Uff, jak gorąco !

W poprzednim wpisie było o niszczycielskich żywiołach, a teraz ciąg dalszy tego nie spokojnego lata. Od miesiąca upał jak diabli, burze i ulewy. . W naszej Polsce, w której do tej pory było zawsze umiarkowanie w każdą stronę, teraz w dzień jest ponad 34 stopnie w cieniu i noc nie daje wytchnienia. Ponieważ są nawoływania,żeby ludzie starsi nie wychodzili z domów jeśli nie muszą, to prababcia Danusia podporządkowała się do zaleceń i z budynku wychodzę tylko o godzinie 7 rano. Dzisiaj, w sobotę, wyszłam już przed 6 rano ponieważ już od tygodnia miałam zachcianki na łakocie i żeby je zaspokoić trzeba było ruszyć do miasta. Niestety, drzwi na dolnym pawilonie były zamknięte, a przecież miały być otwarte dla pracowników; żeby nie musieli wciągać się pod tę przeklętą górę. Jak chciałam wyjść z budynku była godz. 5.50 i już było parno. Wypuściły mnie pielęgniarki przez co znacznie nadłożyłam drogi. Na dłuższy spacer,w normalnych godzinach, wyjdę dopiero we wtorek, jak już wszystko się unormuje i wyciszy. Mam na myśli i temperaturę i burze.

Do tego piekła, które panuje w całej Europie i nie tylko, dołączyła jeszcze ETNA, najdłużej czynny wulkan na świecie. Od 1500 lat pluje co jakiś czas ogniem. Od tego plucia ETNA wyrobiła sobie najwyższy i największy stożek wulkaniczny w Europie. Ognista lawa płynęła i wybuchała w górę, no i oczywiście podporządkowywała sobie coraz większe tereny, niszcząc istniejące u swojego podnóża winnice i całe gospodarstwa.

A u nas – odbył się odpust w naszej kaplicy z okazji święta jej patrona – Maksymiliana Kolbe. Już od dłuższego czasu nie chodziłam do kościółka, ale tym razem poszłam za namową pracowników. Idzie pani – namawiali, jak pani pójdzie to i opisze i my będziemy o wszystkim wiedzieli. Powinniście pójść sami, ponieważ podczas odpustu, jak sama nazwa wskazuje, odpuszczone będą wszystkie grzechy. Będziecie mogli grzeszyć zaczynając od czystej karty. My nie grzeszymy – odpowiedział chór. Dla osoby piszącej usłyszeć, że ktoś chce przeczytać to co ona napisze – to balsam na duszę. Poszłam. Ludzi za wiele nie było, tyle co zawsze w niedzielę, a to był czwartek. Rzuciły mi się w oczy skromne i piękne bukiety kwiatów – mimozy, jeszcze całe w pączkach tworzyły bukiet a po dwa kolorowe kwiatki zdobiły go. Był też piękny duży bukiet lilii, jednak mnie zachwyciły mimozy. Ta skromność pasowała do myśli przewodniej tej mszy. Jak już wszyscy wierni byli gotowi do mszy, pan NIKT odczytał przygotowany przez siebie opis życia Maksymiliana Kolbe, co zostawił po sobie i dlaczego był wzorem zarówno dla współczesnej młodzieży jak i dla naszego Papierza Jana Pawła. Tym wystąpieniem byłam zaskoczona, ponieważ pomimo, że było przygotowane przez pana Jana, a my się nawzajem nie lubimy, to muszę oddać honor, bo wszystko mi się bardzo podobało i opracowanie tekstu i to jak mu się udało ładnie odczytać. Gratuluję. Na zakończenie mszy, ksiądz który prowadził ją gościnnie, zasugerował całowanie krzyża przez każdego obecnego w kościele. Mnie aż zemdliło. Człowieku – pomyślałam, ty nie wiesz co czynisz. Sam stojąc przy ołtarzu kichał, a rozpoczął całowanie i obchód z krzyżem po kościele. Niby przetarł krzyż chusteczką, ale musiałoby być tyle chusteczek ilu było wiernych, najlepiej z jakimś środkiem bakteriobójczym. Nasz ksiądz wiedział, że tak nie może być, zaczął tłumaczyć, że jeśli ktoś nie chce całować krzyża to wystarczy jak się przed nim skłoni. Mnie już w kaplicy nie było. Nie wyobrażałam sobie całowania krzyża jako 30 osoba, ale i odtrącenie krzyża było dla mnie równie nie wyobrażalne, tak więc wolałam zawczasu wyjść.

I to wszystko – NARA !