Przebaczanie

Przebaczanie to jest coś co przychodzi mi z wielkim trudem a najczęściej w ogóle nie przychodzi. Nie umiem wybaczać, jestem obrażalska, pamiętliwa i mściwa; do tej pory te cechy brałam za objaw ambicji a to są najprymitywniejsze wady ludzkie. Dobrze, że chociaż na starość zrozumiałam, że jestem zlepkiem wad a nie kimś nadzwyczaj ambitnym. Coraz częściej jednak zaczynam myśleć, że powinnam wybaczać i zapominać o tym co złe,ba, nawet w moich codziennych modlitwach zaczęłam prosić Ducha Świętego żeby nauczył mnie wybaczania. Możecie wierzyć lub nie ale jeśli w swoich modlitwach gorliwie o coś poproszę to to dostaję, a przecież wcale do świętoszek nie należę. Nie proszę zwykle o coś oderwanego od mojej rodziny, rzadko mi się to zdarza, ale jeśli tak, to dostaję to o co proszę. Aż wstyd się przyznać ale to, że poprzednia dyrektorka wyleciała z roboty to efekt moich modlitw., oczywiście popartych dowodami nadużywania władzy. Właśnie po to jedna z mieszkanek naszego DPS dała mi litanię do Św. Antoniego. Okazuje się, że Św. Antoni jest nie tylko od rzeczy zagubionych, ale po prostu od spraw trudnych. Jeśli chodzi o tę dyrektorkę to nie modlę się o wymianę jej na inny model, ponieważ mam nauczkę , że nie zawsze wyproszona zamiana wychodzi na dobre, ale o wybaczenie jej świństw robionych dla mnie całymi latami to owszem modliłam się jak też o to żeby i ona zrozumiała, że każde świństwo które komuś zrobi wróci rykoszetem. Jednak wybaczenie jej chyba się dzieje, Częściowe wybaczenie, nie wszystko na raz. W sobotę po południu wybrałyśmy się w kilka osób do naszego leśnego ogródka, gdzie wolontariusze ozdabiali go w kwiatki, krzewy i lampiony, żeby podziwiać efekt końcowy prac. Idąc spotkałyśmy po drodze P. Dyrektor. Smutno mi się zrobiło na jej widok. W moich oczach wydała mi się taka biedna, nie szczęśliwa. Jakaś taka wychudzona. Przyszło mi do głowy, że do tego smutku przyczyniłam się w dużej mierze i ja. Fakt nie ma skutku bez przyczyny ale może już wystarczy. Ja miewam się dobrze i to po mnie widać – jestem co dzień grubsza, ale zadowolona. Muszę się postarać żeby w okół mnie było jak najwięcej zadowolonych ludzi. Na razie zauważyłam, że osoby przychodzące na sobotnie śpiewanie są zawsze zadowolone i bezustannie chcą śpiewać, a przynajmniej zawsze jak mnie zobaczą. N.p. Krysia, która zarzekała się, że ona przenigdy śpiewać nie będzie teraz przy byle okazji coś nuci. W ogródku zauważyła, że ta szóstka która przyszła na rekonesans to wszystkie osoby nasze śpiewające. Nawet siódmy pan który do nas się dosiadł, też kilka razy śpiewał z nami; Danusia, chodź coś zaśpiewamy – powiedziała, i zaczęliśmy śpiewać. Ja dla odmiany zauważyłam, że jeśli chcemy śpiewać przy byle okazji, to musimy nauczyć się tekstów. Wiecznie trzymamy nosy w śpiewnikach a jak ich zabrakło to i krucho ze śpiewaniem. Od dziś, na każdym spotkaniu sobotnim wybierzemy jakąś piosenkę której będziemy uczyć się na pamięć aż do skutku. Ponieważ w tym towarzystwie w którym byłam czułam się bardzo dobrze to i poczęstunek który jest niezmiennie taki sam, czyli kaszanka i kiszka ziemniaczana, a z którego ja ciągle drwiłam, tym razem nawet mi smakował.

Ostatnio Dyrekcja zarządziła zamianę miejsca pokoju socjalnego opiekunek. Mam nadzieję, że jest to tylko na czas remontu byłego pokoju, bo słyszę tylko psioczenie na ten pomysł. To są skutki nie rozmawiania z ludźmi tylko podejmowania decyzji według swojego widzi mi się. Aż trudno sobie wyobrazić jak opiekunka np. z Medyka jedzie dwiema windami żeby zjeść kanapkę w wyznaczonym do tego celu miejscu. Każdy pracownik naszego Domu ma lepsze warunki na chwilę odpoczynku przy kubku kawy od opiekunek; a one nie dość, że mają najcięższą pracę to jeszcze nie mają odpowiednich warunków na odrobinę ciszy.Na zebraniu P. Dyrektor powiedziała, że ta zamiana jest w trosce o dobro opiekunek – bzdura. Opiekunki podlegają personalnie pod dozór Siostry Przełożonej a ona od lat tylko kombinuje kogo by tak przenieść do innego pokoju. Mieszkańcami pomiatała w ten sposób mnóstwo razy. Przeniesienie do innego pokoju to była kara za niesubordynację, a teraz nagroda ? Przypomnijcie sobie Witka – bardzo chorego człowieka, którego przenosiła czterokrotnie a jak Go przeniosła po raz ostatni to w pokoju tym był właśnie remont. Pamiętam Witka siedzącego na środku pokoju bo wszędzie był bałagan. Pamiętam też płaczącą Panią Tamarę której zmienili pokój podczas jej pobytu w szpitalu i wbrew jej woli. To samo było z Iwonną. A Grzesia ile razy przenoszono nie pytając o zgodę. Mogłabym tak wymieniać jako, że mieszkam tu już parę ładnych lat. Siostra przełożona już nie ma pomysłu na siebie to kombinuje jak koń pod górę. Znudziło jej się pomiatanie mieszkańcami to wzięła się za pracowników. Powinna Pani odejść już na emeryturę, wiek emerytalny określono nie bez powodu.

Od kilku tygodni godzinami muszę siedzieć przed komputerem i pozbywać się wpisów, które są do mnie adresowane w językach innych niż polski. Na ogół jest to język rosyjski. Mam wrażenie, że jest to celowe zakłócanie porządku i przekierowywanie wszystkich możliwych reklam na polskie komputery. Ilekroć zacznę od wrzucania owych wpisów do kosza to już później nie mam siły na nic. Jest to bardzo żmudna praca.

I to byłoby na tyle NARA!!

Poczta Polska.

Dostałam awizo i musiałam wybrać się na Pocztę, na Pocztę na którą chodziłam przez 60 lat. Od 1963r. do dziś należę do tej samej Poczty. Jak wprowadziłam się do DPSu zleciłam odbiór przesyłek poleconych administracji Domu; jednak bardzo szybko z tego się wycofałam ponieważ każdy list był otwierany i to bez skrupułów rozrywany. Fakt, wówczas prowadziłam ożywioną korespondencję a taka forma wglądu w nią była dla mnie obrzydliwa dlatego złożyłam pisemną prośbę o nie odbieranie mojej korespondencji przez administrację Domu. Wówczas była to prosta sprawa ponieważ listonosz przychodził do naszych pokoi, od czasu covidu listonosz po naszym Domu nie chodzi, także na pocztę musiałam wybrać się sama. Szok, to co zobaczyłam to nie była Poczta Polska tylko jakiś sklep wielobranżowy. Towaru w tym sklepie tyle , że nie mogłam dojść do okienka ze swoim chodzikiem. Kiedyś piękny hall ze stolikami i krzesłami dzisiaj musiałam uważać żeby poruszając się nie pozrzucać towaru z półek czy wieszaków. W każdym razie po powrocie z Poczty wycofałam pismo zabraniające odbioru mojej korespondencji, nie chcę oglądać nie miłych widoków niszczących wspomnienia., ale i takiego chamstwa jak otwieranie listów, już u nas nie ma. A korespondencja po którą się wybrałam dotyczyła odpłatności za mój pobyt w DPSie. No to teraz usiądźcie wygodnie bo jak przeczytacie ile kosztuje pobyt w takim Domu to się przewrócicie. UWAGA – 6 636 zł. miesięcznie. Ja rozumiem wszystko kosztuje ale aż tyle. Do takiej ceny doprowadzili rozrzutni dyrektorzy DPSów. Na pewno można było oszczędniej. Oto przykład: na zebraniu poruszamy temat niepotrzebnego przychodzenia do pracy na godzinę 7.30 przez pięć pracownic, co słyszymy w odpowiedzi P. Dyrektor – przecież zanim rozpoczną pracę muszą zjeść śniadanie, muszą się przebrać. A więc nie dość, że nie pracują to jeszcze im się płaci za zjedzenie śniadania. Każda z tych osób rozpoczyna pracę o godzinie 9.00 tak więc półtorej godziny ( koszt zaniżony ) mniej więcej 30 zł x 5 osób = 150 zł. x 25 dni daje nam 3750 zł. wyrzucone w błoto. UWAGA – ci co rozpoczynają pracę od śniadania, zjedzcie je w domu a DPS zaoszczędzi i to nie mało. Druga rzecz – ” w ramach oszczędności” Dyrekcja naszego Domu zgłosiła rezygnację z korzystania z autobusu miejskiego który podjeżdżał w okolice naszego Domu cztery razy dziennie, teraz do miasta wozi nas nasz samochód służbowy. Jakby tak jeszcze poszperać głębiej znalazłoby się jeszcze kilka tysięcy oszczędności.

Z innej beczki – dzisiaj ogłoszono próbę alarmu przeciwpożarowego, tak więc postanowiłam sprawdzić jak ewentualnie wyglądałaby ewakuacja. Organizatorzy tego próbnego alarmu zaplanowali, że pożar będzie tylko w jednej części budynku, tak więc wystarczy jak mieszkańcy się przemieszczą w część nie objętą pożarem. Bardzo optymistyczna wersja. Poinformowano nas, że do wind w czasie pożaru nie będzie można wchodzić. Mam to szczęście, że nie daleko mojego pokoju jest wyjście ewakuacyjne z budynku. Niestety nie zbyt przydatne, a mianowicie: na moim korytarzu jest jedenastu mieszkańców z tego tylko cztery osoby chodzą z trudem ale samodzielnie pozostałych siedmioro korzysta z chodzików albo jeżdżą na wózkach i te osoby wyjadą z budynku i natychmiast utkną wszyscy na jednym metrze kwadratowym ponieważ droga jest nie przejezdna, za wąska i zanieczyszczona. Tak to się u nas rządzi, wszystko jest na pokaz, przed budynkiem może być za budynkiem nie daj Boże. Sprawdzając drogę ewakuacyjną za budynkiem zobaczyłam teren byłych ogrodów należących swego czasu do mieszkańców bloku mieszczącego się przy naszym DPSie z których P. Dyrektor wysiudała właścicieli ponieważ dopatrzyła się, że ogrody są na terenie należącym do DPS. i w ten sposób piękne, bujne w roślinność ogrody, okolone pięknymi schodami i ogrodzone płotem sięgającym lasu zamieniły się w niedostępny i zrujnowany busz. A można było dogadać się z właścicielami ogrodów i pobierać jakąś opłatę, byłby zysk dla DPSu a nie strata i to bardzo bolesna właścicieli ogrodów.

To byłoby na tyle NARA !!

Śpiewanie zaczyna przeszkadzać…

W poprzednim wpisie napisałam, że muzyka w nasze sobotnie śpiewanie będzie teraz należała do Andrzeja; .niestety tak nie będzie. Ludzie przywykli do muzyki podawanej przeze mnie i do moich zdecydowanych akcentów w każdej frazie. Żeby akcentować frazę trzeba chociaż raz przesłuchać utwór, a ja niestety tych aranżacji nie znałam, wycofałam się więc z pomocy w śpiewaniu, ludzie się gubili i przestali śpiewać. Żeby po spotkaniu zostało miłe wspomnienie poprosiłam Andrzeja żeby puścił dobrze znane piosenki. Także wracamy do sprawdzonej formy muzycznej. Stara prababcia jeszcze nie może przekazać pałeczki, zawiodłabym naszych śpiewających, a w sobotę 8 VI było nas ponad 30 osób. Po za tym nie przestanę prowadzenia tych spotkań ze względu na powstałą złośliwą ” konkurencję „. ( rywalizacja to moja specjalność ). Otóż pan NIKT ubzdurał sobie, że stworzy śpiewającą konkurencję kościelną. Raptem codziennie o godzinie 10 ludzie spotykają się w kościele żeby pośpiewać, albo pomodlić się, nawet w sobotę. W sobotę nigdy nic się działo dlatego właśnie na realizację swoich pomysłów wybierałam zawsze sobotę. Życzę im wszystkiego najlepszego, tylko całkiem niepotrzebne są kierowane pod moim adresem bardzo brzydkie . złośliwości. W tę sobotę spotkaliśmy się w stołówce nie na sali widowiskowej, zajęcia prowadził Andrzej który grając lubi sobie pofolgować. Jak Andrzej zaczął grać ja byłam jeszcze w swoim pokoju. Idąc korytarzem do stołówki dopadła mnie Ania i zaczęła wrzaskiem ubliżać mi. Przez chwilę nie wiedziałam o co chodzi, a ona wykrzykiwała – od tego hałasu głowa puchnie. Aniu, czy ja idąc krzyczę, o co chodzi, dlaczego mnie atakujesz. Nie słyszysz tej przeraźliwie głośnej muzyki – krzyknęła. Owszem może głośnej ale nie przeraźliwie. Jakaś ty wrażliwa – odpowiedziałam. Słyszy muzykę z pomieszczenia w którym mnie nie ma a atakuje mnie i to bardzo brzydko, czego po niej nigdy nie spodziewałabym się. Nie może zaatakować Andrzeja bo on zalicza się do grupy kościelnej, jeszcze się obrazi i nie będzie grał w kościele, a mnie można zbesztać do woli nawet za dobrą robotę. Czyli, że wraca stare. A już myślałam, że atmosfera jest czysta. I tak długo mnie znosili – śpiewamy już 9 miesięcy a atak nastąpił dopiero teraz. Jak prowadziłam radio to atakowano mnie od pierwszego dnia a wytrzymałam ponad trzy lata. Dopiero jak do moich wrogów dołączyła P. Dyrektor to się wycofałam. Człowiek zupełnie sam nie zdziała niczego – teraz nie jestem sama.

Niestety u nas nigdy nie będzie czystej atmosfery ponieważ zanieczyszcza ją sama Pani Dyrektor. Otóż, Pani Dyrektor prowadzi literackie spotkania z wybranymi mieszkańcami. Do wybrańców należą ci którzy nigdy i w niczym nie będą mieli innego zdania od Pani Dyrektor, nawet w recenzowaniu wiersza. Wybiera tych ludzi terapeutka – Kasia ; po prostu daje im imienne zaproszenia, jeśli któraś z tych osób będzie miała na takim spotkaniu, przeciwne zdanie od Pani Dyrektor więcej zaproszenia nie dostanie. Dziwię się bardzo po co ci ludzie tam przychodzą. Na ogół z osobami uczestniczącymi w takich spotkaniach jestem w miłych stosunkach. Często słyszę od nich pytanie – dlaczego nie dołączam do nich. Opowiadają mi co Pani Dyrektor przygotowała, chwalą jej przygotowanie do tematu które kończy niby prowokacją do dyskusji, jednak już wszyscy wiedzą o co chodzi w tej niby dyskusji. Wierzę, że tak jest ponieważ pierwszym jej stworem, zaraz po podjęciu u nas szefostwa było stworzenie cenzury, co w konsekwencji doprowadziło do upadku naszego kwartalnika pisanego od początku do końca przez samych mieszkańców. Teraz niby taki kwartalnik jest ale jest to po prostu kronika wydarzeń pisana w samych ochach i achach nad działalnością w naszym Domu. Czyli, że wszystko musi łechtać wolę P. Dyrektor. Jak szanowna P. Dyrektor pokazywała co potrafi i czego oczekuje po swoim chlubnym stanowisku opisuję na swoim blogu już w maju 2017r. w Części II rozdział 8, 9, 12, 13, 14 i w Części III strona 1. Tylko przez dwa pierwsze tygodnie swojej pracy była normalnym człowiekiem, już po dwóch tygodniach zaczęła przechodzić przeobrażenie i w tej przemianie na gorsze pozostała. Żeby P. Dyrektor istotnie organizowała spotkania literackie bez żadnych podtekstów to nie potrzebne byłyby zaproszenia z wyjaśnieniem, że to wyłącznie dla czytelników naszej biblioteki. Że to niby takie forum dyskusyjne. Na pewno kilka osób przyszłoby z ciekawości, żeby posłuchać; może w ten właśnie sposób zachęciłaby P. Dyrektor do czytania książek, albo, tych co źle widzą do słuchania. Mnie się zdaje, że P. Dyrektor przychodzi tylko tam gdzie Ją przywitają w ochach; nasza grupa ludzi śpiewających spotyka się już od 9 miesięcy a P. Dyrektor nie zaszczyciła nas. Zamiast pytać innych co dzieje się w śpiewające soboty proponuję przyjść i posłuchać.

W tygodniu była u nas kontrola. Nie wiem skąd były Panie kontrolerki ani co ich interesowało najbardziej. U mnie były same kontrolerki natomiast u innych osób w towarzystwie P. Kierownik Socjalnej. To nie profesjonalne podejście, nikt nie wypowie się szczerze przy obecnej jakiejkolwiek pracownicy DPSu. Chyba, że o to chodziło. Nie bardzo miałam ochotę na rozmowę, o tej porze zawsze jestem cholernie śpiąca – godz, 14. Spytano mnie czy coś zmieniło się od ostatniej kontroli i czy jestem zadowolona z opieki. Owszem, zmienił się skład pracowników socjalnych i kierownictwo. Poprzednie dwie kierowniczki socjalne to były dwa potwory, które nie powinny były zbliżać się do ludzi a nie nimi niby opiekować się. Obecna P. Kierownik jest życzliwa, pomocna, uczynna i taki sobie dobrała personel, idąc do pań socjalnych człowiek wie, że spotka się z życzliwością, czego nigdy wcześniej w tym Domu nie było, no może była ale fałszywa życzliwość. jak zaczęłam chwalić opiekunki i pokojowe, to kontrolerka przerwała mi mówiąc – poprzednio również chwaliła pani osoby na tych stanowiskach; owszem chwaliłam bo są to osoby najbliżej z nami związane i wszystko o nas wiedzą, także jeżeli ich chwalę to znaczy, że te osoby mają bardzo wysoką wartość i powinny być równie wysoko oceniane. ( W tym temacie zaczyna mieszać siostra przełożona przesuwając opiekunki na różne oddziały ). Najsłabszym ogniwem w naszym Domu jest P. Dyrektor ze swoimi ulubienicami. a jest ich pięć i siostra przełożona, która jakoś nie może odejść na emeryturę, jest niezbędna głównie dzięki swoim znajomościom, bez tych znajomości nasz Dom z tą dyrekcją nie przetrwałby roku. Wszystko zatuszuje starym zwyczajem – jakoś to będzie a po mnie choćby potop. Nie ma Samorządu Mieszkańców, który przecież mógłby coś doradzić, podpowiedzieć. Chyba dyrekcja wychodzi z założenia, że nie warto nikogo słuchać, bo i tak takich działaczy jak byli nasi ostatni Samorządowcy to już nie znajdzie, to było barachło najwyższego sortu – oby nigdy więcej takich działaczy. Mieszkańcy nie mają świetlicy w której mogliby się spotkać bez niczyjej pomocy, tak jak to robią spotykając się na korytarzu przed stołówką gdzie nikt ich dowozić nie musi, dojadą sami. Dlatego w ostatnią sobotę na naszym śpiewającym spotkaniu było aż tyle osób, do stołówki dojadą bez niczyjej pomocy, nie ma przeszkód, przeszkodą jest zakłócanie spokoju pracownikom kuchni.

I to byłoby na tyle NARA !!

Oczy

Minął ten przerażający piątek kiedy to wkłuwano się w moją gałkę oczną; minął zgodnie z powiedzeniem, że strach ma wielkie oczy. Przygotowania do zabiegu były bardzo poważne. Ponownie przeszłam badania, następnie przebrano mnie w kitel, ochraniacze na buty, czepek i zaprowadzono na salę operacyjną. Ułożyłam się odpowiednio na łóżku, na oczy założono siatkę -mapę, którą wydrukowano dzięki tym wszystkim komputerom którymi mnie badano, określające różne warstwy oka. Żeby ta siatka była nieruchoma założono na nią ramki. Powiekę usztywniono odpowiednim uchwytem a leciutkie uderzenie wilgotnego powietrza oznajmiło mi, że oko zostało znieczulone. Następnie Pani Doktor poinformowała mnie, że poczuję dotknięcie, ponieważ musi zaznaczyć miejsce wkłucia. To było takie uczucie dotknięcia miękkiego grafitu ołówka. I to było wszystko co czułam. Za chwilę usłyszałam – i to wszystko, dziękujemy. Od godziny 8 rano szykowano mnie do zabiegu. Ze szpitala wyszłam o godzinie 11 a moje cierpienia zaczęły się o godzinie 12. Miałam wrażenie, że zrobiono coś nie tak bo oko bolało mi sakramencko. Jednak po przespanej nocy ból się wyciszył. Przez całą sobotę miałam oko pełne piasku ale nie bolesne. W niedzielę dokuczało mi cholerne swędzenie oka a w poniedziałek było po wszystkim. Taki proces będę przechodziła co miesiąc, teraz 2 lipca.

Jak pisałam powyżej, w sobotę miałam oczy pełne piasku a sobota to dzień naszego śpiewania. Nie wiem w co kliknęłam w komputerze ale nagle przestał działać kursor. I przez taki drobiazg utknęłam z kierowaniem zajęć. Poprosiłam Andrzeja żeby przejął pałeczkę i on to zrobił. Jak dobrze że są ludzie nie tacy obrażalscy jak ja, tylko puszczający wszystko mimo uszu, tacy jak Andrzej, który pięknie zajął się stroną muzyczną. Mówił co będziemy śpiewać, muzykę ściągał z internetu i wszystko pięknie grało. Ustaliłam z nim, że strona muzyczna to teraz będzie jego broszka. On będzie decydował co śpiewamy. Jeśli będzie to coś nowego to zadbam o to żebyśmy mieli teksty i będę pilnowała żebyśmy śpiewali równo i wszyscy w tej samej tonacji. Bardzo się cieszę, że Andrzej chętnie odciąży mnie; co 50 lat to nie 80; no i te moje oczy, z nimi nie będzie lepiej pomimo zastrzyków, zachowam ten stan jaki jest, a jest kiepściutki.

Napisał do mnie Pan Jerzy, dziękuję, że napisał ale ja jestem nie wiernym Tomaszem – tyle miłych słów, tyle pochwał, że wydaje mi się, że Pan Jerzy pomylił adresata. Żeby pisząc, że mój blog jest źródłem wiedzy, że jest pouczający i taki szczegółowy, poparł jakimś fragmentem przeze mnie napisanym to może i uwierzyłabym ale jak dodał Pan, że niektóre fragmenty są zbyt techniczne to już wiedziałam, że to nie chodzi o mnie. Ale dziękuję za] wpis.

Jeden wieczór przeznaczyłam na wysłuchanie koncertu z Opola. W sumie nie bardzo wiem co to był za koncert; za moich czasów Festiwal w Opolu wyłaniał gwiazdy wśród debiutantów, nagradzał za wykonanie, interpretację, za twórczość.; czyli, że był nagrodzony kompozytor, autor tekstu i wykonawca. Ale to prehistoria. Brałam udział w Festiwalu Opolskim w 1967r. Doszłam do koncertu laureatów. Moja córka 20 lat później, została nagrodzona za interpretację. Koncert który oglądałam był poświęcony pamięci znanemu i bardzo popularnemu kompozytorowi – Januszowi Kondratowiczowi. Myślę, że ów kompozytor zbytnio by się nie cieszył słuchając tych interpretacji. Ucieszyłby się pamięcią o nim ale nie zniekształceniem wprost melodii przez niektórych wykonawców. To był szał improwizacji. Każdy wykonawca popisywał się wręcz improwizacją. Jak robią to dżezmeni to rozumiem ale żeby zniekształcać piękną melodię na koncercie poświęconym kompozytorowi tej melodii – to lekka przesada. Występowały same gwiazdy, tak więc jak Stanisław Soyka po prostu zaśpiewał piosenkę zgodnie z życzeniem kompozytora, to zrobiło mi się miło na sercu. Na zakończenie piosenki Soyka wstawił koroneczkę improwizacyjną, pokazując, że on potrafi tylko, że dzisiaj nie wypada. Poza Soyką bardzo podobała mi się Ania Rusowicz. Do łez wzruszył mnie jej głos identiko jak jej mamy – Ady Rusowicz. Niepowtarzalny, szorstki alt. Reszta wykonawców oburzyła mnie myląc nagminnie tekst i wirując w improwizacji zatracając właściwą melodię. Nie byłabym sobą żebym nie skrytykowała. Taką mam naturę.

I to wszystko – NARA !!