rezygnacji ze wszystkiego, po prostu z życia. Człowiek chce coś zrobić a tu stop, nie dasz rady. Poszłam do ogródka żeby go trochę uprzątnąć, owszem trochę uprzątnęłam a na koniec tak się potłukłam spadając z górki, że to już koniec z moimi możliwościami, lepiej nie ryzykować. Nie wiem czy przetrzymam, narzucony przez siebie zakaz wchodzenia do ogródka, bo jak wyjrzę przez okno i zobaczę pożółkłą trawę i wyschnięte liście, to nie wiem… ale będę się uczyła rezygnowania ze wszystkiego co lubię ponieważ już nie dam rady. To samo będzie z chodzeniem do miasta, a ściślej mówiąc z jazdą autobusem. Jeszcze wsiąść do autobusu to nie problem, gorzej z wysiadaniem. Kierowcy tak różnie stają na przystankach, że często muszę przerzucić chodzik przez odległość dzielącą autobus od krawężnika i za każdym razem mam stracha czy mi się to uda, a mimo to jeżdżę autobusami.
U nas ludzie zaczynają zdrowieć. Covid przeleciał przez nasz Dom i już ucieka. Nie słyszałam żeby komuś stało się coś gorszego. Ludzie przechorowali i tyle. Nie wiem czy to dlatego, że większość została zaszczepiona, czy już każdy wie jak się ma zachowywać w czasie choroby, w każdym razie nie było reżimu sanitarnego a ludzie i tak zaczęli zakładać maseczki, ot tak na wszelki wypadek, przestali się odwiedzać, ale na spacery mogli śmiało wychodzić.
Odsunęłam się od naszych spraw codziennych czytając książkę ” Dziewczyny z Syberii ” i na długo po jej przeczytaniu. Nastąpiło we mnie tąpnięcie psychiczne; o niczym innym nie mogę myśleć, a przecież jest ro temat dobrze znany i nie obcy niemalże w każdej polskiej rodzinie, a jednak. Teraz jest nawiązanie tematu do wojny na Ukrainie i do tej niebywałej podłości ze strony i władz rosyjskich i żołnierzy.
Kończę. Nara !
