Utrzymanie obecnego stanu zdrowia.

Pismo, które nazwałam zakresem czynności dla personelu średniego, istotnie było zakresem czynności ale w krótkiej formie poinformowania mnie czego mogę się domagać od wymienionych osób, jako podopieczna Domu. Dla mnie to nie było nic odkrywczego, no ale nowych mieszkańców może to zainteresować. Pismo było imiennie skierowane do mnie, zatytułowane było – cel do realizacji, a podtytuł to – utrzymanie obecnego stanu zdrowia i zapewnienie właściwej opieki. Co do tego mam dużo wątpliwości czy komukolwiek zależy na naszym zdrowiu. Wszystko co najgorsze spotkało mnie właśnie pod opieką naszej służby zdrowia. Cały mój blog jest o tym. Nawet to zamknięcie nas to jest wywoływanie depresji. Wczoraj – w sobotę 11 września – wychodząc po śniadaniu na długi spacer ( o dziwo bez większych problemów w poszukiwaniu chętnych do otwarcia mi jakichkolwiek drzwi) spotkałam ludzi stojących pod drzwiami budynku. Opiekunka otwierająca mi drzwi odezwała się do nich niegrzecznie: panie miały być o godzinie 9, 30 to jeszcze nie pora, odeszła zamykając za sobą drzwi. Spojrzałam na zegarek, była 9, 20. Wstyd mi się zrobiło w imieniu całego personelu i mieszkańców ; w imieniu każdego kto ma z naszym Domem cokolwiek wspólnego. Jedna ze stojących tam pań spytała mnie – jak wy to wytrzymujecie, zamknięcie i opryskliwość. Ja pracuję w takim Domu – mówi owa pani, mamy w nim drzwi pootwierane i każdy może przyjść z wizytą. Odpowiedziałam, że każdy inaczej rozumie słowo opieka; jedni wyrażają ją troską a inni zamkniętymi drzwiami.

W ciągu minionego tygodnia trzy osoby poskarżyły mi się na swój los w naszym Domu. W piątek wyszłam do atrium, podczas zajęć dla osób z demencją, żeby zobaczyć czy są wśród nich moje kochane znajome. Jedna z nieznajomych mi pań szybko usiadła koło mnie, przytuliła się i z żalem poskarżyła się na pokojową która ją przyprowadziła – ona jest taka niegrzeczna, krzyczy na nas, ja czasem się jej boję – powiedziała pani.

Kilka dni temu rozmawiałam z córką Anielci, która z żalem w głosie poskarżyła się na opiekę u nas. Pani Danusiu – mówi córka Anielci, moja mama jakiś czas temu chorowała. Personel dla swojej wygody wybrał mamie protezy zębowe i już zapomniał o nich. Nikt do was przyjść nie mógł żeby upomnieć się o swoich bliskich. Dziąsła mojej mamy zmieniły po miesiącach kształt i protezy już się nie nadają do użytku. Ale kogo to obchodzi.

Stasiu, skierowany do mnie przez Anię, wylewał żale przez ponad godzinę. Ludzie sądzą, że ja coś mogę. Niestety poza opisaniem tych żali nie mogę nic. Stasiu między innymi, również uskarżał się na brak pomocy w dograniu sprawy protez zębowych. Ci co nami niby się opiekują, są młodzi i nie zdają sobie sprawy jakie to jest ważne. Zaprowadzono Stania do gabinetu prywatnego i Stasiu niby zrobił sobie protezy, ale nikomu nie przyszło do głowy żeby dopilnować bezwzględnego noszenia tych protez przez co najmniej tydzień, po to żeby one ułożyły się do dziąseł a jeżeli byłoby coś nie tak to trzeba, nawet kilkukrotnie, chodzić do poprawki. Ale co to kogo obchodzi, chciałeś protezy to masz, ale że nie dobre to już nie nasza sprawa. Pieniądze wyrzucone w błoto a po protezie tylko chore dziąsła. Stasiu przy okazji sprawy z zębami nabluzgał komu trzeba i nie trzeba. Z wyrzutami sumienia poszedł do spowiedzi poradzić się księdza co może zrobić, żeby naprawić to zło; a ksiądz poradził mu, dając ulotkę reklamową jakiegoś zakonu, żeby kupił dla osób pokrzywdzonych medaliki po 24zł. każdy. Odradziłam mu to. Medalik za 24 zł. to jakaś blaszka. Dla ciebie to będzie wydatek, a obdarowane wyrzucą to w kąt.

Kościół od zawsze skupuje i sprzedaje grzechy. Wszystko za odpowiednią opłatą. A nasi, w ramach utrzymania obecnego stanu zdrowia, olewają nas.