współtowarzyszy niedoli starczej; chociaż Grzesia nazwać starcem nie można. Grzesiu ma 59 lat ale już od trzech tygodni przebywa w szpitalu. Zanim do niego trafił cierpiał od miesiąca. Objawy poważnej choroby zaczęły się od podwójnego widzenia w jednym oku i towarzyszącymi z tym bólami głowy. Niby był leczony, ale to leczenie polegało po prostu na założeniu opatrunku na chore oko, i to wszystko. Cierpieniami Grzesia wreszcie zainteresowały się opiekunki i pielęgniarki ze zmiany po południowej i zawiozły go do szpitala na SOR, na zasadzie – niech go w końcu ktoś porządnie przebada. I przebadali, podejrzewając skutki od kleszczowe i odesłali go na neurologię. Diagnoza okazała się trafna. Odwiedziłam Grzesia w szpitalu, żeby zobaczyć co się dzieje, że tak długo go trzymają. Okazało się, że jest już prawie dobrze, wdrożone leczenie poskutkowało, przede wszystkim Grzesia już nic nie boli, jednak podczas trwania choroby to chore oko zamknęło się bez możliwości otwarcia; i teraz lekarze pracują nad otwarciem chorej powieki. Przez 10 dni będzie podawany lek, który zadziała na jej otwarcie, jednak lek ten bardzo niekorzystnie wpływa na cukrzycę, którą również ma Grzesiu, dlatego właśnie musi być podawany wyłącznie w szpitalu. Grzesiu cały czas leży pod pompą insulinową, która zbija mu cukier. Lekarze są pewni, że za kilka dni do nas wróci z szeroko otwartym okiem i z normalnym, nie podwójnym widzeniem.
Z Małgosią jest gorsza sprawa, ona nie chce pomocy. Twierdzi, że się leczy, ale moim zdaniem jest z nią coraz gorzej. Małgosia ma uraz na wszelkie odgłosy. Nikt nie może do niej się odezwać bo ona łapie się za głowę i każe odejść. Jak zobaczyłam to po raz pierwszy to pomyślałam, że boli ją głowa i taki głos jak mój może ją drażnić. Ale po pewnym czasie okazało się, że i Krysi głos ją boli i Tomka i całej reszty znajomych. Bliżej niż ze mną Małgosia jest z Basią i Gienią, ale są to, jak dla mnie, takie trochę oziębłe przyjaźnie. Wiedzą, że z Małgosią jest źle, potwierdzają to zdecydowanie, ale nie mają zwyczaju wtrącać się w czyjeś życie. Pomóż jej, mówi do mnie Basia, jesteś otwarta i konsekwentna to przebijesz ten chiński mur jakim otoczyła się Małgosia. Od Gieni usłyszałam to samo, ona się nigdy i do nikogo nie wtrąca. Czyli, że łączą ich tylko konwenanse a ja myślałam, że to przyjaźń. Nie mogę nie robić nic. Spróbowałam ponownie porozmawiać z Małgosią. Podchodząc do niej zaczęłam mówić cichym głosem żeby jej nie urazić. Małgosiu, widzę, że potrzebujesz izolacji od otoczenia – oj, tak, tak, Danusiu. Są na to dwa sposoby – mechaniczny, czyli zatyczki do uszu i owinięcie głowy miękkim szaliczkiem, który ciebie odizoluje od otoczenia, albo skorzystanie z Pobytu Dziennego w Szpitalu Psychiatrycznym . Polecam, korzystałam i jestem pełna podziwu fachowości lekarzy i umiejętności terapeutów. Małgosia się zirytowała i z krzykiem do mnie – przecież moja córka jest psychiatrą, nie muszę korzystać z usług innych. Pomyślałam sobie – albo to kiepska córka, albo kiepski z niej psychiatra. a powiedziałam – z tobą jest coraz gorzej, to widzimy my, życzliwi dla ciebie ludzie pomimo ,że stworzyłaś przed nami mur, chcemy ci pomóc, tylko nie wiemy jak. Małgosia złapała się za głowę i kazała mi odejść. Spróbuję jeszcze raz, tylko, że nie wiem jak. Powiem jej, że jeśli zdecydowałaby się pójść na Dzienny Pobyt, to gotowa jestem pójść razem z nią, żeby dodać jej otuchy. Na prawdę, byłam i jestem zachwycona pobytem na tym Oddziale i uważam, że każdy człowiek powinien co jakiś czas skorzystać z pomocy tego typu fachowców. Chociaż w żadnym razie nie polecam naszego psychiatrę z naszego DPSu jego nie nazwę fachowcem tylko szują, która powinna mieć odebrane prawa zbliżania się do ludzi, nie mówiąc o ich leczeniu. Jaki jest nasz psychiatra opisuję w kilku swoich wpisach na blogu, mianowicie – wpis z 21 marca 2018r. zatytułowany Blog i dezorganizacja pracy. Z dnia 7 maja 2018r. zatytułowany – Naśladowcy Kaszpirowskiego i we wpisie Codzienność z dnia 23 marca 2019r. jako drugi temat jest wspomniane o aktywności naszego psychiatry. To, że u nas ludzie z dnia na dzień zapadają w jakąś ospałość, niemoc, apatię, to wyłącznie zasługa naszego psychiatry i jego szastanie lekami które usypiają albo doprowadzają do zachowań szaleńczych – jak moją sąsiadkę z ul. Radiowej, którą w kaftanie bezpieczeństwa zabrał do siebie na zamknięty oddział psychiatryczny. On wypisuje w nadmiarze takie leki a pielęgniarki ( znam przypadki trzech pielęgniarek, w tym dwóch już byłych) , które podawały leki na sen i okradały śpiących podopiecznych. Opisałam to na przykładzie Gieni, której podano za dużą dawkę po której Gienia wprawdzie się obudziła ale straciła mowę i złote pierścionki. Trochę takich podłych ludzi już ubyło z naszego Domu ale została jeszcze czwórka, trzech wysoko postawionych i jedna z tych podłych pielęgniarek. Mam nadzieję, że los ich odpowiednio ukarze, bo ja to mogę co najwyżej opisać i liczyć na to, że ktoś im się wreszcie do tyłka dobierze. Przez takich właśnie ludzi, w razie tąpnięcia psychicznego, nie mamy się do kogo zwrócić. Musimy szukać pomocy na zewnątrz, bo nasz psychiatra nie pomaga nam tylko nas wykańcza. Och, jak chciał mnie wykończyć, czułby się zasłużony u naszej pani dyrektor, a ja im pokazałam gdzie babcia koszyk nosi, albo jak kto woli pokazałam gdzie się zgina dziób pingwina.
To byłoby na tyle – NARA!
