Lato!

wypadałoby krzyknąć – HURA, bo ” razem z latem czeka rzeka, razem z rzeką czeka las, a tam ciągle nie ma nas „. Przykro mi, ale lato i to takie upalne wcale mnie nie cieszy. Starocie szuka ochłody, cienia. Radość z lata, to tylko wspomnienia; piękne słonce, wielka woda – Boże, żebym była młoda. Te jeziora, pełne żagle – moja młodość przeszła nagle. To se ne wrati, nie ma co się rozczulać. Także kto młody niech rusza do wody. Nie mogę dzisiaj pisać bo wszystko mi się głupio rymuje. Dzisiaj, po wczorajszych imieninach, mam ciężką głowę i nic mi się nie chce. Także, do następnego …

Radość, smutek i polityka.

Tak mało trzeba nam i dużo tak, żeby szczęśliwym być, drugiemu szczęście dać… tak śpiewała Anna Jantar. To szczęście do którego było tak bliziutko, poczułam jak mogłam wreszcie stanąć pod prysznicem, to zdarzyło się 13 czerwca. Szkoda, że czekano tak długo. Udostępnienie nam prysznica mogło nastąpić już w środę 8 czerwca, już w tym dniu były wyniki badań, tylko nie miał kto tym się zainteresować. A tak swoją drogą to nasza Dyrekcja umie dawkować nam to szczęście. Najpierw pozbawi nas czegoś zupełnie prozaicznego a później nam to odda a w nas wstępuje radość, że dostaliśmy np. czipy do drzwi i możemy swobodnie wychodzić, że możemy umyć się pod prysznicem… to jest polityka dawkowania szczęścia, którego byśmy nie odczuwali gdyby to wszystko było dostępne nam przez cały czas. To szczęście odczułam również jak wróciłam do swojego pokoju a jeszcze bardziej jak przy drobnej awarii musiałam prosić o pomoc i ta pomoc była natychmiastowa ze strony opiekunki i ze strony Sławka – pracownika technicznego, a to dlatego, że mój pokój jest dla każdego z nich bliziutko i zawsze po drodze. Jak mieszkałam na dole, to te osoby musiałabym poszukać, a one musiałaby znaleźć czas żeby przyjść do mnie. Mieszkając w tym pokoju, słyszę ich obecność przez drzwi tak więc wychodzę proszę o pomoc, a w odpowiedzi słyszę – skoro już tu jestem … i sprawa załatwiona.

Pisałam o szczęściu a teraz napiszę o smutku. Smutek ogarnia mnie jak ze szczęścia chce mi się śpiewać, a tu stop, nie mogę śpiewać tego co lubię, a nawet bardzo lubię. To piosenki rosyjskie. Czuję się jakbym była w żałobie. Mój głos stworzony jest do śpiewania piosenek rosyjskich. Pamiętam jak kiedyś śpiewałam piękną, sercoszczypatielną piosenkę na konkursie, to przewodniczący konkursu, nie wytrzymał i na głos wyraził swój zachwyt – Boże, to głos jak opium- a był to dyrygent wielu orkiestr i nie jedno słyszał. Kocham te piosenki. Znam ich dziesiątki. To poczucie, że ich może nigdy nie zaśpiewam ogarnia mnie wielką żałością. Rosja pogrzebała przed światem cały swój kunszt artystyczny, całe swoje piękno. Jak miałabym zaśpiewać coś w języku rosyjskim to poczułabym się jakbym bezcześciła człowieczeństwo. Nawet tylko nucąc jakąś rosyjską melodię, nie używając słów, czułabym się podle; to w ogóle nie wchodzi w rachubę. I jest mi z tego powodu bardzo smutno. W Rosji wszyscy wielcy artyści byli od zawsze trzymani na smyczy. Jeśli jakieś dzieło artystyczne utorowało sobie drogę na świecie to musiało być i wartościowe i piękne, a teraz wszystko jest wrzucone do kosza historii. To wszystko przez wielkomocarstwowość wodzów Rosji. W kraju takim jak Rosja wszystko jest polityką. Nie ważne, że jesteś wielkim twórcą, takim np. jak Dymitr Szostakowicz, którego utwory grały największe orkiestry świata, jeśli Stalin powiedział swego czasu – nie – to było – nie. Andre Reay światowej sławy dyrygent, za każdym razem jak grał walca nr. 2 dziękował kompozytorowi, że go stworzył, bo dzięki temu utworowi świat poznał Reaya jako dyrygenta. Co teraz będzie z tą muzyką ? Pamiętamy Ałłę Pugaczową, przez fanów nazwaną ostatnią carycą Rosji. Rosjanie ją uwielbiali i traktowali jak chlubę Rosji. Dziennikarze natomiast określili jako gwiazdę bez słuchu politycznego – niestety mieli rację. Artystka urodziła się za Stalina, dorastała za Chruszczowa, debiutowała za Breżniewa, na którego mówiono, że to działacz polityczny epoki Pugaczowej, a zniszczył ją Putin. Założono partię polityczną która była w kontrze z Kremlem, a twarzą tej partii była Ałła Pugaczowa. We wszystkich rankingach kandydatur na wodza Rosji Pugaczowa z Putinem szła łeb w łeb i raptem słuch o niej zaginął. Z szefowej trzęsącej całym schow biznesem w Rosji stała się nikim. Ci co ją promowali skończyli źle.

Przez tą bezsensowną wojnę na Ukrainie świat artystyczny otulił się kirem.

Smutno mi.

Panegiryk

na cześć Działu Socjalnego. Tego jeszcze z mojej strony nie było, ale jak trza to trza. Zasłużyły panie na to. Z czym bym nie przyszła do owego Działu, to mam załatwione. Pierwsza sprawa z którą się zwróciłam to była prośba o powrót z ” tułaczki ” do mojego pokoju. Było mi bardzo głupio zwracać się z tą prośbą, ponieważ sama prosiłam o przeniesienie mnie na parter dolnego pawilonu, nie minęło dwa tygodnie a ja znów z prośbą tym razem o powrót do swojego starego pokoju. Poprosiłam na zasadzie jeśli nic z tego nie wyjdzie to trudno, sama jestem temu winna; a tu wyszło. Druga sprawa która leżała mi na sercu to brud w atrium. Dziwiłam się bardzo, że tego brudu nie widziały terapeutki które w atrium prowadzą zajęcia. Na wiosnę pod zadaszeniem, to było aż nie przyjemnie. Przez dwa ostatnie lata, chociaż raz do roku sprzątnęłam sama. Pokazałam jakie to proste – wiadro z wodą plus mop i po pięciu minutach czyściutko. Usłyszałam tylko, od Kasi: chociaż nauczy nas pani sprzątać. To był sarkazm z jej strony, bo żadna z nich tego nie zrobiła. W tym roku, pod koniec maja nie mogłam patrzeć na ten ciągły brud. Poszłam do Działu Socjalnego, żeby wyrazić swoje oburzenie, na drugi dzień było w atrium czyściutko i o dziwo jest sprzątane co kilka dni. Tego jeszcze nie grali od kiedy mieszkam w DPSie. Mam zastrzeżenia do sprzątającej – najpierw wytarła parapety, później zaczęła zamiatać. Zamiatała na sucho, robiła to długo, nawet bardzo długo, a kłęby kurzu unosiły się nad jej głową. Odeszłam jak najdalej od pani sprzątającej, nie chciałam być zapylona brudnym piaskiem, wszak do atrium przychodzę raniutko żeby trochę poćwiczyć i powdychać czystego powietrza. To trochę wyglądało tak jakby to sprzątanie było mi na złość – chciałaś to masz, będzie czysto ale ty nie będziesz mogła ćwiczyć o tej porze dnia, pomimo, że robisz to codziennie od kilku lat. No ale tym razem miałam tylko chwalić, więc muszę pochwalić Panią Elę socjalną, która poświęciła mi dużo czasu żebym mogła zrobić poważny zakup przez internet. Wyszukała mi to co chciałam kupić i użyczyła mi swojego prywatnego konta bankowego. To już drugi raz jak Dział Socjalny pomógł mi w zakupach, poprzednio sama Pani Kierownik a teraz Ela. Miło jest wiedzieć, że masz do kogo przyjść z problemem i ten problem będzie załatwiony z życzliwością.

Z pochwał to byłoby na tyle. Czy wyobrażacie sobie, w dzisiejszych czasach, brak możliwości umycia się pod prysznicem, przez miesiąc. Trudno to sobie wyobrazić a my tak żyjemy. Dyrekcji nie zależy na tym żeby ponaglić, przyspieszyć to badanie wody. Podejrzewam, że wyniki badań są, tylko komu by się chciało zająć się tym w piątek i na dodatek po południu. Wytrzymały staruchy miesiąc to jeszcze kilka dni ich nie zbawi. A czy wyobrażacie sobie codzienne mycie około setki osób, przez opiekunki, którym owszem pomagają w tych czynnościach pokojowe, ale jest to praca ponad siły albo na odczepnego. Normalnego, codziennego mycia, bez prysznica, w domu w którym mieszka prawie 150 osób, nie wyobrażam sobie, ale niestety u nas tak jest.

Niedomówienie.

Jak już pisałam poprzednio, w naszym DPSie od dwóch tygodni nie możemy skorzystać z prysznica. Przynajmniej tak ja zrozumiałam. Dwa tygodnie temu Sławek powykręcał sitka prysznicowe, powiedział dlaczego i dla mnie to było jasne, że mam przyjąć do wiadomości i respektowania, że z prysznica nici. Z wody która jest nad zlewem korzystać można; tak więc jako człowiek który każde słowo traktuje poważnie, męczyłam się w łazience z kubeczkiem i gąbeczką w ręce. Powiedziano mi, że tak ma być przez trzy tygodnie, a więc przeżyłam już dwa to pozostał tylko tydzień. Damy radę, musimy. W koło słyszałam pytania – to co to za awaria jeśli nad zlewem woda jest? Moim zdaniem to proste, są to dwa różne ujęcia. Okazało się, że nawet personel zrozumiał to opacznie. Niektóre opiekunki myją podopiecznych szlauchem bez sitka ponieważ zrozumiały, że jest to czyszczenie rur z kamienia, a sitka zostały zabrane żeby ich nie zanieczyścić . Boże, czyli, że ja mogę choćby teraz pójść do łazienki i lać na siebie strumień wody, za którym tak tęsknię. Muszę się upewnić u źródła, czyli w administracji. Nie mogę uwierzyć, że aż tak źle odczytałam informację wiszącą na tablicy. Co z moim myśleniem. Kiedyś myślałam zawsze logicznie i to lotem błyskawicy, a dzisiaj. Po dwóch tygodniach dopiero przyszło mi do głowy, że mogłam zamienić armaturę łazienkową z armaturą tą nad zlewem i miałabym normalny prysznic. Parametry tych urządzeń są takie same. Wystarczyłby uśmiech do Grzesia i sprawa byłaby załatwiona, tym bardziej, że zawory do tych ujęć wodnych są w mojej łazience. I pomyśleć, że nawaliło i narobiło mi szkody tempo mojego myślenia. Idąc do działu administracji spotkałam Krzysia, pytam czy pana szef jest u siebie, a on mi na to, że pojechał do SANEPIDU z próbkami wody. Tak więc problem tkwił w wodzie. Czyli, że dobrze zrozumiałam i pomimo nie wygody uchroniłam swoją skórę przed czort wie czym. Czy to możliwe, że wiele osób zamiast dopytać się o szczegóły, oblewało się bakteriami. Spytałam pani Jadzi jak wyglądało u niej mycie, jej odpowiedź mnie przeraziła – nagrzałam wody, wlałam do miski – mówi p. Jadzia, umyłam się porządnie, a później podłączyłam sitko do szlauchu, bo go nie oddałam, i cała pięknie się opłukałam prysznicem. Zupełnie nie rozumiem podejścia p. Jadzi do problemu, ona chyba też niczego nie zrozumiała. Z tego wniosek, że w tłumaczeniu należy nam wszystkim poświęcić więcej czasu żeby nie było niedomówień.

Inne niedomówienie, a w zasadzie dwa, miało miejsce w stołówce 30 maja. Podeszła do mnie Marianka, ta o której pisałam ostatnio i zaczęła od słów – ale narozrabiałaś tym swoim wpisem o porządkach na moich półkach, nie zdawałam sprawy, że jesteś taka poczytna. Nie dokończyła ponieważ do rozmowy wtrącił się PAN NIKT zachwycony tym, że to ja narozrabiałam i myśląc, że Marianka przyszła do mnie z pretensjami zaczął wykrzykiwać – niech pani nigdy nie rozmawia z tą tam bo ona obsmaruje panią i będą tylko kłopoty. Za jej pisanie brał się sam prezydent i prokuratura itd i itp. Na szczęście Marianka nie rozumiała jego bełkotu, tak więc trochę posłuchała i odeszła. W zasadzie zrozumiała tak na opak, nie tak jak chciał PAN NIKT. Po obiedzie podeszłam do niej, pytając co chciała mi powiedzieć i jeśli byłoby coś nie tak to się wytłumaczyć. Było jednak wszystko na tak. Marianka była zdziwiona, że tym wpisem narobiłam tyle szumu, że cały DPS aż huczy, a jej opiekunki miały pretensje, że z tym problemem poszłam do ciebie. Zaczęły kręcić, że niby przy tych porządkach byłam i zgodziłam się na nie, I właśnie te słowa mnie ponownie zdenerwowały, w rewanżu odpowiedziałam, że następnym razem pójdę bezpośrednio do dyrektorki. Wywody PANA NIKT uświadomiły jej, że moje pisanie ma większą moc od jakichkolwiek rozmów, bo nawet prezydent zgina przed mną kolana – tyle zrozumiała Marianna, a Jasiu tyle się natrudził żeby mnie obluzgać. Z nami starymi należy rozmawiać powolutku, mówić wyraźnie, a na koniec jeszcze upewnić się czy oby wszystko zrozumieliśmy. To wszystko po to żeby nie było niedomówień.