Cud i wspomnienia

No i prawie cud ! W czwartek, pokojowa wpisała w raporcie o moim problemie zagrzybienia pokoju. W piątek problemem zainteresowali się panowie z administracji, potwierdzając go, z informacją, że trzeba będzie zrywać całe linoleum zarówno w przedpokoju jak i w pokoju. W poniedziałek wizytę złożył mi sam pan kierownik i poinformował, że w ciągu kilku dni zajmą się remontem mojego pokoju. Nie wie jeszcze jak długo będzie trwał remont, pewnie dwa albo trzy tygodnie, no góra miesiąc, wiadomym będzie dopiero po zerwaniu linoleum, ale zaczynamy robotę. Proszę się pakować i przeprowadzać do pokoju o bok. Nie do uwierzenia, wreszcie po 12 latach. No czyż nie cud ? We wtorek już było po przeprowadzce. Noc spędziłam w pokoju nr. 90 a mój pokój miał nr. 88. Dzisiaj jest już piątek, czyli że pomalutku mija tydzień, przecież sobota i niedziela nie wchodzi w grę, a remont się nie zaczął. No ale pal licho, pokój w którym obecnie mieszkam jest czysty, remont można przeczekać, tylko oby się zaczął. W pokoju w którym obecnie mieszkam, kiedyś mieszkał Zygmunt, który zniszczył w nim wszystko co mógł. Zygmunta trzeba było przenieść do innego pokoju żeby ten doprowadzić do jako takiego porządku. Zygmunt miał obsesję do wszystkiego co ma klamki, czyli okna i drzwi, z którymi teraz ja mam problem ponieważ nie zostało to zreperowane jak należy.

Jest karnawał, w telewizji pokazują go w różnych postaciach, na ogół na wolnym powietrzu. Dzisiaj pokazano Świeradów Zdrój w całej okazałości. Aż mi się łezka w oku zakręciła, bo pomimo, że wspomnienia wiążą się z moją wówczas poważną niepełno sprawnością, ( przez dwa lata miałam niedowład nóg ) to jednak miałam trzydzieści lat i mimo wszystko radość życia. Świeradów to wielki kurort z dużą ilością sanatoriów do których i ja się wybrałam. Mimo,że miałam problemy z nogami to przy pomocy kul i przyjaciół nie opuszczałam środowych tańców. Dlaczego środowych a nie na przykład sobotnich ? Otóż jeden z największych lokali gastronomicznych, w którym grała piękna, żywa orkiestra ( nie mechaniczna ) wprowadził u siebie białe środy. Nie było możliwości żeby jakiemuś panu udało się poprosić panią do tańca, mogły to robić wyłącznie panie. A zatem ja mogłam spokojnie siedzieć przy stoliku bez obaw, że będę zmuszona odmawiać jakimś chętnym do tańca ze mną i sprawiać tym samym przykrość. W te dni wszystkie inne lokale w Świeradowie pustoszały a w owym lokalu stoliki zajmowano na dwie godziny przed czasem. Panowie biegli do tego lokalu z ciekawości czy mają jeszcze wzięcie u pań a panie z ulgą, że wreszcie będą mogły się wytańczyć. Panie prosiły do tańca nie tych urodziwych tylko tych co dobrze tańczą. Najpierw przyglądały się wygibasom dopiero jak już kogoś upatrzyły to prosiły do tańca. Nie raz do jednego z panów biegło kilka pań i ten pan wcale nie był jakiś och ach, ale miał eleganckie maniery i dobrze tańczył. Jak tylko któryś z panów ośmielił się poprosić panią do tańca orkiestra przestawała grać a ów pan po reprymendach wodzireja wracał do swojego stolika. Do mnie co rusz kelner przynosił karteczki z prośbą żebym poprosiła jakiegoś pana do tańca; odpisywałam przepraszając. Aż wreszcie uzbierało się tyle przeprosin, że przy pomocy znajomych wchodziłam na scenę i śpiewałam razem z orkiestrą i od tej chwili już nikt nie prosił mnie do tańca, ale dla odmiany dostawałam czekoladki i kwiatki. No i jak czegoś takiego nie wspominać z łezką w oku. Samo przyglądanie się zachowaniom ludzi było dla mnie ekscytujące a jak do tego doszła możliwość wyśpiewania się i to na oficjalną prośbę orkiestrantów, to czego chcieć więcej. To były mimo wszystko – piękne dni.