Znikający podopieczni

Dostałam bardzo miły wpis od Pani Alicji – dziękuję. Pyta Pani, czy Helenka o której pisałam, że zmarła, jest tą którą Pani znała. Niestety tak. Tak więc jak Pani widzi, to dobrze, że Pani mama od nas uciekła. Była króciutko moją najbliższą sąsiadką. Kto wie co by było gdyby była jeszcze z nami. Teraz to nikt nic nie wie, siedzimy w swoich pokojach jak w więzieniu, wprawdzie luksusowym więzieniu, ale jednak. Ja więcej widzę co dzieje się w innym skrzydle budynku niż na naszym korytarzu. Przez okno zobaczyłam, że jest przeprowadzany remont pokoju na tak zwanym medyku, a to znaczy, że ktoś ” zwolnił ” pokój. Pytam pracowników – czy tam ktoś zmarł? Dużo osób zmarło – usłyszałam w odpowiedzi. Jest mi bardzo przykro, że nawet nie wiem kto. Chociaż o jednej osobie dowiedziałam się przy okazji – zmarła pani NIKT, mój wróg numer 1, wróg który kierował wszystkimi świństwami. Czy wiecie, że zrobiło mi się bardzo przykro. Przecież nasz DPS bez niej, to już zupełnie nie to. To był diabelsko silny wróg, podły, zawzięty ale i nie głupi a przebiegły ponad wszystko. Dopiero teraz dowiedziałam się dlaczego, i ta dyrekcja i poprzednia wolała we wszystkim jej ustąpić, żeby się tylko nie narazić. Otóż ona owszem podpisała każde świństwo, czy to na pracownika, czy mieszkańca, ale ze wszystkiego robiła notatki i w ten sposób miała dyrekcję w garści. Przecież ona, jako podopieczna Domu, mogła nie rozumieć, nie wiedzieć, a dyrekcja niestety musi wiedzieć co robi. Przez 10 lat życia w naszym DPSie, było mi bardzo ciężko, upadałam i podnosiłam się, niestety miałam bardzo dużo wrogów, bezwzględnych, prostackich do bólu. Już ich nie ma. Została tylko siostra przełożona i jej jeden żołnierz. Będzie mi smutno bez prężenia muskułów. Nie udało im się wykończyć mnie przy okazji pandemii, to sama jestem ciekawa co teraz wymyślą. Takie drobne świństewka jak nie zawiezienie mnie, na SOR po wypadku w ogródku, zlekceważenie doznanego przeze mnie udaru z utratą mowy, odwołanie zabiegów po udarowych, czy wreszcie trzymanie mnie przez 4 godziny pod atrapą tlenową, kiedy ledwie oddychałam, jakoś przeżyłam, a to dlatego, że jestem pod najwyższą ochroną tych tam w niebiosach.