Franusia poznałam w stołówce naszego DPSu już kilka lat temu. nasze stoliki stały obok siebie. Franuś w dzieciństwie przeszedł nie leczoną chorobę – Hajne medinę ( nie wiem nawet czy dobrze napisałam, ale wiadomo o co chodzi ), która odbiła się piętnem na jego zdrowiu i sprawności fizycznej – ma duże problemy z nogami. Mimo swoich ułomności przeżył na starość, tu u nas – ” miłość „. Z Marianką nie rozstawali się nawet na chwilę, zawsze i wszędzie razem. Widać było, że troszczą się o siebie wzajemnie. Miło było na nich popatrzeć. Miło było i bum. Franuś przestał przychodzić na stołówkę. Najpierw myślałam, że to przez ” koniec miłości szalonej ” trochę głupio przed ludźmi, ale męczyło mnie to puste miejsce w stołówce – teraz puste miejsce to pusty stolik – siedzimy każdy pojedynczo . Zaczęłam wypytywać o Franka i od każdego słyszałam, że jest chory. Jak któregoś dnia jego miejsce w stołówce zajął ktoś inny, postanowiłam pójść na zwiady. Oczywiście poprosiłam pracownicę żeby mnie zaanonsowała pytając czy mogę przyjść. Przecież każdy z nas ma jakieś swoje przyzwyczajenia o których nic nie wiemy, także nie wypada zakłócać harmonogramu dnia. Po kilku sekundach już poznałam przyczyny nie wychodzenia z pokoju, ta choroba nazywa się – brak jakiegokolwiek obuwia, Franuś nie ma ani butów ani kapci, które mógłby założyć. Jego stopy zrobiły się nadwrażliwe, dotychczasowe obuwie nie nadaje się do noszenia. Inna rzecz, że jak obejrzałam to obuwie, to stwierdziłam, że jest ono za twarde na każde stare nogi. I w tym miejscu wrócę do części tytułowej mojego wpisu – podopieczny Franuś, gdzie tu jakakolwiek opieka. Człowiek nie wychodzi z pokoju od miesiąca z braku butów – to gdzie jest opiekun ? Franuś mieszka na niskim parterze, podłoga w jego pokoju leży na ziemi, nie ma żadnej podmurówki, on boi się stanąć na podłodze ponieważ bez obuwia łapie go skurcz. Bardzo bolesny skurcz. Podczas takiego skurczu Franuś się przewraca, nie może ustać ale i nie może się podnieść. Opowiadał mi jak przez godzinę jeździł tyłkiem po podłodze. Zresztą nie musiał opowiadać, znam ten ból podnoszenia się i braku jakiejkolwiek pomocy. Postanowiłam działać, przecież tak nie może być, trzeba szanowny personel pogonić do roboty. I tu stop – kogo mam pogonić przecież my teraz nie mamy stałych opiekunów. Jak opiekun przychodzi na kilka dni to na prawdę nie jest w stanie poznać problemów ponad czterdziestu podopiecznych, zajrzy tylko do tych chodzących ,żeby się z nimi przywitać i zobaczyć czy żyją. Poszłam do socjalnych. Nie znają problemu. Poszłam do księgowości spytać czy Franuś ma jakieś pieniądze żeby kupić mu byty. Pani Kasia odpowiedziała, że owszem ma ale resztą musi się zająć dział socjalny, musi ustalić z podopiecznym ile ma mu wypłacić i kiedy. Poprosiłam p. Kasię żeby pogoniła socjalną w tej sprawie. Za kilka godzin idę żeby się dowiedzieć czy socjalna była u Franka i tu spotyka mnie ostra odpowiedź – byłam, skontaktowałam się z jego rodziną i wszystko jest ustalone, nie musi się pani tym przejmować. W odpowiedzi usłyszała, że przestanę się tym przejmować jak zobaczę Franka w jakimś obuwiu w stołówce. Czyli, że ciąg dalszy nastąpi.
