Nie tak dawno pisałam, że nie wiadomo dlaczego pielęgniarki rozpoczynają swoją wędrówkę z lekami, nocą. Wiem, że mają obowiązek zaglądać do nas dwa razy w nocy. Robią to około godziny 23 i 4 rano. Jako wizyta sprawdzająca czy wszystko w porządku, to może być i noc, ale leki ? No i jak wchodzą do pokoju nocą, to powinny to robić jak najciszej, nie z hukiem i światłem po oczach. Ale to moim zdaniem. Ostatnią noc grudnia spisałam na straty, jeśli chodzi o spanie. Cały dzień źle się czułam, także jak opiekunka załatwiła mi jakieś leki, a była godzina 22,30 – usiłowałam zasnąć. Raptem błysk latarki po oczach. Wystraszyłam się nie na żarty. Przepraszam, ale muszę zmierzyć pani temperaturę. Ma pani 36,5 , jest dobrze, może pani spać. Zbliżała się godzina 24, tak więc łazienka i lulu. Raptem budzi mnie wędrujące po pokoju światło. Nie zgasiłam światła jak byłam w łazience? Nie to nie możliwe, zawsze i wszędzie gaszę nie potrzebnie zapalone światło. Ale to światło dziwnie chodzi. Jest tu ktoś – pytam. Czy mogę od pani pożyczyć mopa, pyta postać stojąca już z mopem w przedpokoju. Już była w mojej łazience, już wiedziała co jej się przyda, już to sobie wzięła, aż tu babsko się budzi i zadaje pytanie. Nie wiadomo kto to jest, ponieważ teraz wszyscy chodzą zamaskowani. Może pani – odpowiedziałam. Znów usiłuję zasnąć. Za pół godziny – pełnym głosem – oddaję, ale bez dziękuję. Wówczas zwróciłam uwagę, że to wędrujące światło padało przez otwarte drzwi z korytarza. Drzwi to się otwierały to zamykały, a światło wędrowało. Spojrzałam na zegarek – zbliżała się godz. 2 Niestety już o spaniu mowy nie ma. Po pokoju rozchodzi się duszący smród. Najpierw wywietrzyłam pokój – nie pomogło. Szukam przyczyny – a to mop został wykorzystany do śmierdzącej sprawy i zwrócony bez wyprania go. Zanim zlikwidowałam smród była już godzina 4 rano, a o godzinie 4,30 światłem po oczach i pytanie za dziesięć punktów – jak się spało? Natomiast noc następną spędziłam na podłodze w przedpokoju i niestety od 22 do rana nikt nie zajrzał. Nie wiem jak to się stało, że się przewróciłam, po prostu na moment urwał mi się film. Przewracając się potłukłam głowę, uderzając o kant taboretu, i rękę. Do rana usiłowałam doczołgać się do łóżka, jak się to udało to byłam zupełnie wycieńczona. Starzy ludzie nie są w stanie po upadku podnieść się samodzielnie, przeżywałam to wielokrotnie. Co z tego, że mamy w pokojach dzwonki alarmowe, do tego dzwonka trzeba wstać. Jak moja córka dowiedziała się o moim spędzeniu nocy na podłodze zadzwoniła i spytała jak to jest, że jednej nocy bezustannie ktoś przychodził a drugiej nikt. Po tym telefonie, przez całą moją chorobę, czyli przez bite dwa tygodnie, przez całą dobę co dwie godziny, mierzono mi temperaturę i saturację tlenową. Wszystkim opiekunom zakupiono takie naparstki którymi dokonywano pomiarów i termometry. Myślę, że nikt nie nauczył ich jak dokonywać tych pomiarów. U mnie saturacja tlenowa co dwie godziny miała inny procent. Ponieważ zupełnie się na tym nie znam tak więc przyjmowałam do wiadomości i tyle. Aż po długiej przerwie w pracy, wróciła do nas pielęgniarka, którą oceniam bardzo wysoko i to nie tylko ja. Przyszła do mnie spokojnie, tak jakby miała dużo czasu. Zmierzyła ciśnienie, temperaturę, usiadła przy mnie i zaczęła masować mi palce u rąk. Co mnie Pani tak pieści – pytam. Rozgrzewam palce bo chcę zmierzyć u pani saturację tlenową. Zimne palce nie wykażą tego prawidłowo. Od razu saturacja skoczyła do 90%. Owa pielęgniarka zmieniła mi moje podłączenie do tlenu – zamiast rurek w nosie, przez które byłam unieruchomiona, podała mi maseczkę. Wytłumaczyła jak mogę sama podłączać i wyłączyć aparaturę. Czyli, że można swoją pracę wykonywać należycie. Za pół godziny wpada do mnie Agnieszka i chce robić pomiary. Tłumaczę jej, że nie trzeba, przed chwilą wszystko zostało pomierzone. To nic, odpowiada Agnieszka, ja to muszę zrobić, kazali. To ile ci wyszło z tym tlenem – pytam. 77% – odpowiada. To wzywaj pogotowie, bo to jest bardzo zły wynik. Po tej wizycie doszłam do wniosku, że opiekunowie biegając cały dzień po pokojach mierząc saturację, to tylko sieją wiatr. Co dwie godziny pomiary a poza tym wszystkie inne czynności których jest ogrom. I po co to?
