Starość nie radość…

Coraz droższa jest starość; wreszcie zakończyłam bieganinę do optyków z doborem okularów. Dożyłam takiego momentu, że muszę mieć dwie pary okularów – do noszenia i do czytania, czyli dwa razy po dwa szkła = cztery szkła a jedno szkło, w moim wypadku, kosztuje 700 zł. Cena szkieł zupełnie nie interesuje lekarzy okulistów, wypisują recepty wg. swojego widzi mi się. Np. przychodzę do okulisty z prośbą o mocniejsze okulary ponieważ te które mam już nie zdają egzaminu, a pani doktor, po bardzo długim badaniu wzroku wypisuje mi słabsze szkła. Nie daj Boże żebyś się odezwała podczas badań. Pani doktor może się zdenerwować. Nigdy nie zwracałam uwagi ile dioprii wypisuje doktor, miałam całkowite zaufanie, aż do teraz. Minęło ponad rok zanim dobrałam jako tako odpowiednie okulary; najpierw była wymiana szkieł nowo zrobionych, a później wymiana oprawek które były ruchome i obsuwały się po policzku. To wszystko niestety kosztuje, jednak z tym się nie liczy ani lekarz, ani optyk. ( I pomyśleć, że moje stare okulary znalazłam w parku na ławce, najpierw szukałam właściciela a jak założyłam, po pół roku, to w zachwycie nosiłam je przez 10 lat ). Także kochani zanim zechcecie zmienić okulary sprawdźcie ile dioprii macie teraz i od razu popatrzcie ile ich wypisze lekarz na recepcie, to oszczędzi wam czas i pieniądze. Ja tego nie zrobiłam i odczułam skutki i w czasie i w finansach. Starość nie radość.

Nie wiele piszę ponieważ, po pierwsze nie ma o czym, a po drugie musiałam się trochę odchamić i wykorzystać te nowe okulary, tak więc czytam. Nie mogłam sobie dobrać lektury która by mnie wciągnęła, czytałam bo czytałam, aż do teraz, wreszcie trafiłam na książkę którą chce się czytać i o dziwo nie jest to lektura społeczno – obyczajowa, ani biograficzna, ( są to dwa gatunki które najbardziej lubię ) tylko książka prawie o niczym, bo tylko o przyjaźni kobiet w szarym, codziennym dniu w czasach nam współczesnych, ale jak napisana – to majstersztyk możliwości literackich pisarzy. W książce tej każde zdanie wprowadza w zachwyt i to już od pierwszej strony – jestem dopiero na 102 stronie ( jak przystało na prababcię 102 ) a książka ma tych stron 550. Autorka – pani Izabela Pietrzyk jest osobą o wyjątkowych zdolnościach literackich, jest nad wyraz inteligentna, bystra, słuchająca ludzi i pilnie obserwująca ich. Porusza tematy dobrze nam znane, posługuje się słownictwem takim samym jak my, ale tworzy z tych słów kwint esencję wyrażeń i emocji. Mowa jest o książce zatytułowanej ” Wieczór panieński „. Czytając te 102 strony co chwila wybuchałam śmiechem, gromkim śmiechem. Podobno będę też płakała, tak zapowiedziała osoba polecająca mi tę książkę. A poleciła mi ją, po długich i ciężkich cierpieniach – nasza Kasia a teraz ja polecam ją swoim czytelnikom.

Moje klepanie w klawiaturę przerwało pukanie do drzwi, otwieram a tam delegacja kościelna z pytaniem czy nie mogłabym wszystkiego odłożyć i pójść z nimi do kaplicy, bo ludzie się schodzą a nie ma kto poprowadzić majową. Ta informacja była dla mnie takim kopniakiem na wyzwolenie energii, że trudno sobie to wyobrazić. Szybko wyłączyłam komputer, bez kliknięcia w zapisz szkic, wyłączyłam pralkę w połowie prania, zebrałam swoje odręcznie zrobione śpiewniki i do kaplicy, w której już od progu zaczęłam śpiewać – Chwalcie łąki umajone i i poszło wszystko do przodu. Znów słowo – zaśpiewaj – stało się wyzwalaczem energii. Panie które po mnie przyszły pomyślały nawet o tym żeby wziąć swoje stare śpiewniki zrobione cztery lata temu przeze mnie.

To byłoby na tyle – NARA !