Wirus dotarł i do nas,

wprawdzie w jednej zakażonej osobie, ale natychmiast odczuwamy to wszyscy. Byłam od dwóch dni na kwarantannie osobistej, po wizycie u specjalisty jak dowiedziałam się, że nasza kuchnia będzie nieczynna przez 10 dni ponieważ u jednej z pracownic kuchni stwierdzono wirusa. Za wiele mówić nie trzeba było, brak naszych kuchareczek od razu odczuliśmy w smakach potraw. Posiłki dla nas są przywożone, nie wiem skąd, ale nie chciałabym być na garnuszku tych którzy nas teraz karmią. Moim ulubionym, porannym daniem, od zawsze, była zupa mleczna; to co dostałam w piątek na śniadanie zamurowało mnie. W miseczce był jakiś szary płyn, to miała być owsianka, a była przypalona woda z kropelką mleka. Kiedyś mówiono o kucharce bez pojęcia o gotowaniu, że ona nawet wodę przypali, przysięgam, że owsianka miała smak przypalonej wody. Jak spróbowałam herbatę to już wiedziałam, że będę ją musiała sama sobie zaparzać. Zupa obiadowa, pomimo, że były w niej warzywa, nie miała żadnego smaku, żadnego. Natomiast ryba, mimo, że było jej odrobinkę, była bardzo smaczna. Bez porównania lepsza od ryb podawanych u nas. U nas do ryby sporządza się jakieś sosy, jakieś ciasto czy panierki do których dodaje się jakieś zioła i to wszystko powoduje, że smaku ryby nie ma. A ryba z kateringu była odpowiednio osolona, leciutko obtoczona w mące i usmażona na oleju z dodatkiem odrobiny masła – pycha! Może dlatego pycha, że to mój sposób przyrządzania ryb, że wróciłam do swojego smaku, ale uważam, że każda potrawa powinna zachować smak swojego podstawowego składnika. Jak do ciasta doda się za dużo cukru to ciasto nie będzie miało smaku, będzie po prostu słodkie. Jak do czegokolwiek dodasz za dużo tłuszczu to to będzie po prostu tłuste. Cokolwiek dodaje się do potraw to ma to podkreślić smak potrawy nie przekreślić go. Ma go wyeksponować, nie zatuszować. Wszystko inne nasze dziewczyny robią lepiej od każdego. Teraz dopiero będziemy Was doceniać, chociaż ja doceniałam Was zawsze i nie mogę się doczekać Waszego powrotu.