Niedomówienie.

Jak już pisałam poprzednio, w naszym DPSie od dwóch tygodni nie możemy skorzystać z prysznica. Przynajmniej tak ja zrozumiałam. Dwa tygodnie temu Sławek powykręcał sitka prysznicowe, powiedział dlaczego i dla mnie to było jasne, że mam przyjąć do wiadomości i respektowania, że z prysznica nici. Z wody która jest nad zlewem korzystać można; tak więc jako człowiek który każde słowo traktuje poważnie, męczyłam się w łazience z kubeczkiem i gąbeczką w ręce. Powiedziano mi, że tak ma być przez trzy tygodnie, a więc przeżyłam już dwa to pozostał tylko tydzień. Damy radę, musimy. W koło słyszałam pytania – to co to za awaria jeśli nad zlewem woda jest? Moim zdaniem to proste, są to dwa różne ujęcia. Okazało się, że nawet personel zrozumiał to opacznie. Niektóre opiekunki myją podopiecznych szlauchem bez sitka ponieważ zrozumiały, że jest to czyszczenie rur z kamienia, a sitka zostały zabrane żeby ich nie zanieczyścić . Boże, czyli, że ja mogę choćby teraz pójść do łazienki i lać na siebie strumień wody, za którym tak tęsknię. Muszę się upewnić u źródła, czyli w administracji. Nie mogę uwierzyć, że aż tak źle odczytałam informację wiszącą na tablicy. Co z moim myśleniem. Kiedyś myślałam zawsze logicznie i to lotem błyskawicy, a dzisiaj. Po dwóch tygodniach dopiero przyszło mi do głowy, że mogłam zamienić armaturę łazienkową z armaturą tą nad zlewem i miałabym normalny prysznic. Parametry tych urządzeń są takie same. Wystarczyłby uśmiech do Grzesia i sprawa byłaby załatwiona, tym bardziej, że zawory do tych ujęć wodnych są w mojej łazience. I pomyśleć, że nawaliło i narobiło mi szkody tempo mojego myślenia. Idąc do działu administracji spotkałam Krzysia, pytam czy pana szef jest u siebie, a on mi na to, że pojechał do SANEPIDU z próbkami wody. Tak więc problem tkwił w wodzie. Czyli, że dobrze zrozumiałam i pomimo nie wygody uchroniłam swoją skórę przed czort wie czym. Czy to możliwe, że wiele osób zamiast dopytać się o szczegóły, oblewało się bakteriami. Spytałam pani Jadzi jak wyglądało u niej mycie, jej odpowiedź mnie przeraziła – nagrzałam wody, wlałam do miski – mówi p. Jadzia, umyłam się porządnie, a później podłączyłam sitko do szlauchu, bo go nie oddałam, i cała pięknie się opłukałam prysznicem. Zupełnie nie rozumiem podejścia p. Jadzi do problemu, ona chyba też niczego nie zrozumiała. Z tego wniosek, że w tłumaczeniu należy nam wszystkim poświęcić więcej czasu żeby nie było niedomówień.

Inne niedomówienie, a w zasadzie dwa, miało miejsce w stołówce 30 maja. Podeszła do mnie Marianka, ta o której pisałam ostatnio i zaczęła od słów – ale narozrabiałaś tym swoim wpisem o porządkach na moich półkach, nie zdawałam sprawy, że jesteś taka poczytna. Nie dokończyła ponieważ do rozmowy wtrącił się PAN NIKT zachwycony tym, że to ja narozrabiałam i myśląc, że Marianka przyszła do mnie z pretensjami zaczął wykrzykiwać – niech pani nigdy nie rozmawia z tą tam bo ona obsmaruje panią i będą tylko kłopoty. Za jej pisanie brał się sam prezydent i prokuratura itd i itp. Na szczęście Marianka nie rozumiała jego bełkotu, tak więc trochę posłuchała i odeszła. W zasadzie zrozumiała tak na opak, nie tak jak chciał PAN NIKT. Po obiedzie podeszłam do niej, pytając co chciała mi powiedzieć i jeśli byłoby coś nie tak to się wytłumaczyć. Było jednak wszystko na tak. Marianka była zdziwiona, że tym wpisem narobiłam tyle szumu, że cały DPS aż huczy, a jej opiekunki miały pretensje, że z tym problemem poszłam do ciebie. Zaczęły kręcić, że niby przy tych porządkach byłam i zgodziłam się na nie, I właśnie te słowa mnie ponownie zdenerwowały, w rewanżu odpowiedziałam, że następnym razem pójdę bezpośrednio do dyrektorki. Wywody PANA NIKT uświadomiły jej, że moje pisanie ma większą moc od jakichkolwiek rozmów, bo nawet prezydent zgina przed mną kolana – tyle zrozumiała Marianna, a Jasiu tyle się natrudził żeby mnie obluzgać. Z nami starymi należy rozmawiać powolutku, mówić wyraźnie, a na koniec jeszcze upewnić się czy oby wszystko zrozumieliśmy. To wszystko po to żeby nie było niedomówień.