Miłych słów nigdy dosyć.

Takich komplementów jak po kościelnym śpiewaniu nie słyszałam nigdy. Żeby nazwać głos błogosławionym, głos w niebo wzięty – tego chyba nikt nie słyszał. Pewnie to dlatego, że to ludzie kościelni i do tej pory w kościele nie słyszeli melodyjnej interpretacji tekstu. Przynajmniej w naszej kaplicy. Owszem, przychodzą do nas ludzie z zewnątrz i śpiewają ale do tego wykorzystują tylko głos, brak przeżyć, interpretacji tekstu. Jeśli w kościele zaśpiewałam – Pod Twoją obronę uciekamy się Święta Boża Rodzicielko to głos musiał brzmieć błagalnie i unosić się do nieba, bo w końcu ktoś do kogo zwracałam się śpiewając jest w niebie a ja chciałam żeby ten głos był słyszalny, czyli wzięty, w niebo. Odwoływałam się do istot najwyższych w imieniu wszystkich zebranych w kaplicy. Tym swoim śpiewaniem chyba przekonałam ludzi, że jestem bardzo wierząca, bo wychodząc z kościoła po mszy niedzielnej, na której też śpiewałam, zaczepiła mnie grupka pań pytając czy zechciałabym przystąpić do grupy w obronie Papierza. Nawet nie wiedziałam, że Papierza trzeba przed czymś bronić. Niestety mój śpiew kolidował z odpowiedzią – odpowiedziałam kategorycznie NIE, nie lubię Papierza ze względu na jego pierwotne stanowisko wobec wojny ukraińskiej , za Jego wizytę na Węgrzech, za popieranie wypowiedzi prezydenta Francji – który już nadrobił swoje podejście do Rosji ale brzydki ślad został. Jestem też przeciw lizaniu tyłków patriarchom Moskwy. Tak więc jestem przeciw. Panie pomyliły mój śpiew z moim stanowiskiem wobec Kościoła. Tak w ogóle to ten mój śpiew zwykle wprowadzał w błąd nawet moich najbliższych. Zawsze słyszałam, że to nieprawdopodobne, że to śpiewanie nie jest skierowane imiennie do kogoś, że nie czuję tego w realu, co wyśpiewuję. Tym razem było wyraźne przesłania. Przez to moje śpiewanie dochodziło do rozwodów, mój mąż wydawał ostatnie grosze na taksówkę i jechał za mną do innego miasta żeby podpatrzeć dla kogo ja tak śpiewam. Przykro mi, ale to po prostu interpretacja. Teraz to ja się cieszę, że w ogóle śpiewam, że mój głos się nie zestarzał, nie stracił swojej oryginalności. Wiadomo, że to nie to co było, ale jest jeszcze możliwość popisania się i dziękuję za to Bogu. Nasz ksiądz chciał koniecznie zaśpiewać ze mną i przekonał się co to znaczy tonacja i intonacja, próbował na różne sposoby ( szkoda, że robił to przy mikrofonie ) niestety nie wychodziło ni jak, tak samo jak mnie kiedy ksiądz pierwszy zaintonuje, to śpiewam bo mam większe możliwości, ale się wykańczam. Prosiłam księdza o możliwość zaśpiewania solówki, nie sądziłam, że będzie usiłował mi dorównać. Ponieważ w niedzielę zwróciłam się do księdza z pytaniem czy będę mogła Antyfonę zaśpiewać sama a on się zgodził, to myślałam, że przyjął to do wiadomości i respektowania, a on wchodzi między wódkę a zakąskę i kombinuje. W poniedziałek poszłam do kaplicy z myślą, że sobie pośpiewam – nic z tego, ksiądz szybko wszedł w swoją tonację, na zasadzie – teraz to ty kombinuj. Zrezygnowałam ze śpiewania w ogóle. Ponieważ majowa dla mnie to pół godziny śpiewania a ja tego robić nie mogę, to dziękuję uprzejmie ale z majowych korzystać nie będę. Wychodząc z kaplicy padały pytania – dlaczego nie śpiewałam, więc wytłumaczyłam, a ksiądz temu się przysłuchiwał, że nie współgrają nam tonacje. Już nie dodałam, że dla większości naszych nie ważne jest kto jak śpiewa; każdy śpiewa po swojemu i uważa, że jest wszystko w porządku. Taki śpiew w kilku tonacjach na raz to mnie aż boli. Jak szłam w niedzielę do kościoła to zaczepiła mnie Felka i Marianna z pytaniem – będziesz śpiewała dzisiaj ? Odpowiedziałam, że tak. A nie będziesz się bała, przecież będzie Jan – czyli pan NIKT, mój wróg nr. 1. na dodatek kościelny. Nie będę. I wydaje mi się, że pan NIKT jak w pełni usłyszał jak śpiewam to siedział jak trusia; a jak zaintonował następną pieśń to postarał się ją zaśpiewać nie zaburczeć, w związku z tym ja weszłam w jego tony i też śpiewałam. Tak jak każdy człowiek mam mnóstwo kompleksów i wątpliwości co do swojej osoby, ale nigdy nie miałam wątpliwości, że umiem śpiewać i ze zrozumieniem interpretować śpiewany tekst. Wiem, że większości z nas podoba się pieśń ” Zapada zmrok ” , ma piękną melodię i równie piękny tekst. Kilkukrotnie rozmawiałam z księdzem żeby ją zaśpiewać na majowej, zawsze było na nie – jak można śpiewać o zapadającym zmroku rano – argumentował. Można, ponieważ interpretacją można stworzyć każdą atmosferę. Po za tym osoby które przychodzą do kaplicy proszą o tę pieśń i doszło do tego, że przychodzimy wcześniej i za każdym razem śpiewamy pieśń ” zakazaną „, bo bardzo ją lubimy. Już tego robić nie będziemy, nie chcę narażać się, bo teraz, mimo, że jestem po spowiedzi czuję się największą grzesznicą w naszym DPS. i to przez moje ulubione majowe.

To byłoby na tyle – NARA !