Po przeczytaniu takiego nagłówka, jak wyżej, już widzę jak Dyrekcja DPSu zaciera ręce. A figa z makiem, nie dam się.
Moja choroba, a w zasadzie dwie, niestety zamiast przechodzić pogłębiła się. Nie dobrze być grubasem to utrudnia przepływ krwi zwłaszcza w tkankach stłuczonych tak makabrycznie jak u mnie – ( to moja diagnoza ). Powstało zakażenie bakteryjne organizmu a dopiero po dwóch tygodniach choroby dostałam antybiotyk. Także jeszcze 10 dni i pewnie z jedną chorobą się uporam, niestety na drugą lekarstwa innego nie ma jak tylko czas, a z tym nic nie wiadomo. Na wszelki wypadek pobrano wymaz żeby sprawdzić czy to nie COVID ale na szczęście nie. Okazało się, że u nas panuje COVID a ze mną była trochę dziwna sytuacja, w środę przyjęłam czwartą dawkę, w czwartek ją makabrycznie odchorowałam a w piątek ten nieszczęsny upadek i choroba na całego.
Bierze mnie już trzecia choroba – skleroza. Zupełnie zapomniałam, że krótko przed chorobą byłam w naszej straży miejskiej w sprawie zarośniętego chodnika. Chodnik jest zarośnięty na wysokość metra co uniemożliwia przejazd wózkami czy chodzikami. Dla odmiany po drugiej stronie ulicy, na chodniku, od kilku miesięcy stoi samochód dostawczy i w ogóle nie można było korzystać z chodnika a na dodatek samochód ten zasłaniał widoczność. Ten chodnik po obu stronach ulicy był zrobiony dla naszej, czyli mieszkańców DPS, wygody, a my mieliśmy poważne utrudnienie. ( Nasza Dyrekcja jeździ samochodami i problemów pieszych nie widzi ). Aż tu nagle dzwoni do mnie pan ze straży i melduje wykonanie zadania. Zgłupiałam, w ogóle nie wiedziałam o co chodzi. Ów pan musiał wymienić wszystkie moje dane aż wreszcie zaskoczyłam – skleroza. Przepraszałam owego pana za moje zapomnienie tłumacząc się starością, a pracownik straży swoimi wywodami podbudował mnie na duchu – przygotowała pani dokumentację zdjęciową dołączając do tego szczegółowo wyjaśniające pismo. Przyszła pani do nas i rozmawiałem z panią i stwierdzam stanowczo, że nie jest pani staruszką tylko pełno wartościowym obywatelem . Może rzeczywiście po prostu zostałam wyrwana z ” kontekstu ” i stąd ten brak skojarzeń. Szkoda, że nie mogę zobaczyć jak wygląda to wykonanie zadania. I powiedzcie, czy nie powinien być u nas, w naszym Domu ktoś kto przejął by się sprawami mieszkańców. Szanowna Dyrekcjo – Samorząd Mieszkańców to jest coś koniecznego, nieodzownego dla poprawy życia waszych podopiecznych, a WY się boicie tego Samorządu jak ognia. Wyraźnie Wam nie zależy na dobru podopiecznych tylko na świętym spokoju w zaciszu gabinetów. Wybory do Samorządu przeprowadzono ostatnio 10 lat temu, fałszując je w perfidny sposób. Ponieważ wiecie, że dzisiaj takie fałszerstwo nie przejdzie to zapominacie o swoim obowiązku.
Dziękuję za poparcie moich uwag odnośnie pracy pań z Leśnej Chaty. Szkoda, że piszą do mnie osoby już nie pracujące u nas. Ale rozumiem. Otworzyliście mi oczy, że chodzenie po pokojach pracowniczych to nie tylko ploteczki to przede wszystkim zbieranie informacji dla szefowej. Wpadają do pokoju dwie rozbawione, roześmiane pracownice i nikomu do głowy nie przychodzi, że to podsłuchiwanie, podglądanie a później kablowanie. Przecież są to godziny pracy a one nie dość, że nie pracują to jeszcze notorycznie przeszkadzają w pracy innym. Nikt po za nimi nie może sobie na to pozwolić. No i jeszcze opisujecie biesiadne wręcz śniadanka w Leśnej Chacie. Kto to widział żeby biurka obstawiać talerzami i sztućcami które później ktoś inny musi pozmywać; przecież te panie są przeznaczone do wyższych celów. To dlatego pokoje owych pań są zawsze zamknięte na klucz. Nie wiadomo co jeszcze tam się dzieje. Wstyd, wstyd, wstyd.
