Kwiecień plecień

Kwiecień plecień wybielił całą ziemię w okół naszego Domu. Przykrył białą pierzynką nasze ogródki. Wszystkie są jednakowe i te ukwiecone i te zaśmiecone. To jednak dopiero 6 kwietnia. Jak zwykle raniutko, zarzuciłam na siebie pelerynę i idąc na codzienną gimnastykę zobaczyłam swoje odbicie w oszklonych drzwiach. No istna ruska Katiusza, jestem nieprawdopodobnie gruba. Na pewno już ważę ze 100 kg. czy ten cholerny COVID nie skończy się nigdy. Czy ja ciągle będę tylko jeść i leżeć. Na pewno z każdym dniem przybywa mnie coraz więcej. Po śniadanku zajrzałam do swojego sztambucha, coś przecież robić trzeba, i znalazłam wierszyk o kwietniu. Wierszyk opatrzony datą 2003r. To już 18 lat temu, jak przyszła do mnie moja koleżanka ze swoją wnuczką, wówczas 8 letnią drugoklasistką., wyjątkowo zdolną dziewczynką, jeszcze zanim poszła do szkoły już umiała pisać i czytać. Ta ośmiolatka była dla mnie jak gdyby koleżanką po fachu – ja pisałam wiersze do szuflady a ona bajki. Bardzo lubiłam rozmowy z nią, czyli z Małgosią, jednak rozpoczynając rozmowę, zawsze musiałam najpierw spytać jak dzisiaj moja rozmówczyni, ma na imię. Ona od zawsze, budząc się wiedziała, że dzisiaj będzie miała na imię Jola albo Haneczka i właśnie bajka którą zamierzała dzisiaj napisać była o dziewczynce o tym imieniu. Jeśli budziła się jako Małgosia to znaczyło, że dzisiaj pisania bajek nie będzie. Osobie postronnej to taka sytuacja jest zabawna ale jej rodzinie wcale nie było do śmiechu. N.p. babcia mogła pół dnia wołać Małgosię a ona nie reagowała. Dopiero po jakimś czasie babcia zorientowała się o co chodzi. Zanim do tego doszło uznawała, że jej ukochana i jedyna wnuczka jest po prostu nie grzeczna. Któregoś dnia babcia Małgosi, cała w nerwach, wpadła do jej pokoju i w ostrych słowach wygarnęła co myśli o takim zachowaniu wnuczki i że odezwanie się w jakikolwiek sposób chyba nie byłoby takie trudne. Ty mnie doprowadzasz czasem do szału tym swoim zachowaniem. A Małgosia, ze stoickim spokojem, odpowiedziała – Babciu, ty wołałaś Małgosię a ja dzisiaj mam na imię Jagna. I teraz mam do ciebie tak właśnie się zwracać zawsze – spytała babcia. A Małgosia na to – nie, na pewno nie zawsze, ale jak długo to nie wiem, może dzień, a może dwa, a może jeszcze dłużej. Po prostu rano mnie spytaj jak mam na imię, może właśnie będę Małgosią. Swoich bajek Małgosia nie pokazała nigdy i nikomu a do mnie przyszła z prośbą. Otóż, pani nauczycielka poprosiła dzieci żeby przygotowały coś o miesiącu kwietniu. Jakieś przepowiednie, przysłowia, może jakieś wierszyki. Teraz to panna Małgorzata usiadłaby do komputera i gotowe, a wówczas trzeba było kombinować . I Małgosia wykombinowała, że jej przyszywana babcia napisze wierszyk o kwietniu, wówczas jej praca będzie zupełnie wyjątkowa. No i napisałam wierszyk dla ośmiolatki.

Kwiecień – Plecień 2003

Coś, błysnęło słoneczkiem, zapachniało kwiatkiem, zaćwierkało wróbelkiem, przeleciało wiatrem. Coś deszczykiem skropiło, kolorami nęciło – co to było? Co to było? Naraz śniegiem zawiało, chłodem przeniknęło i zginęło. Nie, nie zginęło, ostro trzyma – to zima? Nie, to plecień, czwarty miesiąc roku, który nie wie kim jest i tak miesza po trochu. Trochę zimą postraszy, trochę wiosną przygrzeje i z nas wszystkich po prostu się śmieje

.Niestety nie umiem, komputerowo, napisać wiersza z właściwą jemu szatą graficzną, żeby ten wierszyk miał kształt wiersza; dlatego on wygląda tak jak wygląda. Jednak miesiąc kwiecień co roku jest podobny do siebie. Dzisiaj – 8 kwietnia, obudziłam się później niż zwykle, o godz. 5,45 i żeby wyjść na gimnastykę o stałej porze musiałam się sprężyć. Wyjrzałam przez okno a tam cud zimy. Było nieprawdopodobnie pięknie. Śnieg padał wielkimi płatkami a dokoła było bielusieńko. Jakim cudem śnieg się utrzymywał to nie wiem, według mnie było ciepło – powyżej zera. Zachwycona tymi ostatnimi podrygami zimy ćwiczyłam i spacerowałam z ogromną przyjemnością.