Wszystkie ręce na pokład…

…tak powinno być w okresie urlopowym. Jeśli każdy chce mieć chociaż część urlopu w tym czasie to jeden drugiego powinien wspierać, nie tylko trzy profesje na okrągło tz. pracownicy kuchni, opiekunki i pokojowe. Te trzy profesje nie dość, że są najbardziej obciążone swoimi obowiązkami to jeszcze dostają polecenia odgórne żeby sobie bezustannie pomagać. Od lat ośmielam się pisać, że kierownictwo naszego Domu bardzo niesprawiedliwie obdziela pracą swoich podwładnych. W ostatnich miesiącach to już bardzo daje się we znaki zły podział pracy (i zepsuta winda.) Jeszcze w tym miesiącu ( 9 sierpnia) pisałam, że w sobotę i w niedzielę na jedną opiekunkę przypada prawie 50 podopiecznych. W dzień powszedni opiekunkom pomagają pokojowe, chcą czy nie, niestety muszą. Muszą zrobić swoje i pomóc muszą. I teraz wyobraźcie sobie, że pokojowe są oddelegowywane do pracy w stołówce, ponieważ stołówka należy do pracowników kuchni, a pracownicy kuchni do których należy gotowanie, zmywanie, sprzątanie i rozdawane posiłków są w bardzo okrojonym składzie. Te czynności wykonywane cztery razy dziennie : śniadanie, obiad, podwieczorek i kolacja robi personel w składzie – TRZY albo i DWU OSOBOWYM. Te osoby szykują śniadanie dla 150 osób po którym muszą pozmywać, muszą posprzątać i stołówkę i kuchnię i wziąć się za następne posiłki. Nikt się dziwi, że co jakiś czas kilkoro pracowników kuchni jest na zwolnieniu lekarskim; te czynności są ponad ludzkie siły. Są u nas pracownice, jest ich pięć, które więcej odpoczywają niż pracują. Jak kiedyś poruszyłam ten temat, bo wyszło mi, że są osoby które nic nie robią przez półtorej godziny to w odpowiedzi zmieniono tablicę z wyliczanką pracy terapeutek zajęciowych, żeby pokazać jak dużo pracy mają owe panie. Nie powiem, tablica robi wrażenie; tak więc prababcia, jako że jest na 102 wzięła się za matematykę. Przepraszam Was miłe Panie a wyszło znacznie gorzej. Po moich obliczeniach , między wami, jeden etat jest zbędny. Otóż – trzy osoby zatrudnione na całym etacie powinny tygodniowo przepracować 120 godzin tj. 8 godzin X 5 dni w tygodniu X 3 osoby. Jak obliczyłam godziny widniejące na tablicy wyszło mi tych godzin 50 i pół, Zostało nie przepracowanych 69 i pół godziny na trzy osoby czyli 69 i pół godziny dzielimy przez trzy to daje nam 23 godziny tygodniowo na osobę, dzielimy to przez tydzień czyli przez 5 dni roboczych i wychodzi, że panie terapeutki więcej odpoczywają niż pracują – pracują dziennie 3 godziny i 15 minut reszta to odpoczynek. I żadna nie wmówi mi, że muszą przygotować się do pracy. Robią od lat to samo. Nawet śmiem twierdzić, że z tego co robiły kiedyś wybrały najmniej wymagające zajęcia. Nie wmówią mi również, że zajęcia muszą być prowadzone przez dwie terapeutki, wystarczy jedna starannie przygotowana i z pasją prowadząca zajęcia. Jako przykład podaję sobotnie śpiewanie na które przychodzi trzy razy tyle osób ( a czasem i dziesięć razy tyle ) co na zajęcia wasze a prowadzi je autentyczna prababcia. Był czas, że te same panie terapeutki od rana pomagały na stołówce albo nawet zajmowały się karmieniem osób leżących w pokojach. Jednak po jakimś czasie doszły do wniosku, że bardziej od pracy opłaca im się „słodzenie ” szefostwu a to zajmuje dużo czasu ale też zwalnia z wielu obowiązków. Do tego toku myślenia zachęciły też fizjoterapeutki i to właśnie w ich kantorku toczą się godzinne dysputy w licznym gronie; jest tam wesoło i gwarnie no i wówczas nie wchodzi w grę praca co najwyżej komplementowanie panią dyrektor, nawet wbrew swojej woli, która z przyjemnością wpada tam na pogaduchy. Kto by się przejmował pracą opiekunek, pokojowych czy pracownikami kuchni, niech harują i padają jak muchy z przemęczenia. Przyjemniejsze od pracy są długie rozmowy o niczym. A cóż by się stało jakby siostra przełożona zamiast codziennych spacerków do lasu, w czasie pracy, wzięła by się za karmienie chorych; a pani dyrektor zamiast rozmów o niczym wyręczyłaby personel w zawiezieniu podopiecznych na stołówkę. Jestem pewna, że stałoby się, pensjonariusze nabraliby chociaż trochę szacunku do obu pań.

A pod tą nową tablicą informującą o pracy terapeutek zajęciowych zbiera się codziennie kilka osób- podopiecznych Domu i dyskutują, a dzisiaj nawet z krzykiem – Danusia zobacz na tej tablicy wszystkie zajęcia są tylko nie ma naszej soboty – dlaczego? Nasze śpiewanie sobotnie, pomimo, że na nie przychodzi więcej osób niż na jakieś inne zajęcia, to mimo wszystko jest to inicjatywa oddolna i prowadzona przez mieszkankę która nie komplementuje pani dyrektor, a wręcz odwrotnie; taką osobę demonstracyjnie się olewa, jak już przestało się ją gnębić. Chociaż moim zdaniem informacja o sobotnim śpiewaniu powinna być nawet wyeksponowana żeby zachęcić innych tak do przychodzenia na to spotkanie jak i do wychodzenia z podobnymi inicjatywami. Co sobotnie spotkanie, na którym nie ma ani jednego pracownika, odbywa się bardzo regularnie od 11 miesięcy, to chyba już zasłużyło na uwagę pani dyrektor.

I to już wszystko. NARA !!

” Smutki i radości objawów starości „

W poniedziałek 12 sierpnia w sali widowiskowej przedstawili się nam aktorzy z naszego kółka teatralnego w inscenizacji scenek – spotkanie po latach. I byłoby na prawdę pięknie gdyby nie mikrofon. Mikrofon który pomaga każdemu artyście, jeśli jest prawidłowo wykorzystany i sprawdzony wcześniej przez wykonawcę, tym razem zepsuł występ. Na każdym spotkaniu kiedy używany jest mikrofon ja zawsze poruszam ten temat, że sitko mikrofonu musi być skierowana prosto na usta mówiącego, że ręka trzymająca mikrofon musi tworzyć jedność z głową, to znaczy, jeśli ruszasz głową to ręka z mikrofonem musi iść równiutko za tym ruchem, że wcześniej musi być dokładnie ustalona odległość mikrofonu od ust mówcy i że jak mówi się głośno to należy zwiększyć odległość od ust a jak mówisz cicho mikrofon należy zbliżyć. Za każdym razem, na prowadzonych przez p. dyrektor zebraniach upominałam Ją, że źle trzyma mikrofon, a w odpowiedzi słyszałam, że źle usiadłam. Czyli, że czort swajo, pop swajo. Mogłam mówić do woli a i tak lekceważono to dobrodziejstwo jakim jest mikrofon. Dopiero teraz, po tych występach, osoby które były na występie premierowym i teraz dostrzegły dużą różnicę. Na premierze była kameralna widownia, dla większości wykonawców mikrofon był nie potrzebny i każde słowo było odbierane prawidłowo, salwami śmiechu,a ( fakt widownia była młodsza, z lepszym słuchem ) a tym razem cisza. Zwrócili na to uwagę sami wykonawcy. Było dużo ludzi na widowni co tłumiło głos wykonawców i z tego względu mikrofon był konieczny. Niestety mikrofon był źle przystawiany do ust i zniekształcał głos, a ponadto my nie mamy mikrofonu wysokiej klasy nasz mikrofon trzeba dobrze poznać żeby z niego umiejętnie korzystać. Wykonawcy przed występem, na dwóch czy trzech ostatnich próbach muszą przećwiczyć próbę mikrofonu no i to oni powinni trzymać mikrofon, właśnie na próbach powinni nauczyć się korzystania z mikrofonu. Niestety wykonawcy z oburzeniem mówili mi, że nigdy takiej próby nie mieli, a zatem oni nie wiedzą kiedy głos słychać lepiej a kiedy gorzej i dlatego mikrofon lekceważą. Pani Dyrektor również musi przejść szkolenie z używalności mikrofonu wówczas będzie wiedziała, że nie ważne gdzie siedzi słuchacz głos powinien wszędzie dotrzeć .Natalka wie do czego służy mikrofon i jak się z nim obchodzić dlatego jej głos wypełniał całą salę; ( nie potrzebne było wybieranie szczególnego miejsca żeby słyszeć co mówi ), dlaczego nie zadbała żeby tak było ze wszystkimi mówiącymi.

Ponieważ to co mówili aktorzy z naszego kółka było śmieszne i zarazem prawdziwe pozwolę sobie przypomnieć te teksty z programu zatytułowanego – SMUTKI I RADOŚCI OBJAWÓW STAROŚCI.

Słowo wstępne – Już przed wiekami rzekł Epikur, mądry Grek, że śmiech to niezawodny lek na nudę, na splin. Na hasło – klinem klin. Więc śmiej się gdy masz okazję, gdy masz fantazję też się śmiej. Kto się nie śmieje ten się nie dowie, że śmiech to zdrowie.

I aktorzy zaczynają snuć wspomnienia:

MARIANKA – Idę ulicą ktoś mi się kłania. Oddaję ukłon, znam przecież drania. Ta twarz, ten uśmiech i ten błysk w oku… To miły facet, znam go od roku. Jakże u diabła on się nazywa? Dziura w pamięci, czasem tak bywa. Wtedy myśl smutna w głowie się rodzi- nic nie poradzisz, starość nadchodzi.

Wiesia – Z trzeciego piętra schodzę radośnie, bo w kalendarzu ma się ku wiośnie, no i spaceru gna mnie potrzeba, zwłaszcza, że słońce i błękit nieba. Gdy już po parku idę alei, nagle pot zimny koszule klei, bowiem pytanie w głowie mi tkwi: czy aby kluczem zamknęłam drzwi? W pospiesznym powrocie znów myśl się rodzi – nic nie poradzisz, starość nadchodzi.

Nasz stulatek – Siedzę i czytam. Nagle myśl żywa z jakimś pragnieniem z fotela zrywa. Robię trzy kroki, staję przy szafie i jak to cielę na nią się gapię… Pojęcia nie mam po co ja wstałem, czego tak bardzo i nagle chciałem ? Oj, coraz bardziej mi to już szkodzi, że ta nieszczęsna starość nadchodzi.

Grzegorz – Jadę na urlop, prasuję spodnie, żeby wśród ludzi wyglądać godnie. Biorę walizę pędzę nad morze… Lecz tam miast śledzić dziewczyny hoże, zamiast podziwiać plażowe akty… czy wyłączyłem wtyczkę z kontaktu ? Może dom spłonął, strach we mnie godzi… Tak to już jest gdy starość nadchodzi.

Stanisław – Żeby nie znaleźć się kiedyś w nędzy, zaoszczędziłem trochę pieniędzy. W dużej kopercie, zamkniętej klejem, dobrze ukryłem ją przed złodziejem i teraz już od paru miesięcy nie mogę znaleźć swoich pieniędzy. Ech, nie pojmiecie tego wy młodzi, jak miłe jest życie gdy starość nadchodzi.

Basia 1 – Pomimo moich najlepszych chęci, nie zawsze mogę ufać pamięci, więc by jej pomóc, to przez nią sobie czasem na chustce węzełki robię; a potem jeden Bóg wiedzieć raczy co który węzełek znaczy. Choć mi się nawet nie źle powodzi , wciąż mam kłopoty, starość nadchodzi.

Basia 2 – Dwa razy dziennie – raz przy śniadaniu, a potem w obiad po drugim daniu – zażywam leki, tabletki białe : cztery połówki i cztery całe Często się pieklę , bom nie aniołem gdyż w obiad nie wiem czy rano biorę. Tę gorycz klęski wątpliwie słodzi , wiedza, że oto starość nadchodzi.

Krysia – Powiadają – starość okresem jest złotym; kiedy spać się kładę zawsze myślę o tym… uszy mam w pudełku, zęby w wodzie studzę, oczy na stoliku, zanim się obudzę. Jeszcze przed zaśnięciem ta myśl mnie nurtuje – czy to wszystkie części które się wyjmuje ?

Ania – Za czasów młodości, mówię bez przesady, łatwe były biegi, skłony i przysiady. W średnim wieku jeszcze tyle siły w nas zostało żeby bez zmęczenia przetańczyć noc całą. A teraz, na starość czasy się zmieniły, spacerkiem do sklepu, z powrotem bez siły.

To wszystko to szczera prawda. Każdy z nas w podeszłym wieku przechodzi przez wymienione sytuacje. Ja przeszłam przez nie wszystkie i nadal przechodzę. Najczęściej przerabiam scenki naszego stulatka, z tym, że na razie wiem, że postoję, postoję przy czymś i przypomni mi się po co tam poszłam, ale nic nie wiadomo ile czasu minie i nie przypomnę. W każdym razie daję piątkę za pomysł i realizację i pałę za korzystanie z mikrofonu.

I to wszystko na teraz. NARA !

PS. Czytajcie mojego bloga od początku, dopiero wówczas będziecie czytać ze zrozumieniem. Przeszłam w tym Domu piekło ale zawsze spadałam na cztery łapy i trzymam się spoko.

Jest mi smutno…

Nie spodziewałam się, że kiedyś będzie mi smutno z powodu bliskiego pożegnania się z Andrzejem. Tym Andrzejem który od 10 miesięcy towarzyszy mi i pomaga w prowadzeniu sobotniego śpiewania. Pierwsze miesiące to tylko wściekałam się na niego, nic mi się w nim nie podobało, ani jego granie, ani śpiewanie, ani jego zbereźny dowcip. Ale pomalutku bez pośpiechu i przyzwyczaiłam się do niego. Ostatnio, poprosiłam go o szczególną pomoc ; ponieważ sobota była dniem po zastrzyku w gałkę oczną a wówczas mam problem z widzeniem to chciałam żeby Andrzej po prostu poprowadził całe spotkani i Andrzej wywiązał się znakomicie. Nie wylegiwał się na kanapie, jak miał to w zwyczaju, tylko rozdawał śpiewniki, informował co będziemy śpiewać i włączał odpowiednią muzykę. Byłam zachwycona. Na drugi dzień mówię mu, że teraz spokojnie mogę odejść, następcę ukształtowałam na wzór i podobieństwo swoje. Poczułam się spokojna, że będę mogła pomału odpuszczać a śpiew będzie hulał. Bo bardzo nie chciałabym żeby nasze śpiewanie rozpadło się. wraz z moim takim czy innym odejściem. Ludzie przychodzą z chęcią i z chęcią śpiewają. W odpowiedzi słyszę – Danusiu, ja tu jestem ostatni tydzień. Niestety miałem umowę na czas określony i muszę się wyprowadzić, chociaż nie mam dokąd. Nikt z nas mieszkających w DPSach nie miałby dokąd się wyprowadzić. Już naszych mieszkań nie ma. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym mieszkać u kogoś z rodziny. Pytam Andrzeja – czy ten nakaz wyprowadzki ma jakieś uzasadnienie. Ma, odpowiada Andrzej, diagnozę naszego lekarza, że jestem już zdrowy. A miałeś możliwość odwołania się od tej decyzji – pytam. Miałem ale niestety bezskutecznie. Andrzej wie, że się od nas wyprowadzi i nie wie dokąd pójdzie. Mówi, że wynajmie jakiś pokój, ale czy da radę z codziennością. Sprzęt muzyczny ( a ma tego od groma ) już wywiózł. Sprzęt muzyczny i sprzęt sportowy to jego cały majątek. Na ten majątek musiałby mieć osobny pokój. Nie wiem czy stać go na wynajęcie całego mieszkania. Mnie nie byłoby stać. Dlatego właśnie jest mi bardzo smutno, że będzie mu ciężko i że jego z nami nie będzie. JUŻ GO Z NAMI NIE MA.

W ubiegłym tygodniu przeczytaliśmy na tablicy ogłoszeń takie sprytne zaproszenie. Zaproszenie chytrze zredagowane – … zapraszamy na spotkanie z naszym pracownikiem , który przygotował dla państwa niespodzianki wizualno muzyczne. Tak więc z ciekawości -któż to taki, zebrał się tłum ludzi. I całe szczęście, że zaproszenie to było tak lakonicznie zredagowane, wydaje mi się , że jakby zostało napisane, że to spotkanie z BHP -owcem to przyszłoby niewiele osób. Okazało się, że nasz BHP -owiec to dość barwna osobowość, to taki człowiek renesansu. Zdołał nas zainteresować swoim życiem. To emerytowany strażak, pełen empatii i ciekawości życia a na dodatek grający na gitarze i śpiewający całkiem ładnym głosem. Z zainteresowaniem wysłuchałam całego spotkania a nawet było ono z pożytkiem dla mnie. Otóż, mimochodem przypomniał mi, że powinniśmy nosić w butach wkładki ortopedyczne. Przypomniało mi się, że mam takie wkładki zrobione przez fachowca na zamówienie kupę lat temu; wkładki z pięknej grubej skóry, nie używałam ich nie wiem dlaczego, a nie pozbyłam się bo były bardzo drogie ( wg mnie ), a teraz jak znalazł. Właśnie tak powinny wyglądać wszelkie spotkania, powinny coś wnosić w nasze życie. Nie omieszkałam żeby nie pochwalić pana prowadzącego ten program, przed panią dyrektor, w końcu to jej pracownik. A propos – każdy człowiek po pięćdziesiątce jeśli chce mieć zdrowy kręgosłup i nie bolące kolana, powinien nosić w butach wkładki ortopedyczne, odpowiednie dla swojej osoby. Natychmiast po włożeniu do butów wkładek odstawiłam leki przeciwbólowe i w nocy tylko raz obudziłam się w związku z bólem kolana. Kolano leczę od ponad dwóch lat i ani lekarz ani nasze fizjoterapeutki nawet nie wspomniały o wkładkach ortopedycznych a strażak pamiętał, że to jest bardzo ważne dla zdrowia. Dla mnie to już trochę za późno, kolano jest zniszczone, ale trochę ulżyło.

15 sierpnia to Dzień – Święto Wojska Polskiego. Dla mnie to bardzo szczególny dzień, ponieważ tworzenie się Wojska Polskiego to kawał życiorysu mojego taty. Zalążki naszego Wojska tworzyli Legioniści, to tacy partyzanci Piłsudskiego, to wojsko bez ojczyzny, a mój tato nim był. Jak już zaczęliśmy odzyskiwać kawałek po kawałku, naszą rozszarpaną ojczyznę to bardzo szybko utworzono Rząd Polski i w tym samym roku powstawało Wojsko Polskie – X 1918r. Powstawało, ponieważ do wojska wstępowali nasi chłopcy walczący tam gdzie byli, a byli rozsiani po całej Europie. Szwadron Polski został utworzony między innymi w Rumunii, dołączył on do formacji rosyjskich białoarmistów , którzy byli kontr rewolucją do czerwonoarmistów . Formacja ta powstała w Kubaniu i w niej walczył mój dwudziestoletni wówczas tato. Szwadron szybko przekształcił się w pułk. Dowódcą pułku był Konstanty Plisowski. Śledząc losy majora poznałam życiorys wojenny mojego taty. Całymi miesiącami trwał nabór do Wojska Polskiego, mój tato oficjalnie został przyjęty do wojska polskiego w styczniu 1919r. był już żołnierzem – legnionistą z pięcioletnim stażem a miał zaledwie 21 lat. i od razu został plutonowym. O szlaku bojowym mojego taty pisałam już na blogu także nie będę dublować tematu. Wpis nosi tytuł – Szlak bojowy taty wg dokumentów, są to wpisy z 6, 7, i 8 grudnia 2017 r.

To byłoby na tyle. NARA !

Niby nic, a jednak…

…to są po prostu nasze sprawy codzienne… Dyrekcja w ramach dbania o swoich podopiecznych wymyśliła, że w kuchence oddziałowej umieści lodówkę. Śmiech na sali, to już było i nie zdało egzaminu. Kto cokolwiek włoży do lodówki ogólnodostępnej. Przecież jeśli ona jest ogólnodostępna to można będzie do niej włożyć ale i z niej wybrać. Szanowna Dyrekcjo, między nami mieszkańcami są ludzie, którzy zbierają resztki z cudzych talerzy a nawet grzebią w śmieciach, to będzie im o wiele prościej sięgnąć po jedzenie z lodówki. Ale co o tym może wiedzieć co dzieje się w dole ten kto siedzi na cokole. I znów mamy dowód, że w takich sprawach decyzyjną rolę powinni mieć mieszkańcy.

A teraz pochwała. Jak wiecie codziennie rano, około godziny 6, 30 wychodzę do atrium żeby poćwiczyć. Kocham poranki. ( Dla mnie dzień teraz trwa do godziny 14, później schodzi ze mnie powietrze ). I ostatnio zawsze byłam zdziwiona, że w atrium jest czysto, aż wreszcie wiem dlaczego – to nasz nowy narybek pracowniczy o dziwo lubi pracować. Szkoda, że jest to pan z programu interwencyjnego, czyli, że popracuje u nas pół roku i pójdzie. Było wiele takich osób, bo są to ludzie którym nasza dyrekcja nie płaci, ludzie ci wiedząc, że przyszli tylko na pół roku wymigiwali się od pracy, albo chowali się gdzieś w zakamarkach żeby nikt ich nie widział, albo też snuli się aż mdliło na nich patrząc. A tu szok Przemek już o godzinie 6, 50 pracuje, coś przykręci, coś postawi na miejsce i oczywiście posprząta. Pytam go – od której godziny pracujesz? Od siódmej, odpowiada. Jest dopiero za dziesięć minut siódma a ty na całego zajęty pracą. Zdążyłeś się przebrać i pracujesz. A u nas są pracownicy, którzy żeby zacząć pracę muszą mieć ponad godzinę na przebranie się i zjedzenie śniadania. A Przemek odpowiada – śniadanie jem w domu.

Dnia 1 sierpnia cała Polska, a więc my również, czciliśmy dzień wybuchu Powstania Warszawskiego. Wszędzie gdzie się dało rozbrzmiewały ” Zakazane Piosenki ” tylko nie u nas. U nas pracownica własnymi słowami próbowała wprowadzić nas w okres powstańczy. Zaczęła od informacji, że jej dziadek brał udział w Powstaniu Warszawskim. No ale zaznaczyłam, że wszystko opowiadała własnymi słowami tak też własnymi słowami przetłumaczyła znak powstańczy w kształcie kotwicy a w niej litery P W – Polska Walcząca według niej to były litery W P – czyli Wojsko Polskie.Po swoich nieudanych wypowiedziach po prostu włączyła piosenki powstańcze. Były to piosenki do słuchanie nie do śpiewania, nikt ich nie znał a śpiewników nie było. Pytam więc – dlaczego nie przygotowałaś śpiewników, ludzie przyszli żeby pośpiewać. A ona na to – nie mam na to czasu. Znalazłam 25 pieśni i piosenek powstańczych, pani wie ile to trzeba czasu żeby to przepisać. Co, może mam w domu to robić? Moja droga pracujesz tu już ponad 15 lat miałaś mnóstwo czasu na przygotowanie śpiewników na każdą okazję. Z tych twoich 25 piosenek ja wybrałabym 5 i do tego dodałabym piosenki typu: siekiera motyka bimber szklanka w nocy nalot w dzień łapanka. Ach jakie oburzenie wywołałam u pani terapeutki – pani Danusiu, dzisiaj nie można śpiewać co się chce, należy śpiewać wyłącznie powstańcze pieśni. 15 sierpnia to będzie można śpiewać co się chce ale nie dzisiaj.

Takich to mamy pracowników; nie muszą niczego umieć wystarczy pełzać przed zwierzchnikami. Robią całymi latami to samo i ciągle ta robota jest byle jaka. Nie szlifują swoich umiejętności i nikt nie sprawdza czy to co robią przedstawia jakąś wartość.

Chwaliłam szarego pracownika ( Przemka ) a teraz zganię pracę wysokiej rangą – siostry przełożonej. Grafik pracy personelu jej podległego jest ułożony beznadziejnie. Wygląda to tak jakby wszyscy musieli mieć urlop w lipcu i w sierpniu. W tych miesiącach a jeszcze w sobotę i niedzielę to możesz ze świecą szukać opiekunek, jedna opiekunka przypada na około 50 osób. Z pielęgniarkami jest jeszcze gorzej. Pamiętacie jak pisałam kiedyś, że chora nie mogła się dodzwonić do pielęgniarek to zadzwoniła po prostu na Pogotowie. Teraz znów podobna sytuacja z tym, że chory nie mogąc się dodzwonić do pielęgniarek zadzwonił w nocy do swojej przyjaciółki i opiekunki. W piątek rano idę do samochodu żeby pojechać do szpitala na zastrzyk, spotykam panią Grażynkę, właśnie opiekunkę Henia naszego stulatka. Co tu robisz o 8 rano – pytam. Heniuś nie mógł doprosić się pomocy zadzwonił do mnie z prośbą żebym przyszła o godz. 23,00. Grażynka wzięła taksówkę, a mieszka daleko za miastem, no i przyjechała. Brawa dla siostry przełożonej. Jej również nikt nie sprawdza, bo któż by śmiał, a zresztą jej już można nagwizdać w butonierkę, jest emerytką, i choć byle jak pracującą to ciągle nie zastąpioną ( znajomości ).

Ponieważ z dnia na dzień przybywa, i to znacznie czytelników mojego bloga to ja za każdym wpisem będę robiła dopisek :

P S. Żeby dobrze zrozumieć sens mojego bloga bardzo proszę zacznij czytać od początku. Znajdź kalendarz i zacznij od marca 2017 r.

To byłoby na tyle – NARA!!

„Sen nocy letniej „.

Sen niestety nie był miły dla osoby śniącej. Śniła go pracownica a dotyczył mnie, tak więc ta śniąca chciała mi go opowiedzieć ale bała się , bo według niej to było coś bardzo tragicznego. Wreszcie po kilku dniach odważyła się żeby mi go opowiedzieć w kilku słowach. Pani Danusiu ja przepraszam – mówi śniąca, ale moim zdaniem ten sen jest przestrogą dla pani dlatego muszę go pani opowiedzieć. Boję się nawet tego co pani usłyszy – mówi. Wal śmiało, strachliwa nie jestem. Śniąca opowiada – był wypadek drogowy któremu pani uległa. Zobaczyłam panią leżącą na ulicy w ogromnej kałuży krwi i nagle usłyszałam czyjś głos – nareszcie zdechła. Mówiąca zamilkła. I to wszystko – pytam. Otóż kochanie ten sen ty przyśniłaś tak więc on dotyczy ciebie nie mnie. Głos który usłyszałaś to są twoje wyrzuty sumienia, bo mam nadzieję, że je masz; – mam odpowiedziała. Jeśli masz wyrzuty sumienia to i jakąś przyzwoitość masz. Według mnie byłaś w 100% oddana tym co życzą mi żebym zdechła, to było widać po twoim zachowaniu chociaż udawałaś bardzo miłą. Dla mnie to żadna nowina, że marzeniem dyrekcji jest właśnie to żebym zdechła. Robią wszystko żeby to się stało ale nie wiedzą, że ja jestem pod szczególną ochroną NAJWYŻSZEGO. Myślę, że przekonały się o tym nie raz choć ciągle nie przyjmują tego do wiadomości np. nic nie wskórały dobijając mnie po moim udarze, czy robiąc wszystko żebym właśnie zdechła podczas covidu, wówczas to te pełzające robaczki byłyby przed sobą usprawiedliwione. Poprzednia dyrektorka całymi latami była pewna siebie, no bo kto by się bał takiej niecnoty jaką jestem ja. A uprzedzałam – idziesz na wojnę z mrówką, to jeśli chcesz wygrać traktuj ją jak lwa. Wiem, że odważni żyją krócej, ale tchórze nie żyją w ogóle, a stworzony żeby pełzać ( to właśnie ich poplecznik ) latać nie będzie nigdy; ale wracając do snu to on oznacza, że spotka cię wielka miłość, bo przecież krew jest czerwona a czerwień to kolor miłości. Ponieważ była to moja krew to znaczyłoby, że pokocha cię jakiś mój krewny. Chyba jakiś dalszy bo jakoś nie przypominam sobie żeby był w mojej rodzinie ktoś wolny do odstrzału. Chociaż z miłością bywa bardzo różnie. Życzę ci ognistej miłości, bo to jest dopiero miłość, wiem co mówię.

Kiedyś, przed laty pisałam teksty do piosenek, pozwolę sobie napisać jeden z tych tekstów który przeznaczony był dla zespołu osiemnastolatków a teraz dedykuję go mojej śniącej bo mimo, że jest starsza to na miłość ciągle czeka.

Czekanie na miłość.

Przyjdź, już czekam, wybiegnę na przeciw, czyś z bliska czy z daleka, czekam, czekam, czekam. Inni cię znają ja jeszcze nie, inni cię mają, ja tylko śnię.

Podobno czułość, podobno tkliwość, i delikatność, wieczna szczęśliwość, podobno spalasz, podobno niszczysz, w popiół zamieniasz, zostawiasz zgliszcza…

A jednak przyjdź już czekam, wybiegnę na przeciw czyś z bliska czy z daleka, czekam, czekam, czekam.

Życzę spełnienia marzeń to może wówczas zaczniesz nie tylko latać ale i fruwać nad ziemią, wszak miłość czyni cuda i w uniesieniu wypowiesz słowa – „Jeśli śnię, nie budźcie mnie. Jeśli nie śpię, nie dajcie mi zasnąć”.

Rozmarzyłam się niemiłosiernie, ale kończyć trzeba – NARA!

PS. Wpis wysyłam już w czwartek ponieważ w piątek od rana będę w szpitalu oczekiwała na zastrzyk w oko. Po zastrzyku będę bardzo cierpiąca a w sobotę będę zamglona, wszystko będzie za mgłą i będę bardzo słabo widziała. Przez kilka dni, po zastrzyku wszystko jest za mgłą.