Odpowiedź na pismo…

Jak zwykle odpowiedź na pismo dotyczące wypuszczania nas przez „nowy pawilon” czyli z ominięciem niebezpiecznej jezdni, przyszła na tak zwany ostatni gwizdek. Jak ludzie zaczepiali mnie pytając czy dostałam odpowiedź to mówiłam – poczekajcie cierpliwie ponieważ odpowiedzi przychodzą zawsze na ostatnią, możliwą chwilę. Chyba przez ten czas pisma nabierają mocy a odpisujący ważności. Odpowiedź usatysfakcjonowała mnie tak pół na pół. To będzie taka sama sytuacja jak teraz- szukanie chętnych którzy nam te drzwi otworzą, a w sobotę i niedzielę chętnych będzie brak bo nawet ludzi do pracy brakuje; ale ponieważ nacisk kładłam na niebezpieczeństwo chodzenia jezdnią to już po niej chodzić nie muszę. Pewnie już w ogóle chodzić nie będę. Pożyjemy, zobaczymy. Myślę, że to będzie wyglądało jak łapanka – złapiesz opiekunkę to wyjdziesz z domu, nie złapiesz to nie wyjdziesz.

Ty, Danusia to chociaż masz komu się poskarżyć – mówi Franuś. Masz tego swojego bloga i wszystkie żale w nim wyłuskasz, a reszta mieszkańców nie mają do kogo pójść na skargę. Nikogo nie obchodzimy. Nikt dla nas nie ma czasu. Podczas choroby Marianny opiekowałem się nią – mówi Franuś. Ona chyba miała udar bo straciła mowę. Nikt się tym nie zainteresował. Pomagałem jak mogłem ale przykro, że tak jest w Domu Opieki. Na szczęście Marianka wyzdrowiała, jestem z siebie dumny – mówi Franuś. Do tej rozmowy dołączyła Małgosia – jesteśmy traktowani jak zło konieczne, bo przecież jesteśmy głupi i nagminnie zapominamy o tym, że wszyscy tak bardzo nam pomagają. Ostatnio była jakaś impreza przed budynkiem – mówi Małgosia. Widziałam jak terapeutki podchodziły do ludzi i coś szeptały na ucho. Później dowiedziałam się, że tak właśnie są zapraszane wyjątkowe osoby. Jak poruszyłam temat pytając – dlaczego mnie nikt nic nie powiedział o tej imprezie, to usłyszałam – na pewno mówiono pani, tylko pani zapomniała. Dla mnie zabrzmiało to jak obelga.

Ja ostatnio również musiałam sama zadbać o swoje zdrowie, ale ponieważ nie zapominam o tym, że trzeba z ludźmi rozmawiać, to po nitce do kłębka postawiłam sobie diagnozę a lekarz zajął się resztą. Otóż, od czasu otrzymania szczepionki na covid zaczęłam odczuwać różne dolegliwości. Najpierw myślałam, że mam jakąś alergię, cholernie swędzącą pokrzywkę. Lekarz w związku z tym był u mnie dwa razy. Wypisywał leki. Nic nie pomagało. Na szczęście kategorycznie odmówiłam przyjmowanie sterydów. Moją terapią był prysznic dwa razy dziennie i smarowanie się różnościami. Jak się zorientowałam, że po prysznicu na kilka godzin jest okey, to stwierdziłam, że to nie alergia tylko zrobiła się u mnie skóra atopowa. Smarowidła na tę dolegliwość pomogły, czyli oliwka dla niemowląt. Przy tym wszystkim zaczęłam mieć duże problemy z oczami. U nas prawie wszyscy cierpią na suchość oczu albo na ropienie. Ponieważ trwało to miesiącami i było coraz gorzej, poprosiłam o wizytę u okulisty. Termin – ponad pół roku. Córka wytłumaczyła mi, że takie terminy są na badanie wzroku a nie podczas choroby. Podpowiedziała mi żebym poszła na SOR okulistyczny. Jedna z naszych opiekunek ( dziękuję jej za to bardzo ) podpowiedziała mi żebym zbadała wysięg z oczu. To się robi prywatnie, ale nie drogo i warto. Wyniki są niemalże natychmiast. Z tym wynikiem idź na SOR – powiedziała mi opiekunka. Okazało się, że od kilku miesięcy gronkowiec pustoszy mój organizm. Wynik wykazał chorobę ale i podał spis leków, które mi na tę chorobę pomogą. Tak więc SOR nie był mi już potrzebny. Z takim opisem choroby wystarczy nasz lekarz internista, który przeanalizował wszystkie moje dolegliwości z ostatnich kilku miesięcy i dobrał odpowiednie antybiotyki. Jestem na tej terapii antybiotykowej dopiero cztery dni, a mam być siedem, także jeszcze nic na ten temat powiedzieć nie mogę, ale jestem dobrej myśli.