Koniec roku 2022

Szukając na łamach swojego bloga ewentualnego opisu miłości pana Wacława do Ludmiły, ( tak jak obiecałam ) czyli kierownika USC z lat czterdziestych i pięćdziesiątych w naszym mieście, musiałam przewertować bloga. Nawet nie wyobrażałam sobie jaki to kolos ten mój blog. Skoro już go przeglądam – pomyślałam, to zrobię taki spis treści, żeby w przyszłości, jeśli będę czegoś szukała to z łatwością znajdywała. No i wpadłam jak śliwka w kompot. Sporządzenie takiego spisu potrwa bardzo długo. Udało mi się opisać 162 wpisy a jest ich 444 – ogrom. Przeglądając go interesującego mnie tematu nie znalazłam jeszcze, ale niestety przypomniałam jakie tortury psychiczne fundowała mi dyrekcja tego DPSu. nie tylko mi, bardzo wiele osób notabene starych i chorych, było maltretowanych przez młode, wykształcone osoby na kierowniczych stanowiskach, i to za równo przez poprzednią dyrekcję jak i przez obecną. Jakie podłe trzeba mieć charaktery żeby tak postępować ze swoimi podopiecznymi. Ja to tłumaczę tym, że jeśli nie wiele umiesz a chcesz być kimś to musisz być byle kim. I pomyśleć, że to przez to moje mieszkanie ( nastąpił rozbrat również w rodzinie ), które ubzdurała sobie poprzedniczka, że będzie jej. Tak tego była pewna, że jak okazało się , że nic z tego nie będzie dostała szału. W tym szaleństwie kształtowała umysły swoich podwładnych i sześciorga podopiecznych – swoich wybranek do robienia świństw. Jak okazało się, że te świństwa są wystarczającym powodem do podziękowania jej za pracę, odchodząc pozostawiła nie utulonych w żalu swoich poddanych; ci z kolei opętani szaleństwem swojej guru przekazali je następczyni. Żeby móc cokolwiek zrobić, pani następczyni musiała się poddać, przecież to byli: przełożona pielęgniarek i trzy pielęgniarki, kierowniczka działu socjalnego ze swoimi podwładnymi a zwłaszcza z osobą zajmującą się rozrywką i prowadzącą chór, chór nie umiejący śpiewać ale wprawiony w robienie świństw. Do tego dochodził zawsze psychiatra; jak jednego wyrzucili drugi natychmiast wszedł w jego buty. Pomalutku ludzie ci zaczęli odchodzić – młodzi zmienili pracę, starzy na tamten świat. Została tylko garstka: jedna pielęgniarka ze swoją przełożoną, lekarz psychiatra, trzy pracownice socjalne i absztyfikant naczelnej chórzystki – czyli pan NIKT. Naczelna chórzystka już dawno przeszła na tamten świat ale wytyczne pozostawiła i on je realizuje jak potrafi. Te wszystkie osoby, jak dla mnie są nic nie znaczące. Po co pani dyrektor w tym tkwi, nie wiem. Ja przed nimi już dawno nie drżę, ( to jednak prawda, że co cię nie zabije to cię wzmocni ) oni chyba przede mną tak, skoro odsuwają mnie od wszystkiego. Ot, choćby Wigilia. Ludzie wychodzili z niej zdegustowani. Sala, w której spotkaliśmy się jest dość duża, ksiądz stojąc mniej więcej na środku sali coś poszeptał tak że był słyszalny tylko dla pani dyrektor która stała obok niego, a później zaczął śpiewać kolędę, spojrzał na mnie żebym mu pomogła, ale on śpiewał w dla siebie znanej tonacji, ja nie mogłam wejść w inną tak więc trochę pośpiewałam i miałam dość. Puszczono z płyty smętne kolędy, które były słyszalne tylko przy moim stole, ponieważ radio stało obok. Ludzie w cichości zajęli się jedzeniem, a stół był obficie zaopatrzony i elegancko nakryty, tak więc najedli się i wyszli powtarzając – ale nudy. Wystarczyłoby powiedzieć – pani Danusiu, w Wigilię nie będzie pracowników od rozrywki,mogłaby się pani zająć stroną muzyczną, – to wszystko, nic więcej. Jeśli bali się, że zepsuję im mikrofon ( aż wstyd, że tak myślą ) wzięłabym swojego laptopa z głośnikami i chociaż ludzie pośpiewaliby piękne kolędy z Kapelą Jakubową albo z Mazowszem. Musiałabym jednak o tym wiedzieć przynajmniej dwie godziny wcześniej, niestety niczego nie lubię robić na łapu capu. Z SYLWESTREM było znacznie lepiej. Zorganizowano go dzień przed owym dniem, a główną atrakcją był chór APASjONATA, chór pięknie śpiewający z osobą i śpiewającą i prowadzącą imprezę, czyli takim łącznikiem pomiędzy chórem a publicznością, kiedyś zwanym konferansjer. Tym razem aż takich ochów i achów jak poprzednio, nie będzie. Słabiutki repertuar, chociaż przez chór pięknie wykonany, gorzej z solistą; śpiewając Apasjonatę smędził straszliwie a udając Presleya za głośno puścił płytę ze śpiewającym Presleyem. Jak na sylwestrowe spotkanie to było za dużo kolęd. A ogólnie, żeby zostawić po sobie miłe wspomnienie należy publiczność pozostawić w niedosycie, w tym wypadku czułam niestety przesyt. Po za częścią artystyczną było oczywiście coś dla ciała, a mianowicie: kawa, herbata, herbatniki z czekoladą, szampan bezalkoholowy i oczywiście tort. Tort wyjątkowo smaczny.

Wszystkiego dobrego w NOWYM ROKU !

To jest historia …

W poprzednim wpisie była mowa o uczuciach pana NIKT do mojej osoby. O jego uczuciach celowo pisałam w dwuznaczniku. Ja dobrze wiem, że pan NIKT darzy mnie wyłącznie nienawiścią a ta dwuznaczność była po to żeby go doprowadzić do furii. Wiem, że czyta mojego bloga. Jeśli mi się udało to bardzo się cieszę. Skutek już jest widoczny – pan NIKT od tygodnia mnie nie widzi.

Ale dzisiaj zupełnie o czymś innym – poważny temat o zbieraniu i szanowaniu wszystkich śladów które dotyczą , naszych rodzin i nas samych. O dokumentach, zdjęciach, pamiętnikach czy książkach, o czymś co do tej pory wydawało nam się czymś zbędnym, czymś co już można wyrzucić a po latach okaże się, że to były dokumenty historyczne, które coś obrazowały. Tym właśnie zajmuje się pani, która była u nas w DPSie w ubiegły czwartek, to pracownica Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej, która przyszła do nas z prelekcją o niezwykłości naszych starych szpargałów które wyselekcjonowane odtwarzają historię. Nikomu z nas do głowy nie przyszło, że możemy mieć coś co może stać się cennym dokumentem historycznym. Dopiero jej wykład o swojej pracy otworzył nam oczy. Zobaczyliśmy notatki z pamiętnika prowadzonego przez ponad 60 lat, w którym nie było nic nie zwykłego: tytuły lektur szkolnych, opis samych lekcji w szkole powszechnej, później średniej i dalej nauka w wyższej szkole. Prelegentka zwróciła naszą uwagę na tytuły książek, których już nie znamy, czy sposoby nauczania. Jakie to wszystko było inne niż dzisiaj, a wyobrażacie sobie jeszcze za drugie pół wieku jakie będzie zdziwienie czym ten człowiek pisał; a on pisał najpierw piórem ze stalówką, którą maczał w atramencie zwanym wówczas inkaustem, później pisał wiecznym piórem aż w końcu długopisem. Minie następne pół wieku i nie wielu będzie pamiętało co to było ten długopis. Na ekranie ukazał się obrazek – Pamiątka Pierwszej Komunii Świętej, Mam taką samą, czyżby to był dokument historyczny. Tak, to jest dokument świadczący o skromności naszego Kościoła w poprzednim stuleciu i nas, zwykłych ludzi. To co zobaczyliśmy na ekranie było opatrzone datą z 1963rr. a moja pamiątka jest opatrzona datą 9 lipca 1950r. czyli, że wydrukowano tysiące takich samych obrazków i rozesłano po całej Polsce, ja ten obrazek dostałam mieszkając w Jezioranach ( a jak trafiliśmy do Jezioran to opisałam w częściach bloga zatytułowanych : 1. W domu muzyka i przerażenie, 2. Jeziorany. 3. Moje życie w Jezioranach ). i te obrazki służyły przez dziesiątki lat, tysiącom dzieci w Polsce .Nie tylko pamiątkowy obrazek świadczy o skromności ludzi z tamtego okresu. Ze wzruszeniem przypominam przyjęcie komunijne – na dziedzińcu kościelnym stały stoły przykryte białymi prześcieradłami a na nich ogromne stosy ciasta drożdżowego i dzbany kakao. To wszystko. Na to przyjęcie mógł przyjść kto chciał i przybiegała dzieciarnia z całego miasteczka i każdy się cieszył. Każdy mógł przyjść bo prawie każda z rodzin przyczyniła się w jakiś sposób do tego święta. Piekarz upiekł ciasto a mąkę i mleko na to ciasto dostał od młynarza i mleczarza. Kakao było z paczek UNRA przysłanych dla kościoła . Ubranka dla dzieci były od koleżanek i kolegów którzy mieli komunię w zeszłym roku, a jak ktoś nie miał to pani Glejznerowa uszyła prościutką sukieneczkę, którą mamy udekorowały gałązkami sparagusu. Czyż nie było pięknie. i to jest historia właśnie. Raptem na ekranie zobaczyłam reklamę firm – Spółdzielni Mazur i Spółdzielni Rolnik – skąd znam te reklamy? Przypomniałam sobie, że mam całą stronę z Gazety Olsztyńskiej z roku 1945 w której reklamują się nasze olsztyńskie zakłady pracy. A mam to dlatego, że opisując dzieje mojej rodziny od dziewiętnastego wieku po dzień dzisiejszy i pisząc o rodzinie taty znalazłam reklamę zakładu introligatorskiego, który mieścił się w Olsztynie przy ul. Świętej Barbary 5. a był własnością brata taty. Do Olsztyna przyjechaliśmy w kwietniu 1945r. i tego samego roku stryj już reklamował swój zakład. Na tej stronie reklamuje się dziesięć różnych zakładów pracy. S ą oferty na remonty i odbudowy z informacją, że otwarcie ofert będzie miało miejsce w dniu 10 listopada 1945r.. Firma Pionier dokładnie informuje co można u nich kupić a mianowicie: kosmetyki, galanterię, papier, nici, igły, mydło, baterie, wodę kolońską i żyletki. Po za reklamą są zapowiedzi przedślubne i tak np. Pan Wincenty … kawaler wyznania rzymsko katolickiego zamieszkały i tu wymienione ostatnie trzy adresy chce poślubić panią Irenę, również wymieniono ostatnie adresy zamieszkania, imiona rodziców i wyznanie. Zapowiedzi zakończono informacją, że o przeszkodach zawarcia związku małżeńskiego, jeśli takie są, należy niezwłocznie powiadomić Urząd Stanu Cywilnego w Olsztynie. A kierownikiem U S C był późniejszy mój dobry znajomy z którym wiąże się piękna historia miłosna, która zatacza krąg i kończy się w naszym DPSie .

Nie wiem czy nie opisywałam owej historii miłosnej na swoim blogu, ponieważ dotyczy ona moich sąsiadów z ul. Radiowej. Sprawdzę to i pewnie napiszę coś na ten temat za tydzień.

BUZIAKI !

Oryginalne wyznanie uczuć…

Od kilku dni pan NIKT wznowił swoje obelżywe zachowanie się wobec mnie. Nie mam pojęcia dlaczego tak się zachowuje i zaczynam podejrzewać, że jest to taka forma wyznania uczuć, zmuszenie mnie do zwrócenia uwagi na siebie. W każdej głowie różnie interpretowane są uczucia; jak wiadomo mózg do tej pory jest czymś nie znanym nawet dla naukowców. Nie potrafię inaczej wytłumaczyć agresywnego zachowania się osobnika na którego nie zwracam uwagi, nie widzę go i nie słyszę, a on komentuje moją fizjonomię i każde moje odezwanie się do kogokolwiek. Komentuje to w obelżywym tonie. To już druga osoba z agresywnym podejściem do mnie. Poprzedni agresor już nie żyje a to jego godny, czy może nie godny następca . Fakt, moje zachowanie się może drażnić niektórych – chodzę z zadartym nosem. Sprawiam wrażenie niedostępnej, ale to mylne wrażenie, kto mnie zna to wie o tym doskonale. Jedna z nowych mieszkanek naszego DPSu zaczepiła mnie i powiedziała : pani Danusiu, pomimo tego, że korzysta pani z chodzika, czego na ogół każdy się wstydzi, to pani z nim dumnie kroczy. ( No proszę, ja nawet chodzić nie umiem tylko kroczę ). Tak było zawsze, już taka jestem i tylko ci co mnie znają to wiedzą, że to nieświadoma przykrywka. Pisałam kiedyś, że jestem jak ten rajgras wyniosły, ale ten rajgras to tylko trawa która jest dumnie wyniosła. ( Teraz trawy wróciły do łask ). Tak więc jeśli ktoś chce być postrzegany jako ktoś ważniejszy od innych to przy mnie nie ma szans i pewnie to drażni moich agresorów. Pan NIKT żeby dodać sobie ważności bierze pod pachę plik papierów i tak paraduje po DPSie, a ja zadzieram nosa. Dawno, dawno temu, będąc w delegacji służbowej, na dworcu spotkałam męża swojej koleżanki z pracy, podeszłam do niego i zaczęłam rozmowę. Podeszłam do niego ponieważ już dobrze wiedziałam, że żaden mężczyzna nie odważy się podejść do mnie pierwszy a ten o którym mowa był bardzo nieśmiały. Na drugi dzień owa koleżanka opowiada mi jak jej mąż wrócił do domu podekscytowany, że spotkało go coś nie bywałego, wyobraź sobie, że rozmawiałem z tą twoją Danką. I co w związku z tym, pyta go żona. Słuchaj, ona jest normalna. A jaka miałaby być? No taka niedostępna, taka, że strach się bać, a tu taka niespodzianka. A żona mu na to – zapewniam cię, że Sosna jest najbardziej normalna z normalnych; siedzimy biurko w biurko od lat i znamy się bardzo dobrze.

Ps. Wczoraj wybrałam się z Panią Jadzią na rynek. Siedzimy przed budynkiem czekając na samochód i widzimy, że idzie nasz ksiądz. No tak za chwilę msza piątkowa a my na rynek, głupia sprawa. Tak więc jak ksiądz spytał dokąd tak panie, to ja natychmiast zełgałam – do lekarza. A ksiądz ciągnie temat i kieruje pytanie do P. Jadzi – wczoraj była pani u okulisty a dzisiaj do jakiego? Struchlałam, będzie wtopa, wyda się że skłamałam. A Pani Jadzia dyplomatycznie – dzisiaj do innego.