Cisza – próba mikrofonu…

Nie wiele mam do napisania, nic się nie dzieje. No może to, że nie ma miesiąca żeby ktoś nie obchodził 80 -tych urodzin. Ładnych kilka lata temu to obchodziliśmy dziewięćdziesiąte i setne urodziny, teraz coraz częściej osiemdziesiątki ” balują „. Ostatnio byłam na takich urodzinach u Pani Marysi i były one na zasadzie – zastaw się a postaw się, a przecież nie o to chodzi, prawie wszystko Marysia musiała zabrać do domu, jednak to spotkanie wznowiło cykl spotkań urodzinowo – imieninowych w wyselekcjonowanym gronie. Wiadomo, że nie sposób zaprosić wszystkich, takie spotkania zamykać się będą w grupie około dziesięciu osób i grono tych osób będzie się zmieniać, każda z nas kogoś lubi bardziej a kogoś mniej. Zaczynam się zbliżać do naszych towarzysko. Odizolowałam się zupełnie od osób z zewnątrz, czuję się przy nich jak eksponat nad którym trzeba skakać uważając żeby go nie uszkodzić, czyli cały czas bacznie mu się przyglądać. Natomiast wśród swoich uchodzę za młódkę ( pomimo, że od wielu jestem znacznie starsza ), od której oczekuje się pomocy, minimalnej pomocy ale jednak, i to mi bardziej odpowiada. Kilka lat temu obchodziliśmy 102 urodziny Pani Wandy, osoby którą bardzo lubiłam. Osoba ta już od lat nie żyje a ja Ją wspominam z wielką miłością. Teraz wśród gości była pani Irenka, była uczennica pani Wandy. Obie panie ukończyły studia na Wydziale Historii. To właśnie pani Wanda ucząc historii Irenkę zaraziła ją tą pasją. To aż się prosi żeby ten przypadek opisać w naszej gazetce. Opisując życie naszych mieszkańców tworzylibyśmy naszą historię. Każda z osób wniosłaby coś ciekawego z dziejów naszego kraju nie tylko ze swojego życiorysu. Nie mogę znieść, że ten nasz ” kwartalnik ” to takie ble, ble ble o niczym. To wyraźnie podrasowana kronika wydarzeń, której nikt nie czyta. Nikt nie umie zachęcić mieszkańców do pisania, ( cenzura miałaby za dużo roboty ) a przecież są ludzie mądrzy i wykształceni i mieliby o czym pisać. Uważam, że kwartalnik został zniszczony z premedytacją żeby nie zostało nic po świetności kulturalnej naszego Domu. Tak samo zostało zniszczone nasze radio, które nadawało zawsze kiedy w naszym Domu nic się nie działo, kiedy była cisza. Teraz mamy pięciodniową majówkę, przez pięć dni kompletna cisza. Przed laty podczas takiej ciszy organizowałam wspólne śpiewanie, teraz z przyjemnością robiłabym to ale do tego musi być pomoc i poparcie dyrekcji. Chodząc do kaplicy i słuchając jak ludzie śpiewają wyłapałam kilka ładnych głosów. Te głosy słyszałam przez moment, po chwili one łączyły się z resztą głosów i buczały nie śpiewały. Zła tonacja, a spotykając się na luźnych śpiewaniach można by wybrać tą wspólną tonację dla większości. Teraz, jak msza jest transmitowana przez radiowęzeł przydałoby się porządne śpiewanie.

Jeszcze trochę o brzmieniu głosów ale z innej beczki. W tygodniu mieliśmy spotkanie z funkcjonariuszem policji, który mówił o bezpieczeństwie ludzi starszych. Ale ja zupełnie nie o tym, ja o słyszalności mowy prelegenta, a zwłaszcza o umiejętności w korzystaniu z mikrofonu. Temat ten poruszałam nieraz i zawsze słyszałam od pani dyrektor, że w złym miejscu siadam. Jak dla mnie to jest kompletna ignorancja. Nie mamy mikrofonu super marki, jednak z umiejętnym podejściem do tego co jest mikrofon ów staje się pełnowartościowym narzędziem pracy. Zarówno pani dyrektor jak i prelegent trzymali mikrofon przy brodzie z kierunkiem na sufit, tak więc głos wychodzący z ust był wyłapywany przez mikrofon w połowie słowa, plus echo pozostałości po słowie. W większości ludzie słuchający bardziej się domyślali o czym mowa niż rozumieli. Nie na darmo osoby prowadzące imprezy robią próby mikrofonów, sprawdzają jak się ustawić do mikrofonu albo jak go trzymać żeby głos był w pełni słyszalny, głos a nie bełkot. W wypadku naszego mikrofonu należy go skierować na usta nie na sufit i przy sprawdzaniu odbioru dobrać odległość ust od mikrofonu; jak już dobraliśmy odpowiednią odległość to należy stworzyć jedność głowy z ręką trzymającą mikrofon. U pani dyrektor wygląda to tak, że mikrofon jest w jednym miejscu a głowa chodzi w różne strony ” i biedny mikrofon musi kombinować jak i co wyłapać ” . Piszę o tym dlatego ponieważ wiem, że pani dyrektor czyta mojego bloga, może wreszcie do niej dotrze, że warto poćwiczyć próbę mikrofonu, a nie z sarkazmem podchodzić do moich uwag. Owszem, słyszę gorzej niż kilka lat temu, jednak w naszym Domu nie ma mieszkańca z idealnym słuchem i należałoby o tym pamiętać.

To byłoby na tyle – NARA !

Połowiczna satysfakcja.

Nie zaglądałam do mojego bloga przez kilka dni a w nim ponad 20 wpisów. Niestety tylko jeden wpis był napisany w języku polskim; to od osoby która często zerka do mojego bloga i czasem do mnie pisze. Wpis owej osoby dotyczył pisma ZDZiT, a ściślej jego aroganckiego tonu na NIE sugerując abym pismo to wysłała do jakiejś redakcji. Czyli, że jest to osoba wierząca w moc dziennikarzy. Niestety w naszym mieście dziennikarze nie wychylają się, boją się utraty pracy, a poza tym każdy uzna, że jest to błahostka o którą nie warto walczyć. Ja będę walczyła zwłaszcza, że już czuję się jak zwycięzca, wiecie, że od trzech lat walczyłam o otwarcie drzwi na dolnym pawilonie i dla nas mieszkańców i dla pracowników. Otrzymałam trzy odpowiedzi na NIE, chociaż po roku i z bólami, drzwi zostały otwarte dla mieszkańców. Myślałam, że tego muru, jakim jest nasza dyrekcja, nie przebiję. A tu niespodzianka, w tym tygodniu drzwi na dolnym pawilonie zostały otwarte w godzinach od 5 rano do 22, czyli, że dla pracowników. Nie zdajecie sobie sprawy jak bardzo się ucieszyłam; przecież wejście przez drzwi o których mowa znacznie skraca drogę i zapewnia bezpieczeństwo. Nikt już nie musi się wspinać pod górę idąc po jezdni bez poboczy, pod lasem i bez oświetlenia. Myślę, że ten mur został przebity jak dyrekcja dowiedziała się, że do mnie dołączają pracownicy. Przecież pisząc do mnie dają do myślenia, że bardziej wierzą prababci niż swoim szefom, a to trochę wstyd. Ponadto sprawa wyszła po za mury DPSu. Nie ważne co i dlaczego, ważne, że drzwi są otwarte. Pozostała sprawa bezpieczeństwa w ruchu drogowym u zbiegu ulic Fałata z Oficerską. Sprawa jest w toku trzeba cierpliwie czekać. Pismo odwołujące się od decyzji zaniosłam 19 kwietnia do biura podawczego. Do pisma dołączyłam 9 zdjęć, które szczegółowo opisałam, a które obrazują bardzo wyraźnie, że w najgorszym miejscu, na zakręcie, na którym spotykają się wszystkie pojazdy jadący i z miasta i do miasta, pieszy musi zejść na jezdnię. A jak już na niej jest to musi na niej stać z duszą na ramieniu. To jest 50 kroków bez chodnika w najbardziej newralgicznym miejscu. Trzeba nie mieć za grosz wyobraźni żeby robiąc chodnik pominąć ten kawałek drogi. Wchodząc w to miejsce tak z jednej jak i z drugiej strony, to ani pieszy ani kierowca nie widzi co dzieje się kilka metrów dalej. Dla świętego spokoju przez kilka lat jeździł w to miejsce autobus. Niestety ten autobus służył wyłącznie mieszkańcom, ponieważ dojeżdżał do nas 4 razy dziennie w środku dnia. A teraz ani autobusu ani chodnika. Gratuluję mądrych głów, a że najmądrzejsze te głowy nie są to można stwierdzić po ich piśmie firmowym gdzie nawet swojego adresu nie umieli poprawnie napisać i tego nie widzą. Trafić do nich mogą tylko wtajemniczeni, bo konia z rzędem temu kto znajdzie w naszym mieście ulicę Konsały. Tak więc jeśli nie widzą co mają u siebie pod nosem to jak mają zauważyć brak chodnika na drugim końcu miasta. Pewnie problem tkwi w tym, że chodnik otaczałby posesję prywatną, ale piesi chodzący po nim nie szliby do państwa X tylko byliby to publiczni uczestnicy dróg.

To byłoby na tyle – NARA

Odpowiedź na pismo dotyczące bezpieczeństwa w ruchu drogowym.

Zarząd Dróg Zieleni i Transportu odpisał mi na pismo, w którym skarżyłam się, w imieniu pracowników naszego DPS na niebezpieczeństwo w poruszaniu się przy zbiegu ulic Oficerskiej i Fałata, w godzinach porannych i wieczornych kiedy to nasi pracownicy idą do pracy i z niej wracają. Pismo zacytuję w całości:

W odpowiedzi na pismo z dnia 28 02 2023r. ZDZ i T informuje, że nie jest planowane wyznaczenie przejścia dla pieszych w obrębie skrzyżowania ulic Fałata i Oficerskiej. Wyznaczenie przejścia z pełnym jego oznakowaniem nie tylko zobowiązuje kierowców do ustąpienia przejścia pieszemu, ale również nakłada na pieszych obowiązek bezwzględnego korzystania z tego przejścia. Przechodzenie przez jezdnię poza wyznaczonym przejściem stanowi wykroczenie, natomiast obecnie przejście przez jezdnię dozwolone jest w każdym jej miejscu przy zachowaniu ostrożności oraz po przepuszczeniu jadących pojazdów. Nadmieniamy, że zniżenie krawężnika chodnika prowadzącego od DPS do przystanku autobusowego należy traktować jako tzw. przejście sugerowane, którego definicja znalazła się z nowelizacji ustawy – Prawo o ruchu drogowym w 2022 roku.

Moim zdaniem na nasze pismo odpisywał nam ktoś kto siedzi wyłącznie przy biurku; ten ktoś nie wie, że ostatni autobus był na przystanku o którym mowa, ponad 4 lata temu, tak więc po dojściu do niby przystanku tzw. przejściem sugerowanym, którego kierowcy niestety nie widzą, każdy pieszy musi zejść na jezdnię, nie widząc co dzieje się za jego plecami ani przed nim; musi okolić zakręt drogi bez chodnika; i tak wchodząc na ul. Oficerską, „sugerowaną” ulicę jednokierunkową, ale tylko sugerowaną może trafić pod koła samochodu wyjeżdżającego z ul. Bydgoskiej i nie widząc pojazdu jadącego z ul. Fałata zatrzymuje go nie wiedząc o tym bo jest tyłem do pojazdu idąc jezdnią. Wychodząc z ulicy Oficerskiej, z za zakrętu nie widzi pojazdów jadących z ulicy Fałata. Po za tym, że to jest zakręt to jeszcze widoczność zasłaniają zaparkowane samochody przy samym przejściu „sugerowanym „. Jak byłyby tam pasy to byłby automatyczny zakaz parkowania i już z za zakrętu widać byłoby co dzieje się na ul. Fałata. Fakt, taka ostrożność nie jest niezbędna w środku dnia oraz w dni wolne od pracy, ale należałoby uszanować zdrowie i życie pracowników dwóch dużych zakładów pracy zatrudniających łącznie kilkuset ludzi. Piszecie, że pieszy musi uważać i przepuścić jadące samochody. Tych samochodów w godzinach porannych jest kilkadziesiąt i każdy jadący w tym samochodzie i pieszy śpieszy się do pracy czy do domu. W pierwszym zdaniu pisma o którym mowa, Z DZ i T informuje, że nie ma w planach oznakowania powyższych ulic, czyż nie byłoby grzecznie żeby pismo kończyło się zdaniem – zaplanujemy to na rok przyszły. Już jest wiosna, ruszają tą samą trasą działkowicze, a są to i piesi i zmotoryzowani. Wyszłam na spacer w środku dnia i przy samym WoDKanie i na jego dziedzińcu, naliczyłam ponad 150 samochodów prywatnych, do tego należy doliczyć samochody służbowe i różnego rodzaju dostawcze, oraz klientów WODKAnu oraz wizytujących DPS. Mieszkańcy tych ulic również korzystają z samochodów. Ktoś kto odpisywał mi na pismo, wyraźnie nosi w sobie pamięć o tych ulicach sprzed pół wieku.

Tak mniej więcej odpiszę na powyższe pismo dołączając do niego zdjęcia popierające moje słowa.

To byłoby na tyle – NARA !

Wielki Tydzień

Chyba z rok nie byłam w kościele. Zrobiłam dla siebie kościół w naszym atrium, na zasadzie, że właśnie tam, na porannym spacerze odmawiam swoje paciorki. Bo jak się słyszy wieczne pouczenia od pana NIKT – kościelnego samozwańca namaszczonego jeszcze przez panią NIKT i wyzwiska Felki, kwiaciarki kościelnej, że takich jak ja to nie należy wpuszczać do kościoła, to pal was sześć, nie będę chodziła i szukała dla siebie guza, zwłaszcza, że nie jestem aż taka święta. Jednak w Niedzielę Palmową coś mnie naszło. Szybciutko zrobiłam palmę i do kaplicy. A tu szok, niektóre osoby witają mnie jakbym przyszła do nich z wizytą. Felka, która wyzywając mnie na zebraniu oznajmiła, że mnie do kościoła nie wpuści, wita mnie słowami – no nareszcie, myślałam, że się nie doczekam, chyba już teraz będziesz przychodziła. – Przecież powiedziałaś na forum, że mnie do kaplicy nie wpuścisz, to wolałam nie ryzykować. A Felka na to – nigdy w życiu tak bym ci nie powiedziała, nie mogłam się doczekać kiedy razem pośpiewamy, a nagłośnienie wywalczyłaś, zaraz usłyszysz jak wszystko wyraźnie słychać. Fakt, nikt nie przysypia, księdza słychać bardzo wyraźnie. Odsłuch działa perfekcyjnie. Jednak z tym śpiewaniem w kościele to chyba nie za bardzo. Ksiądz intonuje swoją bardzo dziwną tonacją, żeby z nim śpiewać to muszę śpiewać nienaturalnym mezzo sopranem. Sama się dziwię, że jak cichutko śpiewam to nawet jakoś to brzmi ale satysfakcji nie daje. Msza zbliża się ku końcowi i ksiądz przechodzi do udzielania komunii świętej; podchodzi do mnie a ja mu na to – niestety na komunię nie zasłużyłam. Ach, jak się ksiądz rozczulił. Cieszę się, że w ogóle pani jest, do Wielkiej Nocy został jeszcze tydzień możemy się umówić na spowiedź czy w kaplicy czy u pani w pokoju, najważniejsze, że pani jest. No i masz babo placek, trzeba będzie chodzić, no ale nie codziennie jak mają to niektórzy w zwyczaju. Jak dla mnie, to msza była nieskończenie długa, trwająca półtorej godziny. Ksiądz dołożył do mszy jeszcze Gorzkie Żale, a to był dla mnie temat nie znany, ale wytrwałam. No i cóż, w środę do spowiedzi i Komunii Świętej i nobliwe życie czas zacząć jak przystało na staruszkę

Przepraszam wszystkich którzy piszą do mnie w różnych językach, ale nie w języku polskim, dlatego nie odpisuję. Nie umiem korzystać z tłumacza tak więc Wasze komentarze pozostają nawet nie przeczytane. Przepraszam!

Nie wytrzymałam żeby nie iść do mojego ogródka, musiałam go uprzątnąć. Chodziłam przez dwa dni i pracowałam po godzince. Ogródek na święta jest czysty, mogę patrzeć przez okno. Wprawdzie trawa jest zeszłoroczna i bardzo wysoka ale zielona, tak więc może być.

Moim kochanym czytelnikom życzę spędzenia świąt – Przy rodzinnym stole, ukwieconym wiosną, przy którym rozkwitnie kwiatek, twój kwiatek miłości. Nie musi być różą, pierwiosnkiem niech będzie ale z Tobą i przy Tobie w drodze, w domu, wszędzie.

Tego życzy prababcia Danusia – NARA

RODO.

Dziwacznie okazują przestrzeganie przepisów rodo w naszym DPSie. Dostałam takie małe pisemko upoważniające, ewentualnie, szpital do udzielania informacji przez telefon na temat stanu mojego zdrowia, wszystkich pracowników DPS . Uwaga, jest ich około kilkudziesięciu i podano stacjonarny numer telefonu do którego niemalże każdy ma dostęp. Wręczając mi to pismo i oczekując mojego podpisania się pod nim, pracownica zastrzegła, że to właśnie ze względu na rodo. Żeby pozwolono mi wybrać z pośród pracowników kogoś do kogo mam zaufanie, to ewentualnie mogłoby być, ale na moje pytanie – czy mogę kogoś jednego upoważnić, okazało się, że nie. Wszyscy albo nikt. Tak więc nikt. Wyłącznie rodzina. Pozwolę sobie przypomnieć jak zachowywała się w stosunku do mnie ( i nie tylko do mnie ) upoważniona do zajmowania się naszym zdrowiem, najwyższa rangą pod tym względem – pielęgniarka przełożona. Widziała u mnie ewidentne oznaki udaru – utrata mowy, brak umiejętności czytania i pisania ; co zrobiła? Wydała polecenie pielęgniarce żeby mi podała 20 gram neospazminy i zaprowadziła do łóżka. Ja to wszystko w pełni świadoma widziałam i słyszałam, tylko nic nie mogłam zrobić. ( O mnie takiej, właśnie marzono – widzisz nic nie możesz zrobić a my możemy wszystko i wcześniej czy później wykończymy ciebie ). Opiekunce zleciła żeby co jakiś czas zaglądała do mnie patrząc co się ze mną dzieje. Wiedziała, że nie mogę takich leków przyjmować ze względu na bardzo niskie ciśnienie z tendencją spadkową, a mimo to kazała je podać. Leżałam w śpiączce dwa dni. Po przebudzeniu długo nie wiedziałam o co chodzi. Przez okres dwóch miesięcy uczyłam się mówić, ( sama bez pomocy ). Nigdy nie zleciła skierowania mnie do neurologa. Właśnie dlatego chodzę podpierając się chodzikiem. A i ten chodzik kazała zabrać spod moich drzwi i dać komuś innemu. Komuś zupełnie nowemu i mieszkającemu dwa piętra wyżej., żebym nie natknęła się na niego. ( Chodzik zlecił mi nasz lekarz) Jak poszłam do niej z pretensją, bo powiedziano mi, że to jej polecenie, to z ironią spytała – a był podpisany ? Był odpowiedziałam i to w kilku miejscach. Chodzik znalazł się natychmiast. I to jest DOM OPIEKI i SŁUŻBA ZDROWIA ? Jak już byłam w stanie sama załatwić sobie wizytę u neurologa, który z przerażeniem wypisywał mi skierowanie na zabiegi po udarowe, na które czekałam prawie rok, nasz cerber w osobie jak wyżej, zadzwoniła do szpitala klinicznego i poinformowała, że nie będę korzystała z zabiegów ponieważ jestem już osobą leżącą. To widać było jej marzeniem. Mam jednak więcej szczęścia niż myślałam i tego samego dnia co przełożona, tylko dwie godziny później zadzwoniłam do szpitala z potwierdzeniem przychodzenia na zabiegi. I wydało się, że nasza przełożona to już nie człowiek tylko jakiś odpadek ludzki. A jej zachowanie się podczas covidu, kiedy to vis a vis mojego pokoju zleciła zrobienie składu zużytej odzieży ochronnej, a żeby być pewną, że mnie już wykończy ( przecież właśnie byłam chora na covid ) to ten skład był na jej polecenie, wieczorami i nocą wietrzony, przez otwieranie drzwi. Myślę, że to ją szlak trafił zamiast mnie, jak zobaczyła, że ja jak zwykle wyszłam cało, a że przy tej okazji zmarło troje moich sąsiadów – to co tam, to tylko wypadek przy niechlubnej pracy. Cała nagonka na mnie zaczęła się jak się okazało, że moje mieszkanie nie będzie dla nich – czyli dla poprzedniej dyrektorki albo dla siostry przełożonej – dwóch kolekcjonerek mieszkań. Teraz myślę, że to miało być właśnie dla przełożonej bo ciągle leżę jej na wątrobie i ustawicznie mnie gnębi. I ja takim ludziom mam powierzać swoje zdrowie ? A przecież to nie tylko ona tak działa, jest jeszcze lekarz psychiatra, który koniecznie chciał zamknąć mnie w szpitalu psychiatrycznym, jest pielęgniarka, która celowo odłączała aparat tlenowy kiedy leżałam chora na covid, i kilka posłusznych jej osób a nad tym wszystkim szanowna pani dyrektor która nic nie widzi i nic nie słyszy. ( Nie widzi co w dole bo stoi na cokole ). O tego typu działalności piszę od 7 lat i za to dostawałam pisma od Prezydenta miasta, że szkaluję opinię najlepszemu domowi opieki. Zamiast uprzątnąć ten śmietnik to on mnie obwiniał za całe zło. – uważał, że wyrządzać zło można ale pisać o tym na forum to już przestępstwo. Ale jak chciał się pozbyć poprzedniej dyrektorki, to we wszystkim zgadzał się ze mną a drzwi do prezydenckiego gabinetu były dla mnie zawsze szeroko otwarte, pisma od prezydenta do mnie przywoził mi osobiście prezydencki kierowca . Czyli, że ta koszula jest bliższa jego ciału choć tak samo cuchnie jak poprzednia.

N A R A !