Zacznę niby od aktualności a jednak od wspomnień, czyli od jubileuszu naszej Gazety, nie gazetki tylko Gazety naszego miasta. Dawno jej nie czytałam, kiedyś tak, bo to nasza regionalna. Czytałam ponieważ ciekawa byłam o czym lub o kim, piszą. Żal ścisnął mi serce; Boże, przecież ja znałam wszystkich dziennikarzy i tych z gazet i tych z radia i tych tworzących w naszym mieście telewizję, i tych co pisali i tych o których pisali, a teraz nie znam nikogo. Nie wiem dlaczego, ale przypomniałam sobie, jak zepsuł mi się telewizor, jeszcze taki lampowy, one dość często się psuły, idąc do pracy wstąpiłam do telewizji, powiedziałam o problemie prosząc, że jakby ktoś znalazł czas i mógł mi go zreperować to klucz od mieszkania zostawiłam pod wycieraczką. Jak jeszcze nie było telewizji to wpadałam do radia z podobnymi problemami. Te dwie instytucje znajdowały się w obrębie naszego wspólnego podwórka. Z drugiej strony również były dziwne choć zwykłe prośby np. dwunasta w nocy, telefon z pytaniem – może zostało ci coś po obiedzie, jestem cholernie głodny a mam całonocny dyżur. Takie to były znajomości, najzwyklejsze w świecie. Wystawiałam delikwentowi, garnek z zupą, na taborecie, przed drzwiami mieszkania i szłam spać dalej. Ten ktoś zupę zjadł a garnek odstawił na miejsce. Domofonów nie było, na klatkę schodową można było spokojnie wejść i wyjść. Nie było też takich możliwości jak dziś z zamawianiem jedzenia pod wskazany adres. Prawie niczego nie było, a było fajnie. Ot, takie to wspomnienia mnie naszły. Dzisiaj wzięłam do ręki tę jubileuszową gazetę i ledwie ją mogłam utrzymać, taki ciężar. Czy ktoś widział kiedyś gazetę która ma 132 strony. Żeby określić jednym zdaniem jaka jest różnica pomiędzy gazetą sprzed pół wieku a tą dzisiejszą to stwierdzam, że żadna. I kiedyś i teraz tematy zaczynały się i kończyły w stylu – ” Matulu chwalą nas. Kto córuniu? Ty mnie a ja was „. Wiadomo jubileusz, a więc trzeba się pochwalić. Po przeglądnięciu gazety nie mogłam domyć rąk, takiej kiepskiej farby użyli drukarze – kiedyś również sami swoi. Na tyle sami swoi, że szef Wydziału Kultury Urzędu Wojewódzkiego, dzwonił do mnie z prośbą – Ty moja ” Matko Polko ” – (tak zwracał się do mnie, od kiedy wspólnie szukaliśmy mojej córki jak wybrała się na wagary, a była bardzo potrzebna do uświetnienia oficjalnego spotkania, swoim śpiewem ) – załatw mi przyspieszenie druku – prosił. Nie tylko dziennikarze i drukarze byli mi bliscy, oczywiście i przede wszystkim muzycy i kompozytorzy, do poetów również wpadałam z prośbą o tekst do piosenki. Bliscy mi byli również cenzorzy. Bardzo znany wszystkim wówczas cenzor, prowadzący rozrywkowy tryb życia, był wiecznie i u wszystkich znajomych, w taki czy inny sposób zadłużony, ale też każdy mu pożyczał czego ów pan sobie życzył. Np. przychodzi do mnie z prośbą – Danusiu pożycz. Ile? Ile możesz. Do kiedy ? Jak wiedziałam do kiedy to obliczałam ile potrzebuję dla siebie na ten czas, a resztę mogłam mu pożyczyć. Oddawał zawsze w terminie. Jak nie miał to pożyczył od kogoś innego ale dług oddawał zawsze wszystkim w porę. Z pięć lat temu dotarła do mnie informacja, że ów cenzor zmarł. Smutno mi się zrobiło, że nie byłam na pogrzebie. Pomyślałam, spytam rodzinę gdzie został pochowany i pójdę z kwiatkami. Dzwonię, odbiera córka, przedstawiam sprawę z nutą żalu w głosie a jego córka na to – pani Danusiu ,to ja może oddam słuchawkę tatusiowi. Wyśmialiśmy się do słuchawki oboje jak za starych dobrych czasów. Zawsze każde spotkanie z nim to było zrywanie boków ze śmiechu. No bo jak można traktować człowieka, na stanowisku, wykształconego, a składającego się niemal z samych wad, można tylko śmiać się do rozpuku. Wszyscy o których napomknęłam w tym wpisie, znaliśmy się jak przysłowiowe łyse konie. Każdy każdemu pomógł, choćby miał stanąć na głowie i nie za coś tylko po prostu. Boże jak dawno to było, a jakie to były piękne czasy i przepiękni, bezinteresowni ludzie, choć składaliśmy się niemal z samych wad.
Drugi temat to nasz Dom i jego renoma. Kompletne przeciwieństwo dawnej bezinteresowności. Teraz już gotowi by byli być bezinteresowni ale już za późno, opinia zepsuta. Dostałam kilka wpisów na ten temat, dlatego go poruszam. Dom jest gotów na przyjęcie nowych pensjonariuszy a chętnych brak. Na pensjonariuszy czeka około 30 wolnych miejsc. Ludzie przychodzą do MOPSU z prośbami o przyjęcie do Domu Opieki, otrzymują ofertę naszego Domu i ją odrzucają. Źle im się kojarzy. Żeby tak Pan Prezydent nie obrzucał mnie inwektywami jak go o wszystkim informowałam, tylko wziął je do serca, Dom miałby dobrą renomę. Nie raz słyszałam, że to mój blog podważył opinię. Kiedyś na miejsce w naszym Domu czekało się nawet 4 lata. Wszyscy chcieli do tego właśnie Domu. Ale nikt nie zwrócił uwagi, że terminy oczekiwań skracały się z roku na rok. Mądra głowa już tym powinna się zaniepokoić. Przeprowadzić analizę i znaleźć powód. Przed laty, wszystkie brudy zamiatano skrzętnie pod dywan, a było ich nieprawdopodobnie dużo. To co opisałam na blogu to tylko nie wielki procent świństw. I co, i każdy myślał, że jakoś to będzie. Gmina nie ma zysku ale my rządzący mamy. Teraz Gmina ma straty a rządzący nadal zyski, już nie takie, ale jednak. Nie wiem czy jeszcze Pana Prezydenta interesuje mój blog, kiedyś interesował i to bardzo. Do dziś mam pisma którymi Pan Prezydent straszył mnie sądem za niszczenie reputacji Domu. Nie będę przypominała kto tę reputację niszczył bo o tym jest mój blog. On właśnie dlatego powstał żeby Panu Prezydentowi otworzyć oczy.
PANIE PREZYDENCIE , moja rada. Na początek proszę wezwać na dywanik panią dyrektor Wydziału Zdrowia i Opieki Społecznej i proszę ją spytać skąd wytrzasnęła takie podgatunki ludzkie jak nasi psychiatrzy i siostra przełożona. Oni myślą wyłącznie o sobie niszcząc innych. O psychiatrach napisałam w liczbie mnogiej ponieważ i obecny i poprzedni psychiatra … i tu użyłabym najgorszych określeń jacy oni są lub byli. Oczywiście ci osobnicy działali i działają na zlecenie siostry przełożonej, ( ciągle tej samej ) a ona wie, że są to jej ostatnie podrygi w rządzeniu więc popisuje się na zasadzie – i co mi zrobicie, wy mi nic a ja wam mogę pokazać co potrafię. I pokazuje – chcesz jechać na zabiegi? Ale ja nie chcę, więc nie pojedziesz. Doznałaś udaru mózgu, no i dobrze, szybciej się ciebie pozbędziemy, a na twoje miejsce przyjdzie ktoś bardziej nam przydatny. Wszyscy wiedzą, że tak jest ale wiadomo, ręka rękę myje, a ja głupia ciągle mam nadzieję, że do czasu dzban wodę nosi.
