Bardzo dziękuję za wszelkie komentarze, 6 marca, jak otworzyłam stronę swojego pamiętnika, doznałam szoku ilością wpisów i reklam. 7 marca analogiczna sytuacja, 8 marca znów. Ten ogrom reklam świadczy o tym, że ilość czytelników znacznie wzrosła. Podobno firmy mają tak ustawione swoje komputery, że jak na jakimś blogu liczba czytelników przekracza ileś tysięcy to ów komputer z automatu wysyła mu swoje reklamy. Niestety takie tajniki w moim komputerze odkrywał wnuk, a teraz nie mam z nim bezpośredniego kontaktu. U mnie wszystkie reklamy wędrują do kosza. Mój pamiętnik ma inną misję do spełnienia. Tymi reklamami zniechęciłabym do czytania. Pisząc bloga ciągle liczę na to, że przeczyta go ktoś kto w jakikolwiek sposób wpłynie na metodę zatrudniania osób kierujących DPSami, że kontrole które weryfikują pracę kierownictwa Domów będą z prawdziwego zdarzenia. Że kontrolujący zaczną wierzyć pensjonariuszom takich Domów a nie zakłamanej kadrze kierowniczej. Z dyrekcją takich Domów trzeba rozmawiając korzystać z wariografu, bo są nauczeni stwarzać pozory cudownie ciepłych osób. Ciągle wierzę, że wreszcie znajdzie się ktoś taki, kto korzystając z serca i rozumu, zajmie się weryfikacją kierownictwa DPS a moi kochani czytelnicy utwierdzają mnie w tym, że dożyję takiej chwili i będę miała satysfakcję. Nawet wszelkie straszenia dają mi pewność, że ta moja pisanina ma sens. Niestety, nikogo z porządnych i wpływowych ludzi ten blog nie interesuje. Interesują się nim tylko ci wpływowi, którym ja przeszkadzam. Ciągle chętnie mnie straszą, a ja ciągle mam nadzieję, że spełni się mój zamysł. Jeśli miało by się to stać jak już mnie nie będzie, to też warto było.
W komentarzach było kilka wpisów z zapytaniem – czy dostałam odpowiedź z SANEPIDU. Niestety nie. Podejrzewam, że za wcześnie doręczyłam kopię pisma naszej dyrektorce. Teraz pisma do urzędów w mieście, wrzuca się do skrzynek na korespondencję. Moje pismo zostało wrzucone w piątek a już w poniedziałek dostarczyłam kopię naszej dyrekcji. Przy swoich szerokich znajomościach mogła spowodować wybranie pism ze skrzynki przez swoich znajomków. A wtedy szukaj wiatru w polu. Pani dyrektor jednak zdradziła się jaką linię obrony wybrała, tak na wszelki wypadek. Wykrzyczałyśmy to sobie na wzajem na korytarzu DPSu. To miało miejsce jak ja urwałam się ze smyczy i zrobiłam samowolkę z wypadem do miasta. W zamiarze miałam oficjalne wyjście z Domu i w związku z tym wybrałam się do pani dyrektor żeby ją o tym poinformować. Spotkałyśmy się na holu głównym, więc zagaiłam, że szłam do niej z informacją, że chcę się wybrać do miasta. W końcu jestem zdrowa i dwukrotnie zaszczepiona tak więc założę maseczkę i idę. Czekałam na ten moment 11 miesięcy. A pani dyrektor na to – zadzwonię do SANEPIDU i spytam czy może pani to zrobić. We mnie strzelił piorun. Sądziłam, że tylko powie mi kilka uwag i będzie życzyć miłego wyjścia; przecież od momentu szczepień zapewniała mnie, że będę mogła wyjść, a tu taka niespodzianka. Tak więc pełnym, silnym, opartym na przeponie głosem i z saturacją płuc w 98 % -zapytałam – a jak zrobiła pani magazyn wirusów na moim korytarzu, to zadzwoniła pani wówczas do SANEPIDU żeby spytać czy można? A ona ni z gruszki ni z pietruszki – jak zrobiliśmy ten magazyn to pani była już chora. ( czyli, że chodziło wyłącznie o mnie ), a ja na to – sięga pani po swoją jedyną oręż jaką pani dysponuje – kłamstwo. Jak to wszystko wyglądało można łatwo udowodnić. To wszystko jest u pani w dokumentach jak również odnotowane jest na moim blogu, kiedy zachorowałam ja, kiedy zmarł Józef a kiedy zachorowała Julia. Pani Danusiu, ale od poniedziałku mają być nowe obostrzenia. To od poniedziałku, a dzisiaj jest piątek. I pani Danusia p o o o s z ł a …
Mój pamiętnik okazał się bardzo przydatny w wyjaśnieniu kłamstw pani dyrektor. ( Od dziś częściej będę wpisywała daty). Z niego wynika, że pan Józef zmarł 24 listopada. W tydzień później jego pokój został wykorzystany do składowania używanej odzieży ochronnej. 8 grudnia były pobierane wymazy od mieszkańców z naszego korytarza i nie tylko. Byłam zdrowa. W kilka dni później p. Julia już była chora na COVID. Nam nic o tym nie powiedziano a Julię natychmiast przeniesiono na inny oddział. 18 grudnia opiekunka która opiekuje się nami z radością stwierdziła, że u nas wszyscy są zdrowi i teraz tylko będzie pilnowała żeby nikt do nas nie przychodził. 24 grudnia Helenka była jeszcze zdrowa a jak ja zachorowałam, co wykazały wymazy z 31 grudnia, to Helenka już nie żyła. Nie żyje też i pani Julia. Tak więc zachorowałam jako ostatnia, a to dlatego, że od lat mam zwyczaj zatykania szpar w drzwiach kocem. To nawyk który pozostał mi z tych najgorszych czasów, kiedy przez szpary w drzwiach wpuszczano mi gaz usypiający i przesyłano mi anonimy grożące oszpeceniem. Tym razem te zatkane szpary zatrzymywały w jakimś stopniu przeniknięcie wirusów. Śmierć Julii i Helenki, powinna obciążyć sumienia pań, które podjęły decyzję o stworzeniu magazynu wirusów na korytarzu o największym zagęszczeniu mieszkańców. Są cztery korytarze na których pokoje są po jednej stronie, nie tak jak u nas po obu stronach korytarza. Są korytarze znacznie szersze od naszego i na każdym z tych korytarzy są wolne pokoje i wreszcie są pomieszczenia po hydroterapii i fizykoterapii. Dlaczego wybrano właśnie nasz korytarz? Ja to odbieram jako nieudany atak na mnie, a śmierć Julii i Helenki to skutki uboczne.
W poprzednim wpisie pisałam o nowych zachorowaniach i o tym, że ktoś tę zarazę przyniósł do osób leżących. Pofolgowałam nawet ze swoją wyobraźnią kto to mógł zrobić ( skasowałam te swoje przypuszczenia ). Pisałam też, że nasz personel jest – chyba – cały zaszczepiony. Okazało się, że niestety ze szczepieniem personelu jest gorzej. Część personelu była szczepiona po raz pierwszy, dopiero teraz 5 marca. Tak więc była możliwość przekazywania wirusów. Dziwi mnie bardzo fakt, że nie zaszczepiony personel może wchodzić i wychodzić gdzie chce a my zaszczepieni dwukrotnie nie możemy nawet pójść na spacer.