Ćwierkający wrzask.

Jak wiecie codziennie raniutko wychodzę do atrium żeby sobie poćwiczyć w cichości i na świeżym powietrzu, oddychając pełną piersią. Za każdym razem, jak tylko przekroczę próg dzielący budynek od ogrodu, słyszę ptasi wrzask. Aż trudno uwierzyć, że może być aż tak głośno od ptasiego ćwierkania, zwłaszcza, że w tym roku, zupełnie nie wiem dlaczego, w atrium są tylko maleńkie ptaszki, takie ciupeczki mniejsze od wróbelków, (to raniuszki sprawdziłam w internecie) a wrzeszczą jakby ich tam było setki. Jeszcze dziwniejsze w tym wszystkim jest to, że jak tylko przekroczę owy próg wrzask cichnie jak ręką uciął. To takie – ciach i jest cichutko. No czyżby te ptaszynki bały się mnie, no bo przez całe 40 minut jak jestem w atrium jest cisza jak makiem zasiał. Mnie się nie boi żaden zwierzak, kocham wszystko i co skacze i co fruwa. Muszę odkryć tę tajemnicę, dlaczego te świergotki cichną na mój widok. Zaczęłam przychodzić do atrium coraz wcześniej i po kilku dniach sprawa się wyjaśniła, ” one mają ustawione zegarki na godzinę 6, 30 , o której musi być koniec harców „. Oczywiście żartuję, ale codziennie o godz. 6. 30 ptasi wrzask milknie. Chciałam napisać koncert nie wrzask, ale to nie jest koncert, to taka kakofonia, mieszanina dźwięków, która kończy się co do sekundy o godzinie 6. 30.

. Idąc korytarzami naszego Domu o tak wczesnej porze, zauważyłam, że Pani Dyrektor również po nich błądzi. Czyżby chciała sprawdzić czy słusznie lituję się nad trudem pracy opiekunów, pokojowych i pracowników kuchni, którzy już od godziny 6 rano zasuwają nie pracują. O tej porze wszyscy bardzo intensywnie pracują; przerwę, jeśli mogą sobie na nią pozwolić, robią dopiero o godzinie 11, czyli po 5 godzinach pracy a ci którzy pracę rozpoczynają o godzinie 7.30, jeśli się nie spóźnią, zasiadają do stołu biesiadno – śniadaniowego już o godzinie 8. Czy nie mogliby zjeść śniadanie w domu i dopiero wybrać się do pracy? Po co przychodzą na godzinę 7.30, po to żeby zjeść śniadanie a potem po nim pozmywać i posprzątać – dyrektorska rozrzutność zezwalająca na taką fanaberię. Przykro mi, ale jeśli mi się coś nie podoba to wytykam to bez względu na stosunki łączące mnie z osobnikami o których piszę; a rozpoczęcie pracy od śniadania denerwuje mnie bardzo. Chociaż dzisiaj zauważyłam, że panie przychodzące do pracy na 7.30 i pracujące w ciągu dnia zaledwie 3 godz. 15 min. zaczęły pomagać innym pracownikom – wywoziły z sali gimnastycznej mieszkańców jeżdżących na wózkach. Dobre i to, a zauważyłam to ponieważ byłam w tym czasie w sali widowiskowej na – nie wiem na czym – z ogłoszenia wynikało, że miała to być prezentacja czegoś tam i wspólne śpiewanie zorganizowane przez pracownika, tak było napisane. Ponieważ tym pracownikiem był pan który już prowadził podobne spotkanie i tamto spotkanie podobało mi się, więc wybrałam się i tym razem. I co? I wtopa. Ekran był nawet przygotowany do wyświetleń czegoś czego nie było. Sala przygotowana do oglądania i wspólnego śpiewania a tu nic z tych rzeczy. Pan pobrzdąkał na gitarze nucąc dla siebie tylko znane piosenki, nadające się wyłącznie do słuchania w klubo-kawiarni, czyli bez widowni i specjalnego zainteresowania. W klubo- kawiarni bywalcy zachowują się swobodnie : jedni prowadzą dyskurs, inni grają w karty, inni po prostu sobie rozmawiają, a jeszcze ktoś inny brzdąka sobie na gitarze i nuci, na zasadzie, chcecie to słuchajcie. I właśnie to co było nam przedstawione miało taki charakter dowolności. Wprawdzie u nas nikt nie rozmawiał ale za to kilka osób spało. Przekonałam się, że nie mogę przed Panią Dyrektor chwalić wykonawców. Jak tylko poprzednio pochwaliłam to natychmiast usłyszałam, że w związku z tym Pan X będzie występował. Kiedyś pochwaliłam chór Uniwersytetu III Wieku, to po jakimś czasie chór wystąpił u nas z tej samej okazji, a jak z tej samej okazji to i z tym samym repertuarem, przecież to chór, jeden utwór ćwiczą przez kilka miesięcy. Żeby dać godzinny koncert muszą sięgać do znanego repertuaru i jak dla mnie to wtopa.

Muszę jednak też pochwalić, naszą dyrekcję, że wreszcie korzystamy z taniej apteki. Wprawdzie po wieloletniej walce toczonej przeze mnie, po której już zrezygnowałam z nadziei, że może być lepiej – a tu jednak. Cieszy mnie to bardzo bo to zbiegło się z czasem, kiedy to ja już samodzielnie do miasta nie chodzę, tak więc spokojnie leki i wszelkie suplementy kupuję w naszej nowej aptece. DZIĘKUJĘ w imieniu wszystkich mieszkańców.

T byłoby na tyle – NARA !