Wieczory prababci…

oczywiście przed telewizorem. 3 września po raz pierwszy od wielu lat, a może nawet w ogóle po raz pierwszy, oglądałam komedię romantyczną. Stary film z Julią Roberts i Hugh Grantem – ” Notting Hill ” – zachwyciłam się. Obejrzałam go w zachwycie od dechy do dechy. Nie spodziewałam się tego po sobie. Ponieważ w tym dniu czekałam na pierwszy odcinek serialu – Doda, 12 kroków do miłości – byłam pewna, że po przeżyciach z Roberts i Grantem na pewno po paru minutach oglądania wyłączę telewizor. Nic z tego, serial ten również podobał mi się. Najbardziej podobała mi się naturalność Dody. Ona w ogóle nie grała, ona odtwarzała siebie. Nieprawdopodobnie zgrabna dziewczyna, bardzo gustownie ubrana na każdą okazję, może tylko zachwycać. Wcale się nie dziwiłam, że dwóch pierwszych kandydatów do serca, odrzuciła; będąc w jej wieku, nawet bez jej pozycji, odrzuciłabym również. Na drugi dzień zaplanowałam posłuchania chociaż trochę jej piosenek. Jak do tych czas żadna z jej piosenek nie została w mojej pamięci, może teraz? Natomiast dobrze pamiętam jak zobaczyłam ją po raz pierwszy chyba z 15 lat temu, to było takie cudeńko z wyglądu, że nie można było od niej oderwać wzroku. Niestety, nad swoim śmiechem musiałaby popracować; no ale jak ma być naturalność to pal licho ten śmiech.

Cieszę się, że jednak coś mnie zachwyca, już myślałam, że jestem zdegustowaną, bez radości życia staruchą. Okazuje się, że nie, że niestety nic mi się nie podoba, z pokazów artystycznych tylko tu w naszym DPSie. U nas wystarczy, że ktoś nauczy się czytać to już może występować przed publicznością. Takie występy wyzbywają ludzi z samokrytyki. Nie umiem mówić sobie na przekór, tak więc wolę nie chodzić na żadne występy naszych, niż mówić same przykre słowa jak jestem o ten występ pytana. W żadnej wypowiedzi naszych nie słyszałam ani jednego słowa wypowiedzianego z sercem, z głębi duszy, z przeżyciem. Wcale nie trzeba być artystą żeby wszystko robić z sercem. Widziałam na scenie tańczącą dziewczynę z głębokim Daunem. To było podczas pokazów DPSów, owa dziewczyna tańczyła w takim zapamiętaniu, w takim uniesieniu, że nie można było od niej oderwać wzroku. Nie miała w sumie żadnej choreografii, ona rozkochała się w muzyce i jej ciało przekazało nam ten zachwyt. Przed laty byłam na wyjeździe integracyjnym DPSów w Grezynach. W Domu mieszkali sami bardzo poważnie chorzy ludzie. Ci ludzie musieli mieć cudownego terapeutę, który rozkochał ich w muzyce. Nauczył ich odbierać muzykę całym sobą. Ich występ również zapamiętałam na długie lata. Odtwarzali orkiestrę. Muzyka leciała z odtwarzacza a oni na instrumentach zrobionych z papieru udawali, że grają. Każdy akord był zaakcentowany gestem, ruchem ciała. Chłopcy udając, że grają wpadali w ekstazę a za nimi widownia. Po takim koncercie papierowe instrumenty były w strzępach, a widownia i tak miała wrażenie, że to oni grali. Kocham ludzi z sercem, nie z pompą ssąco tłoczącą ale z sercem.

W komentarzach znalazłam wpis dotyczący mojego ostatniego wpisu. Napisałam w nim, że Kaśka to nawet nie wie, że zachowuje się brzydko i w ogóle się tego nie wstydzi. W odpowiedzi wyjaśniono mi , że p. Kasia jest służbistką i wykonuje polecenia szefów nie analizując ich. To jest typ ludzi którzy mają zaniżoną samoocenę. Jej praca polega na posłuszeństwie; a wstydzić się powinni ci co nie pozwalają się wykazać tylko wydają brzydkie polecenia. Osoba pisząca do mnie zwróciła mi uwagę na to, że ludzie z inicjatywą bardzo krótko pracują w DPSach, i albo po krótkiej refleksji sami szukają nowej pracy albo odchodzą bo muszą.