I to i sio…

Właściwie to będzie ni to ni sio jeśli nowi czytelnicy zaczną czytać mojego bloga od końca, a takich przybywa. Bardzo chciałabym być zrozumianą dlatego bardzo proszę o przeczytanie tego bloga od początku. Znajdź kalendarz i zacznij od pierwszego wpisu z 2017 roku. Będę o tym co jakiś czas przypominała. Zależy mi bardzo żeby moi czytelnicy wiedzieli o czym piszę i dlaczego w ogóle zaczęłam pisać. Byłam krzywdzona, i nie tylko ja, przez osoby które miały nami się opiekować. To straszne być krzywdzonym przez kogoś od kogo jest się zależnym. Mój blog to moja bardzo skuteczna psychoterapia po przejściach jakich doznałam będąc podopieczną w naszym DPSie. O tym będę bezustannie przypominać. Na szczęście mój blog będzie nawet wówczas jak już mnie nie będzie.

W komentarzach znalazłam wpis dotyczący naszego wewnętrznego ogródka – dlaczego piszę o ławkach a nic o kwiatkach. I w tym miejscu uzewnętrzni się moja natura, ja inaczej patrzę na wszystko niż większość ludzi. Ogarniam wzrokiem całość i natychmiast przechodzę do szczegółów, i jak dla mnie to kwiatki w atrium to śmietnik kwiatowy, naćpane wszystkiego pełno bez żadnego pojęcia o estetyce i wszystko jakieś chorowite. Swego czasu naszym atrium zajęli się fachowcy od projektowania ogrodów. Drzewa, krzewy zielone i krzewy różane oraz dekoracyjne trawy, wszystko posadzono w odpowiednim miejscu, tworząc tym samym piękny ogród. Wystarczyłoby co roku, w odpowiednim czasie, krzewy i trawy poprzecinać, odżywić nawozami i ziemią a w porze wegetacji podlewać, i to wszystko. Kwiaty które teraz dołączyły do tego ogrodu, zepsuły estetykę; już w ogóle nie widać twórczej pracy architektów. Przy niziutkich krzewach dosadzono, ni w pięć ni w dziesięć sadzonki grabu pospolitego, na razie są nie duże i nie wiele osób je widzi jednak bardzo szybko pokarzą co potrafią. Te sadzonki wzięto z grabu który wyrósł u nas powyżej drugiego piętra. Nasze atrium jest za małe żeby obsadzać je drzewami, ma zaledwie po 30 kroków w każdą stronę, a połowa z tego to wyłożony kostką chodnikową spacerniak. W wyższych partiach krzewów rosną dwa klony , samosiejki ale już jeden ma ponad metr wysokości a drugi ponad dwa metry. są one przy samym murze budynku; jeszcze rok czy dwa i korzenie tych klonów będą niszczyć wszystko w okół. Do już istniejącego ogrodu wystarczyłyby balkony i okna w kwiatach i byłaby piękna dekoracja. Tych okien jest ponad 40 i okalają atrium. Pani, która „opiekuje” się atrium ciągle tylko dosadza jakieś kwiaty nie dbając o wygląd, no i przede wszystkim podlewa tylko to co sama zasadziła, reszta wysycha. Różane krzewy rosną pod rozłożystym drzewem które nie dopuszcza do nich ani słońca ani wody deszczowej, i od kiedy pamiętam nie były one ani podlewane ani odżywiane – to cieniutkie badylki, które resztkami sił wydają kwiaty. Na tym samym klombie kępy, kiedyś pięknych traw a teraz wyschniętego siana. Niestety ja widzę zniszczenie nie piękno. Ale każdemu podoba się co innego – jednemu córka, drugiemu teściowa. Jedni przechodząc koło balkonu Felki, patrzą na niego z zachwytem a ja ze zgrozą – jak można pięknymi kwiatami zniszczyć to piękno, to jest dopiero majstersztyk; okazuje się, że wystarczy każdą z doniczek postawić w nie odpowiednim miejscu, i już tworzy się śmietnik kwiatowy. Ale to jest moje zdanie. Taka już jestem, pewnie szukam dziury w całym. Ale znalazłam w naszym Domu balkony na których są przepięknie wypielęgnowane kwiaty. Np. u Pani Marianny z pokoju 91 – istne cudo, w jednym korytku kwiaty obejmują całe okno balkonowe; mają grube i ciemno zielone łodygi i liście. Podobnie u Pani Eli z p. 98. Jeśli już ktoś bierze się za hodowlę kwiatów to musi o nie dbać. Ja, ponieważ już nie radzę sobie z jakąkolwiek pracą to i kwiatkami się nie zajmuję. Swój były ogródek mam upamiętniony na zdjęciach w telefonie.

Od pewnego czasu miewam bardzo nieprzyjemne sny. ( A kiedyś tak pięknie śniłam ). Pierwszy sen był o bardzo dużej ilości czekolady, W moim domu prowadziłam rzemieślniczą produkcję czekolady, ktoś to robił ja tylko nadzorowałam. Ten ktoś ubabrał czekoladą całe mieszkanie, podłogi i meble. No niby nic, ale ja czekolady nie lubię, wolę cukierki miętowe. Drugi sen to ogromna ilość wody przed którą uciekałam a jej było coraz więcej; z tym, że woda była czyściutka także ten sen zbytnio mnie nie zmartwił ale już trzeci sen przeraził mnie na dobre. Do mojego mieszkania przychodzili ludzie którzy byli wychudzeni, mieli granatowe twarze i nie mieli oczu – horror. Przypomniało mi się, że kilka dni temu odebrałam wyniki badań krwi, wynik potwierdził, że sny są częścią naszego życia. We wtorek pójdę do lekarza skonsultować wyniki.

NARA !