Cud

W piątek rano, ( 4 czerwca ) ćwiczę jak zwykle w atrium, co widzę, idą do mnie dwie panie. Myślałam, że chcą ze mną ćwiczyć, a one mają do mnie prośbę. Cóż to za prośba nie cierpiąca zwłoki, że trzeba o niej mówić już o 7 rano. Byłam autentycznie zdziwiona ponieważ jedną z pań była pani Gienia, która swego czasu, jak mnie zobaczyła to uciekała gdzie pieprz rośnie. Żeby nie powiedzieć mi dzień dobry albo przypadkiem nie odpowiedzieć na dzień dobry to wpadała do pierwszego lepszego pokoju i czekała aż przejdę. Gienia zamieszkała w naszym Domu w okresie kiedy ja byłam najbardziej gnębiona i każdy kto zamienił ze mną choć słowo był również gnębiony. Nie wiem kto ją tak do mnie nastawił i co jej powiedział, ale bolało mnie to bardzo. A tu proszę – pani Danusiu, mówi Gienia, załatwi pani samochód na rynek. Nie rozumiem dlaczego z tym do mnie. Nie planuję żadnego wyjścia na rynek, niczego nie potrzebuję a po za tym dzisiaj nie ma nawet kierowcy. Jest długi weekend nie ma wielu pracowników łącznie z panią Dyrektor. Pani Danusiu nam bardzo zależy żeby to było dzisiaj, a kto jak nie pani. Jak trza to trza; zaraz po śniadaniu poszłam do sekretariatu żeby wybadać sprawę a tam pani kier. socjalna i od pierwszego słowa wszystko na tak. Zupełnie nie rozumiałam co się dzieje, ani tego, że prośba była skierowana do mnie ani tego, że w jednej sekundzie wszystko było załatwione pozytywnie. Czyż nie cud? Fama się rozeszła i już od poniedziałku sypią się prośby – załatw samochód i na ten piątek. Ludzie, dlaczego ja, przecież jak słyszę to mówić umiecie, wystarczy z tą prośbą od razu do socjalnej i po temacie. Od kont poznałam życie w DPSie to myślę, że czeka mnie jakaś niespodzianka, nie wierzę w takie zmiany bez powodu i to na wszystkich frontach.

A w atrium, każdego dnia przybywa coraz więcej nie upierzonych pisklaczków. W piątek przybył jeden, w sobotę była ich trójka a w niedzielę już piątka. Niestety są to pisklęta nie lubianych ptaków – sroki. Może obcowanie z młodymi kosami zmieni ich pogląd na życie. Kosy są już starsze o dwa tygodnie, fruwają w koło małych sroczek, nawet już próbują śpiewać, a pisklę sroki w odpowiedzi tylko skrzeczy, ale jak ostro. Trójka bardzo szybko odfrunęła a dwoje pisklaczków siedzi przytulonych do siebie. Zrobiłam im zdjęcie z bardzo bliskiej odległości. W ogóle nie boją się ludzi. Natomiast dorosłe sroki są postrachem innych zwierząt. Widziałam kiedyś jak sroka porwała ze stawku, maleńką kaczuszkę, jak kot widząc, że sroka wyjada mu z miski przysmaki nie śmiał ingerować bo wiedział co sroki potrafią. One żyją bardzo stadnie, choć tego nie widać, jak jakaś sroka wyjada coś z miski kota lub psa, całe stado srok czai się na drzewie, nie daj Boże jakiś zwierzak zechciałby się pozbyć intruza to już byłoby po nim, zadziobałyby. Zwierzęta o tym wiedzą i nie ryzykują. A u nas w atrium jedzą i piją z tej samej miski wszystkie ptaszki. Ale przy okazji strasznie brudzą. We wtorek, wszystkie maluchy odfrunęły w świat.

Będąc na rynku kupiłam dla Jadzi JEL. tygrysią maść przeciwbólową – od ruskich. Jadzia ma od lat nerwobóle policzka, na które działa tylko ta maść. Nie pamiętam jak wpadłam na to, że ta maść działa, ale wiem, że działa i po kilku ruchach masażu policzka, Jadzia przestaje płakać tylko się uśmiecha ze słowami – już nie boli. Śmiejemy się wówczas, że mam ręce które leczą. Do takiego masażu Jadzię przygotowuję – staram się żeby wygodnie usiadła i w miarę możliwości zrelaksowała się, a ja udając Kaszpirowskiego zaczynam liczyć: adin, dwa, tri i nagle słyszę – już nie boli. Nie pomagają dla niej ani tabletki ani zastrzyki tylko ta maść i relaks który jest nie zbędny przy leczeniu nerwobólów a na stworzenie takiej relaksującej sytuacji nikt u nas nie ma czasu. Niestety, w związku z tą maścią miałam kilka nieprzyjemnych incydentów. Po raz pierwszy miało to miejsce już parę ładnych lat temu i to brzydkie zachowanie wówczas terapeuty, opisałam na swoim blogu. Teraz, dwukrotnie poznałam pazerność i chciwość pracownic, które zaczęły robić machlojki w związku z tą maścią, która kosztuje zaledwie 6 zł, co dla nich pewnie stanowi bogactwo przez które owe pracownice gotowe były upodlić się. Pierwszy raz miało to miejsce pół roku temu jak udało mi się, mimo kwarantanny, zdobyć tą maść. Poprosiłam jedną z opiekunek, żeby przekazała ją Jadzi ponieważ ja po powrocie z miasta będę w izolacji. Zaznaczyłam żeby nie brała żadnych pieniędzy, jak skończy mi się izolacja to rozliczę się z Jadzią. Opiekunka owa, pomyślała sobie, że izolacja to 10 dni to obie staruchy o tym zapomną ( przecież stare i głupie ), wzięła te mizerne 6 zł. od Jadzi ale dla mnie ich nie przekazała. A tu starucha ma pamięć i pieniążki trzeba było oddać. I tak owa opiekunka jest u mnie na indeksie. Teraz, dla odmiany pieniążki dla mnie pokojowa zostawiła ale maść zginęła. Przeszukałam każdy kąt, nie było. Raptem znalazło się puste, stare pudełeczko, po maści sprzed roku, a pokojowa i opiekunka zaczęły tłumaczyć, że Jadzia sama się smarowała i zużyła całą maść. Jadzia ma niedowład rąk i nie sięgnie sama do czoła, nie mówiąc o tym, że smarując musiałaby wykonywać ruchy a ona tego nie zrobi. Po za tym, drogie panie, na ostatnich dwóch pudełeczkach była napisana cena a tu jej nie ma. Nie będziemy pani słuchać – odpowiedziały pracownice. Jesteście dwie wstrętne baby, a jedna z nich w rewanżu – za to pani jest piękna. Takie pracownice powinny wylatywać z hukiem z pracy, a one niczego się nie boją, ponieważ u nas to jest norma. Jak jeszcze raz coś podobnego się powtórzy to bez skrupułów chamstwo wymienię z nazwiska.

Dla złodzieja to każda skradziona rzecz ma wysoką wartość, nawet te głupie 6 zł. Przypomniało mi się, jak za rządów poprzedniej dyrektorki, okradziono z pieniędzy i dokumentów Janeczkę – farmaceutkę, to dyrektorka zamiast zrobić dochodzenie i zorganizować pomoc, to zaproponowała jej od siebie prywatną pożyczkę w wysokości 7 zł. bo bidulka tylko tyle miała. Pisałam o tym na blogu.