyższej sprawy, dlatego już poprosiłam swojego adwokata żeby przeczytał mojego bloga.
Agresja Leona
Agresja w Leonie narasta z dnia na dzień. Widzi bezradność dyrekcji Domu i to go upewnia, że może sobie pozwalać na wszystko. Zaczynam podejrzewać, że Dyrekcji Domu jest na rękę zachowanie Leona; im nie wypada wziąć się za mnie fizycznie a więc Leon im spadł z nieba. Zostałam pobita już trzykrotnie, Dyrekcja o tym wie i pewnie czeka kiedy zostanę pobita skutecznie a od nich padnie zdanie, że robili co mogli ale cóż można zrobić ze starym i chorym człowiekiem. Nie biorą pod uwagę faktu, że zarówno atakujący jak i atakowana są ich podopiecznymi i te przypadki świadczą o tym, że kierownictwo Domu jest nie kompetentne. Ponieważ po pierwszym pobiciu mnie, zrobiło się zbiegowisko ludzi to teraz Leon krąży w okół mnie i atakuje tylko wtedy jak na horyzoncie poza mną nie ma nikogo. Nie jestem jakimś słabeuszem ale podstępne działanie Leona powala na łopatki. Pierwszy raz jak mnie zaatakował to najpierw walnął swoim chodzikiem w mój, ja się zachwiałam ponieważ miałam do przebycia i górkę i zakręt jednocześnie; uderzyłam się o ścianę a jak usiłowałam zobaczyć co się dzieje to dostałam pięścią z całej siły w twarz i Leon uciekł. Po tym incydencie okazało się, że wszyscy są bezradni i personel i dyrekcja i nawet policja, to upewniło Leona, że może sobie pozwalać do woli. Przez kilka dni był cichutki jak trusia, nie zaczepiał mnie ani fizycznie ani nawet słownie, co było rzadkością. Aż nagle, w najmniej oczekiwanym momencie, Leon wyrasta jak spod ziemi i atakuje. Wsiadałam właśnie do windy, już nacisnęłam guziczek na odjazd jak zostałam pchnięta, od tyłu z całej siły tak, że rączki mojego chodzika wbiły mi się w żebra i brzuch, straciłam oddech i upadłam. Winda ruszyła ze mną pokiereszowaną a Leon – niewiniątko został na korytarzu drugiego piętra. To działo się w takim czasie, że na żadną pomoc liczyć nie mogłam – sobota godzina 17. 10 cały personel, a jest go mniej o połowę, jest zajęty wydawaniem leków i kolacji. Po raz pierwszy, moje sadełko, okazało się przydatne, uchroniło mnie od połamania żeber i wewnętrznych obrażeń. Jeszcze tego samego dnia wychodząc na balkon zobaczyłam Leona w oknie piętro wyżej, z kamieniem w ręce i grożącego mi tym kamieniem; to mnie upewniło, że on jest opętany. Opisałam to wszystko i zaniosłam pismo do Pani Dyrektor, wiem, że ona jest bezradna i na nikogo nie może liczyć ale ja po prostu będę zbierała dowody z którymi na pewno ruszę w świat. Powyższy incydent miał miejsce w sobotę – 13 czerwca a już w poniedziałek Leon zaatakował mnie znów i znów w miejscu i czasie gdzie nikt by się jego nie spodziewał. Na moim korytarzu, Leon mieszka dwa piętra wyżej, wyszłam wyrzucić śmieci i w momencie kiedy podniosłam klapę kosza zostałam uderzona kamieniem w głowę i zobaczyłam twarz Leona cieszącego się z tego co zrobił. Pociemniało mi w oczach, oparłam się o kosz na śmieci żeby wrócić do równowagi. I znów wydarzenie to miało miejsce w czasie kiedy na pomoc liczyć nie można, czyli wszystko dokładnie przemyślane. Po dwóch godzinach dotarłam do pielęgniarki którą zobowiązałam do opisania w księdze wydarzeń, to co widzi na mojej głowie. Miałam wielkiego krwiaka w centralnej części głowy. Dostałam żelowy kompres chłodzący i to wszystko. Na drugi dzień był u mnie lekarz który stwierdził – ooo to tylko maleńki krwiaczek. Poprosiłam żeby mimo wszystko ten fakt odnotował w karcie. Każdy ma dla mnie tylko dwie rady do wyboru – albo mam mu wpuścić w pier… albo unikać kontaktu z nim. Czyli, że z problemem mam uporać się sama, na nikogo liczyć nie mogę. Nie wiem jak mam jego unikać – wczoraj wieczorem wybrałam się do pielęgniarki, wychodzę z windy i trafiam prosto na Leona który w wulgarny sposób zaczął mi ubliżać wpychając mnie do windy z powrotem, wrzeszczał – won na dół tam gdzie mieszkasz i ostrzegł mnie, że na pewno już długo nie pochodzę. Muszę szukać ratunku poza terenem naszego Domu, niestety korona wirus komplikuje mi sprawę ale jestem cierpliwa.
Wolność kocham i rozumiem
Tak śpiewają ” Chłopcy z placu broni ” – Tak nie wiele żądam, tak nie wiele pragnę, tak nie wiele widziałam, tak nie wiele zobaczę, tak nie wiele myślę, tak nie wiele znaczę, tak nie wiele słyszałam, tak nie wiele potrafię. Wolność kocham i rozumiem, wolności oddać nie umiem…
Nigdy nie pomyślałabym, że ten tekst tak bardzo będzie pasował do mojej sytuacji. Czuję się bardzo zniewolona, ja nic nie mogę; a tak nie wiele pragnę – tylko wyjść na daleki, dwugodzinny spacer nic więcej. Po za tym mam wszystko czego mi potrzeba. ” Tak nie wiele widziałam ” i już chyba niczego więcej nie zobaczę, a dlaczego ? – ponieważ ja już nie wiele znaczę, a może nawet nic nie znaczę. Będą nas trzymać w zamknięciu tak długo ile się da, tak na wszelki wypadek. Przecież Ci którzy nami się opiekują mają chociaż trochę wolności, my jej nie mamy. Zadzwoniłam do swojej koleżanki, którą zawsze namawiałam żeby zamieszkała w naszym Domu ze względu na swoje bardzo chore nogi i co usłyszałam – ledwie chodzę, mówi mi Mańcia, ale wychodzę kiedy i dokąd chcę, a ty jesteś w klatce i to takie dzikie zwierzę jak ty, jest zamknięte w niewoli. Nie zamieniłabym się z tobą – mówi Mańcia. To zamknięcie w klatce osłabia cały organizm. Resztki moich mięśni zamienia się w tłuszcz. Ja ciągle śpię, zasypiam nawet po śniadaniu, czyli po całkowicie przespanej nocy. Zwykle po śniadaniu wychodziłam i szłam gdzie mnie oczy poniosą, w świat. A teraz leżę i następuje kumulacja energii, która nie ma ujścia, a ten brak ujścia powoduje tycie. U mnie każdy kęs zamienia się w tłuszcz, jestem nim opasana. Przez nadwagę robię się coraz bardziej leniwa i koło się zamyka. We wtorek pójdę do lekarza z prośbą żeby mi wypisał receptę na wolność – na dwie godziny dziennie całkowitej wolności, w innym wypadku cała obrosnę w sadło i będę ciągle spać, wówczas opiekunki nie poradzą sobie ze mną. Nie wiem co się ze mną dzieje, przecież ja nie przyjmuję żadnych leków ani na uspokojenie ani na sen, a zachowuję się tak jakbym przyjmowała. Nie wiem co będzie z nami zniewolonymi, jak długo jeszcze?
Obsesja
Obsesja to naukowe określenie opętania, czyli choroby psychicznej, zwykłej choroby psychicznej z którą każdy lekarz psychiatra umiałby postąpić, zwłaszcza, że ten opętany jest w Domu Opieki, czyli zawsze w zasięgu ręki. Niestety nasz lekarz nawet nie rozpoznał choroby a więc nie może być mowy o leczeniu. Nasz psychiatra potrafi czasem z normalnego człowieka zrobić durnia, ale żeby wyleczyć, to już ponad jego możliwości. Chodzi mi o Leona i jego obsesji na moim punkcie. To natręctwo opętało Leona dwa lata temu i trwa a objawia się coraz agresywniej. Leon całkiem oficjalnie mówi, że mnie zgładzi. Zgładzenie mnie to jego życiowa misja. Wszystkim dookoła opowiada wymyślony niby mój życiorys, po to żeby inni uznali, że naprawdę mnie trzeba zgładzić z tego świata. Przecież jestem najwyższej klasy szpiegiem sowieckim, wyszkolonym przez Stalina. Przeze mnie zgładzono tysiące ludzi podczas I i II wojny światowej. Nikt nie potrafił rozprawić się ze mną a on to zrobi. On nie widzi różnicy wiekowej, nie interesuje go, że jak Stalin zmarł to ja miałam 11 lat. Według Leona byłam pupilką Stalina. Obelgi jakimi mnie poniewierał, po pół roku zaczęłam puszczać mimo uszu. Pisałam o tym do Pani dyrektor dwukrotnie, prosiłam żeby coś z tym zrobiła, odpisała mi, że rozmawiała z Leonem i on obiecał, że nie będzie mnie zaczepiał. Chory psychicznie człowiek obiecał i to naszej pani dyrektor wystarczy. Leon już trzykrotnie próbował mnie pobić, w tym raz mu się niestety udało. Skoro nasza dyrekcja nie wie jak poradzić z Leonem to ja będę musiała poradzić sobie z dyrekcją. Przecież on jest podopiecznym naszego Domu, skoro on nie odpowiada za siebie, to za niego odpowiada dyrekcja. Zadzwoniłam do Dzielnicowego, który odpowiedział mi, że nic nie może zrobić, co najwyżej zadzwoni do dyrekcji Domu i porozmawia. Poprosiłam go jednak żeby sporządził notatkę w tej sprawie. Za każdym razem, jak tylko Leon mnie zaczepi będę dzwoniła na Policję i na piśmie informowała naszą panią dyrektor aż w końcu nagłośnię sprawę w mediach. Moją córkę poinformowano, że w piątek – 5 czerwca będzie lekarz psychiatra który zajmie się sprawą. I właśnie w piątek wieczorem wyszłam na balkon i z przerażeniem zobaczyłam w oknie korytarza, piętro wyżej, Leona z kamieniem w ręce.On mnie osacza ze wszystkich stron. W piątek gdzie bym się nie ruszyła wszędzie spotykałam Leona. On jest naprawdę opętany. Od dziś zawsze przy sobie będę miała coś do samoobrony, nie będę bierna tylko aktywna.
Po za tym maj skończył się pięknym słonecznym dniem i pięknie odśpiewaną majową. Panie zaczęły mnie namawiać żebym poprowadziła i czerwcowe; ja w pierwszej chwili zawahałam się ale jednak zrezygnowałam z tej zaszczytnej funkcji. Nie jestem w końcu aż taką świętoszką. Poczekamy do następnego maja. Wszyscy jesteśmy umęczeni tą nie możliwością wychodzenia z budynku. Dzisiaj jakieś wizyty rodzinne były, nie wiem na jakiej zasadzie. Nie widziałam żadnej informacji na ten temat, to chyba z obawy, że byłoby za dużo chętnych. Ja czasem wychodzę do ogródka ale te prośby o wyjścia są upokarzające. Trochę podłubię w ziemi i już jestem zmęczona, także wyjście raz czy dwa razy w tygodniu to kropla w morzu potrzeb. Musiałabym pójść do sklepu ogrodniczego kupić coś do spryskania róż – (są zjedzone przez jakąś zarazę ) i krzątać się w ogródku codziennie, wówczas ogródek spełniałby swoją rolę a tak to jest zaniedbane byle co.
