Droga pod górkę.

Każdy swój wpis kończyłam przesyłając Wam buziaki, aż wreszcie do mnie dotarło, że to żadna przyjemność być całowanym przez staruchę; zwłaszcza teraz jak starucha jest znów chora. W końcu przez dwa tygodnie byłam zdrowa, nie ma co narzekać. Przechodzę zwykłe przeziębienie a pierwsze objawy były takie same jak podczas choroby na covid – omdlenie całego organizmu. Trwało to tylko kilka godzin ale dało mi do zrozumienia, że to właśnie covid spustoszył mój organizm. No i straciłam mój psi węch, nie czuję w ogóle zapachów. A jeszcze nie dawno pisałam, że różnica między mną teraz a mną sprzed pół wieku, jest tylko w wyglądzie, niestety to różnica w całości funkcjonowania organizmu. Z każdym rokiem coś człowiekowi ubywa; żeby tak chciały ubywać kilogramy, ale nie, one się trzymają a nawet wręcz odwrotnie.

Znów napisali do mnie pracownicy naszego DPSu z prośbą żebym poruszyła temat ich drogi do pracy ze wspinaniem się pod górę, po jezdni bez poboczy, na zakręcie , pod lasem. Zobaczę co da się zrobić ; ale o to samo pisałam do pani dyrektor przez rok, a dotyczyło podopiecznych z chodzikami, wózkami, czy o kulach. Po roku, z wielkim trudem, dostaliśmy czipy do drzwi dzięki którym omijamy całą niebezpieczną górę. I było to pozwolenie do korzystania z tego co mieliśmy latami. Przed laty pracownicy również korzystali z tego dobrodziejstwa, a później stop ! Nie wolno. Za dobrze by było. A przecież na dole są dwa wejścia do budynku; do jednego trzeba dotrzeć również idąc pod górkę, ale ta górka jest już bezpieczna bo jest już na naszym podwórku, za ogrodzeniem. Szybko zapomniano o wypadku naszej pracownicy (właśnie w tym miejscu o którym mowa) i to w biały dzień – kobieta wracała z pracy po porannym dyżurze, czyli około godz. 14. Po wypadku była na zwolnieniu lekarskim kilka miesięcy. Ale co to kogo obchodzi. Nasza dyrekcja wsiada w luksusowe auta i omija przeszkody. Na drogę do naszego DPSu psioczą również goście przychodzący z wizytą, nie ci jeżdżący autami ale ci wspinający się pod górę na własnych nogach. Dziesiątki razy wchodzili na nasz teren przy pawilonie i szukali wejścia do budynku. Czy tego nie widzi i nie słyszy o tym pani dyrektor. Nie żal jej ludzi którzy idąc do ciężkiej fizycznej pracy przed jej rozpoczęciem już muszą się zmęczyć wdrapując się pod górę.

Dzisiaj wybrałam się do miasta, nagle widzę jak samochód straży miejskiej zbliża się do mnie i zatrzymuje, a pracownik straży przez uchylone okno samochodu, melduje mi, że moja sprawa nabrała tempa: ów pan przekazał ją z pełną dokumentacją fotograficzną, swojemu naczelnikowi a pan naczelnik już ją zgłosił na Komisji Ruchu Drogowego. Oczywiście chodzi o oznakowanie styku ulic Oficerskiej i Fałata. Przyznałam mu się, choć trochę w zażenowaniu, że sprawa idzie trójtorowo, że zgłosiłam ją i do Zarządu Dróg Zieleni i Transportu i do Inżyniera Ruchu Drogowego.

Jak widzicie działam z rozmachem, Oby coś z tego wyszło. No i nie wiem jak mam Was pożegnać może – PA albo NARA !