Doda w serialu i na koncertach, oraz nasze sprawy.

Ponieważ aktualnie oglądam serial z udziałem Dody ( o którym już pisałam ), a nawet przez jeden wieczór wsłuchiwałam się w jej śpiew, chciałabym podzielić się wrażeniami i z serialu i ze sceny. Nie sądziłam, że aż tak spodoba mi się jej śpiew a jeszcze bardziej aranżacja utworu i chórek który tworzy efekt. W sumie całość brzmi bardzo ładnie. Doda znalazła swój styl, który może się podobać wielu słuchaczom. Za bardzo jednak artystka zachwyca się swoim ciałem i eksponuje je w detalach. Może dlatego to mnie trochę razi ponieważ moje śpiewanie tworzyło się w okresie, kiedy wygląd nie miał wielkiego znaczenia, liczył się głos. To był okres kiedy świat zachwycał się śpiewem Żuliet Greko czy Ewy Demarczyk. Owe artystki ubierały się całe na czarno i często stawały po za zasięgiem jupiterów, po to żeby wsłuchiwać się w ich głos i tekst piosenek. Doda natomiast swoim wyglądem i zachowaniem rozprasza słuchacza i tworzy z niego wyłącznie widza, myślę, że dlatego nie zapamiętywałam jej piosenek. Jak po pierwszym odcinku serialu z Dodą pisałam o jej gustownym ubiorze, tak w trzecim odcinku ogarnęło mnie przerażenie – jak można pójść na pierwsze spotkanie z cyckami na wierzchu i kokosić się na kocyku żeby bezustannie eksponować seksapil. Każdy z jej partnerów, a było ich już 6, był ubrany przyzwoicie, nawet skromnie, natomiast Dorotka niestety nie, później się dziwiła, że u jednego z pretendentów widziała w oczach błysk pożądania; dziwiłabym się jakby owego błysku nie było, bo to świadczyłoby o niepełnosprawności owego pana. Leży przed nim seksowna, ładna dziewczyna, która każdym ruchem prowokuje a odmienna płeć nic – to znaczyłoby, że coś tu nie gra. Może dotrze do niej wyrazista rozmowa z psychologiem z którym Doda konwersuje. Psycholog ów wyraźnie rozgraniczył stan zakochania od pokochania, którego tak bardzo pragnie Dorotka, która jednak nie może przestać być Dodą. Zakochanie trwa rok, czasem dłużej albo krócej. Po stanie zakochania przychodzi, albo i nie, pokochanie i tego już Dorotce brakuje. Może domyśli się, że swój wygląd seksbomby powinna zostawić na scenie a prywatnie jej wygląd powinien iść w parze z pragnieniami i charakterem. Jest dobra, prawdomówna, naturalna, szczera, a jej wygląd temu przeczy. Bardzo łatwo jest zakochać się w niej, a jeszcze bardziej pożądać, ale co za dużo to nie zdrowo. Po jakimś czasie następuje przesyt. Chciało by się normalności. Życzę Dorotce spełnienia jej oczekiwań, a czy to nastąpi w pozostałych odcinkach serialu ? Zobaczymy.

Wczoraj – 23 września, w naszym DPSie miał miejsce występ o którym wreszcie mogę napisać same ciepłe słowa. Z chwilą jak usłyszałam pierwszą frazę Psalmu Piotra Rubika – Dla ciebie – stanęłam jak wmurowana i słuchałam w zachwycie. W pierwszej chwili myślałam,, że to leci z płyty, odzwyczaiłam się od pięknych wykonań czegokolwiek. U nas nawet jak jest coś odtwarzane z płyty to jest to ( według mnie ) byle co. Wyobraźcie sobie – idę przez las, jest piękny , słoneczny wrześniowy dzień i nagle słyszę piękny śpiew. Śpiewają czyściutkie, dźwięczne głosy i na dodatek taki utwór. Mogło mnie wbić w ziemię? Mogło i wbiło. Wchodzę na dziedziniec naszego DPSu i oczom nie wierzę, to nie chór tylko śpiewający tercet, któremu towarzyszą jeszcze trzy osoby tworząc sekstet, te osoby grają na : perkusji, flecie poprzecznym i pianinie mechanicznym, czyli na keyboardzie To INTERNACKA GRUPA MUZYCZNA z naszej Szkoły Muzycznej która składa się z pięciu dziewcząt i jednego rodzynka w osobie Michała. Dlaczego wszystko pięknie brzmiało, a no dlatego, że każdy robił to co lubi i to co umie robić najlepiej a na dodatek pobiera nauki właśnie w tym kierunku. Śpiewające: Majka, Gabrysia i Małgosia są na Wydziale Wokalistyki, pozostali to : Ania – perkusja, Zosia – flet poprzeczny i Michał grający na pianinie ale uczący się w klasie gitar; jak do tego dodamy jeszcze piękne i pięknie z lekkością artystów wykonane utwory takie jak : wymieniony wcześniej Psalm – Dla Ciebie, czy Szukaj mnie, Małgośka, Radość najpiękniejszych lat, W kinie w Lublinie, Alleluja, Cykady na Cykladach, czy kamień z napisem Love, to nie trzeba dodawać nic więcej jak tylko to, że za to piękno, pięknie DZIĘKUJEMY!

Co czytam i jakie filmy oglądam?

Takie pytania padły w komentarzach, po moim stwierdzeniu, że komedie romantyczne to dla mnie coś nowego. Teraz czytam nie wiele, szkoda mi moich oczu. Całe życie nie umiałam czytać książek jak normalni ludzie. Jak dorwałam książkę która mnie wciągnęła to ją nie czytałam tylko „połykałam ” , zapominając o Bożym świecie. Na ogół czytałam kilka pozycji na raz: musiałam przeczytać coś o czym właśnie się mówi, coś co ktoś mi polecił i swój kaliber autorów którzy nie dawali mi spać, to Robert Ludlum, F. Forsyth albo Waldemar Łysiak. Kiedyś przyszłam do biblioteki i zastałam nową panią bibliotekarkę, która spytała mnie co chciałabym teraz poczytać, odpowiedziałam, że nie wiem; a ona na to – to popatrzymy w kartotekę co panią interesuje. Ze zdziwienia aż krzyknęła – pani czyta ciężką, męską literaturę. Głupio mi się zrobiło i na parę lat zmieniłam temat, zaczęłam czytać historię jakiegoś kraju a po historii przechodziłam do literatury społeczno obyczajowej tego kraju. Najwięcej czasu pochłonęła mnie historia i obyczajowość Rosji a później Anglii i Francji. Takiego uporządkowania w czytaniu nauczyła mnie pani, która była właśnie w bibliotece w czasie moich rozterek – co zmienić w czytaniu i która zdradziła mi swój klucz czytania książek. Ona do tego jeszcze dodawała sobie geografię danego kraju. Na początku to ta pani szykowała mi listę lektur, bo ja byłam w tym zagubiona, a ona wiedziała, że żeby tego typu lektura wciągnęła to trzeba ją usystematyzować, i robiła to dla mnie. Zamiast geografii ja dorzucałam sobie biografie i ten typ literatury pozostał mi wierny na długo. W ogóle miałam szczęście do ludzi mądrych. ( Pani która pomogła mi wejść na właściwe tory w czytaniu była sprzątaczką w WDKu ) Kiedyś, będąc w sanatorium, wybrałam się do biblioteki i na pytanie bibliotekarki co chciałabym poczytać, odpowiedziałam jej, że to co panią ostatnio bardzo zainteresowało. Okazało się, że owa pani ściągała do swojej biblioteki książki pisane na podstawie prac doktorskich z różnych stron świata i tak dzięki niej przeczytałam Odmieńca Freda Bodswortha – powieści napisanej na podstawie pracy doktorskiej kanadyjskiego ornitologa i opisującej życie bernikli białolicej. Cudo! Czytając ją pisałam listy do koleżanek z pracy w których streszczałam powieść w odcinkach. Po powrocie z sanatorium, codziennie podczas przerwy na kawę było opowiadanie Odmieńca w odcinkach. Przeczytałam też pracę doktorską Boya Żeleńskiego o Marysieńce Sobieskiej. Książka która powstaje na podstawie pracy naukowej jest wiarygodna w treści i to mnie interesuje najbardziej. Mieszkając już w DPSie przeczytałam wszystko co było w naszej bibliotece o życiu kobiet na różnych kontynentach, w różnych krajach i z różnym statusem społecznym. Czytanie tego typu lektury wykorzystałam do swojego pisania do naszego kwartalnika; prowadziłam kącik – co warto przeczytać; a jak prowadziłam radio, musiałam przygotować audycje do okresu postu, tak więc czytałam wszystko co było w bibliotece na temat religii świata. Do opowiadań o danej religii dobierałam oczywiście odpowiednią muzykę. Co dzieje się u kogoś pod kołdrą nie interesowało mnie nigdy. Jeśli chodzi o filmy, to oglądam je tylko w telewizji i są to seriale z cyklu ” zabili go i uciekł ” – Gliniarze, Policjanci i policjantki, Sprawiedliwi, Prawdziwe motywy i tamu podobne bzdeciki. Podczas oglądania przeważnie zasypiam. Z programów rozrywkowych bardzo lubię – Taniec z gwiazdami – bardzo się męczę żeby nie zasnąć. Lubię się bawić w zgadywanki przy programie – Jaka to melodia – coraz gorzej mi się zgaduje ale jeśli chodzi o polskie utwory z lat 50, 60, 70 i 80 to spokojnie daję radę i to na czas. Więcej grzechów nie pamiętam – buziaki.

Wieczory prababci…

oczywiście przed telewizorem. 3 września po raz pierwszy od wielu lat, a może nawet w ogóle po raz pierwszy, oglądałam komedię romantyczną. Stary film z Julią Roberts i Hugh Grantem – ” Notting Hill ” – zachwyciłam się. Obejrzałam go w zachwycie od dechy do dechy. Nie spodziewałam się tego po sobie. Ponieważ w tym dniu czekałam na pierwszy odcinek serialu – Doda, 12 kroków do miłości – byłam pewna, że po przeżyciach z Roberts i Grantem na pewno po paru minutach oglądania wyłączę telewizor. Nic z tego, serial ten również podobał mi się. Najbardziej podobała mi się naturalność Dody. Ona w ogóle nie grała, ona odtwarzała siebie. Nieprawdopodobnie zgrabna dziewczyna, bardzo gustownie ubrana na każdą okazję, może tylko zachwycać. Wcale się nie dziwiłam, że dwóch pierwszych kandydatów do serca, odrzuciła; będąc w jej wieku, nawet bez jej pozycji, odrzuciłabym również. Na drugi dzień zaplanowałam posłuchania chociaż trochę jej piosenek. Jak do tych czas żadna z jej piosenek nie została w mojej pamięci, może teraz? Natomiast dobrze pamiętam jak zobaczyłam ją po raz pierwszy chyba z 15 lat temu, to było takie cudeńko z wyglądu, że nie można było od niej oderwać wzroku. Niestety, nad swoim śmiechem musiałaby popracować; no ale jak ma być naturalność to pal licho ten śmiech.

Cieszę się, że jednak coś mnie zachwyca, już myślałam, że jestem zdegustowaną, bez radości życia staruchą. Okazuje się, że nie, że niestety nic mi się nie podoba, z pokazów artystycznych tylko tu w naszym DPSie. U nas wystarczy, że ktoś nauczy się czytać to już może występować przed publicznością. Takie występy wyzbywają ludzi z samokrytyki. Nie umiem mówić sobie na przekór, tak więc wolę nie chodzić na żadne występy naszych, niż mówić same przykre słowa jak jestem o ten występ pytana. W żadnej wypowiedzi naszych nie słyszałam ani jednego słowa wypowiedzianego z sercem, z głębi duszy, z przeżyciem. Wcale nie trzeba być artystą żeby wszystko robić z sercem. Widziałam na scenie tańczącą dziewczynę z głębokim Daunem. To było podczas pokazów DPSów, owa dziewczyna tańczyła w takim zapamiętaniu, w takim uniesieniu, że nie można było od niej oderwać wzroku. Nie miała w sumie żadnej choreografii, ona rozkochała się w muzyce i jej ciało przekazało nam ten zachwyt. Przed laty byłam na wyjeździe integracyjnym DPSów w Grezynach. W Domu mieszkali sami bardzo poważnie chorzy ludzie. Ci ludzie musieli mieć cudownego terapeutę, który rozkochał ich w muzyce. Nauczył ich odbierać muzykę całym sobą. Ich występ również zapamiętałam na długie lata. Odtwarzali orkiestrę. Muzyka leciała z odtwarzacza a oni na instrumentach zrobionych z papieru udawali, że grają. Każdy akord był zaakcentowany gestem, ruchem ciała. Chłopcy udając, że grają wpadali w ekstazę a za nimi widownia. Po takim koncercie papierowe instrumenty były w strzępach, a widownia i tak miała wrażenie, że to oni grali. Kocham ludzi z sercem, nie z pompą ssąco tłoczącą ale z sercem.

W komentarzach znalazłam wpis dotyczący mojego ostatniego wpisu. Napisałam w nim, że Kaśka to nawet nie wie, że zachowuje się brzydko i w ogóle się tego nie wstydzi. W odpowiedzi wyjaśniono mi , że p. Kasia jest służbistką i wykonuje polecenia szefów nie analizując ich. To jest typ ludzi którzy mają zaniżoną samoocenę. Jej praca polega na posłuszeństwie; a wstydzić się powinni ci co nie pozwalają się wykazać tylko wydają brzydkie polecenia. Osoba pisząca do mnie zwróciła mi uwagę na to, że ludzie z inicjatywą bardzo krótko pracują w DPSach, i albo po krótkiej refleksji sami szukają nowej pracy albo odchodzą bo muszą.

Ryba psuje się od głowy…

Będąc na spacerze przed Domem, zaczepiła mnie jedna z nowych pracownic i z zaciekawieniem wypytywała mnie skąd tak się znam na komputerze. Odpowiedziałam jej, że moja znajomość komputera jest nikła a wszystkiego nauczyłam się tu w DPSie. Wciągnął mnie w to nasz były pracownik – Pan Karol. To był pracownik socjalny który uważnie obserwował mieszkańców Domu, WSZYSTKICH – czyli swoich podopiecznych i wyszukiwał dla nich, czyli dla nas, takie zajęcia które zainteresowałyby każdego z nas. Nie czekał aż ktoś o coś poprosi tylko sam wychodził z propozycją. Z mężczyznami grał w szachy, jeździł z nimi na ryby, stworzył kółko zainteresowań lekturą męską, do czytania której zachęcał a później na spotkaniach przy kawce panowie omawiali ją i wychodzili z propozycjami do czytania. Codziennie coś działo się w naszym Domu i to wszystko było na poziomie. Jeździliśmy na wernisaże, na przeróżne spotkania z ciekawymi ludźmi typu: miłośników naszego regionu, gór, krajów nadbałtyckich , śródziemnomorskich czy miłośników dzikich zakątków świata. Latem byliśmy niemalże na wszystkich występach na Starym Mieście, które przecież odbywały się wieczorami. Mieliśmy też zajęcia stałe właśnie typu zapoznania się z komputerem. Zaczynaliśmy od nauczenia się włączenia i wyłączenia komputera. Jak Karol odszedł od nas, a odszedł nie w wieńcu laurowym jak powinien był tylko ze spuszczoną głową, to lekcje komputerowe rozpełzły się. Jeszcze następczyni Karola – Magda W. starała się żeby te lekcje były ale ludzie w dowód żałoby po Karolu przestali na nie chodzić. Tylko ja, ewentualną znajomość komputera traktowałam jako pamiątkę po Karolu i trwałam w tej nauce. Szło mi to bardzo wolno, żeby przyspieszyć musiałam więcej czasu spędzać przed komputerem, zaczęłam więc marudzić wnukowi, że chcę mieć swój komputer. Obecny komputer jest moim trzecim, ponieważ na początku dostałam stary, stacjonarny komputer wnuka. Drugi to już był laptop kupiony w komisie a obecny to śmigający jak się patrzy. Nadal nie wiele wiem o komputerach ale już coś tam wiem i mam co robić. Przymierzałam się do zakończenia pisania bloga, ponieważ w zasadzie to nie ma o czym pisać, ale dyrekcja Domu stara się o tematy dla mnie. Jeszcze w marcu pisałam na blogu, że zaczęłam pisać do naszego kwartalnika. Tym razem zajmująca się tymi sprawami miałaby wygodę z moją pisaniną bo nie przynosiłabym tekstu napisanego długopisem tylko na pendrajwie . Porozmawiałam na ten temat z Dorotką, takim redaktorem naczelnym, wszystko było ustalone, że będę pisała tak jak kiedyś, o naszych mieszkańcach; prowadziłabym taki kącik – Poznajmy się. Trochę się obawiałam czy znajdę chętnych do rozmowy, do wynurzenia się przede mną no i przed czytelnikami. Okazało się, że nasi mieszkańcy są otwarci. Jeszcze tego samego tygodnia miałam napisane dwa wywiady a w kolejce czekały jeszcze trzy osoby. Cieszyłam się jak głupia. Okazało się jednak, że teraz nasz Głos Seniora ( tak zatytułowany jest nasz kwartalnik ) wychodzi nie co kwartał a co pół roku – nie ma o czym pisać, i ten do którego zbierałam materiał, nie ukaże się w kwietniu tylko w lipcu. Przeprosiłam swoich rozmówców, że źle ich poinformowałam. Ponieważ w jednym z artykułów było dość dużo zdjęć poprosiłam Dorotkę, że jak już ten wywiad będzie przygotowany do druku to żeby dała mi do wglądu. Czekam, czekam i czekam a Dorotka nic. Przechodzi koło mnie kilka razy dziennie ale nic nie mówi na temat artykułu, a to już sierpień. W końcu spytałam – co z moim artykułem? Nie został wydrukowany – brzmiała odpowiedź. Dlaczego – spytałam. Usłyszałam w odpowiedzi, że to była decyzja pani dyrektor i pani kierownik socjalnej. I przez te wszystkie miesiące nie znalazłaś czasu żeby mi o tym powiedzieć? A no tak jakoś wyszło. To, że artykuł został odrzucony to dla mnie jest wytłumaczalne – nie pasował do profilu wydawnictwa. Nasz Głos Seniora to nie nasz głos mieszkańców tylko głos pani dyrektor – przechwałki na temat tego co było, taka kronika. Szczerze mówiąc, myślałam, że zmobilizuję Dorotkę do zachęcenia innych żeby pisali, są u nas ludzie chętni do takiej pracy. Ale fakt, że nie usłyszałam słowa przepraszam, że nie poinformowałam panią o odrzuceniu artykułu, świadczy o czymś. To jest niestety celowe brzydkie zachowanie się. Pewnie właśnie w takiej brzydkiej formie artykuł odrzucono – pani dyrektor plunęła w twarz swojej podopiecznej, brawo! Tylko, że to plunięcie dotknęło również moich rozmówców, Oni też na to zasłużyli? Chyba, że to stara szkoła wszystkich dyrektorów DPS ów. Ja swoich rozmówców przeproszę w imieniu swoim, w imieniu Dorotki, redaktor pisma i w imieniu dyrekcji. Brzydkie traktowanie mnie wyczuwam wyraźnie wyłącznie u trzech pań, średniego personelu to: Dorota, Natalia i Kasia. Kasia to w ogóle okaz, trzy razy wyprosiła mnie ze swoich zajęć a na korytarzu jak mnie spotyka, to kłania się uniżenie do samej ziemi. Dorota i Natalia to wstydzą się nawet mówić mi dzień dobry. Nie wiedzą jak mają się zachowywać wobec mnie, widać wyraźnie, że mają prykaz być nie grzeczną wobec mnie, ale jak ja zaczynam rozmowę to im robi się lżej i są nawet miłe, Kaśka to nawet nie wie, że zachowuje się brzydko.