Zadano mi pytanie czy horror senny potwierdził się w rzeczywistości. Czy lekarz znalazł coś w wynikach co zaważyłoby na moim samopoczuciu. Otóż nie, sen okazał się marą. Wszystkie wyniki mam w normie. Lekarz bardzo cierpliwie wytłumaczył mi zawiłość danych w wynikach. Znalazł jeden drobiazg, który zdziwił i mnie i lekarza – bezbolesne zapalenie ucha. Przecież zapalenie ucha zwykle cholernie boli, a w moim wypadku nic a nic. Może dlatego te sny były takie prorocze, to były takie ostrzeżenia, że może być źle właśnie dlatego, że nie boli. Przyznam się Wam, że od lat modląc się, proszę Bozię o to żeby przejść przez życie bezboleśnie, fizycznie bezboleśnie bo psychicznie to już wszystkie bóle przerobiłam i nie ma na mnie mocnych. No i wymodliłam. I tak źle i tak nie dobrze. Muszę prosić Bozię żeby to jakoś wypośrodkowała.
Kilka dni temu trafiłam w radiu na wywiad z panią Iwoną Pawlovicz – wielokrotną mistrzynią świata w tańcach towarzyskich i jurorką programu telewizyjnego – Taniec z gwiazdami. Przecież to Olsztynianka i to uczennica a później prowadząca, słynną na cały świat szkołę tańca towarzyskiego – Miraż – szkołę która rozsławiła nasze miasto. O latach spędzonych w tej szkole, pani Iwona mówiła bardzo pięknie; mówiła, że nauczyła się w niej nie tylko tańczyć ale i być człowiekiem. I wszystko byłoby pięknie żeby nie fakt że w tym długim wywiadzie nie wymieniła nazwiska założycielki, tej wówczas grupy tanecznej. To Mariola Felska, spod jej ręki wyszło mnóstwo sławnych tancerzy a ona nigdy sławna nie była. Po latach, jej siostra – Karolina Felska kontynuowała pracę o prawie 20 lat starszej siostry, i Karolina już postarała się o rozgłos i dla siebie i dla szkoły, a o Marioli nikt nie pamięta. Dlaczego tak się tym przejęłam – otóż wspominałam kilka wpisów temu ( wpis – deszczowe fryzury ), że w roku 1970 pracowałam w Wojewódzkim Domu Kultury a tam, w tamtym czasie toczyło się burzliwe życie artystyczne: Mariola, od rana do wieczora ćwiczyła swoich tancerzy. W innym pomieszczeniu pan Głuszczak bez wytchnienia pracował ze swoją pantomimą głuchych, która również osiągnęła światową sławę. Zespół Olsztyn jest wszystkim dobrze znany, a swoje pierwsze kroki stawiał w naszym WDKu. gdzie tancerze ostro obrywali od choreografa pana Wojtka Muchlado a śpiewacy byli cierpliwie i taktownie traktowani przez pana Włodzimierz Jarmołowicza. Oczywiście zespół Olsztyn stanowi połączenie zespołu Kolejarz z naszym zespołem. Edek Sulikowski, tworzył filmy para dokumentalne, w jednym z takich filmów nawet zagrałam zakonnicę pracującą w Domu Opieki w Barczewie. Trzeba było ratować film, który miał brać udział w festiwalu ogólnopolskim a na ostatnim zakręcie aktorka która miała grać zakonnicę zachorowała. Edek do mnie – Danka ratuj, masz na to dwie godziny. Dwie godziny – kupa czasu . Co miałam robić, szukać kogoś czy sama zagrać? Wybrałam to drugie. Edek został asystentem jednego ze sławnych reżyserów w Polsce, niestety nie mogę sobie przypomnieć nazwiska. Nie sposób jest nie wspomnieć o harcerskim zespole prowadzonym przez Janusza Laddego, w którym już występowała moja córka – chyba Legenda czy Gawęda, nie pamiętam. I wyobrażacie sobie że to wszystko musiałam ogarnąć jako koordynator działów artystyczno – administracyjnych, a zespoły artystyczne miały jeszcze garderobiane, krawcowe i panią perukarkę – cudowną Lucynkę. Każdy z zespołów prowadził różne szkolenia i konkursy którymi kierował Wydział Kultury Urzędu Wojewódzkiego i obejmował zasięg ogólnopolski – miałam przy tym pełne ręce roboty. Czułam się doceniana ale minęły dwa lata a ja ciągle miałam pobory jako pracownik początkujący – 1000zł. Pani Krystyna z Wydziału Kultury tak mnie chwaliła w domu, że jej mąż za wszelką cenę zechciał żebym zajęła się organizacją kursów języków obcych w MPiK dając mi pobory już jako wykwalifikowanemu pracownikowi – 2200 zł. Nie miałam pojęcia jak się za to zabrać ale lubiłam wezwania. Wyobraźcie sobie, że jak na pierwsze przywitanie roku szkolnego wystarczyła klasa szkolna to już trzeci rok rozpoczynaliśmy w Filharmonii. W MPIK poznałam mamę obu tancerek Felskich, kierowała pracą w czytelni. Karolina była rówieśnicą mojej młodszej córki, miały po 10 lat, także wypady za miasto jakie organizowałam dzieciom już bywały z jej udziałem, zwłaszcza jak jej mama cały dzień musiała być w pracy i nie chciała zostawiać Karolinki samej w domu.
Wspomnienia, wspomnienia, wspomnienia… Wszystkie osoby które znalazły się w moich wspomnieniach, wspominam z ogromną miłością.
I to wszystko – NARA!
